Quantcast
Channel: Aleszuma, Autor w serwisie 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego.
Viewing all 975 articles
Browse latest View live

CMENTARZ OBROŃCÓW LWOWA BEZ SYMBOLI NARODOWYCH – LWÓW

$
0
0

UKRAIŃCY NAJPIERW MORDOWALI POLAKÓW, GWAŁCILI POLKI,  GRABILI  NARÓD, TERAZ NISZCZĄ SYMBOLE NEKROPOLII NARODOWEJ –  LWY.

Wpisanie do panteonu ukraińskiej chwały narodowej morderców OUN-UPA rodzi konsekwencje antypolskie. Wpajany Polakom od lat przez polskie elity rządzące mit dobrych stosunków z żydowsko – banderowską Ukrainą zbiera też od lat swoje zatrute owoce. Nie ma na Ukrainie polskości historycznej, są za to cerkwie posadowione przed wiekami “wyłącznie przez Cerkiew prawosławną”, o czym informują reliefy na elewacjach “cerkwi prawosławnych”. Cmentarz Łyczakowski we Lwowie “nigdy nie był polski, zawsze był wyłącznie ukraiński”, o czym zbiry lwowskiej rady miejskiej informują na grobowcach wyłącznie cyrylicą i pokracznymi zdjęciami zmarłych “Ukraińców”. Z kościała św. Marii Magdaleny uczyniono nawet nie cerkiew, lecz filharmonię i zamiast mszy świętej odbywają się tu koncerty z brudnym, nie mytym przez dwudziestolecia, śmierdzącym, obsranym wychodkiem.

Lwowska Rada Narodowa zafundowała “polskim przyjaciołom” następny prezencik, likwidując na kolumnadzie chwały polskiego oręża Cmentarza Obrońców Lwowa historyczne Lwy. Kamienne Lwy zniknęły  z Cmentarza Obrońców Lwowa  jeszcze w 1971 roku, gdy Cmentarz był niszczony przez bandziorów ukraińsko – sowieckich  przy pomocy buldożerów niszczących groby Orląt Lwowskich i kolumnadę pomnika. Odbudowany przez Polskę Cmentarz Obrońców Lwowa, kryjący polskie dzieci broniące w 1918 roku polskości swojego miasta Semper Fidelis w walce o Lwów z ukraińskim motłochem, został ponownie otwarty w 2005 roku po wieloletnich pertraktacjach z władzami ukraińskimi, w konsekwencji Lwy powróciły na swoje miejsce dopiero w dziesięć lat później w 2015 roku, ale pozbawione napisów: “Tobie Polsko” i “Zawsze wierny”. W uznaniu tych “ukraińskich zasług” dla Polski kolejni prezydenci Polski jeżdżą na Ukrainę, klepiąc się po plecach z antypolskim, żydowskim zbirem Walzmanem (pseud. “Petro Poroszenko”). “Przezacna” telewizja TVP-Info nawet nie wspomniała o polskim święcie 22 listopada 2018 roku w 100-lecie Obrony Lwowa. Za to wybuchły kolejne awantury w “Studio Polska” wywołane przez Magdalenę Ogórek – komunistyczną prezenterką TVP – kandydatkę post – komunistów na urząd prezydenta RP oraz przez Jacka Łęskiego, jej pomagiera, byłego dziennikarza żydowskiej “Gazety Wyborczej”, żonatego z banderówką Ukrainką o wyrzuciły Panu Bogu winnego Adama Słomkę z programu “Studio Polska” zabraniając mu następnych wejść.

Pan prezydent RP Andrzej Duda nawet nie wspomniał o bohaterskim 22 listopada 1918 roku i nie odwiedził Cmentarza Obrońców Lwowa w tym Świętym dla Polaków Dniu., nie złożył też kwiatów na mogiłach Orląt Lwowskich, zapewne nie chcąc narażać się Walzmanowi.

W programie “W tylewizji ekstra” oczywiście również nie wspomniano o 22 listopada 1918 roku, nie przypomniano chwały Orląt Lwowskich, tylko milutką piękną buzią Magdaleny Ogórek wychwalano w 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości  podłą książkę Rafała Ziemkiewicza “Złowrogi cień Marszałka”. Pan Ziemkiewicz powinien się zapaść pod ziemię w 100-lecie niepodległości zapewne nie swojej ojczyzny.

BANDERYZM WSPÓŁCZESNY

 Pierwszym współczesnym aktem walki z lwami na Cmentarzu Obrońców Lwowa było w roku 2016 zasłonięcie ich płytami o mocnej konstrukcji, w celu zniszczenia polskich symboli walki z napastnikami ukraińskimi w 1918 roku .I tak niszczy sie polską tradycję niepodległościową, zastępując ją “polską okupacją niepodległej Ukrainy”. Perfidia żydowskiej Ukrainy jest znacząca, gdyż dewastacja Kolumnady nastąpiła w przeddzień 1 listopada w uroczystość Wszystkich Świętych, podczas gdy Polacy zwiedzają Cmentarz Obrońców Lwowa modląc się za polskie dzieci poległe w obronie Lwowa.

Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej w osobie prezesa Wołodymyra Wiatrowycza uważa, że obecność Lwów na Cmentarzu Obrońców Lwowa jest prowokacją.

A co uważa pan prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda?

 Opracował Aleksander Szumański , świadek historii – dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 – 2014, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.

Kombatant – Osoba Represjonowana – zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621

 

 

 

 

 

 

The post CMENTARZ OBROŃCÓW LWOWA BEZ SYMBOLI NARODOWYCH – LWÓW appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..


LWOWSKI I KRAKOWSKI PROCES RITY GORGONOWEJ. KTO ZAMORDOWAŁ LUSIĘ ZAREMBIANKĘ?

$
0
0

KTO ZAMORDOWAŁ LUSIĘ ZAREMBIANKĘ?

LWOWSKI I KRAKOWSKI PROCES RITY GORGONOWEJ

W lwowskim Sądzie Okręgowym w maju 1932 roku rozpoczął się słynny proces Rity Gorgonowej oskarżonej o zamordowanie swojej wychowanki Lusi Zarembianki.

Rita Gorgonowa z pochodzenia była Serbką, bądź Chorwatką, urodzoną w Dalmacji, w ówczesnym Cesarstwie Austro-Węgierskim. Jej ojciec był lekarzem, zmarł przed jej narodzinami; jej matka powtórnie wyszła za mąż, a ona sama od czwartego roku życia wychowywała się poza domem rodzinnym (najpierw u krewnych, potem w sierocińcu). W wieku 15 lat Margerita de domo Ilić wyszła za mąż za porucznika Armii Austro-Węgier Erwina Gorgona, po czym w 1917 roku urodziła ich syna i zamieszkała u rodziców męża we Lwowie. W 1921 r. Erwin Gorgon wyjechał szukać pracy do Ameryki, a wkrótce Margerita (Rita) Gorgon popadła w konflikt ze szwagrami, oskarżającymi ją, zresztą niesłusznie, o niemoralne prowadzenie się i została zmuszona do wyprowadzenia się, pozostawiając syna na wychowaniu teściów. Początkowo pozostawała bez pracy, później uczęszczała na kurs pielęgniarski i zarabiała opieką nad dziećmi. Według relacji, była piękną kobietą.

Rita Gorgonowa, właśc. Emilia Margerita (Małgorzata) Gorgon, z domu Ilić (ur. 7 marca 1901 w Oćestowie koło Knina w Dalmacji, ówcześnie Austro-Węgry, zm. po 1939) – guwernantka, skazana w jednym z najgłośniejszych procesów Polski międzywojennej XX w. za zabójstwo 30 grudnia 1931 Elżbiety (Lusi) Zaremby, córki lwowskiego architekta Henryka Zaremby, któremu prowadziła dom. Zabójstwo, a następnie proces poszlakowy były szeroko komentowane i uznane za „najgłośniejszy proces sądowy II Rzeczypospolitej”. W latach 1932–1934 sprawą żyła cała opinia publiczna. Rita Gorgonowa miała syna oraz córki Romanę (ur. 1928) i Ewę (zwaną Kropelką – urodzoną 20 września 1932 jako druga córka.

ZBRODNIA GORGONOWEJ?

W 1924 roku Rita Gorgonowa przyjęła posadę guwernantki u 41-letniego wówczas lwowskiego architekta Henryka Zaremby i zamieszkała w jego willi, w Łączkach koło Brzuchowic pod Lwowem. Henryk Zaremba rozstał się wcześniej bez formalnego rozwodu z żoną, która od 1923 cierpiała na schizofrenię paranoidalną i przebywała w lwowskim zakładzie zamkniętym dla chorych psychicznie w Kulparkowie. Mieli wspólnie z żoną dwoje dzieci – Elżbietę (Lusię) ur. w 1914 i Stanisława (Stasia) ur. w 1917. Oprócz opieki nad dziećmi, z którymi stosunki układały się początkowo dobrze, Gorgonowa zajmowała się nadzorem nad prowadzeniem domu, w którym Henryk Zaremba przebywał jedynie co pewien czas. Po około roku, pomiędzy Gorgonową a Henrykiem Zarembą nawiązał się romans, po czym pozostawali w konkubinacie, z którego urodziła się w 1928 roku córka Romana. Sformalizowanie tej relacji nie było możliwe, gdyż oboje pozostawali oficjalnie w swoich związkach małżeńskich (ponadto sama Gorgonowa wolała związek bez zobowiązań). Nie mogąc nazywać Rity żoną, Zaremba przedstawiał ją jako „swoją panią” – wiele osób myślało, że w istocie są oni małżeństwem. Bliskie stosunki Gorgonowej z Zarembą stały się prawdopodobnie przyczyną konfliktu i awantur z jego dorastającą córką Elżbietą(Lusią). Skutkowało to także pogarszaniem stosunków pomiędzy Gorgonową a Zarembą, który zdecydował zamieszkać na stałe z dziećmi w mieszkaniu lwowskim od 1 stycznia 1932 roku.

W nocy z 30 na 31 grudnia 1931roku doszło do zabójstwa śpiącej w łóżku Elżbiety (Lusi), która tego dnia przyjechała ze Lwowa. Zbrodnia została dokonana przez uderzenia jej w głowę tępym narzędziem. Poniosła śmierć na miejscu. Narzędziem był najprawdopodobniej żelazny dżagan (kilof) do rozbijania lodu, który następnie odnaleziono w basenie na tyłach domu. Zbrodnię odkrył w nocy Staś Zaremba, którego obudził skowyt psa, po czym zaalarmował domowników. Przybiegł inżynier Zaremba w piżamie, a za nim Gorgonowa w futrze. Sprowadzono od razu lekarza, dr. Ludwika Csalę, a następnie wachmistrza żandarmerii nazwiskiem Trela, który dokonał pierwszych oględzin (dom Zarembów sąsiadował z posterunkiem żandarmerii, podczas gdy najbliższa placówka policji znajdowała się dwa kilometry dalej – stąd też na miejscu zbrodni zjawił się żandarm, a nie bardziej kompetentny w takich sprawach policjant.

Poszlaki wskazywały najsilniej na Gorgonową, która została szybko aresztowana. Sześć tygodni w areszcie spędził też Henryk Zaremba, podejrzewany początkowo o współudział i pomoc w ukrywaniu. Podejrzewano też, że mógł to zrobić ogrodnik Zarembów, albo chłopak, który podkochiwał się w Lusi bez wzajemności .

Grób Lusi Zarembianki znajduje się na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie

Rita Gorgonowa konsekwentnie nie przyznawała się do zabójstwa. W toku postępowania ustalono na podstawie poszlak najbardziej prawdopodobną wersję wydarzeń. Ustalono, że zbrodni dokonał ktoś z domowników, gdyż nie odnaleziono śladów na śniegu po obu stronach ogrodzenia, ani na parapecie okna, a otwarta część okna była za mała, jak też brak było śladów włamania na drzwiach. Nadto, pies Lux – „mieszaniec wilczura z dobermanem”, nie szczekał. Według wersji przyjętej w śledztwie, Gorgonowa przeszła w nocy ze swojego pokoju przez hall do pokoju Lusi i zabiła ją uderzeniami dżagana. Upozorowała wtargnięcie sprawcy przez okno w pokoju, otwierając je, ponadto upozorowała gwałt, dokonując penetracji pochwy Lusi palcem. Biegłym sądowym w ponownym procesie (krakowskim) był prof. Jan Stanisław Olbrycht.

Według ustaleń prokuratury Gorgonowa otworzyła następnie drzwi werandy w celu upozorowania ucieczki sprawcy i tam natknęła się na psa Luxa, którego uderzyła w łeb. Pies zaskowyczał, co obudziło Stasia Zarembę, który spał w jadalni. Zobaczył on wówczas sylwetkę w kącie hallu, koło choinki, którą podczas procesu zidentyfikował jako Gorgonową w futrze. Nie mogąc dostać się z powrotem do swojej sypialni przez jadalnię, Gorgonowa miała uciec przez frontowe drzwi. Dostając się do sypialni, stłukła szybę w małej werandzie w celu otwarcia drzwi od środka i przy tym skaleczyła się w rękę. Kiedy Staś podniósł alarm, wyszła z sypialni i dołączyła do domowników. Ponieważ po zabójstwie ze zdenerwowania oddała kał, stojąc w hallu przy ścianie (w rzeczywistości kał był najprawdopodobniej psi), brudząc koszulę nocną, zmieniła ją po krótkim czasie na świeżą białą, a tamtą spaliła w piecu. Doktor Csala jednak zapamiętał, że początkowo Gorgonowa była w seledynowej koszuli nocnej pod futrem. Ponadto w opinii policjantów biała koszula była zbyt świeża, by Gorgonowa mogła w niej spać w nocy.

Wychodząc kilka razy z domu po wodę, do domu ogrodnika Kamińskiego i po lekarza, miała możliwość wyrzucenia dżagana do basenu, gubiąc przy tym świecę. Ponadto w piwnicy odkryto mokrą chusteczkę do nosa Gorgonowej, ze śladami prania krwi. Ślady krwi stwierdzono także na futrze Gorgonowej. Krew denatki należała do grupy A, krew Gorgonowej należała do grupy 0. Czynnik A wykryto zarówno na chusteczce, jak i na futrze. Ustalenia ekspertów sądowych w tej kwestii podważał prof. Ludwik Hirszfeld, odkrywca dziedziczenia grupy krwi. Henryk Zaremba przyznał w trakcie śledztwa, że kochanka zapowiadała w złości, że zabije jego, dzieci i samą siebie.

Pogrzeb Elżbiety Zaremby odbył się 5 stycznia 1932 na lwowskim Cmentarzu Łyczakowskim. Aresztowani Zaremba i Gorgonowa nie wzięli w nim udziału, uczynił to natomiast Staś.

Wychodzące we Lwowie „Słowo Polskie” 25 kwietnia 1932 roku wydaniem specjalnym rozpoczęło reportaż z rozprawy sądowej, która do 14 maja tegoż roku przykuła uwagę nie tylko mieszkańców Lwowa, ale i całej Polski – poświęconej sprawie Rity Gorgonowej.

Na rozprawę sprzedawano specjalne bilety wstępu, ponieważ sala sądowa nie była w stanie pomieścić wszystkich chętnych. Ci, którzy nie mieli szczęścia, aby dostać się na salę sądową, tłumnie oblegali gmach sądu przy ul. Batorego i swe wiadomości o przebiegu przewodu czerpali z lwowskiej prasy. Wszystkie dzienniki poświęcały temu wydarzeniu na swych łamach wiele miejsca. Przodował w tym dziennik “Słowo Polskie”, który podawał prawie stenograficzny reportaż z rozprawy, dodając wiele interesujących faktów do śledztwa, ale nie odpowiadając jednoznacznie czy sprawczynią mordu była Rita Gorgonowa. Pomimo wszystko w tych warunkach zapaść miał tylko jeden wyrok – winna.

PROCES GORGONOWEJ

Przed bramą Sądu Okręgowego ruch, w budynku sądowym ścisk. O godzinie wpół do 9-tej rano, a więc na pół godziny przed rozpoczęciem rozprawy, szerokie schody sądowe są aż do I. piętra zapełnione tłumem ludzi, w 90. procentach wytwornie ubranych kobiet, stojących cierpliwie i potulnie, niczym batalion skazańców. Na twarzach rumieńce, oczy błyszczą. To ciekawość ludzka czeka na żer.

AKT OSKARŻENIA

Tymczasowo aresztowaną Emilję Margaritę dwojga imion Gorgonową, córkę Jana Ilica i Johanny, urodzoną 7 marca 1901 w Ociestowie (Jugosławia) narodowości polskiej, państwowo przynależną do Polski, zamężną, matkę Romany, zamieszkałą w Łączkach ad Rzęsna Polska, piśmienną, religii grecko-katolickiej, oskarżam o to: że w nocy z 30 na 31 grudnia 1931 roku w Łączkach ad Rzęsna Polska w zamiarze zabicia Elżbiety Zaremba w taki zdradziecko-podstępny sposób przeciw niej działała, że skutkiem tego śmierć tej ostatniej nastąpiła. Czynem powyższym dopuściła się zbrodni skrytobójczego morderstwa… – odczytywał formułki prawnicze prokurator Alfred Laniewski.

UZASADNIENIE

Lwowski architekt, Henryk Zaremba, miał chorą umysłowo żonę(schizofrenia paranoidalna), którą z tego powodu w roku 1923 umieszczono w Zakładzie dla umysłowo-chorych w Kulparkowie. Zaremba pozostawszy sam z dwojgiem nieletnich dzieci, a to około 6-letnim synem Stanisławem i około 9-letnią córką Elżbietą, postanowił wziąć do swojego domu kobietę, która zajęła by  się gospodarstwem domowym, a zarazem wychowaniem jego dzieci. Wtedy to napotkał oskarżoną Emilję Gorgonową, którą też w tym charakterze do siebie zaangażował.

Gorgonowa była zamężną z lwowianinem, Erwinem Gorgonem, który jednak po krótkim czasie trwania związku małżeńskiego opuścił żonę i wyjechał do Ameryki. Gorgonowa była kobietą młodą, dwadzieścia kilka lat liczącą. Po krótkim stosunkowo czasie zaczął się wiązać między Gorgonową a Zarembą romans. Owocem tego romansu była dziewczynka, imieniem Romana.

Dorastające z czasem dzieci Zaremby z jego legalnego małżeństwa, niechętnym okiem patrzyły na stosunek, łączący ich ojca z obcą kobietą, która uzurpując sobie prawa małżonki i gospodyni domu, wyciskała swym despotyzmem piętno na całym ich życiu. Stosunki wzajemne między nią a dziećmi, stawały się coraz gorsze i coraz przykrzejsze. W ten sposób zwolna uczucie Gorgonowej do dzieci, a przede wszystkim do Elżbiety, przerodziło się w nietajoną niczym nienawiść.

ŚWIADEK W PROCESIE JEZIERSKA – SŁUŻĄCA ZAREMBÓW

Stosunek Gorgonowej do śp. Elżbiety Zarembianki.

Oto dorastająca Elżbieta uświadamiała sobie coraz wyraźniej stanowisko Gorgonowej w domu ojca oraz mogące z tego wyniknąć konsekwencje. Widziała, że Gorgonowa dąży wszystkimi siłami do tego, by słabej woli i słabego charakteru Zarembę skłonić do rozwodu z ich matką i do ulegalizowania stosunku z Gorgonową w formie małżeństwa. Zrozumiały sentyment do ciężko chorej i nieszczęśliwej matki, uzasadniona nieufność żywiona do narzuconej opiekunki, powodowały, że aż nazbyt często Elżbieta czyniła ojcu odpowiednie przedstawienia. O tym wszystkim wiedziała Gorgonowa, co umacniało w niej – słuszne zresztą przekonanie, że Elżbieta Zarembianka jest przeszkodą w takim ukształtowaniu się jej przyszłego życia, jakiego pragnęła.

Henryk Zaremba, kochając bardzo swoje dzieci, a szczególnie swoją córkę, ulegał jej wpływom. Na skutek tych wpływów, jak też na skutek własnego rozumowania, począł skłaniać się do szukania dróg, wiodących do rozwiązania jego stosunku z Gorgonową. Doszło już do tego, że z początkiem grudnia 1931 roku wynajął  nowe mieszkanie przy ul. Potockiego we Lwowie z myślą aby w nim zamieszkać wraz z dziećmi, ale bez Gorgonowej.

ZEZNANIA HENRYKA ZAREMBY

Henryk Zaremba zeznał, że od chwili, kiedy Gorgonowa zaszła z nim w ciążę, datuje się silny rozdźwięk między nią a Lusią. Stosunki między nimi doznawały czasami takiego naprężenia, iż był nawet zmuszony wysłać Lusię na pewien czas do Szwajcarii, gdzie ją oddał do Zakładu wychowawczego.

Stanisław Zaremba zeznał też, że z opowiadania swej siostry Elżbiety, wiedział o tym, iż oskarżona Gorgonowa groziła jej nieraz pozbawieniem życia, a siostra stale też była w obawie przed zemstą oskarżonej. Inni świadkowie zeznali również, że Gorgonowa przeklinała stale Lusię, twierdząc, że ona jest przyczyną jej nieszczęścia i że dobrze by było, gdyby jej nie było na świecie.

NOC ZBRODNI

Dzień 1 stycznia 1932 roku, miał być dniem przełomowym w stosunku między Zarembą a oskarżoną. W tym  dniu miała nastąpić przeprowadzka do nowego mieszkania, do którego nie miała już więcej wejść oskarżona. Miała nim zawładnąć bezpowrotnie ta, która w przekonaniu oskarżonej wykopała przepaść pomiędzy nią a Henrykiem Zarembą, ta która z długoletniej walki o pierwszeństwo w domu i o osobę Zaremby wyszła zwycięsko.

Jak już wiadomo, Zaremba posiadał w Łączkach, przylegających z jednej strony do Rzęsny Polskiej, a z drugiej do Brzuchowiic, willę. Do tej willi na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia w roku 1931, zjechała cała rodzina, więc Zaremba, oskarżona i dzieci. Elżbieta dzień w dzień wyjeżdżała do Lwowa, by dokończyć robót związanych z przeprowadzką do nowego mieszkania. Tak było i w dniu 30 grudnia.

I tej właśnie nocy, po godzinie 24.00 zaalarmowane zostało otoczenie willi Zaremby wiadomością, że Elżbieta(Lusia) Zarembianka została zamordowana.

W pierwszej chwili rzucił Henryk Zaremba przypuszczenie, że jakiś napastnik widocznie wtargnął do willi i dokonał tego czynu. Przeprowadzono w tym kierunku skrupulatne badania, dały one jednak wynik zupełnie negatywny. I tak przeprowadzone oględziny miejsca czynu stwierdziły, że na drzwiach tak wewnętrznych jak i zewnętrznych werandy, wiodącej do wili nie ma żadnych śladów uszkodzenia. Żadnych takich śladów nie było też na parapecie okna.

W samym zaś pokoju denatki nie było śladów ani śniegu, ani pozostałej po nim wody, co musiałoby chyba pozostać po sprawcy, który by wtargnął w śnieżysty czas do wnętrza. Ustalono więc, że sprawca musiał znajdować się w obrębie willi. Czynu dokonać mógł tylko ktoś z domowników.

ZEZNANIA STANISŁAWA ZAREMBY

Opowiedział Stanisław Zaremba prowadzącym dochodzenia funkcjonariuszom policji, że owej nocy zbudził go nagle skowyt psa. Zaciekawiony wyjrzał przez okno, a gdy psa nigdzie nie zauważył, zawołał instynktownie swoją siostrę. Gdy nie doszła do niego żadna odpowiedź, zerwał się z łóżka i wyjrzał przez szklane drzwi, wiodące z jadalnego pokoju w którym spał, do małego przyległego pokoiku, w którym stała ozdobiona

choinka. Wtedy to zauważył przy padającym od śniegu blasku postać kobiecą, w której w pierwszym momencie dopatrywał się swojej siostry. Wnet jednak zorientował się, że to nie ona. Wtedy przyjrzawszy się dokładnie, rozpoznał w tej postaci oskarżoną Gorgonową.

Tknięty jakimś złym przeczuciem wbiegł Stanisław Zaremba do pokoju siostry, gdzie oczom jego przedstawił się straszny widok. Głowa siostry zalana była krwią. Z krzykiem wbiegł do jadalni, skąd prowadziły drzwi do pokoju, w którym spała Gorgonowa.

Zaremba wraz z synem pospieszyli do pokoju Lusi, usiłując ją ratować. Tuż za nimi zjawiła się ubrana w futro oskarżona. Przybył wkrótce na miejsce dr. Csala i stwierdził śmierć. Przeprowadzone później oględziny stwierdziły, że śmierć denatki zadana została szeregiem uderzeń w głowę narzędziem twardym, które spowodowały pęknięcie czaszki.

TRAGICZNA NOC W OPISIE GORGONOWEJ

W pierwszy dzień po świętach pojechali do Lwowa Zaremba i Lusia, on do biura, ona dla dopilnowania przeprowadzki. Ja zostałam w domu ze Stasiem i Romą.

Zaremba przyjechał do domu o godz. ok. godz. 3.00, a Lusia ok. godz. 8.00. Po Lusię na dworzec wyszedł Staś i wrócili razem do domu. Gorgonowa czytała w jadalni książkę, Zaremba czytał gazetę, czy też bawił się z Romą. Lusia po powrocie zjadła obiad w jadalni.

Po jakimś czasie podano kolację. Przy kolacji rozmawiano o przeprowadzce. Kiedy przyszła pora spoczynku, mała Roma nie chciała iść spać z matką, ale „z tatusiem”. Lusia zaproponowała jej, by z nią poszła, ale oskarżona nie przystała na to, gdyż dziecko nigdy z nią nie sypiało. Następnie Gorgonowa poszła sama do swego pokoju, położyła się do łóżka i czytała książkę przy lampie. Za chwilę udał się do swego pokoju Zaremba. Lusia i Staś, udając się do siebie, wstąpili jak zwykle do pokoju ojca „na dobranoc”.

Zaremba, idąc do swego pokoju, przeszedł przez pokój Gorgonowej, później do niej nie przychodził. Drzwi do niego były stale otwarte.

Po paru godzinach wszystkich obudził krzyk Stasia: „Lusię zabili, Lusię zamordowali!”

Oskarżona zerwała się z łóżka i pobiegła do drzwi jadalni w nocnej koszuli. – Owiało mnie zimno, więc wróciłam, wzięłam brązowe futro z fotela, który stał koło łóżka, i pierwsza otworzyłam drzwi. Staś wpadł z krzykiem do pokoju ojca. Zaremba wypadł bosy, w koszuli, ze świecą w ręku. W pokoju Lusi i jadalni było ciemno. Weszliśmy razem do pokoju Lusi. W pokoju zobaczyłam na łóżku Lusię, oblaną krwią – zeznała Gorgonowa.

Następnie zeznała, jak chodziła do stróża, potem do dr. Csali i na policję.

WAŻNE POSZLAKI

W dalszym ciągu przesłuchania oskarżonej przewodniczący przeszedł do poszlaków zbrodni – przemawiających przeciw Gorgonowej. Starano się wyjaśnić przyczyny zmiany koszuli nocnej koloru seledynowego – w której oskarżoną widzieli Zaremba w łóżku i dr Csala w chwilę po odkryciu zbrodni, na białą, w której zastała ją po przyjściu policja. Dopytywano się o ślady kału w pokoju obok miejsca zbrodni i na ciele oskarżonej. Oskarżoną pytano też o ślady, wiodące do basenu. Osobną kwestię stanowiła jej chusteczka, znaleziona w piwnicy wśród rupieci, tak jakby ukryta, mokra, ze śladami krwi, którą pospiesznie zmyto. Odpowiedzi oskarżonej konfrontowano z jej słowami podanymi w protokole policyjnym.

Prokurator dr Laniewski pytał Gorgonową o jej znajomości z innymi mężczyznami poza Zarembą. Oskarżona przyznała się do kilku. Pytano ją o nieprzyjazny stosunek do Lusi. – Tak zeznają moi wrogowie – odrzekła oskarżona.

W kolejnych dniach zeznawali arch. Henryk Zaremba i jego syn Stanisław, dr. Csala i ogrodnik Józef Kamiński i jego żona Rozalia. Sensacyjnym fragmentem rozprawy było przesłuchanie Antoniego Halemby, który sam zgłosił się do sędziego śledczego, jako świadek, gdyż, jak zeznaje, Gorgonowa namawiała go, ażeby dostarczył dowodów kompromitujących Lusię. Na spotkaniu z oskarżoną i jej towarzyszką dowiedział się, że ta pani chce jakąś młodą dziewczynę „dostać na swoją stronę”, przy tym wyraziła się niemoralnie, co mam z nią zrobić.

Następnie zeznania składali policjanci, którzy pierwsi przybyli na miejsce tragedii, służący u Zaremby i koleżanki Elżbiety Zarembianki. Ich zeznania nie wniosły nowych elementów do rozprawy. Natomiast świadek Edwin Fuks zeznał, że znał Gorgonową z jej pracy w firmie Fuks. Jakiś czas temu przyszła ona do niego i prosiła, żeby oczernił arch. Zarembę rzekomym romansem z niejaką biuralistką Ireną przed jej narzeczonym. Na co świadek nie przystał, nie znając powodów takiego czynu.

Zeznawała też  Irena Kochańska, siostra męża oskarżonej, Erwina Gorgona. Irena Kochańska wyraża się o oskarżonej w samych superlatywach, twierdząc, że była doskonałą żoną i matką. Gorgon wyjechał do Ameryki, tylko dla poszukiwania pracy. Kiedy odwiedzała Gorgonową u Zarembów, zaobserwowała zupełną harmonię pomiędzy nią a dziećmi Zaremby. Gorgonowa chwaliła dzieci, że są grzeczne i nigdy się na nic nie skarżyła. Ostatni raz widziała oskarżaną 8 miesięcy temu.

W dalszej części rozprawy zeznawał biegły dr. Pirgo, który przedstawił orzeczenie o przyczynie śmierci denatki. Sensacją okazały się dane o uszkodzeniu narządów rodnych denatki. W częściach płciowych stwierdzono drobne obrażenia, przedłużające się poza błonę dziewiczą i zakończone jamką w kształcie odcisku paznokcia. Obrażenia te nie miały podbiegnięć krwawych, których brak wskazuje, że zadano je po śmierci, albo też w czasie agonii denatki. Obrażenie części płciowych nastąpiło przez wciśnięcie do pochwy jakiegoś ciała tępego ze znaczną siłą, prawdopodobnie palca lub palców.

Rany zostały zadane w następującej kolejności: najpierw rana po prawej stronie czoła, następnie słabsze uderzenia po lewej, w końcu obrażenie organów płciowych. Rana, która wywołała pęknięcie czaski, była śmiertelna.

Na pytanie obrońcy czy morderstwo dokonane narzędziem tej kategorii, z tą siłą, przy uwzględnieniu tych ran, jakie zostały zadane w połączeniu z obrażeniami części płciowych, jest dziełem mężczyzny czy kobiety? Biegły dr. Pirgo odpowiedział, że na pewno nie da się tego określić, ale raczej dokonane zostało ono przez mężczyznę.

Po wysłuchaniu zeznań świadków i biegłych sąd zarządził przerwę do 14 maja. Tego dnia po wysłuchaniu żarliwych wystąpień prokuratora i obrońcy wszyscy oczekują ogłoszenia wyroku. Wśród grobowej ciszy przewodniczący ławy przysięgłych dr Hofmokl odczytał werdykt, mocą którego sędziowie przysięgli na pytanie czy oskarżona Rita Gorgon jest winna skrytobójczego morderstwa – odpowiedzieli 9 głosami „tak”, 3 głosami – „nie”.

Przez salę przeszedł głośny szmer, na co przewodniczący w energicznej formie zareagował. Trybunał udał się na naradę i po 10 minutach przewodniczący ogłosił wyrok, mocą którego skazano oskarżoną Emilję Margaritę Gorgonową na karę śmierci przez powieszenie.

PRZEWODY SĄDOWE

Pierwszy proces miał miejsce we Lwowie, w dniach 25 kwietnia–14 maja 1932 roku. Przewodniczącym składu sędziowskiego był Jan Antoniewicz, prokuratorem oskarżającym w procesie był Alfred Laniewski, a adwokatem oskarżonej Maurycy Axer. Łącznie adwokatami Rity Gorgonowej byli Maurycy Axer ze Lwowa, Mieczysław Ettinger z Warszawy, Józef Woźniakowski z Krakowa.

Proces był intensywnie dyskutowany w prasie; artykuły w obronie oskarżonej pisały Elga Kern i Stanisława Przybyszewska oraz – podczas procesu krakowskiego – Irena Krzywicka.

Gorgonowa nigdy nie przyznała się do winy. Początkowo została skazana przez Sąd Okręgowy we Lwowie jako sąd przysięgłych po krótkim procesie, 14 maja 1932 roku na karę śmierci, na podstawie prawa pozostałego z austriackiego prawodawstwa z 1852 roku. Po kasacji wyrok został uchylony przez Sąd Najwyższy, z uwagi na naruszenie przepisów postępowania przez odrzucenie wniosków dowodowych obrony i zbyt ogólnikowe określenie czynu przypisanego oskarżonej. W więzieniu Margerita Gorgon urodziła 20 września 1932 roku drugą córkę Ewę, której Zaremba nie uznał (otrzymała nazwisko panieńskie matki) i trafiła do sierocińca. Po ponownym rozpoznaniu sprawy przez Sąd Okręgowy w Krakowie, działający jako sąd przysięgłych, została 29 kwietnia 1933 skazana na osiem lat więzienia, na podstawie przepisów nowo wprowadzonego kodeksu karnego. Sąd uznał że była winna, ale zbrodnię popełniła „pod wpływem ogromnego wzruszenia”. Za okoliczność łagodzącą uznał to, że Lusia nie tolerowała związku ojca i to pod jej wpływem Zaremba zapowiedział, że wkrótce porzuci Gorgonową. Wyrok ten został utrzymany w mocy przez Sąd Najwyższy, który oddalił kasację 23 września 1933 roku. Odbywanie kary Gorgonowa miała zakończyć 24 maja 1940 roku, lecz opuściła więzienie w Fordonie (obecnie w Bydgoszczy) 3 września 1939 roku w wyniku amnestii z powodu wybuchu II Wojny Światowej.

Podczas okupacji mieszkała w Warszawie, Turobinie i Lublinie, wyszła ponownie za mąż (choć brak stosownych śladów w dokumentach). Jej dalsze losy nie są znane, choć z relacji córek wiadomo, że przetrwała wojnę. Według niektórych źródeł do lat 60. XX w. mieszkała na Śląsku, gdzie m.in. w Opolu prowadziła kiosk. Są również relacje, że wyemigrowała do Ameryki Południowej. Cezary Łazarewicz wysunął przypuszczenie, że Gorgonowa została zamordowana w 1946 roku na śląskiej wsi.

W 2014 roku spadkobierczynie Rity Gorgonowej (córka Ewa Ilić i wnuczka Margarita Ilić-Lisowska, mieszkające w woj. zachodniopomorskim) zapowiedziały próbę wznowienia procesu i rewizji wyroku, wskazując na słabość materiału dowodowego w procesie poszlakowym oraz atmosferę linczu w jakiej był wydany wyrok. Adwokatem rodziny jest Michał Olechnowicz.

ROZPRAWA W KRAKOWIE

Jak powyżej wspomniano kolejna rozprawa sądowa odbyła się w Krakowie w 1933 roku. Panowała już wówczas o wiele spokojniejsza atmosfera wokół całego wydarzenia. Po ponownym rozpoznaniu sprawy przez Sąd Okręgowy w Krakowie, działający jako sąd przysięgłych, skazał 29 kwietnia 1933 roku Emilię Mageritę Gorgon na osiem lat więzienia, na podstawie przepisów nowo wprowadzonego kodeksu karnego. Sąd uznał, że popełniła ona zbrodnię „pod wpływem ogromnego wzruszenia”, wywołanego warunkami panującymi w domu Zarembów. Gorgonowa opuściła więzienie kobiece w Bydgoszczy 3 września 1939 roku w wyniku amnestii z powodu wybuchu II Wojny Światowej.

W 2014 roku spadkobierczynie Rity Gorgonowej, córka Ewa i wnuczka Margarita Ilič-Lisowska, zapowiedziały próbę wznowienia procesu i rewizji wyroku, wskazując na słabość materiału dowodowego w procesie poszlakowym oraz atmosferę panująca we Lwowie podczas pierwszego procesu.

– Prawo przewiduje możliwość wznowienia postępowania karnego nawet po śmierci oskarżonego. Muszą jednak pojawić się okoliczności rzucające nowe światło na postępowanie – twierdzi mecenas Michał Olechnowicz, który na zlecenie obu pań będzie usiłował doprowadzić do wznowienia procesu.

Jakie mogą być podstawy rewizji? – Liczymy, że postęp jaki dokonał się w sądowej medycynie i w psychiatrii rzuci nowe światło na proces – mówi Olechnowicz.

Zamierza sprawdzić, czy obrażenia zadane Lusi Zarembiance rzeczywiście mogła zadać kobieta, czy profil psychologiczny Gorgonowej pozwalałby na brutalny mord. Chce też wyjaśnić okoliczności podobnej zbrodni, która kilka tygodni wcześniej wydarzyła się niedaleko miejsca zamordowania Lusi Zarembianki, a o której podczas obu procesów nawet nie wspomniano.

Jeśli uda się zebrać odpowiedni materiał dowodowy, może dojść do rewizji wyroku, jakiego w Polsce jeszcze nie było.

UWAGI WŁASNE

Gdy Lusia Zarembianka została zamordowana ja ukończyłem pierwszy rok życia we Lwowie. Ze Lwowa wyjechałem w wieku 10 lat i pamiętam doskonale rozmowy w naszym lwowskim mieszkaniu  na temat owej zbrodni. W naszym lwowskim mieszkaniu przebywały osoby różnych zawodów, m.in. prawnicy różnych aplikacji, jak również pracownicy tzw. “Dwójki”. Z rozmów prowadzonych a temat zbrodni dokonanej na Lusi Zarembiance nie wynikały jednoznaczne opinie, iż Gorgonowa była sprawczynią tej zbrodni. Był to bez wątpienia proces poszlakowy, a według zasłyszanych przeze mnie opinii prawnych oba sądy (lwowski i krakowski) nie wydały wyroków wiarygodnych. Obydwa uzasadnienia nie odpowiadały przebiegowi wydarzeń. Prokuratorzy i powołani biegli popełnili wiele merytorycznych błędów.

Od roku 2005 bywamy z małżonką corocznie we Lwowie. Zawsze na Cmentarzu Łyczakowskim składamy kwiaty na grobie Lusi Zarembianki.

Przyjaźnimy się z panią mgr inż. Weroniką Kachzą zaangażowaną w opiece nad Cmentarzem Obrońców Lwowa, wykonującą tam również prace fizyczne, jak również dbającą o prawdę o historii miasta Semper Fidelis.

Weronika Kachza posiada dowody prawdziwych sprawców zbrodni dokonanej na kuratorze lwowskim Stanisławie Sobińskim. Stanisław Sobiński został zamordowany uderzeniem noża w plecy na ulicy Zielonej we Lwowie późną nocą przez Romana Szuchewycza (“Tarasa Czuprynkę”) z organizacji ukraińskich nacjonalistów OUN – UPA.

Weronika Kachza posiada również dowody, iż zbrodnię na Lusi Zarembiance popełnił ogrodnik Zarembów Józef Kamiński po zgwałceniu dziewczynki. Dokonanie tej zbrodni wyznał na łożu śmierci.

 

 

 

 

The post LWOWSKI I KRAKOWSKI PROCES RITY GORGONOWEJ. KTO ZAMORDOWAŁ LUSIĘ ZAREMBIANKĘ? appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

ROK BANDERY NA UKRAINIE

$
0
0

 ROK BANDERY NA UKRAINIE

 11 grudnia 2018 roku lwowska rada obwodowa ogłosiła rok 2019 rokiem Stepana Bandery i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) w obwodzie lwowskim. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż była to czysta formalność, ponieważ rok Stepana Bandery w obwodzie lwowski trwa nieprzerwanie od 1991 roku, a na pozostałej części Ukrainy od 2004 roku. Dlatego decyzja lwowskiej rady narodowej ( zdominowanej przez banderowską partię Swoboda – do roku 2004 Narodowo Socjalistyczną Partię Ukrainy – której założycielem był obecny  był m.in. obecny przewodniczący parlamentu ukraińskiego Andrij Parubij oskarżany  o organizowania strzelania do obu stron zamieszek na Majdanie w 2014 roku) niczego nie zmieniła w trwającym od lat na Ukrainie stanie rzeczy.

Bez tej decyzji 1 stycznia 2019 roku tłumy agresywnych młodych

ludzi – nawiązujących do zbrodniczej ideologii banderyzmu, będącego ukraińskim odpowiednikiem hitlerowskiego nazizmu, też wyszłyby na ulice Lwowa, Kijowa i innych miast Ukrainy. Tak się dzieje co roku, a od 2014 roku to już standard. Warto jednak zwrócić uwagę na uzasadnienie decyzji lwowskiej rady obwodowej. Podano w nim, że w 2019 roku przypada 110. rocznica urodzin Stepana Bandery (1 stycznia).   

 oraz 90. rocznica utworzenia Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (3 lutego). W związku z tym rada zobowiązała departament polityki wewnętrznej i informacyjnej oraz departament do spraw narodowości, kultury i religii państwowej administracji obwodu do opracowania i uzgodnienia z nią planu obchodów tych rocznic . Należy przypomnieć, że rok 2018 był w obwodzie lwowskim rokiem Towarzystwa „Proswita” (w okresie międzywojennym infiltrowanego przez OUN), a rok 2017 lwowska rada obwodowa ogłosiła rokiem UPA i Romana Szuchewycza (“Tarasa Czuprynki”), a także rokiem Josifa Slipego – grekokatolickiego biskupa, który 28 kwietnia 1943 roku w Archikatedrze św. Jura we Lwowie, w obecności gubernatora dystryktu galicyjskiego Otto von Wächtera i innych dostojników hitlerowskich, odprawił mszę z okazji utworzenia ukraińskiej dywizji SS „Galizien”.

Tak wygląda polityka historyczna Ukrainy, której wspieranie – co podkreślił w ubiegłym roku minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz – jest priorytetem polskiej racji stanu. „Niepodległa, demokratyczna i stabilna Ukraina jest z polskiego punktu widzenia niezbędnym elementem porządku i bezpieczeństwa europejskiego” – powiedział minister Czaputowicz w swoim wystąpieniu w Sejmie 21 marca 2018 roku. No to przyjrzyjmy się jak ta „demokratyczna” Ukraina wygląda.

Polskiej opinii publicznej od lat podsuwana jest teza, że państwowy kult na Ukrainie OUN, UPA, dywizji Waffen-SS „Galizien” oraz takich postaci jak Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Mykoła Łebedź, czy Dmytro Kłaczkiwśki nie jest podobno antypolski i jest skierowany tylko przeciw Rosji (a nawet jeżeli byłby skierowany tylko przeciw Rosji, to jest to w porządku?). Każdy kto zna historię wie czym był niemiecki nazizm i jego ukraiński odpowiednik w postaci banderowskiego odłamu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i utworzonej przez niego Ukraińskiej Powstańczej Armii. Każdy kto zna historię wie, że OUN działała na terenie Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej, a OUN-B i UPA działały na terenie okupowanych przez Niemcy hitlerowskie ziem wschodnich II RP oraz południowo-wschodnich ziem Polski powojennej. Ich działalność była skierowana wyłącznie przeciw Polsce i narodowi polskiemu.

Nacjonaliści ukraińscy Polskę i Polaków uważali za swojego głównego wroga. Rosję, czyli ZSRR (w ich frazeologii „moskiewską komunę”) w swoich materiałach propagandowych zawsze wymieniali dopiero na trzecim miejscu – po Polakach i Żydach. Depolonizacja „zachodniej Ukrainy” była głównym celem politycznym nacjonalistów ukraińskich, który został zrealizowany przez banderowców metodami ludobójczymi. Jedyne „antyrosyjskie” wystąpienie z ich strony przed 1945 rokiem – nie licząc zabójstwa konsula ZSRR we Lwowie Aleksieja Majłowa w 1933 roku – miało miejsce w 1941 roku, kiedy bataliony „Nachtigall” i „Roland” oraz grupy pochodne OUN wzięły udział agresji hitlerowskiej na ZSRR. Krok ten jednak nacjonaliści ukraińscy wykorzystali wyłącznie do zorganizowania dwóch wielkich pogromów Żydów we Lwowie oraz do współpracy z Niemcami w masowej zagładzie Żydów w latach 1941-1942.

Batalion „Roland” – batalion Wehrmachtu złożony z Ukraińców, w sile 280 żołnierzy, kolaboracyjna formacja wojskowa działająca po stronie III Rzeszy w roku 1941, w okresie II Wojny Światowej. Przez propagandę ukraińską wraz z batalionem „Nachtigall” określany był mianem Drużyn Ukraińskich Nacjonalistów.

Każdy zatem kto zna historię musi być świadomy, że kult OUN i UPA oraz ich twórców i przywódców, budowanie na takim podłożu tożsamości narodowo-państwowej Ukrainy, ma otwarcie i wyłącznie antypolski i antysemicki charakter. Dlatego ogłoszenie przez lwowską radę obwodową roku 2019 rokiem Bandery i OUN spowodowało ostry protest ambasadora Izraela w Kijowie Joela Liona i Światowego Kongresu Żydów. „Nie mogę zrozumieć, w jaki sposób gloryfikacja tych, którzy brali bezpośredni udział w straszliwych antysemickich zbrodniach, pomaga w walce z antysemityzmem i ksenofobią. Ukraina nie powinna zapominać o zbrodniach na ukraińskich Żydach i nie powinna ich upamiętniać poprzez uszanowanie ich sprawców” – napisał w wydanym oświadczeniu ambasador Lion.

Z kolei wiceprezes Światowego Kongresu Żydów Robert Singer oświadczył: „To, że taka postać jak Stepan Bandera – nazistowski kolaborant podczas drugiej wojny światowej, który jest głęboko kontrowersyjny w ukraińskim społeczeństwie i poza nim – będzie upamiętniona w taki sposób, jest głęboko niepokojące”. Dalej stwierdził, że „Ukraina ma obowiązek uznawać akty ludobójstwa, a nie gloryfikować tych, którzy dopuścili się ich lub podżegali do nich, bez względu na ich motywację czy uzasadnienie”. Dwa lata wcześniej prezydent Izraela Re’uwen Riwlin powiedział w ukraińskim parlamencie, że „około 1,5 mln Żydów zginęło na dzisiejszej Ukrainie podczas drugiej wojny światowej w Babim Jarze i wielu innych miejscach. Byli rozstrzeliwani w lasach w pobliżu wąwozów i rowów, grzebani w masowych grobach. Wielu wspólników zbrodni było ukraińskiego pochodzenia. A wśród nich wyróżniali się bojownicy OUN, którzy znęcali się na Żydami, mordowali ich i często wydawali w ręce Niemców”.

A jaka była reakcja strony polskiej? Nie zauważyłem jej. Trzeba w tym miejscu przypomnieć, że główny doradca ministra Czaputowicza ds. wschodnich i najprawdopodobniej główny architekt jego polityki wschodniej – Przemysław Żurawski vel Grajewski – podczas XI Forum Europa-Ukraina w marcu 2018 roku w Rzeszowie pozwolił sobie na stwierdzenie, iż Stepan Bandera „odpowiada osobiście za śmierć tylko jednego Polaka, a także kilku Ukraińców, jednego urzędnika sowieckiego oraz około 300 ukraińskich nacjonalistów z frakcji OUN-M” . W świetle tej wypowiedzi, która nie wymaga szerszego komentarza, można się domyśleć jakie są źródła proukraińskiej i sprzecznej z polską racją stanu polityki obecnego obozu władzy, a także jego poprzedników. Jeżeli doradca w gabinecie politycznym MSZ publicznie powtarza tezy głoszone od dziesięcioleci przez samych banderowców, to chyba powinno być oczywiste kto steruje polską polityką zagraniczną.

Na trzy tygodnie przed ogłoszeniem we Lwowie roku Bandery i OUN kolejny raz przypomniano polskiej opinii publicznej propagandową tezę, że kult banderyzmu nie jest podobno antypolski, tylko antyrosyjski. Uczynił to 19 listopada 2018 roku w wywiadzie dla tygodnika „Wprost” zapomniany już „pomarańczowy” prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko – kawaler Orderu Orła Białego i Krzyża Wielkiego Orderu Odrodzenia Polski. Pouczył on polskiego czytelnika, że Bandera to był podobno taki ukraiński Piłsudski, a za główną przeszkodę w rozwoju stosunków polsko-ukraińskich uznał tych Polaków, którzy przypominają o zbrodniach OUN i UPA, a w jego ocenie biorą udział w „kremlowskiej operacji”.

Tegoroczny rok Bandery i OUN we Lwowie zaczął się znacznie wcześniej niż 1 stycznia 2019 roku. Zanim został oficjalnie ogłoszony, ta sama lwowska rada obwodowa przyjęła 25 października 2018 roku oświadczenie, w którym zażądała usunięcia posągów lwów z Cmentarza Obrońców Lwowa (Orląt Lwowskich). Deputowani rady uznali je za „symbol polskiej okupacji”. Już wcześniej lwy zostały „aresztowane”, tzn. zasłonięte drewnianymi płytami. Inicjatorem tego oświadczenia był przewodniczący rady Ołeksandr Hanuszczyn – wielokrotnie goszczony w Polsce przez obecny obóz władzy, m.in. jako gość specjalny wspomnianego XI Forum Ukraina-Europa, które odbyło się w dniach 13-14 marca 2018 roku w Rzeszowie pod patronatem marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, a także jako gość Forum Ekonomicznego w Krynicy i uczestnik Kongresu Inicjatyw Europy Wschodniej w Lublinie.

W 2017 roku z inicjatywy Hanuszczyna na Przełęczy Wereckiej w Karpatach Wschodnich powstało mauzoleum Siczy Karpackiej z tablicami bezpodstawnie oskarżającymi Polskę i Węgry o zbrodnię na 600 nacjonalistach ukraińskich. Oba kraje zostały przy tej okazji nazwane przez Hanuszczyna „okupantami Ukrainy” . Czy to wszystko też nie jest antypolskie? To też jest antyrosyjskie?

Następną przygrywką do roku Bandery – już nie tylko we Lwowie, ale na całej Ukrainie – było przyjęcie 8 listopada 2018 roku przez Radę Najwyższą Ukrainy uchwały „O uczczeniu na poziomie państwowym 75. rocznicy rozpoczęcia deportacji autochtonicznych Ukraińców z Łemkowszczyzny, Nadsania, Chełmszczyzny, Podlasia, Lubaczowszczyzny i Zachodniej Bojkowszczyzny w latach 1944-1951”. W uchwale, za którą głosowało 234 deputowanych, nazwano Polaków z Podkarpacia „kolonizatorami” . Owi „kolonizatorzy” w niemałej mierze przybyli tam z odebranych Polsce w 1944 roku Kresów Wschodnich – uciekając przed ludobójstwem UPA, a później jako przymusowi wysiedleńcy w ramach tzw. repatriacji. Natomiast wysiedlenie ludności ukraińskiej i rusińskiej z tych terenów nie było decyzją polską, ale wynikało z przeprowadzonej przez Stalina zmiany granic. O tym w uchwale Rady Najwyższej nie ma słowa. Jest natomiast antypolskie jątrzenie. Dlatego należy zapytać polski obóz wpierania Ukrainy, czy ta uchwała parlamentu ukraińskiego to też było działanie antyrosyjskie?

Kolejną przygrywką do roku Bandery była decyzja administracji państwowej obwodu lwowskiego o uczczeniu morderców Tadeusza Hołówki – bojówkarzy OUN Wasyla Biłasa i Dmytra Danyłyszyna. Przypomnę, że Hołówko był głównym ideologiem prometeizmu i protoplastą obecnego polskiego obozu wspierania Ukrainy. Na grobach jego morderców na Cmentarzu Janowskim we Lwowie delegacja władz obwodowych 22 grudnia 2018 roku złożyła kwiaty i zapaliła znicze . To też miało charakter antyrosyjski? Pewnie dlatego ówczesny ambasador Jan Piekło – epigon Tadeusza Hołówki – nie zareagował.

Kult terrorystów z OUN jest we Lwowie od dawna standardem na wszelkich możliwych płaszczyznach. Może wystarczy przypomnieć, że pod koniec grudnia 2016 roku w rejonie Lwowa rozpoczęły się zdjęcia do filmu fabularnego gloryfikującego terrorystyczną działalność OUN w II RP. Kanwą akcji tego filmu w reżyserii Serhyja Łucenki jest nieudany napad bojówkarzy OUN na polską pocztę i urząd skarbowy w Gródku Jagiellońskim 30 listopada 1932 roku. Rozumiem, że ten film też jest antyrosyjski i przyczyni się do dalszego pogłębienia braterstwa polsko-ukraińskiego.

18 grudnia 2018 roku ukraiński parlament zatwierdził zorganizowanie państwowych obchodów 110. rocznicy urodzin Stepana Bandery, którego określił jako „czołowego działacza i teoretyka ukraińskiego ruchu narodowowyzwoleńczego”. Za taką decyzją głosowało 232 deputowanych Rady Najwyższej, przeciw było 9, a nieobecnych 92. Ci, którzy tę uchwałę poparli oczywiście reprezentowali partie, które polskie media głównego nurtu nazywają „demokratycznymi”. Zgodnie z tą uchwałą rząd ukraiński został zobowiązany do utworzenia komitetu organizacyjnego. Tym samym rok Bandery z obwodu lwowskiego został przeniesiony na całą Ukrainę.

Wielką przygrywką do roku Bandery było przyznanie przez parlament ukraiński 6 grudnia 2018 roku statusu weteranów i uprawnień kombatanckich 1201 żyjącym członkom OUN i UPA. Za ustawą w tej sprawie, w której otwarcie uwzględniono także osoby biorące czynny udział w zbrodniach przeciw ludzkości i masowych mordach, głosowało 236 deputowanych z Bloku Poroszenki, Frontu Ludowego Jaceniuka i Partii Radykalnej. Przeciw było tylko 14 deputowanych z Bloku Opozycyjnego (dawna, obalona w 2014 roku, Partia Regionów). 23 grudnia 2018 roku ustawę tę podpisał Petro Poroszenko. Objęto nią także nieżyjących już członków Ukraińskiej Organizacji Wojskowej i Siczy Karpackiej, które tak samo jak Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów współpracowały z niemieckimi służbami specjalnymi (w wypadku Siczy Karpackiej ze służbami III Rzeszy) . To ustawodawstwo pewnie też ma charakter tylko antyrosyjski. Dlatego zapewne nie zareagował na nie ambasador Jan Piekło i przypuszczalnie dlatego władze w Warszawie nigdy od nikogo nie domagały się przez ostatnie 30 lat osądzenia sprawców zbrodni przeciw ludzkości popełnionej na narodzie polskim w latach 1943-1947, których 1201 żyje jeszcze na Ukrainie.

Na ten haniebny krok parlamentu i prezydenta Ukrainy zareagował tylko prezydent Czech Milosz Zeman, który wezwał rząd czeski do zaprotestowania przeciw przyznaniu praw kombatanckich członkom OUN-UPA i skrytykował czeski MSZ za „chowanie głowy w piasek” w tej sprawie. „Banderowcy masowo mordowali Polaków, Żydów i wołyńskich Czechów. Czeskie ministerstwo spraw zagranicznych wobec gloryfikacji banderowców na Ukrainie tchórzliwie milczy. Gdyby to się działo w Rosji, już byłyby tysiące ostrych oświadczeń. Wstyd!. Prezydent republiki publicznie wezwał, by Republika Czeska oficjalnie zaprotestowała przeciwko czczeniu zbrodniarzy wojennych przez Ukrainę (…)” – napisał w imieniu prezydenta Zemana jego rzecznik Jirzí Ovczáczek.

Przygotowania do roku Bandery nieco zepsuło umiędzynarodowienie sprawy listy „sługusów Kremla”, sporządzonej przez ukraińskie Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem (pisałem o tym w 2017 roku w artykule „Ja, agent Kremla”). Na liście tej figuruje obecnie już kilkanaście osób i organizacji z Polski, w tym m.in. Paweł Kukiz, Witold Listowski, Wojciech Smarzowski, Stanisław Srokowski, Adam Śmiech, Robert Winnicki oraz moja skromna osoba. Powodem wpisania mnie na tę listę jest to, że oskarżam „żołnierzy OUN-UPA o ludobójstwo na Polakach podczas drugiej wojny światowej”. Rozumiem, że tylko ja jeden i że zdaniem ukraińskiej instytucji pewnie to sobie wymyśliłem.

Figurują tam też dziesiątki osób z innych krajów, w tym m.in. austriacki dziennikarz Christian Wehrschütz – wieloletni korespondent austriackiego nadawcy publicznego ORF. Ukraińcom nie spodobały się jego reportaże z Krymu i stąd zapewne znalazł się na liście „sługusów Kremla”. Wehrschütz zauważył, że ta lista – zaopatrzona w zdjęcia domniemanych „sługusów Kremla” i informacje o miejscach ich zatrudnienia – ma charakter typowej listy proskrypcyjnej.

W związku z tym napisał on list do austriackiego rządu oraz kierownictwa ORF, w którym wyraził zaniepokojenie taką sytuacją, ponieważ na Ukrainie działają „zbrojne ultranacjonalistyczne grupy, które grożą dziennikarzom relacjonującym krytyczne działania ukraińskich władz i starającym się być obiektywnymi”. Dlatego dziennikarz zaapelował do rządu Austrii o interwencję dyplomatyczną, ponieważ „dwóch dziennikarzy już zostało zamordowanych”, a on nie ma zamiaru być następny. Na jego apel natychmiast zareagował austriacki MSZ, który wezwał do siebie ambasadora Ukrainy.

Na takie działania czynników oficjalnych niestety nie mogą liczyć Polacy figurujący na tej liście proskrypcyjnej, sporządzonej przez instytucję publiczną kraju aspirującego oficjalnie do członkostwa w Unii Europejskiej. Przypuszczam, że dlatego, ponieważ polski establishment polityczny najprawdopodobniej podziela zdanie ukraińskiego Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem odnośnie uznania tych osób za „sługusów Kremla”.

No i przyszedł wreszcie dzień 1 stycznia 2019 roku, rozpoczynający na Ukrainie – nie tylko w obwodzie lwowskim – rok Stepana Bandery i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Co roku od dawna wychodziły tego dnia na ulice Kijowa, Lwowa, Równego na Wołyniu i innych miast tysiące zwolenników nacjonalizmu ukraińskiego – dzisiaj członków Swobody, Korpusu Narodowego i reaktywowanej OUN – by na wzór NSDAP i SA maszerować z pochodniami i szowinistycznymi hasłami. Teraz jednak były to już obchody na poziomie państwowym, z udziałem władz samorządowych i państwowych. Przemawiali żyjący członkowie OUN i UPA, ciesząc się z domniemanego zwycięstwa swojej idei. Przemawiał też mer Lwowa Andrij Sadowy (na zdjęciu pod pomnikiem Bandery) – wielki przyjaciel polskiej „klasy politycznej”, który zdaniem wielu polskich mediów nie jest oczywiście żadnym banderowcem, ale przywódcą chrześcijańsko-demokratycznej, liberalnej i proeuropejskiej partii Samopomoc.

„Być oddanym sprawie narodowej to być razem, by chronić nawet najmniejszego Ukraińca. W każdym mieście, w każdej wiosce. Jesteśmy silnym narodem, który rodzi bohaterów. Bandera urodził się tu, w Galicji. Był wielkim patriotą, który kochał Ukrainę, on martwił się o Ukrainę” – wołał pod pozłacanym pomnikiem Stepana Bandery we Lwowie ten chrześcijańsko-demokratyczny, liberalny i proeuropejski polityk przy łopocie czerwono-czarnych flag OUN-B i portretów Bandery.

Główny marsz ku czci przywódcy OUN-B odbył się w Kijowie. Wzięły w nim udział Swoboda, Prawy Sektor, Kongres Ukraińskich Nacjonalistów i inne organizacje szowinistyczne. Własny marsz przeprowadził powiązany z pułkiem „Azow” Korpus Narodowy wraz z bojówkami ruchu azowskiego, tzw. Narodowymi Drużynami. Podobne marsze odbyły się w Dniprze (dawniej Dniepropietrowsk), Lwowie, Równem, Słowiańsku, Sumach, Żytomierzu i innych miastach.

Z okazji rozpoczęcia roku Bandery Ukraiński IPN wydał oświadczenie, w którym przypomniał złote myśli swojego szefa – Wołodymyra Wiatrowycza – porównującego Banderę do Józefa Piłsudskiego. Zdaniem Wiatrowycza nazywanie Bandery terrorystą i kolaborantem to „powielanie radzieckich klisz propagandowych”. Ponadto Ukraiński IPN napisał, że „Ukraińcy już dłużej nie muszą oglądać się na kogoś, formułując swoje poglądy na przeszłość czy wizje przyszłości, bo przecież mamy Stepana Banderę”.

Jak to należy rozumieć? Ano dosłownie tak jak zostało napisane, tzn. że nazistowska ideologia i zbrodnicze dziedzictwo organizacji utworzonej przez Stepana Banderę jest fundamentem ideologicznym i politycznym Ukrainy. Tej samej, która jest wspierana przez USA, UE i Polskę. Tej samej, która aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej.

Wielokrotnie już pisałem, że dziedzictwo Stepana Bandery i Romana Szuchewycza, czyli szowinizm ukraiński będący ukraińską wersją hitlerowskiego nazizmu, nie jest marginesem na Ukrainie – jak to wielokrotnie wmawiały polskiej opinii publicznej różne media. Jest głównym narzędziem używanym przez prozachodnią oligarchię ukraińską do sprawowania i legitymizowania swojej władzy oraz realizacji celów politycznych i gospodarczych – swoich i swoich protektorów. Narzędziem bardzo niebezpiecznym, czego oficjalnie nie zauważa polska „klasa polityczna”. Jednakże wyciagnięcie z trumien postaci Bandery i Szuchewycza w niczym nie pomogło i nie pomoże ukraińskiej oligarchii oraz jej zagranicznym protektorom.

Wręcz przeciwnie – Ukrainę czeka w najbliższym czasie całkowity krach gospodarczy i dezintegracja terytorialna. Dalsze podbijanie banderowskiego bębenka proces ten tylko przyspieszy. Prawdopodobnie przewidując dezintegrację terytorialną Ukrainy i jej konsekwencje Warszawa odwołała z Kijowa pod koniec 2018 roku ambasadora Jana Piekłę, którego różni złośliwcy nazywali „ambasadorem Ukrainy w Kijowie”.

Tak, ale czerwono-czarny upiór został wypuszczony z butelki, m.in. przy pobłażliwości polskiej „klasy politycznej”, a konsekwencje tego faktu w wypadku dezintegracji terytorialnej Ukrainy poniesie nie owa „klasa polityczna”, ale społeczeństwo polskie. Nie muszę dodawać, że w najbardziej pesymistycznym rozwoju wydarzeń mogą to być konsekwencje tragiczne.

 

Bohdan Piętka “Kresowy Serwis Informacyjny” styczeń 2019 r.

The post ROK BANDERY NA UKRAINIE appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

NACJONALIZM PO UKRAIŃSKU POPOD RĘKĘ Z HITLEREM

$
0
0

NACJONALIZM  UKRAIŃSKI POPOD RĘKĘ Z “MEIN KAMPF” ADOLFA HITLERA

 Z POLSKIM TRYBUNAŁEM KONSTYTUCYJNYM I PREZYDENTEM RP W TLE.

 28 kwietnia 1943 roku we Lwowie zapowiedziano formowanie ukraińskiej dywizji Waffen – SS. Zgłosiło się do niej aż 80 tys. ochotników. Ukraińcy podczas wojny chętnie kolaborowali z Niemcami. Faszyzm i skrajny nacjonalizm były ważną częścią ideologii Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN). Stepan Bandera nigdy nie wyrzekł się takich poglądów. OUN powstała w 1929 r. na I Kongresie Ukraińskich Nacjonalistów, który odbył się w Wiedniu. Założyli ją weterani Strzelców Siczowych: Jewhen Konowalec, Andrij Melnyk i Roman Suszko. OUN miała prowadzić walkę o niepodległą Ukrainę, za wroga zaś uważała Polskę jako okupanta Ukrainy.

NARÓD PONAD WSZYSTKO

Jak pisze historyk dr Grzegorz Rossoliński-Liebe w wydanej właśnie biografii późniejszego przywódcy OUN zatytułowanej „Stepan Bandera. Faszyzm, ludobójstwo, kult”, narodowy ruch ukraiński od samego początku przybrał silnie faszystowski nacjonalistyczny charakter.

Drogą do zdobycia niepodległości miała być „rewolucja narodowa”, a celem – jednorodna etnicznie Ukraina. „Rewolucja narodowa” miała wybuchnąć w sprzyjającym politycznie momencie i przyjąć formę powstania. Gdy zaś państwo ukraińskie już będzie istniało, wszyscy jego wrogowie z niego zostaną usunięci. Do wrogów tych ideolodzy OUN zaliczali wszystkich nie- Ukraińców, a zwłaszcza Rosjan, Polaków i Żydów.

Tworząc taki program działacze OUN wzorowali się na rosyjskich rewolucjonistach i polskich powstańcach z XIX wieku, ale dołączyli też elementy zyskującego coraz większą popularność w latach 30. faszyzmu i skrajnego nacjonalizmu. Z tej ideologicznej mieszanki miała powstać Ukraina jednolita narodowo, autorytarna i antydemokratyczna (demokracja była dla OUN niebezpieczna, bo wykluczała nacjonalizm).

DROGĄ DO ZDOBYCIA NIEPODLEGŁOŚCI UKRAINY MIAŁA BYĆ “REWOLUCJA NARODOWA”.

Duży wpływ na tę ideologię  wywarły przemyślenia ukraińskiego pisarza i dziennikarza Dmytro Doncowa, którego przywódcy OUN uznawali za intelektualnego guru. Mieszkający w Polsce Doncow odrzucał takie zjawiska jak humanitaryzm, liberalizm i demokracja, a największą wartością – większą nawet od Boga – był dla niego naród. “Głoszony przez niego nowy system moralności usprawiedliwiał  wszelkiego rodzaju zbrodnie i przemoc, jeżeli były one dokonywane dla dobra narodu, albo w celu uzyskania państwowości” – pisze Rossolinski – Liebe.

Doncow podziwiał również faszyzm i już w 1926 roku przetłumaczył na ukraiński fragmenty “Mein Kampf” Adolfa Hitlera.

Adolf Hitler był dla Doncowa ideałem przywódcy i porównywał go do Jezusa Chrystusa oraz Joanny D’Arc. Ukraiński faszyzm, nacjonalizm uważał zaś za część europejskich ruchów faszystowskich.

Opierając się na ideologii Doncowa w 1929 roku młody działacz Stepan Łenkawski sformułował “10 przykazań ukraińskiego nacjonalisty” wzorowanych na “Mein Kampf” Adolfa Hitlera, a mających być drogowskazem dla bojowników spod znaku OUN – UPA.

Pierwszy punkt głosił: “Zdobędziesz państwo ukraińskie albo zginiesz walcząc o nie”. Inne brzmiały: “Nienawiścią oraz podstępem  będziesz przyjmował wrogów Twojego Narodu” i “Będziesz dążył do rozszerzenia siły , sławy, bogactwa i obszaru państwa nawet drogą ujarzmienia cudzoziemców” i “Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy”.

Owe postulaty współbrzmiały z ideologią nazistowską “Mein Kampf” Adolfa Hitlera.

DROGA UKRAINY – DROGĄ FASZYSTOWSKICH NIEMIEC

Adolf Hitler (1889 – 1945 (?) syn austriackiego celnika. Podczas I Wojny Światowej zgłosił się jako ochotnik do armii niemieckiej, gdzie za zasługi został odznaczony.

Kapitulację Niemiec wytłumaczył narodowi niemieckiemu zdradą przede wszystkim Żydów. W “Mein Kampf” pisał:

(…) “Zrozumienie Żydów jest jedynym kluczem do właściwego poznania wewnętrznych, a więc rzeczywistych celów socjaldemokracji.  Zrozumienie tej rasy pozwala na odrzucenie błędnych koncepcji dotyczących przedmiotu i znaczenia tej partii. Dzisiaj jest mi trudno powiedzieć kiedy słowo “Żyd” nabrało dla mnie specjalnego znaczenia. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek usłyszał to słowo w domu…

za życia mego ojca. Myślę, że ten starszy pan traktował je jako słowo z innej epoki, jeżeli w ogóle używał tego terminu…Miał mocne poczucie własnej narodowości, które również na mnie wywarło swe piętno… Także w szkole nie znalazłem podstaw do zmiany wyniesionego z domu obrazu rzeczywistości. ..W szkole realnej poznałem żydowskiego chłopca, którego wszyscy traktowaliśmy z dużą nieufnością. Ta ostrożność spowodowana była jego powściągliwością. ..W wieku czternastu, piętnastu lat zacząłem coraz  częściej spotykać się ze słowem “Żyd”, szczególnie przy okazji politycznych dyskusji. .. Odczuwałem lekką niechęć do tego słowa i nie mogłem powstrzymać się przed nieprzyjemnym uczuciem wywołanym przez ujawniane w mojej obecności różnice religijne… Wielki ruch, który rozszerzał sie wśród nich… był syjonizmem… Teraz, kiedy poznałem Żydów jako przywódców socjaldemokracji otworzyły mi się oczy. Moja długotrwała walka wewnętrzna dobiegła końca…Próbowałem odrzucić tę niechęć i czytać tę prasę żydowską, ale moja odraza rosła w miarę lektury… Dlatego byłem ciekawy autorów tego narodowego draństwa, poczynając od wydawców, wszyscy byli Żydami…Jedna rzecz stała się dla mnie zupełnie jasna  – przywództwo partii z którą prowadziłem zażartą walkę było w rekach zupełnie innego narodu – Żydów…Z szarego obywatela stałem się fanatycznym antysemitą…Tylko członkowie narodu mogą być obywatelami państwa A tylko ci w których żyłach płynie niemiecka krew, bez względu na wyznanie mogą być członkami narodu…Dlatego żaden Żyd nie może być członkiem narodu…Żądamy, aby nie – Aryjczycy, którzy przybyli do Niemiec po 2 sierpnia 1914 roku natychmiast opuścili Rzeszę…Monachium 1928 roku, Adolf Hitler”.

Po wojnie Hitker powrócił do Monachium, gdzie wstąpił do Niemieckiej Partii Robotników, niewielkiego wówczas ugrupowania prawicowego, by w 1923 roku przekształcić tę partię w NSDAP, której symbolem stała się swastyka. W tym samym roku Hitler przeprowadził pucz monachijski (próbę przejęcia władzy), który został stłumiony. Podczas pobytu w więzieniu napisał dzieło swojego życia “Mein Kampf” (“Moja Walka”). Książkę tę zadedykował swojemu osobistemu sekretarzowi Rudolfowi Hessowi. Mówi ona m.in. o zniesieniu postanowień traktatu wersalskiego, rozbicia ruchu komunistycznego oraz o eliminacji “podstępnych i złych” Żydów oraz “zabierających przestrzeń życiową” Słowian. Zapowiadając “dynamiczne zmiany”, “odejście od szarej rzeczywistości” zdobył znaczne poparcie społeczeństwa. Już w 1932 roku partia Hitlera posiadała najwięcej reprezentantów w Reichstagu.

Mając w pamięci nieudany pucz monachijski Hitler nie chciał się zdecydować na podobny sposób przejęcia władzy. Gdy w 1933 roku partia konserwatystów uległa rozłamowi, kanclerz Franz von Papen zaproponował nazistom utworzenie koalicji i w ten sposób Hitler został kanclerzem Niemiec.

W 1933 roku pożar Reichstagu dał Hitlerowi pretekst do delegalizacji Komunistycznej Partii Niemiec, dzięki czemu Hitler uzyskał władzę dyktatorską. Nazizm stał się oficjalną doktryną III Rzeszy Niemieckiej, a Adolf Hitler został ogłoszony jej wodzem.

Podczas przebiegu całej II Wojny Światowej Hitler wypełniał swoją ideologię życiową zawartą w “Mein Kampf”. W 1944 roku generałowie niemieccy widząc nieuchronną klęskę III Rzeszy dokonali zamachu na Hitlera, jednak zamach zakończył się fiaskiem, a odpowiedzialnych za zamach aresztowano i zabito.

Hitler 30 kwietnia 1945 roku przestał być kanclerzem Niemiec, a funkcję tę powierzył Josephowi Goebbelsowi. Obydwaj naziści popełnili samobójstwo,

Hitler (?) 30 kwietnia 1945 roku , Goebbels 1 maja 1945 roku.

UKRAIŃSKA KOLABORACJA

Państwo ukraińskie w czasie przebiegu II Wojny Światowej nie istniało, istniały zaś siły zbrojne OUN – UPA i wspomagająca ich ideologiczne  na Kresach Południowo – Wschodnich II RP część ludności ukraińskiej i Cerkiew prawosławna z metropolitą lwowskim Andrzejem Szeptyckim. Tych duchownych greckokatolickich poświęcających narzędzia dokonywanych zbrodni na Polakach należy uznać za współwinnych zbrodniom OUN – UPA. Owe poświęcane narzędzia zbrodni to kosy, piły, młoty, sierpy, itp.

Ukraińcy postanowili w czasie okupacji niemieckiej Polski założyć własne państwo ukraińskie, na co nie uzyskali zgody samego Hitlera. Ale OUN – UPA i tak kolaborowała z  Niemcami tworząc ukraińsko niemieckie bataliony śmierci jak batalion “Nachtigall” (Słowiki), czy też batalion SS – Galizien, “Roland” etc.

SS- Galizien była jedną z najbardziej zbrodniczych formacji militarnych w dziejach. Dziś hasła głoszone przez zbrodniarzy z SS-Galizien znów stają się mottem przewodnim współczesnych ukraińskich nacjonalistów.

Korzenie 14. Dywizji Grenadierów SS, nazywanej także 1 dywizją ukraińską lub SS-Galizien, sięgają roku 1929, kiedy na zorganizowanym w Wiedniu wielkim kongresie zjednoczeniowym nacjonalistycznych organizacji ukraińskich powstała wspólna Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. W celach organizacyjnych OUN dokonał własnego podziału terytorialnego „Samostijnej Ukrainy” na „Kraje”, które dzieliły się dalej na okręgi, nadregiony i regiony. Tereny Małopolski Wschodniej, wchodzące w skład przedwojennego państwa polskiego, nazwano Krajem Drugim.

Z kolei obszary Wołynia, południowego Polesia, Chełmszczyzny i Podlasia Lubelskiego zakwalifikowano do Kraju Trzeciego.

Programowym celem OUN w 1929 r. było stworzenie niepodległego państwa ukraińskiego od Donu aż po Małopolskę, scalonego z obszarów stanowiących rzekomo ukraińskie terytoria okupowane przez ZSRS, Polskę i Rumunię. OUN pragnął oderwać od II Rzeczypospolitej trzy historycznie polskie województwa: stanisławowskie, lwowskie i tarnopolskie. Należy z całym naciskiem podkreślić, że ideologicznym celem OUN nie było jedynie stworzenie niepodległego państwa ukraińskiego zamieszkiwanego przez mniejszości narodowe żyjące tu od wielu pokoleń, ale brutalna czystka etniczna mająca na celu stworzenie monolitu narodowego, kulturowego i religijnego. Ludobójstwo miało być jedynym sposobem usunięcia wszystkich „czużyńców”, czyli obcokrajowców.

Wstępem do bestialskich zbrodni popełnianych z entuzjazmem przez późniejszych zbrodniarzy z SS-Galizien była działalność dywersyjna i terrorystyczna OUN na terenie II RP. Opierała się ona na sloganie programowym: „Na słowne argumenty żaden Polak nie będzie wrażliwy, na terror wszyscy”. Faktycznie, wbrew przyjętej przez inne organizacje ukraińskie polityce zbliżenia z Polakami, OUN przeprowadził szereg zbrodniczych zamachów i akcji dywersyjnych skierowanych przeciw polskim funkcjonariuszom państwowym. Już 6 marca 1929 r., a więc zaledwie miesiąc po wielkim kongresie zjednoczeniowym, grupa aktywistów OUN napadła na lwowskiego listonosza Franciszka Kochanowskiego. Napadom i zastraszeniom Polaków realizowanym przez Ukraińską Organizację Wojskową w ramach hasła „Wygnajmy Lachów za San” towarzyszyły liczne akcje sabotażowe w polskich obiektach administracyjnych.

Szczególnie narażona na działalność ukraińskich nacjonalistów była infrastruktura transportowa: tory kolejowe, mosty, urzędy pocztowe, słupy telefoniczne, słupy energetyczne czy posterunki policji państwowej. W artykule „Pacyfikacja w Małopolsce Wschodniej na forum Ligi Narodów”, zamieszczonym w Zeszytach Historycznych, Jan Pisuliński przypomina, że w statystykach policyjnych z okresu między lipcem a październikiem 1930 r. odnotowanych zostało aż 186 aktów terroru.

Oczywiście tego typu dywersja spotykała się z ostrą reakcją rządu polskiego. Na osobisty rozkaz premiera Józefa Piłsudskiego od 16 września 1930 r. do 16 powiatów województw: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego wkroczyło 17 kompanii policyjnych oraz oddziały 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, dowodzone przez Czesława Grabowskiego, lwowskiego komendanta wojewódzkiego Policji Państwowej. Polska akcja policyjna zakończyła się 30 listopada 1930 r. W sumie aresztowano 1739 osób, z czego 1143 zatrzymanych stanęło przed sądem pod zarzutem udziału w zbrojnych zamachach przeciw państwu polskiemu. Pomimo iż zgromadzony materiał dowodowy w postaci zarekwirowanych 1287 sztuk broni długiej, 566 rewolwerów, 31 granatów oraz 99,8 kg materiałów wybuchowych wskazywał na szykowanie się OUN do programowego ludobójstwa ludności polskiej i żydowskiej, to zaledwie kilku aresztowanych otrzymało surowe wyroki. Większość przedstawicieli Ukraińskiej Organizacji Wojskowej zostało zwolnionych z aresztu. Zemsty na „polskich oprawcach” mieli dokonać w mundurach SS-Galizien.

DZIEŁO ABWEHRY

Ukraińska Organizacja Wojskowa powstała jeszcze w 1920 r. po zapomnianej obecnie przez polskie media i podręczniki historyczne wojnie o przynależność państwową Galicji Wschodniej. Na początku października 1918 r. pułkownik Władysław Sikorski powołał we Lwowie Komendę Okręgową złożoną z byłych oficerów i szeregowych żołnierzy Polskiego Korpusu Posiłkowego. Jej celem było jak najszybsze zbrojne zajęcie Lwowa w imieniu odradzającej się Rzeczypospolitej, a tym samym uprzedzenie zjeżdżających się do Lwowa delegatów ukraińskich, którzy zamierzali powołać Ukraińską Radę Narodową i ogłosić niepodległość Galicji Wschodniej, Bukowiny i Rusi Zakarpackiej. 30 października nowo mianowany komendant lwowskiego okręgu POW por. Ludwik de Laveaux wydał tajny rozkaz zbrojnego zajęcia Lwowa w imieniu Polski następnego dnia. Decyzja była jednak podjęta za późno. O poranku 1 listopada 1918 r. żołnierze wchodzący w skład Ukraińskiego Komitetu Wojskowego uprzedzili polską akcję, zajmując najważniejsze budynki publiczne we Lwowie. W odpowiedzi nieliczne siły polskie rozpoczęły akcję obronną. Wkrótce powołano Naczelną Komendę Obrony Lwowa, która zamierzała utrzymać miasto do nadejścia Armii Wschód gen. Tadeusza Rozwadowskiego.

Konsekwencją tych wydarzeń była bitwa o Lwów oraz walki o Przemyśl i Galicję Wschodnią. Działania wojenne trwały niecały miesiąc. Łącznie do polskich obozów dla jeńców wojennych w Brześciu, Dąbiu, Dęblinie, Kaliszu, Lwowie, Modlinie, Pikulicach, Przemyślu, Strzałkowie, Szczypiornie, Tarnopolu, Tomaszowie, Wadowicach, Wiśniczu trafiło razem 24 tys. internowanych Ukraińców, a przewinęło się przez nie około 100 tys. osób. Prawdopodobnie około 25 tys. internowanych zmarło w obozach, głównie wskutek fatalnych warunków sanitarnych.

Pamięć o tych wydarzeniach mocno wryła się w pamięć ukraińskich nacjonalistów. W 1920 r. wielu z nich – oficerów Ukraińskiej Armii Halickiej – wstąpiło w szeregi Ukraińskiej Organizacji Wojskowej. Już w tym czasie UWO wzbudziła szczególne zainteresowanie niemieckiego wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Kontaktami z Abwehrą zajął się Roman Suszko, szef wywiadu UWO i przyszły dowódca Legionu Ukraińskiego.

Postać Romana Suszki do dzisiaj budzi wiele kontrowersji. Ukraińcy byli przekonani, że podczas pobytu w polskim areszcie śledczym na przełomie 1930–1931 r. prawdopodobnie załamał się i podał wiele tajemnic OUN polskiemu wywiadowi. Spalony dla organizacji został zmuszony do emigracji. Dwa lata mieszkał w Wiedniu, a od 1933 do 1938 r. w USA. Jego znajomości w Abwehrze były jednak na tyle znaczące, że w 1938 r. OUN zwrócił się do niego z prośbą o powrót do Wiednia i nawiązanie rozmów z Niemcami. Efektem tych rozmów, a także w wyniku osobistych ustaleń przewodniczącego Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Andrija Melnyka z szefem Abwehry, admirałem Wilhelmem Canarisem, było utworzenie w maju 1939 r. Legionu Ukraińskiego o kryptonimie operacyjnym Bergbauern-Hilfe (BBH) – dywersyjnego oddziału ukraińskich nacjonalistów pod dowództwem Romana Suszki. Zadaniem 250 żołnierzy tego legionu był przygotowanie antypolskich działań dywersyjnych w Małopolsce Wschodniej.

W sierpniu 1939 r. niemieckie dowództwo bardzo nisko oceniło stan przygotowania tej jednostki do działań wojskowych. Niemcy nie chcieli też drażnić nowego sowieckiego sojusznika koncepcją powstania narodowego na Ukrainie. Dlatego oficjalnie Legion Ukraiński został wycofany z udziału w kampanii wrześniowej. Jednak nienawiść do Polaków była tak silna, że wbrew ścisłym rozkazom nie nawiązywania walki z przeciwnikiem niektóre oddziały legionu rozpoczęły samowolny atak na polskie garnizony i oddziały WP w okolicach Stryja. 17 września 1939 r. nacjonaliści ukraińscy otrzymali silny cios w plecy od swojego sojusznika. Zobowiązania Niemców wynikające z paktu Ribbentrop-Mołotow nakazywały likwidację Legionu Ukraińskiego. OUN-owcy musieli czekać dwa lata, zanim ich marzenia znowu mogły się ziścić.

25 lutego 1941 r. admirał Wilhelm Canaris zgodził się ponownie na utworzenia ukraińskiej organizacji bojowej. Uchwałą II walnego zjazdu OUN sformowano dwa bataliony podlegające Abwehrze: „Nachtigall” i „Roland”, które sami Ukraińcy obwołali samozwańczo Drużyną Ukraińskich Nacjonalistów. Oba bataliony nosiły mundury Wehrmachtu, były dowodzone przez niemieckich oficerów i podlegały naczelnemu dowództwu Wehrmachtu (OKW). Jedynym elementem munduru, różniącym Ukraińców od ich niemieckich kolegów, była niebiesko-żółta wstążka na ramieniu.

W czerwcu 1941 r. nacjonaliści z frakcji B OUN, po przewodnictwem Andrija Melnyka, tak pisali do swoich niemieckich przyjaciół: „My Ukraińcy bardzo boleśnie odczuwamy fakt, że przez dwa lata mogliśmy się jedynie przyglądać walce z naszym wspólnym wrogiem”. Na te deklarację lojalności Niemcy odpowiedzieli w zasadzie dopiero w marcu 1943 r., kiedy Reichsführer SS Heinrich Himmler przystał na prośbę Otto von Wächtera, gubernatora Dystryktu Galicja Generalnego Gubernatorstwa, utworzenia pułku policji SS złożonego z Ukraińców. 25 marca 1943 r. zebrano ukraińską ludność Lwowa, której przedstawiono zagrożenia płynące z „nadciągającego ze wschodu bolszewizmu”.

W imieniu narodu ukraińskiego do kancelarii Hitlera wyjechali: Kubijowicz, Suszko i Fihoła, by wiernopoddańczo złożyć Hitlerowi prośbę o utworzenie ukraińskich sił zbrojnych. Jedyne, co udało im się osiągnąć, to utworzenie jednej dywizji w ramach Waffen-SS. Nie oznaczało to, że Niemcy nagle uznali Ukraińców za ,,jednostki wartościowe rasowo”. Nawet w 1944 r. Hans Frank nie ukrywał: ,,kiedy wreszcie wygramy tę wojnę, nie mam nic przeciwko zrobieniu z Polaków, Ukraińców i tego wszystkiego co się tu wałęsa, co się tylko nam będzie podobało”. Udział Ukraińców w budowaniu „germańskiego imperium narodu niemieckiego” miał być tylko aktem wiernopoddańczym. O żadnej wolnej Ukrainie nie mogło być mowy.

Przekonało się o tym wielu działaczy OUN, którzy zakończyli życie na niemieckich szubienicach lub trafili do obozów koncentracyjnych. Sam Stepan Bandera, przywódca OUN-B – jednej z dwóch frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, trafił do KL Sachsenhausen. Dwóch jego rodzonych braci zakatowano w Oświęcimiu. W KL Sachsenhausen, w Zellenbau – na oddziale dla więźniów specjalnych, razem z nim uwięziony był pierwszy dowódca Armii Krajowej Stefan Rowecki oraz sam Andrij Melnyk, który w 1941 r. wiernopoddańczo chciał ucałować dłoń Hitlera. Czy zatem Ukraińcy mogli naprawdę wiązać jakiekolwiek nadzieje na utworzenie swojego państwa pod protektoratem III Rzeszy Niemieckiej?

A skoro wiedzieli lub domyślali się, że ich kolaboracja wcześniej czy później przyniesie im zagładę, to dlaczego wkładali tyle zapału i entuzjazmu w mordowanie własnych sąsiadów?

BESTIE W LUDZKIEJ SKÓRZE

Z niemal 80 tys. ukraińskich ochotników pragnących walczyć w mundurze SS Niemcy przyjęli na szkolenie jedynie kilkanaście tysięcy. Dowódcą dywizji „Hałyczyna”, jak inaczej nazywano SS-Galizien, został generał major Fritz Freitag, a szefem sztabu major Wolf Heike. Podobnie dowódcami pięciu pułków policji SS oraz jednego rezerwowego batalionu policji zostali tylko i wyłącznie Niemcy. To był najlepszy dowód jaki był stosunek „narodu panów” do „podrzędnej nacji słowiańskiej”, za jaką w Berlinie uważano Ukraińców.

Sami Ukraińcy wykazywali jednak fanatyzm, który czasami przerażał nawet Niemców. O ukraińskich zbrodniach na Podolu i Wołyniu mówi się, że ,,były tak straszne, żeby nie tylko martwi milczeli, ale i żywi nie byli w stanie o tym zabijaniu opowiedzieć….” Zagłada ponad 3 tys. wsi, w których mieszkało ponad 120 tys. Polaków, nie została do dzisiaj osądzona choćby w sposób symboliczny. Żeby wykazać się oszczędnością amunicji, ukraińscy fanatycy mordowali Polaków i Żydów siekierami, łopatami, piłami do drewna i palili żywcem. Przed skrajnym okrucieństwem ukraińskich zbrodniarzy nie było ucieczki. Ci, których nie zamordowali Ukraińcy w niemieckim mundurze, byli zabijani przez swoich ukraińskich sąsiadów cywili. Skala okrucieństwa przeraziła nawet Niemców, którzy w celu powstrzymania skrajnego sadyzmu poprosili o interwencję Gestapo. Nie wszyscy Ukraińcy zachowywali się podle. Należy podkreślić, że istnieją licznie udokumentowane przypadki ratowania Polaków przez ich ukraińskich sąsiadów.

Jest wielką niesprawiedliwością wobec odchodzącego już pokolenia bohaterskich powstańców warszawskich nieosądzenie bestialstwa ukraińskiego podczas pacyfikacji tego zrywu niepodległościowego. Do dzisiaj żyją w USA i Wielkiej Brytanii starcy, którzy mają na swoich zbrodniczych łapach krew mieszkańców Warszawy. A mimo to są wśród nas naiwni publicyści twierdzący, że Ukraińcy nigdy nie uczestniczyli w pacyfikacji polskiej stolicy.

Znakomicie rozprawia się z tym kłamstwem prof. Edward Prus w swoich rewelacyjnych i godnych polecenia książkach „SS-Galizien, patrioci czy zbrodniarze?”, “Atamania UPA”, “Herosi spod znaku tryzuba”.

W pamięci warszawiaków na zawsze powinna pozostać zbrodnicza 150-osobowa ukraińska kompania policyjna stacjonująca w gmachu Gestapo przy alei Szucha. W pierwszych dniach powstania owych 150 żołdaków z kompanii grupy bojowej Schutzpolizei próbowało ukryć się w prywatnych mieszkaniach, których mieszkańców dosłownie wyżynano. Trudno się więc dziwić, że powstańcy niechętnie brali do niewoli złapanych ukraińskich morderców w mundurach SS. Podobnie postępowano z ukraińskimi wartownikami z Pawiaka. We wrześniu 1944 r. do Warszawy przybył Legion Wołyński. 400 ukraińskich siepaczy pod dowództwem przedwojennego oficera kontraktowego Wojska Polskiego pułkownika Petra Diaczenki z miejsca przystąpiło do dzieła zagłady polskiej stolicy. Nawet niemiecki historyk Guenther Deschner w książce „Warsaw rising” podkreślił, że: „Powstanie dało Ukraińcom idealną możliwość ujścia dla ich głęboko zakorzenionych antypolskich urazów”. W 1965 r. Marek Hłasko wspominał: „I nie uwierzyłaby chyba również i w to, że widziałem w czterdziestym czwartym roku w Warszawie, jak sześciu Ukraińców zgwałciło jedną dziewczynę z naszego domu, a potem wyjęli jej oczy łyżką do herbaty; i śmiali się przy tym, dowcipkowali…”.

Nie należy zapominać, że w zagładzie polskiej stolicy brał także udział pułk renegatów Rosyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej dowodzony przez zbrodniarza Bronisława M. Kaminskiego.

Także w tej jednostce znalazły się hordy kozackie: 209. Kozacki Batalion Schutzmannschaften, 3. Pułk Kozaków płk. Bondarenki, 69. Dywizjon Kawalerii i 572. Batalion Piechoty.

WOŻD CZYLI WÓDZ

Radykalną ukraińską nacjonalistyczną ideologię z radością przyjęło młode pokolenie działaczy OUN – UPA mieszkające i wychowane w Polsce. Byli wśród nich m.in. Stepan Bandera, Roman Szuchewycz, Jarosław Stećko, Stefan Łemkawski. Podobał się im związany z nią fanatyzm, bezgraniczne oddanie sprawie o obowiązek walki. Ten ostatni młodzi zaczęli realizować w praktyce prowadząc w latrach 20. i 30. działania terrorystyczne przeciw państwu polskiemu. Działacze OUN dokonywali zamachów na polskich urzędników i urzędy, podpalali polskie gospodarstwa w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu, niszczyli tory kolejowe, przecinali druty telefoniczne, napadali na banki i urzędy pocztowe. Zabijali też Ukraińców, którzy “kolaborowali” z Polakami, a także tych działaczy obu stron, którzy dążyli do polepszenia stosunków polsko – ukraińskich.

Z rąk działaczy OUN zginęli m.in. kurator lwowski Stanisław Sobiński, poseł Tadeusz Hołówko, minister spraw wewnętrznych  Bronisław Pieracki, szereg policjantów i dziewięcioro Ukraińców uznanych za kolaborantów. 

W samym tylko 1932 roku OUN przeprowadziła 600 akcji terrorystycznych, a w 1937 – 830.

Znamienne, że takich akcji nie przeprowadzano na terenie Ukrainy sowieckiej.  Wobec sowieckiego terroru było to znacznie trudniejsze niż w Polsce…

Młodzi nacjonaliści ukraińscy zapatrzeni byli w pokrewny im kierunek ideologiczny – niemiecki faszyzm. Jak podaje Grzegorz Rossoliński – Liebe, w maju 1938 roku Andrij Melnyk w liście do Joachima von Ribbentropa pisał, iż “OUN jest ideologicznie spokrewniona z podobnymi ruchami w Europie, zwłaszcza z narodowym socjalizmem w Niemczech i faszyzmem we Włoszech”.

OUN-owcy przyjęli za swoją faszystowską koncepcję wodza i stosowali ją w praktyce. Przywódcy OUN nazywani byli “wożdami” lub “prowidnykami” (czyli wodzami) i dyktatorsko kierowali organizacją.

OUN utrzymywała kontakty z chorwackimi ustaszami, Włochami Mussoliniego oraz faszystami brytyjskimi. “Wielu ukraińskich studentów i uczniów marzyło o byciu führerami albo duce” – pisze historyk Grzegorz Rossoliński – Liebe.

NIEMIECKI WYWIAD WSPIERAŁ STEPANA BANDERĘ

Fascynacja  faszyzmem zaowocowała też współpracą OUN z niemieckim wywiadem wojskowym. Ukraińcy otrzymywali z Berlina pieniądze, dokumenty, sprzęt i instrukcje, a w zamian prowadzili działalność wywiadowczą na terenie Polski..

Stepan Bandera jest głównym symbolem dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów z OUN i UPA ludobójstwie na Polakach na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Jest symbolem ukraińskiej kolaboracji z hitlerowskimi Niemcami, której realnym efektem było powstanie ukraińskiej dywizji SS „Galizien” i ukraińskich batalionów Wehrmachtu „Nachtigall” i „Roland”.

Choć Bandera został przez Niemców aresztowany i osadzony w obozie koncentracyjnym, to przypuszczalnie na mocy nieformalnego porozumieniu o współpracy ukraińsko-niemieckiej przeciwko Armii Czerwonej został wraz z innymi przywódcami OUN przez hitlerowców zwolniony. Na Ukrainę jednak wrócić nie zdążył. Po wojnie przebywał w Monachium – pod fałszywymi nazwiskami i w przebraniu. Jego ochronę stanowić mieli byli esesmani. Ani Amerykanie, ani Sowieci nie zdołali pojmać Bandery. Zginął dopiero w 1959 roku w zorganizowanym przez ZSRS zamachu.

Stepan Bandera to także „bohater narodowy” dla sporej części zwolenników Majdanu i porewolucyjnych władz w Kijowie. Jego portrety pojawiały się wraz z flagami i symbolami UPA na barykadach i w zdobytych gmachach. Pomniki UPA i Bandery stoją zresztą w setkach wsi i miast zachodniej Ukrainy, a środowiska skrajnie nacjonalistyczne, neonazistowskie, antypolskie, antyrosyjskie i antysemickie stanowią dużą część zaplecza nowych, „demokratycznych” władz.

Polski historyk, zajmujący się tematyką II Wojny Światowej, Holokaustu, faszyzmu i politycznych zbrodni na ludności cywilnej, pracujący na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim, Grzegorz Rossoliński -Liebe, po kilkuletnich badaniach twierdzi, że Bandera po wojnie w dużo większym stopniu wspierany był przez służby wywiadowcze RFN, niż do tej pory przypuszczano.

BANDERA – SOJUSZNIK USA, WIELKIEJ BRYTANII, I RFN

Po wojnie Bandera współpracował najpierw z brytyjskim Secret Intelligence Sernice (MI6) – w zamian za pomoc finansową, Bandera szkolił brytyjskich agentów i pomagał w przerzucaniu ich do ZSRS. Pod presją USA Brytyjczycy zerwali współpracę z Banderą w 1954 roku, ale siatka Bandery działała w RFN nadal; drukowała własne gazety i książki, kierowała swoimi szpiegami w ZSRS, finansując to fałszywymi dolarami. Kierowała „Wolnym Ukraińskim Uniwersytetem” w Monachium i organizowała antysowieckie akcje protestacyjne.

Z centrali w Monachium jeden z czołowych ukraińskich działaczy, Jarosław Stećko, kierował „Antybolszewickim Blokiem Narodów”, organizacją dawnych nazistowskich kolaborantów z Chorwacji, Słowacji i Ukrainy, która podczas zimnej wojny działała jako bojówka antykomunistyczna. Przez cały ten czas, do 1960 roku – według danych policji niemieckiej – ugrupowanie banderowców dokonało w RFN ok. 100 zabójstw politycznych.

Od wiosny 1956 roku Bandera, w zamian za pieniądze i broń, współpracował najpierw z wywiadem włoskim, a potem – zachodnioniemieckim. Bandera i Niemcy byli przekonani, że na terytorium Ukrainy i Polski działa silne, antysowieckie ukraińskie podziemie (co, po części i na ziemiach polskich, było niestety prawdą). Nadal na Ukrainę i do Polski wysyłano kurierów i kilkuosobowe bojówki. W końcu, w 1957 roku Nikita Chruszczow zlecił zabójstwo emigracyjnego kierownictwa OUN – Bandery i Lwa Rebeta.

Zamach na Banderę wykonano w Monachium 15 października 1959 roku.

W wywiadzie udzielonym 2 maja portalowi german-foreign-policy.com Rossoliński-Liebe twierdzi na podstawie odtajnionych niedawno dokumentów CIA, że żaden zachodni wywiad tak długo nie wspierał Bandery, jak zachodnioniemiecki BND (Federalna Służba Wywiadowcza). BND finansował siatkę OUN w Monachium i napływających do niej ukraińskich nazistów i kolaborantów, wspierał także pozycję samego Bandery. Niemiecki wywiad nadal jednak nie ujawnia swoich dokumentów na ten temat.

Odtajnione amerykańskie akta jednak ujawniają kulisy początków współpracy Bandery z Brytyjczykami i Niemcami. W kontakcie z MI6 Bandera był już od 1948 roku, a od 1949 roku brytyjski wywiad pomagał mu w wysyłaniu ukraińskich agentów na Ukrainę. Brytyjczycy zdawali sobie przy tym sprawę, z kim mają do czynienia: „To bandyta, jeśli chce się go tak nazwać, ale z gorącym patriotyzmem, który nadaje jego bandytyzmowi moralne tło i uzasadnienie”. Najpóźniej od 1956 roku z Banderą współpracował także wywiad RFN, i także doskonale zdawał sobie sprawę, kim jest Bandera: „Znamy go już od dobrych 20 lat” – pisał w 1959 roku Heinz-Danko Herre, dawniej działający w hitlerowskim wywiadzie wojskowym na ZSRS (Fredem Heere Ost), a po wojnie odpowiedzialny w BND za szpiegostwo na terenie ZSRS.

Rossoliński-Liebe twierdzi, że dopóki niemiecki wywiad nie ujawni swoich dokumentów na temat współpracy z Banderą, nie będzie możliwe pełne wyjaśnienie jego wymiaru.

Podkreśla jednak, że nikt inny tak długo i tak intensywnie nie wspierał po wojnie Bandery, jak BND. Cała ukraińska działalność w Monachium była możliwa tylko dlatego, że zachodnie kraje traktowały ukraińskiego nazistę jako partnera w walce z ZSRS i blokiem wschodnim. Dla historyka nie ma najmniejszej wątpliwości, że ideologia Stepana Bandery i jego frakcji OUN czerpała bezpośrednio z hitlerowskiego nazizmu.

We wrześniu 1939 roku wobec coraz bardziej widocznej klęski państwa polskiego, Ukraińcy w wielu miejscach na Kresach Południowo – Wschodnich występowali przeciwko Wojsku Polskiemu, policji i zwykłym mieszkańcom. Rossoliński – Liebe podaje, iż szacuje się, że w krótkim czasie OUN zabiła wtedy ok 3 tysiące Polaków i nieznaną bliżej liczbę Żydów.

Okupujący Polskę Niemcy traktowali Ukraińców lepiej niż Polaków. Blisko 30 tysięcy Ukraińców z zajętej przez Sowietów  Małopolski Wschodniej schroniło się w Generalnym Gubernatorstwie (GG). Hitlerowcy zezwolili im na otwieranie instytucji społecznych, kulturalnych i pomocowych. Dużym ośrodkiem społeczności ukraińskiej stał się wtedy Kraków – stolica GG.

Z III RZESZĄ NIEMIECKĄ PO UKRAINĘ

Szanse na utworzenie państwa ukraińskiego ounowcy wiązali z nieuchronnym konfliktem pomiędzy Związkiem Sowieckim a III Rzeszą Niemiecką. Bandera i jego współpracownicy chcieli wykorzystać niemiecki atak na Rosję, by ogłosić powstanie  niepodległej Ukrainy, a następnie poprosić Hitlera o jej uznanie. Wzorowali się tu na precedensie państwa słowackiego proklamowanego w marcu 1939 roku i Chorwacji ogłoszonej w kwietniu 1941 roku.  Oba te twory zostały uznane przez Hitlera i stały się sojusznikami III Rzeszy.

Moment próby nadszedł 22 czerwca 1941 roku. Około 800, wcześniej przygotowanych aktywistów OUN-B (czyli części kierowanej przez Stepana Banderę) podzielonych na mniejsze grupy, podążyło za armią niemiecką na Wschód, by utworzyć ukraińskie władze. N miejscu ujawniali się pozostający w konspiracji członkowie OUN.

Ounowcy z Armią Czerwoną raczej nie walczyli. Czekali na jej odejście i dopiero wtedy zwoływali wiec ludności i ogłaszali  powstanie Ukrainy. Odczytywali stosowną deklarację i skłaniali słuchaczy do złożenia przysięgi na wierność prowidnykowi Stepanowi Banderze. Tworzyli administrację i milicję. 30 czerwca 1941 roku w zajętym przez Niemców Lwowie w budynku Towarzystwa Proświta bliski współpracownik Stepana Bandery Jarosław Stećko ogłosił oficjalnie przywrócenie państwa ukraińskiego współpracującego z Wielkimi Niemcami Adolfa Hitlera. Wiadomość o proklamacji podano nazajutrz rano przez radio w języku ukraińskim i niemieckim. Władze niemieckie tolerowały te wystąpienia, choć ich przedstawiciele zaznaczali, że decyzję czy państwo ukraińskie rzeczywiście powstanie podjąć może tylko Führer. Póki co jednak traktowali Ukraińców jak sojuszników i postanowili wykorzystać dla swoich celów.

Demokracja dla Ukraińców była niebezpieczna bo wykluczała nacjonalizm.

17 czerwca 1941 roku Reinhard Heydrich wysłał do funkcjonariuszy SS i policji instrukcje nakazujące przeprowadzenie “akcji samooczyszczających”, czyli prowokowania pogromów antyżydowskich na zajmowanych przez Wehrmacht terenach ZSRS. Do takiego pogromu doszło 1 lipca 1941 roku we Lwowie przy współudziale banderowców.

Mieszkańcy miasta wzburzeni byli  mordami jakiego NKWD dokonało na aresztantach przetrzymywanych w lwowskich więzieniach. Na hasło dane przez Niemców ukraińscy milicjanci , członkowie OUN rozpoczęli pogrom Żydów, których oskarżono o współpracę z Sowietami. W lwowskich więzieniach przy ul. Łąckiego, Zamarstynowskiej, Brygidkach, ukraińsko – niemiecki batalion “Nachtigall” (Słowiki) w sposób okrutny mordował więźniów żydowskich, rzekomych kolaborantów sowieckich.

Ukraińcy z Niemcami wywlekali Żydów z mieszkań, pędzono ich ulicami do więzień, gdzie mieli wyciągać zwłoki zamordowanych, a potem okrutnie zabijano.

Dzisiaj (2019 rok) Ukraińcy w dalszym ciągu organizują pogromy Żydów.

patrz http://niepoprawni.pl/blog/2218/bij-zyda-ze-zbrodnia-ukrainsko-niemiecka-w-tle

Do podobnych pogromów doszło  w wielu miejscowościach Zachodniej Ukrainy, a mogło w nich zginąć w sumie kilkadziesiąt tysięcy Żydów.

POMOCNICY ZBRODNI

Niemcy nie uznali państwa ukraińskiego, a Bandera i Stećko zostali aresztowani i wywiezieni do Berlina, gdzie przebywali pod nadzorem policyjnym. Aresztowani też i innych działaczy OUN. Wywołało to rozczarowanie wśród ounowców, ale pomimo tego organizacja starała sie utrzymywać dobre relacje z niemieckimi władzami.

Z kolei hitlerowcy traktowali zachodnich Ukraińców znacznie lepiej niż Polaków, czy Rosjan, nie wspominając o już o Żydach.

Utworzona latem 1941 roku milicja ukraińska została decyzją Himmlera przeformowana w policję i stała się formacją pomocniczą Niemców.  Lokalni przywódcy OUN wydali swoim podwładnym rozkaz masowego wstępowania w jej szeregi. I w tej właśnie roli ounowcy wzięli czynny udział w przeprowadzonej przez Niemców eksterminacji Żydów. Ukraińska policja brała czynny udział w likwidowaniu niemieckich gett na terenie Polski, w wyłapywaniu ukrywających się Żydów w tzw. “aryjskich” częściach miast, na “aryjskich papierach” i masowych egzekucjach Żydów.

Akcja pokazała ounowcom, że da się w stosunkowo krótkim czasie przeprowadzić eksterminację nawet dużej grupy narodowościowej.  Doświadczenia te wykorzystano w 1943 roku, gdy OUN postanowiła przeprowadzić czystkę etniczną na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej mordując  tamtejszych Polaków. W zorganizowany, okrutny sposób zabito wówczas od 70 do 100 tysięcy cywilów. Wzięli w tym udział członkowie OUN i jej zbrojnego ramienia Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), a także zwykli Ukraińcy. Gdy zaś problem polski został rozwiązany UPA przystąpiła do wyłapywania resztek Żydów, którzy na Zachodniej Ukrainie w kryjówkach, leśnych obozach i bunkrach przetrwali akcję eksterminacyjną. Chęć współpracy Ukraińców Niemcy postanowili wykorzystać w 1943 roku, gdy klęski na Wschodzie poważnie dawały się im we znaki. 28 kwietnia 1943 roku we Lwowie, z udziałem generalnego gubernatora Hansa Franka ogłoszono informację o formowaniu ukraińskiej dywizji Waffen – SS. Zainteresowanie przeszło najśmielsze oczekiwania – do dywizji zgłosiło się aż 80 tysięcy ochotników. Wybrano z nich kilkanaście tysięcy. Dywizja nie powalczyła długo, została rozbita pod Brodami w lipcu 1944 roku.

ORGANIZACJA UKRAIŃSKICH NACJONALISTÓW – CENNY SOJUSZNIK

Pod koniec wojny, gdy jasne stało się, że III Rzesza ją przegra, kierownictwo OUN rozpoczęło działania mające na celu odcięcie się organizacji od jej związków z hitleryzmem. W wydawanych po wojnie zbiorach dokumentów zmieniano ich brzmienie, tak aby usunąć jakiekolwiek odniesienia do faszyzmu lub antysemityzmu. Zaprzeczano też udziałowi Ukraińców w Holokauście i mordowaniu Polaków. Pisano wręcz, że UPA pomagała podczas okupacji niemieckiej mniejszościom etnicznym na Ukrainie.

Sam Stepan Bandera, uwolniony pod koniec wojny przez Niemców osiadł w Monachium, gdzie stworzył ośrodek ukraińskiej społeczności. Przedstawiał siebie i OUN jako ekspertów od Związku Sowieckiego posiadających rozbudowaną siatkę wywiadowczą po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny. Z tego właśnie powodu zainteresowały się nim wywiady państw zachodnich od których otrzymywał pieniądze i ochronę.

Pomagały mu wywiady zachodnio niemiecki, brytyjski i amerykański. NKWD, a potem KGB usiłowały go porwać, a gdy to się nie powiodło – zlikwidować. Udało się to dopiero 14 lat po wojnie. W 1959 roku Bandera został otruty cyjankiem potasu przez  agenta KGB. Do końca życia Stepan Bandera nie zrezygnował ze swoich skrajnie faszystowskich, nacjonalistycznych i autorytarnych poglądów. 

 NIEPRECYZYJNA I NIEKONSTYTUCYJNA KOMPROMITACJA POLSKIEGO TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO Z PREZYDENTEM RP ANDRZEJEM DUDĄ W TLE.

 WDZIĘCZNOŚĆ NEOBANDEROWCÓW BEZ GRANIC.

WALZMAN (PETRO POROSZNKO). W POKŁONACH DUDZIE I PRZYŁĘBSKIEJ.

Zapisy nowelizacji o IPN zaskarżył prezydent Andrzej Duda. Uważał, że fragmenty dotyczące takich pojęć jak “ukraińscy nacjonaliści” czy “Małopolska Wschodnia” są niezgodne z zasadą określoności przepisów prawa, nieprecyzyjne, a przez to niezgodne z konstytucją. W czwartek sędziowie TK przychylili się do opinii głowy państwa.

Zgodnie z decyzją Trybunału, jeśli nie będzie nowych przepisów dotyczących ustawy o IPN, to zakwestionowane przepisy nie będą obowiązywać. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko przekazał swoje podziękowania prezydentowi Andrzejowi Dudzie i Trybunałowi Konstytucyjnemu za podjętą decyzję.

– To właśnie przyjęta niespełna rok temu nowelizacja była powodem pogorszenia się relacji polsko-ukraińskich. Została ona bardzo źle przyjęta u naszych sąsiadów. Głównie dlatego, że błędnie ją zinterpretowano. Uznano ją za coś innego niż w rzeczywistości jest. Potraktowano jako ustawę antybanderowską, penalizującą i stawiającą w negatywnym świetle wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób byli lub są związani z ukraińskim ruchem nacjonalistycznym. Trzeba pamiętać o tym, że nacjonalizm inaczej rozumiany jest w Polsce, a inaczej na Ukrainie.

REZYDENT UKRAINY DZIĘKUJE PREZYDENTOWI POLSKI.

BEZCZESZCZENIE PAMIĘCI POMORDOWANYCH BESTIALSKO PRZEZ UPA 200 TYSIĘCY OBYWATELI POLSKICH.

 „Trybunał Konstytucyjny uznał za niezgodne z Konstytucją wyrazy dot. „ukraińskich nacjonalistów” i „Małopolski Wschodniej”. “Dziękuję Panu Prezydentowi Andrzejowi Dudzie za inicjatywę postępowania w TK, i Trybunałowi za orzeczenie.

“Działamy dalej na rzecz partnerstwa” – napisał na portalu społecznościowym prezydent Ukrainy Walzman ( Petro Poroszenko) w językach ukraińskim i polskim.

Trybunał Konstytucyjny uznał, że terminy „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów” i „Małopolska Wschodnia” użyte w ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej są nieprecyzyjne. Zostały użyte w przepisach wprowadzających odpowiedzialność karną za zaprzeczanie zbrodniom na Polakach”.- Bartłomiej Zborowski /PAP.

Uległość polskich instytucji wobec kijowskiej junty nie mieści się w głowie. Nie ma ukraińskich nacjonalistów, nie ma Małopolski Wschodniej a za kilka dni nie będzie już mowy o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów bo do tego to wszystko zmierza.

Po raz kolejny należy postawić pytanie kto rządzi Polską, już na pewno nie my Polacy. Dech zapiera, słów brakuje, dlatego pozwalam sobie wkleić  tekst Joanny Potockiej znaleziony na stronie RMF FM.

Oto ów  tekst:

“UKRAIŃSCY NACJONALIŚCI” I “MAŁOPOLSKA WSCHODNIA” ZNIKAJĄ Z USTAWY O IPN

Czwartek, 17 stycznia (11:52)

Aktualizacja: Czwartek, 17 stycznia (12:47)

Czytaj więcej na https://www.rmf24.pl/raporty/raport-spor-ustawe-ipn/fakty/news-ukrainscy-nacjonalisci-i-malopolska-wschodnia-znikaja-z-usta,nId,2788045#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox

 “Przepisy nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej dotyczące zbrodni ukraińskich nacjonalistów są niezgodne z konstytucją. Tak orzekł Trybunał Konstytucyjny. Przepisy zaskarżył prezydent Andrzej Duda. Wskazywał, że pojęcia “ukraińscy nacjonaliści” i “Małopolska Wschodnia” są nieprecyzyjne.

Przepisy nowelizacji ustawy o IPN w zakresie użytych pojęć “ukraińscy nacjonaliści” i “Małopolska Wschodnia” są niezgodne z zasadą określoności przepisów prawa i w związku z tym zostały uznane za niekonstytucyjne – orzekł Trybunał Konstytucyjny.

Trybunał stwierdza, że tworząc zakwestionowane przepisy ustawodawca posłużył się zwrotami o nieokreślonym desygnacie. Ich znaczenia ani nie zostały sformułowane w ustawie, ani nie można ich zrekonstruować w sposób niebudzący wątpliwości w oparciu o konotacje występujące w języku powszechnym – powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia TK Andrzej Zielonacki.

Jak dodał, pojęcie “ukraińscy nacjonaliści” funkcjonuje także w ustawie o kombatantach, ale – zarówno tam, jak i w ustawie o IPN – “ustawodawca zaniechał jednak definicji tego pojęcia”.

Ustawa o IPN w ogóle nie precyzuje, czy przez “ukraińskich nacjonalistów” należy rozumieć tylko zorganizowane struktury polityczne lub paramilitarne, których członkowie brali udział w czynach wymierzonych przeciw władzy państwowej oraz ludności cywilnej, czy też każdego, kto utożsamiając się z ideami ukraińskiego ruchu narodowego działał przeciw państwu polskiemu i jego obywatelom w czasie II RP, II Wojny Światowej i w okresie powojennym – podkreślił sędzia Zielonacki.

Zgodnie z zakwestionowanymi przepisami ustawy o IPN zbrodniami ukraińskich nacjonalistów (również tych ukraińskich formacji, które kolaborowały z III Rzeszą Niemiecką) są “czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925-1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności”. Przepisy także głoszą, że taką zbrodnią było m.in. ludobójstwo na obywatelach II RP na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. M.in. te przepisy zaskarżył następczo prezydent Andrzej Duda, wskazując, że pojęcia “ukraińscy nacjonaliści” i “Małopolska Wschodnia” są nieprecyzyjne.

Trybunał Konstytucyjny umorzył natomiast najbardziej krytykowany przepis o karaniu za przypisywanie Polakom winy za zbrodnie niemieckie. Ten przepis – po miesiącach uporu – politycy PiS w pośpiechu wykreślili z ustawy pół roku temu.

Sprawa dotyczyła rządowej nowelizacji ustawy o IPN, która po przyjęciu jej przez Sejm pod koniec stycznia 2018 roku wywołała kontrowersje m.in. w USA, Izraelu i na Ukrainie.

Nowela, której celem było przeciwdziałanie fałszowaniu polskiej historii w Polsce i na świecie, wprowadzała karę grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech za przypisywanie Polakom odpowiedzialności m.in. za ludobójstwo popełnione na Żydach w czasie wojny. Władze Ukrainy dziękują.

 Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko podziękował polskiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu za orzeczenie w sprawie ustawy o IPN w części dotyczącej zbrodni ukraińskich nacjonalistów.

“Dziękuję Panu Prezydentowi A. Dudzie za inicjatywę postępowania w TK i Trybunałowi za orzeczenie” – napisał szef państwa w języku ukraińskim i polskim w mediach społecznościowych.

“Działamy dalej na rzecz wzmocnienia partnerstwa ukraińsko-polskiego” – podkreślił Poroszenko.

Wicepremier Ukrainy Pawło Rozenko, który stoi na czele Międzyresortowej Komisji ds. Upamiętnień w swoim kraju, oświadczył, że orzeczenie TK oznacza potwierdzenie prawne stanowiska, które zajmowały w sprawie ustawy o IPN ukraińskie władze.

“Ta decyzja zamyka jedną z zasadniczych dla nas kwestii, która w ostatnim czasie wywoływała poważne napięcia w dwustronnych relacjach ukraińsko-polskim. Oczekuję na kontynuację dialogu i rozwiązanie wszystkich problematycznych spraw między naszymi państwami, które narastały od dziesięcioleci” – napisał Rozenko na Facebooku”.

Opracowanie:

Joanna Potocka RMF 24

MĄŻ PREZES TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO ANDRZEJ PRZYŁĘBSKI AGENTEM SB   

Oto teczka TW „Wolfgang”.

Andrzej Przyłębski (59 l.), polski ambasador w Berlinie i prywatnie mąż prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej donosił Służbie Bezpieczeństwa na kolegów. Tak wynikałoby z dokumentów IPN. W ub.r. dziennikarz Cezary Gmyz twierdził, że Andrzej Przyłębski to TW „Wolfgang”, a w piątek teczka „Wolfganga” ujrzała światło dzienne. Reporter RMF FM ujawnił zdjęcia poszczególnych materiałów z akt tego agenta. Sprawa budzi kontrowersje i na pewno odbije się szerokim echem. PiS, które forsuje politykę lustracyjną, nie może sobie pozwolić na to, by dyplomata z kontrowersyjną przeszłością, reprezentował kraj za granicą. Tym bardziej że partia Jarosława Kaczyńskiego przeforsowała kandydaturę Julii Przyłębskiej (58 l.) na stanowisko prezesa TK. Ambasador broni się, że podpisał dokumenty pod wpływem groźby.

Andrzej Przyłębski udzielił wywiadu portalowi wPolityce.pl. Przekonywał w nim, że Służba Bezpieczeństwa groziła mu.

–  Niewykluczone, że szantażowany na okoliczność niewydania paszportu, mogłem podpisać jakieś zobowiązanie, ale związane z tym, że będę „uważny” i „ostrożny” w Anglii, by nie podejmować współpracy ze środowiskami antyrządowymi w Wielkiej Brytanii i że opowiem o swoim pobycie w Anglii – przekonywał ambasador. Dodał, że nie pobierał od SB pieniędzy.

Z ujawnionych w piątek akt wynika, że Andrzej Przyłębski jako student w 1979 roku podpisał zobowiązanie do współpracy – poinformował o tym portal RMF FM, ujawniając przy okazji zdjęcia materiałów z akt IPN. Agent zgodził się donosić, w zamian za „dobrowolność” w kontaktach oraz „umożliwienie wyjazdu za granicę w celu turystycznym”. Wymiana informacji ze Służbą Bezpieczeństwa trwała rok. Współpracę przerwano, bo TW okazał się nieprzydatny. Ze względu na indywidualny tok studiów nie mógł już donosić na kolegów.

Jakie jeszcze informacje można znaleźć w teczce TW „Wolfgang”? „Od dzieciństwa Andrzej Przyłębski był wychowywany politycznie przez aktualnego rezydenta Wydziału III (komórka zajmująca się prasą – przyp. red.). “Z ważniejszych swoich przeżyć każdorazowo zwierza się mu, oczekując od niego rady” – pisze prowadzący z bezpieki.

Andrzej Przyłębski jest ambasadorem RP w Berlinie od lipca zeszłego roku. Tylko jak z taką przeszłością mógł zostać dyplomatą?! Obejmując to stanowisko musiał przecież złożyć oświadczenie lustracyjne!

Z informacji resortu spraw zagranicznych wynika, że w tym dokumencie Andrzej Przyłębski zaprzeczył współpracy z SB. „Przechodził kilkakrotnie standardową procedurę sprawdzającą, dokonaną przez właściwe w tej kwestii służby” – napisało MSZ w specjalnym oświadczeniu. Resort podkreślił również, że „od czerwca 2016 roku dysponuje stosownym poświadczeniem dostępu do tajemnicy państwowej”.

Tyle że do tej pory Biuro Lustracyjne IPN oświadczenia tego nie zweryfikowało. Powód? Nie było do niego zastrzeżeń. Dlatego dokument czekał na swoją kolej. Dopiero teraz ma je sprawdzić.

Witold Waszczykowski (60 l.) na pytanie czy skomentuje doniesienia o przeszłości jednego ze swoich podwładnych, poinformował Fakt, że „nie pracuje w IPN”. Kiedy zapytaliśmy czy Andrzeja Przyłębskiego czekają jakieś konsekwencje, minister zareagował nerwowo!

Źródło:

https://www.fakt.pl/wydarzenia/polityka/maz-prezes-tk-agentem-sb/1q78z96

GENOCIDUM ATROX – LUDOBÓJSTWO OKRUTNE – NIEKONSTYTUCYJNE I NIEPRECYZYJNE!!!

Zapisy nowelizacji o IPN zaskarżone przez prezydenta A. Dudę i decyzja TK i jej prezesa Julię Przyłębską okrutne zbrodnie nacjonalistów ukraińskich popełnione na obywatelach polskich są niekonstytucyjne i nieprecyzyjne.

DWA ELEMENTARNE KŁAMSTWA DUDY I PRZYŁĘBSKIEJ

W tych unowocześnionych zapisach istnieją dwa podstawowe kłamstwa – geograficzne i historyczne.

KŁAMSTWO GEOGRAFICZNE

Kłamstwo geograficzne polega na wykreśleniu z mapy Europy II Rzeczypospolitej Polskiej  części jej terytorium – Małopolski Wschodniej.

MAŁOPOLSKA WSCHODNIA

 Małopolska Wschodnia – w dwudziestoleciu międzywojennym nazwa części terytorium Polski obejmującej tereny trzech południowo-wschodnich województw: lwowskiego, tarnopolskiego i stanisławowskiego. Wcześniej, w zaborze austriackim, większość tych terenów określana była jako Galicja Wschodnia, która nie jest jednak tożsama z terytorialnym zakresem przypisywanym pojęciu Małopolska Wschodnia.

W wyniku wprowadzonego 23 grudnia 1920 roku podziału administracyjnego terenów byłego zaboru austriackiego wchodzących w skład Rzeczypospolitej, granicę Małopolski Wschodniej w stosunku do Galicji Wschodniej przesunięto znacznie na zachód. Do województwa lwowskiego włączono bowiem powiaty: tarnobrzeski, rzeszowski, łańcucki, niżański, kolbuszowski, przeworski, strzyżowski i krośnieński, które nie wchodziły w skład okręgu apelacyjnego lwowskiego, którego zachodnia granica była umowną granicą Galicji Wschodniej w ramach Austro – Węgier. Północno-zachodnią granicę Małopolski Wschodniej wyznaczała natomiast Wisła pod Sandomierzem.

KŁAMSTWO HISTORYCZNE

„Polak musi być świnią, bo się Polakiem urodził” – wieszczył „nasz wieszcz” – Czesław Miłosz, a za nazwanie Matki Boskiej przez Miłosza “pogańską boginią” Sejm RP (PO – PSL) ogłosił rok 2011 rokiem Miłosza, zapewne też w hołdzie “miłoszowej pogańskiej bogini”.

Następnie Wysoka Izba Polskiego Parlamentu zamiast ogłosić „11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa i Ludobójstwa Kresowian” uchwaliła  wyssaną z małego palca ekipy rządzącej uchwałę, o „czystce etnicznej o znamionach ludobójstwa”, dotyczącą okrutnych mordów popełnionych na obywatelach polskich przez nacjonalistów ukraińskich. Przypomnę, że w II RP na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943 – 1944 zginęło w sposób okrutny ok. 200 tysięcy Polaków, Ormian, Rosjan, Czechów, Żydów, Łotyszy i innych obywateli polskich, stanowiących mniejszość narodową.

Zbrodni na Polakach dokonywały oddziały UPA, politycznie podporządkowane OUN-B, a następnie UHWR, pod naczelnym dowództwem Romana Szuchewycza (“Tarasa Czuprynki”), a także oddziały SKW, Służby Bezpieczeństwa OUN-B i ukraińska ludność cywilna. W kilku przypadkach doszło do współpracy pomiędzy wymienionymi wyżej formacjami a niemieckimi jednostkami policyjnymi, w których służyli Ukraińcy (Ukraińską Policją Pomocniczą i 4 pułkiem policji SS).

Niektórzy duchowni grecko – katoliccy z metropolitą lwowskim Andrzejem Szeptyckim poświęcali narzędzia zbrodni.

Duchowni cerkwi greckokatolickiej, poza nielicznymi wyjątkami nie znaleźli się na wysokości wymaganego zadania. Nie wyłączam z tego zarzutu metropolity lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego, ani późniejszego kardynała Slipyja. Księża greckokatoliccy łatwo zapominali o swoich obowiązkach chrześcijańskich, a nawet stawali na czele oddziałów rezunów.

GENOCIDUM ATROX – LUDOBÓJSTWO OKRUTNE

Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej z ogólnej liczby 1150 osad wiejskich i 31 tysięcy zagród UPA zniszczyła ponad 91 proc. W miejscach wielu wiosek pozostały jedynie krzyże. Zgodnie z Konwencją ONZ z 9 grudnia 1948 roku zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Polakach są w prawie międzynarodowym określane jako zbrodnia ludobójstwa (genocidum). Termin ten wprowadził polski prawnik i karnista żydowskiego pochodzenia Rafał Lemkin.

Wymienione poniżej metody tortur i okrucieństw stanowią tylko przykłady i nie obejmują pełnego zbioru, stosowanych przez terrorystów OUN-UPA metod pozbawiania życia – polskich dzieci, kobiet i mężczyzn w męczarniach. Pomysłowość tortur była nagradzana.

Zbrodnie przeciw ludzkości popełnione przez ukraińskich terrorystów mogą być przedmiotem badań nie tylko historyków, prawników, socjologów, ekonomistów, ale także i psychiatrów.

– Wbijanie dużego i grubego gwoździa do czaszki głowy.

 

– Zdzieranie z głowy włosów ze skórą (skalpowanie).

 

– Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czaszkę głowy.

 

 – Zadawanie ciosu obuchem siekiery w czoło.

 

– Wyrzynanie na czole “orła”.

 

– Wbijanie bagnetu w skroń głowy.

 

– Wyłupywanie jednego oka.

 

– Wybieranie dwoje oczu.

 

– Obcinanie nosa.

 

– Obcinanie jednego ucha.

 

– Obrzynanie obydwu uszu.

 

 – Przebijanie kołami dzieci na wylot.

 

 -Przebijanie zaostrzonym grubym drutem ucha na wylot drugiego ucha.

 

 -Obrzynanie warg.

 

 -Obcinanie języka.

 

– Podrzynanie gardła.

 

 -Podrzynanie gardła i wyciąganie przez otwór języka na zewnątrz.

 

-Podrzynanie gardła i wkładanie do otworu szmaty.

 

-Wybijanie zębów.

 

 -Łamanie szczęki.

 

-Rozrywanie ust od ucha do ucha.

 

 -Kneblowanie ust pakułami przy transporcie jeszcze żywych ofiar.

 

 -Podcinanie szyi nożem lub sierpem.

 

-Zadawanie ciosu siekierą w szyję.

 

-Pionowe rozrąbywanie siekierą głowy.

 

 -Skręcanie głowy do tyłu.

 

-Robienie miazgi z głowy przez wkładanie głowy w ściski zaciskane śrubą.

 

 -Obcinanie głowy sierpem.

 

 -Obcinanie głowy kosą.

 

 -Odrąbywanie głowy siekierą.

 

 -Zadawanie ciosu siekierą w szyję.

 

-Zadawanie ran kłutych w głowie.

 

 -Cięcie i ściąganie wąskich pasów skóry z pleców.

 

 -Zadawanie innych ran ciętych na plecach.

 

 -Zadawanie ciosów bagnetem w plecy.

 

– Łamanie kości żeber klatki piersiowej.

 

– Zadawanie ciosu nożem lub bagnetem w serce lub okolice serca.

 

 -Zadawanie ran kłutych nożem lub bagnetem w pierś.

 

 -Obcinanie kobietom piersi sierpem.

 

-Obcinanie kobietom piersi i posypywanie ran solą.

 

 -Obrzynanie sierpem genitalii ofiarom płci męskiej.

 

 -Przecinanie tułowia na wpół piłą ciesielską.

 

-Zadawanie ran kłutych brzucha nożem lub bagnetem.

 

-Przebijanie brzucha ciężarnej kobiecie bagnetem.

 

 -Rozcinanie brzucha i wyciąganie jelit na zewnątrz u dorosłych.

 

-Rozcinanie brzucha kobiecie w zaawansowanej ciąży i w miejsce wyjętego płodu,

 

-wkładanie np. żywego kota i zaszywanie brzucha.

 

 -Rozcinanie brzucha i wlewanie do wnętrza wrzątku – kipiącej wody.

 

 -Rozcinanie brzucha i wkładanie do jego wnętrza kamieni oraz wrzucanie do rzeki.

 

-Rozcinanie kobietom ciężarnym brzucha i wrzucanie do wnętrza potłuczonego szkła.

 

-Wyrywanie żył od pachwiny, aż do stóp.

 

-Wkładanie do pochwy – wagina rozżarzonego żelaza.

 

 -Wkładanie do waginy szyszek sosny od strony wierzchołka.

 

-Wkładanie do waginy zaostrzonego kołka i przepychanie aż do gardła, na wylot.

 

 -Rozcinanie kobietom przodu tułowia ogrodniczym scyzorykiem, od waginy, aż po szyję i pozostawienie wnętrzności na zewnątrz.

 

 -Wieszanie ofiar za wnętrzności.

 

 -Wkładanie do waginy szklanej butelki i jej rozbicie.

 

 -Wkładanie do otworu analnego szklanej butelki i jej stłuczenie.

 

-Rozcinanie brzucha i wsypywanie do wnętrza karmy dla zgłodniałych świń tzw. osypki, który to pokarm wyrywały razem z jelitami i innymi wnętrznościami.

 

 -Odrąbywanie siekierą jednej ręki.

 

 -Odrąbywanie siekierą obydwóch rąk.

 

– Przebijanie dłoni nożem.

 

– Obcinanie palców u ręki nożem.

 

 -Obcinanie dłoni.

 

– Przypalanie wewnętrznej strony dłoni na gorącym blacie kuchni węglowej.

 

 -Odrąbywanie pięty.

 

 -Odrąbywanie stopy powyżej kości piętowej.

 

 -Łamanie kości rąk w kilku miejscach tępym narzędziem.

 

 -Łamanie kości nóg w kilku miejscach tępym narzędziem.

 

 -Przecinanie tułowia na wpół piłą ciesielską, obłożonego z dwóch stron deskami.

 

– Przecinanie tułowia na wpół specjalną piłą drewnianą.

 

– Obcinanie piłą obie nogi.

 

  -Posypywanie związanych nóg rozżarzonym węglem.

 

-Przybijanie gwoździami rąk do stołu, a stóp do podłogi.

 

-Przybijanie w kościele na krzyżu rąk i nóg gwoździami.

 

-Zadawanie ciosów siekierą w tył głowy, ofiarom ułożonym uprzednio głową do podłogi.

 

 -Zadawanie ciosów siekierą na całym tułowiu.

 

– Rąbanie siekierą całego tułowia na części.

 

-Łamanie na żywo kości nóg i rąk w tzw. kieracie.

 

-Przybijanie nożem do stołu języczka małego dziecka, które później wisiało na nim.

 

-Krajanie dziecka nożem na kawałki i rozrzucanie ich wokół.

 

-Rozpruwanie brzuszka dzieciom.

 

-Przybijanie bagnetem małego dziecka do stołu.

 

-Wieszanie dziecka płci męskiej za genitalia na klamce drzwi.

 

-Łamanie stawów nóg dziecka.

 

– Łamanie stawów rąk dziecka.

 

 -Zaduszenie dziecka przez narzucenie na niego różnych szmat.

 

 -Wrzucanie do głębinowych studni małych dzieci żywcem.

 

-Wrzucanie dziecka w płomienie ognia palącego się budynku.

 

-Rozbijanie główki niemowlęcia przez wzięcie go za nóżki i uderzenie o ścianę lub piec.

 

-Powieszenie za nogi zakonnika pod amboną w kościele.

 

-Wbijanie dziecka na pal.

 

-. Powieszenie na drzewie kobiety do góry nogami i znęcanie się nad nią przez odcięcie piersi i języka, rozcięcie brzucha i wybranie oczu oraz odcinanie nożami kawałków ciała.

 

 -. Przybijanie gwoździami małego dziecka do drzwi.

 

 -. Wieszanie na drzewie głową do góry.

 

– Wieszanie na drzewie nogami do góry.

 

. Wieszanie na drzewie nogami do góry i osmalanie głowy od dołu ogniem zapalonego

pod głową ogniska.

 

. Zrzucanie w dół ze skały.

 

– Topienie w rzece.

 

 – Topienie przez wrzucenie do głębinowej studni.

 

 – Topienie w studni i narzucanie na ofiarę kamieni.

 

 – Zadźganie widłami, a potem pieczenie kawałków ciała na ognisku.

 

  – Wrzucenie dorosłego w płomienie ogniska na polanie leśnej, wokół którego ukraińskie dziewczęta śpiewały i tańczyły przy dźwiękach harmonii.

 

 – Wbijanie koła do brzucha na wylot i utwierdzanie go w ziemi.

 

 – Przywiązanie do drzewa człowieka i strzelanie do niego jak do tarczy strzelniczej.

 

– Prowadzenie nago lub w bieliźnie na mrozie.

 

  – Duszenie przez skręcanie namydlonym sznurem zawieszonym na szyi, zwanym arkanem.

 

– Wleczenie po ulicy tułowia przy pomocy sznura zaciśniętego na szyi.

 

 – Przywiązanie nóg kobiety do dwóch drzew oraz rąk ponad głową i rozcinanie brzucha od krocza do piersi.

 

– Rozrywanie tułowia przy pomocy łańcuchów.

 

– Wleczenie po ziemi przywiązanego do pojazdu konnego.

 

 – Wleczenie po ulicy matki z trojgiem dzieci, przywiązanych do wozu o zaprzęgu konnym w ten sposób, że jedną nogę matki przywiązano łańcuchem do wozu, a do drugiej nogi matki jedną nogę najstarszego dziecka, a do drugiej nogi najstarszego dziecka przywiązano nogę młodszego dziecka, a do drugiej nogi młodszego dziecka, przywiązano nogę dziecka najmłodszego.

 

– Przebicie tułowia na wylot lufą karabinu.

 

 -Ściskanie ofiary drutem kolczastym.

 

– Ściskanie razem dwie ofiary drutem kolczastym.

 

 – Ściskanie więcej ofiar razem drutem kolczastym.

 

 – Periodyczne zaciskanie tułowia drutem kolczastym i co kilka godzin polewanie ofiary zimną wodą w celu odzyskania przytomności i odczuwania bólu i cierpienia.

 

– Zakopywanie ofiary do ziemi na stojąco po szyję i w takim stanie jej pozostawienie.

 

 – Zakopywanie żywcem do ziemi po szyję i ścinanie później głowy kosą.

 

 – Rozrywanie tułowia na wpół przez konie.

 

 – Rozrywanie tułowia na wpół przez przywiązanie ofiary do dwóch przygiętych drzew i następnie ich uwolnienie.

 

– Wrzucanie dorosłych w płomienie ognia palącego się budynku.

 

 – Podpalanie ofiary oblanej uprzednio naftą.

 

– Okładanie ofiary dookoła słomą-snopem i jej podpalenie, czyniąc w ten sposób pochodnię Nerona.

 

 – Wbijanie noża w plecy i pozostawienie go w ciele ofiary.

 

 – Wbijanie niemowlęcia na widły i wrzucanie go w płomienie ognia.

 

 – Wyrzynanie żyletkami skóry z twarzy.

 

– Wbijanie dębowych kołków pomiędzy żebra.

 

 – Wieszanie na kolczastym drucie.

 

– Zdzieranie z ciała skóry i zalewanie rany atramentem oraz oblewanie jej wrzącą wodą.

 

 – Przymocowanie tułowia do oparcia i rzucanie w nie nożami.

 

 – Wiązanie – skuwanie rąk drutem kolczastym.

 

 – Zadawanie śmiertelnych uderzeń łopatą.

 

 – Przybijanie rąk do progu mieszkania.

 

– Wleczenie ciała po ziemi, za nogi związane sznurem.

 

–  Przybijanie małych dzieci dookoła grubego rosnącego drzewa przydrożnego, tworząc w ten sposób tzw. “wianuszki”.

 

I z takich sposobów męczeńskich śmierci Sejm RP (koalicja PO – PSL) urządziła pokazówkę przyjaźni z narodem ukraińskim, nie żądając nawet przeproszenia za dokonanie banderowskich zbrodni.

 ŻYDOWSKIE WŁADZE NEOBANDEROWSKIEJ UKRAINY.

Dalej, na Majdanie polscy politycy pod sztandarami faszyzmu i antysemityzmu wyrażają swoje poparcie banderowskiej, faszystowskiej I żydowskiej Ukrainie. Przy władzy na Ukrainie są żydowskie ugrupowania skrajnie faszystowskie i antysemickie różnych ukraińskich „Swobód” tiahnybokowych i antypolskich Julii Tymoszenko. Wrogiem Polski jest również Żyd Walzman (pseud. Petro Poroszenko) prezydent Ukrainy paradoksalnie patronujący ekscesom antysemickim na Ukrainie. Patrz http://www.fronda.pl/blogi/prawda-o-nobliscie/bij-zyda-ze-zbrodnia-ukrainsko-niemiecka-w-tle,39085.html

To prawda, że Rosjanie są profesjonalnymi mordercami, że ich prezydent Władimir Putin porównywany jest do Hitlera. Jego polityka zagraża też innym narodom dawnego ZSRS, w tym Polski. Dzisiaj w roku 2019 jest to samo. może nawet gorzej.

W czasie trwania II Wojny Światowej i lata przed nią zostało bestialsko pomordowanych ponad 6 milionów obywateli polskich. Polacy ginęli z rąk NKWD, Gestapo, współpracujących z niemieckim faszyzmem ukraińskich zbrodniarzy OUN -UPA.

Czy te wszystkie zbrodnie są nieprecyzyjne i niezgodne z Konstytucją RP?

Krótko więc – expressis verbis – „niech żyje wolna Ukraina” z okrutnymi  mordami Polaków (ludobójstwem okrutnym- genocidum atrox) w tle.

 STANOWISKO PREZYDENTA ANDRZEJA DUDY I PREZES TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO JULII PRZYŁĘBSKIEJ

“Polak musi być świnią, bo się Polakiem urodził”? zadaję pytanie Panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie i Pani prezes TK Julii Przyłębskiej.

Pan prezydent RP Andrzej Duda i Pani Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska mają śmiałość nazywać te okrutne zbrodnie ukraińsko – niemieckie jako nieprecyzyjne i niezgodne z Konstytucją RP.

Jako kombatant, który w tych zbrodniach ukraińsko – niemiecko – sowieckich popełnionych w Małopolsce Wschodniej  utracił zamordowaną bestialsko całą Rodzinę na czele z moim Ojcem śp. doc. med. Maurycym Marianem Szumańskim protestuję przeciwko nazywaniu zbrodniarzy ukraińskich- nacjonalistów ukraińskich “układem nieprecyzyjnym”, niezgodnym z Konstytucją, pozbawiających Rzeczpospolitą Polską jej dziedzictwa terytorialnego jaką jest historycznie Małopolska Wschodnia, gdzie tam właśnie pomordowano całą moją rodzinę.

Sam byłem skazany na śmierć na terenie Małopolski Wschodniej i cudem zostałem uratowany wraz z moją Matką.

Uważam, że omawiana decyzja zbezcześciła pamięć 200 tysięcy pomordowanych Polaków w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu, w tym członków mojej rodziny.

Pan Prezydent A. Duda kierował się opinią swoich doradców – adw.  Michała Królikowskiego – członka mafii paliwowej z milionem złotych na koncie rzekomo stanowiących zaliczkę jego klienta – a więc siedzi w kryminale.

Pani Zofii Romaszewskiej miażdżącej ustawę o IPN. “Przecież ona jest idiotyczna” – powiedziała Romaszewska.

Prof. Andrzej Zybertowicz z kancelarii prezydenta – doradca – twierdzi, iż patriotyczni dziennikarze to małpy z cyrku.

W śród tych dziennikarzy – małp cyrkowych – jest m.in. ks. Stanisław Małkowski oraz moja skromna osoba.

Małopolska Wschodnia i nacjonalizm ukraiński są niekonstytucyjne według Pana Prezydenta i prezes TK Julii Przyłębskiej, zaś topienie księży w Wiśle jest konstytucyjne – orzekł sąd. Patrz https://niezalezna.pl/59189-skandaliczna-decyzja-sadu-topienie-ksiezy-w-wisle-zgodne-z-konstytucja-rp

Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi Północ uznał, że deklaracja „topienia księdza w Wiśle” jest zgodna z polską konstytucją.

Jakiś czas temu Grzegorz Gruchalski z SLD zapowiedział na antenie Superstacji, że ma zamiar utopić księdza.

Będziemy topili księdza jako symbol opasłości Kościoła. Tego, że Kościół ma dużo pieniędzy na swoje działania (…) Weźmiemy takiego dużego opasłego księdza i utopimy go w Wiśle – powiedział Gruchalski.

TVP – info nie reaguje na takie zachowania polityków SLD, natomiast kandydatkę SLD na prezydenta RP Magdalenę Ogórek powołuje na czołowego dziennikarza TVP, równocześnie zamykając dostęp do czwartkowych spotkań z Janem Pietrzakiem.

Czy prezydent Andrzej Duda jest prezydentem wszystkich Polaków? Na pewno jest prezydentem Andrzeja Zybertowicza, Zofii Romaszewskiej, Michała Królikowskiego  i im podobnych. Moim prezydentem nie jest.

SLD oświadcza – będziemy topili księży w Wiśle.

22 listopada 2018 roku była setna rocznica Obrony Lwowa. Nie widziano Pana prezydenta RP Andrzeja Dudy w tym dniu na Cmentarzu Obrońców Lwowa, nie złożył on kwiatów na mogiłach Orląt Lwowskich, natomiast poklepywał się z Żydem Walzmanem (Petro Poroszenko).

Telewizja publiczna nawet nie wspomniała o tej setnej rocznicy Obrony Lwowa, natomiast zaprezentowała kolejną awanturę polityczną z komunistami w programie “Studio Polska” prowadzonego przez post-komunistkę Magdalenę Ogórek powołaną przez ob. Jacka Kurskiego.

POLACY NA UKRAIŃSKIEJ LIŚCIE DO ODSTRZAŁU. DWÓCH DZIENNIKARZY JUŻ ZOSTAŁO ZAMORDOWANYCH

Austriackie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało na dywanik ambasadora Ukrainy. Sprawa nie jest błaha. Austriacki dziennikarz Christian Wehrschütz znalazł się na liście ludzi przeznaczonych do likwidacji przez ukraińską stronę pod nazwą „Posipaka – agent Kremla”.

Powód jest jasny. Austriacki dziennikarz nadawał relacje z Krymu, które zostały krytyczne ocenione przez ukraińskich nacjonalistów.

Wehrschütz zareagował błyskawicznie. Zainterweniował, pisząc do austriackiego rządu oraz do austriackiej telewizji ORF „na Ukrainie są „zbrojne ultranacjonalistyczne grupy, które grożą dziennikarzom relacjonującym krytycznie działania ukraińskich władz i starającym się być obiektywnymi”

Dodał też, że to nie są żarty, ponieważ już dwóch dziennikarzy zostało zamordowanych, a on nie ma zamiaru być następnym.

Według „Der Standard” MSZ Austrii zareagowało na list dziennikarza, wzywając do siebie ambasadora Ukrainy.

„Wzrastające restrykcje wobec wolności prasy na Ukrainie są nieakceptowalne. Z wielkim zaniepokojeniem odnotowuję warunki, na jakie narażone są ukraińskie i międzynarodowe media w tym kraju. Używanie siły i gróźb wobec dziennikarzy musi być karane” – stwierdziła w oświadczeniu szefowa austriackiego MSZ Karin Kneissl.

Strona internetowa „Posipaka – agent Kremla” jest, według zamieszczonej na niej informacji, projektem ukraińskiego pozarządowego think-tanku Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem.

Na liście strony „Posipaka” (ukr. sługus) znalazło się też kilkunastu Polaków i polskich organizacji jako „agentów Kremla”:

Pisarz kresowy STANISŁAW SROKOWSKI (za list wzywający polskie władze do zakończenia współpracy z ukraińskimi samorządami gloryfikującymi OUN-UPA),

Szef Ruchu Narodowego ROBERT WINNICKI (za demonstrację przeciw sprowadzaniu do Polski ukraińskiej siły roboczej),

PAWEŁ KUKIZ (m.in. za krytykę banderyzmu),

WOJCIECH SMARZOWSKI (za wyreżyserowanie „antyukraińskiego” filmu „Wołyń”),

Prezes Patriotycznego Związku Organizacji Kresowych i Kombatanckich WITOLD LISOWSKI,

Publicysta ADAM ŚMIECH,

Publicysta BOHDAN PIĘTKA,

Stowarzyszenie „KURSK”,

MŁODZIEŻ WSZECHPOLSKA,

RUCH NARODOWY,

PATRIOTYCZNY ZWIĄZEK ORGANIZACJI KRESOWYCH I KOMBATANCKICH,

KUKIZ ’15,

Historyk dr ŁUKASZ ADAMSKI oraz JAKUB WOJTKOWIAK, którym zarzucono, że w marcu zaprezentowali w Moskwie książkę, w której stwierdzono, iż „ogromna większość radzieckich jeńców wojennych, którzy dobrowolnie przeszli na stronę Niemców, strzegli obozów koncentracyjnych w Polsce i tłumili w nich powstania, była etnicznymi Ukraińcami”.

O ile lista ww. think tanku jest listą organizacji pozarządowej, to na Ukrainie istnieje już inna strona internetowa publikująca podobny spis – Myrotworec.

Oni maja nieoficjalne związki z ukraińskim MSW. Miesiąc temu na swoją listę proskrypcyjną, czyli ludzi do odstrzału wciągnęli b. kanclerza Niemiec GERHARDA ,

Reakcja niemieckiego MSZ była szybka. Zażądano od Ukrainy zamknięcia tego portalu.

Czas na reakcję polskiego MSZ.

 

“Najwyższy Czas” 01.01.2019

 Opracował Aleksander Szumański , świadek historii – dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 – 2014, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.

Kombatant – Osoba Represjonowana – zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621

Polecam tekst Zygmunta Korusa http://niepoprawni.pl/blog/zygmunt-korus/wyrok-tk-banderowcy-prezydent-i-przylebscy

Dokumenty, źródła, cytaty:

Paweł Stachnik, Grzegorz Rossoliński – Liebe “Dziennik Polski”  24 kwietna 2018

 http://www.nawolyniu.pl/artykuly/nacjonalizm.htm

http://www.mysl-polska.pl/node/64

https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/308259911-SS-Galizien-Jedna-z-najbardziej-zbrodniczych-formacji-II-wojny-swiatowej.html red. Paweł Łepkowski

https://nczas.com/2019/01/01/polacy-na-ukrainskiej-liscie-ludzi-do-odstralu-dwoch-dziennikarzy-juz-zostalo-zamordowanych/

 

 

 

 

 

 

 

 

The post NACJONALIZM PO UKRAIŃSKU POPOD RĘKĘ Z HITLEREM appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY NA POLAKACH W LATACH 1939-1947

$
0
0

LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY NA POLAKACH W LATACH 1939-1947

ZBRODNIE OUN – UPA

 “Albo bude Ukraina, albo lacka krew po kolina”. Roman Szuchewycz (“Tarac Czuprynka”) – hołowny komandyr UPA

Klęska wojsk Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej w wojnie z Polską w 1919 r. była jedną z przyczyn narodzin ukraińskiego nacjonalizmu, który w wyniku różnorakich uwarunkowań i przemian przyjął ostatecznie formę ukraińskiego modelu faszyzmu (jedynie w detalach różniącego się od hitleryzmu), stanowiącego rodzaj biblii ukraińskiego, integralnego nacjonalizmu. Program Dmytro Doncowa, czołowego ideologa ukraińskiego, niewiele odbiega w treści od programu Adolfa Hitlera zawartego w Mein Kampf. Identyczne są w owych programach treści o krwi i rasie, o nadrzędnych wartościach nacjonalizmu ukraińskiego, o nadrzędnej w stosunku do innych narodów jego roli, funkcji i przeznaczeniu. Zarówno Hitler, jak i Doncow zalecają wojny i bezlitosne traktowanie pokonanych narodów1. Hitler głosił program utworzenia Tysiącletniej Rzeszy Niemieckie­go Imperium. Doncow, a w ślad za nim kierownictwo Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), głosił program utworze­nia Imperium Ukraińskiego, w skład którego miałyby zostać włączone, przy użyciu siły, ziemie polskie aż w pobliże Krakowa, słowackie, wschodnie obszary Węgier i Rumunii, a na wschodzie aż do granic Kazachstanu.

Polityczna biblia wojującego ukraińskiego integralnego nacjonalizmu Dmytro Doncowa, ogłoszona w 1926 r. pt. „Nacjonalizm”, stanowiła i stanowi do dziś jego nieujawniany dokument programowy. Wyznawcy tego programu działają do dziś – głównie na zachodnich terenach Ukrainy, w Kanadzie, USA, w Polsce. OUN od powstania w 1929 r. oraz inne skrajnie nacjonalistyczne or­ganizacje i formacje związane ideologicznie z jej programem postawiły sobie za cel zrealizowanie tego programu poprzez czystki etniczne, wysiedlenia, masowe morderstwa całych grup etnicznych zamieszkujących od wieków na obszarach przyszłego imperium.

O zakorzenieniu idei Doncowa wśród ukraińskich nacjonalistów może świadczyć fakt, że na początku 1943 r. kierownictwo OUN zalecało podległym sobie formacjom zbrojnym na Kresach Wschodnich RP stosowanie następujących metod czystek: wysiedlania przymusowego „obcych narodowościowo” (głównie Polaków i Żydów), zawłaszczania, grabieży majątku wysiedlanych, a w razie oporu z ich strony – palenia gospodarstw i całych wsi, mordowania wszystkich bez wyjątku Polaków: mężczyzn, kobiet i dzieci włącznie z niemowlętami. Pierwsze zbrodnicze działania OUN wymierzone w Polaków przeprowadzano znacznie wcześniej, od dnia napaści niemieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r., i trwały one aż do października. Uzbrojone grupy ukraińskich nacjonalistów, wyposażone w broń ręczną, maszynową i granaty, dokonywały napaści na niewielkie grupy miejscowej ludności polskiej, na pojedynczych żołnierzy i gru­py żołnierzy Wojska Polskiego, na policjantów. Zabierano im broń, mundury i najczęściej mordowano. W tej działalności uczestniczyli i nacjona­liści, i komuniści ukraińscy.

Jeszcze przed wkroczeniem armii sowieckiej na obszar Wołynia, w pierwszej połowie września 1939 r. Ukraińcy dopuszczali się zabójstw, rabunków i podpalali polskie gospodarstwa, bili i okaleczali swoich polskich sąsiadów. Po 1 września mordowano osadników wojskowych, uciekinierów cywilnych z tere­nów centralnej i zachodniej Polski, właścicieli majątków ziemskich. Po wkro­czeniu we wrześniu 1939 r. na polskie tereny południowo-wschodnie armii sowieckiej Ukraińcy dokonywali grabieży polskiego mienia, aresztowań, a następ­nie przekazywali aresztowanych Polaków w ręce NKWD.W okresie największych deportacji Polaków w głąb europejskiej i azjatyckiej części Związku So­wieckiego, w latach 1940–1941 Ukraińcy aktywnie uczestniczyli w aresztowaniach; to oni wskazywali, kogo należy aresztować i deportować.

Po napaści niemieckiej na sowieckiego sojusznika w dniu 22 czerwca 1941 r. ukraińscy nacjonaliści wraz z niezorganizowanym chłopstwem ukraińskim masowo mordowali Żydów w miejscach ich zamieszkania, na ulicach, w pobliskich lasach, na polach. Ukraińska policja konwojowała transporty ludności żydows­kiej do ośrodków zagłady w Bełżcu, Sobiborze, gdzie zabijano ich w komorach gazowych, do obozu janowskiego SS we Lwowie, gdzie rozstrzeliwano ich w tamtejszym jarze, na piaskowni. Szczytowy okres zagłady Żydów kresowych to rok 1942.Ukraińska policja i administracja cywilna aktywnie w tym uczestniczyły.

Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), skrajnie nacjonalistyczna formacja o prog­ramie jawnie faszystowskim, powołana została do życia w 1940 r. na Polesiu i Wołyniu – obszarach będących wówczas pod zaborem sowieckim. Jej twórcą był Taras Borowec ps. „Bulba”. Organizacja ta po napaści niemieckiej na sowiec­kiego sojusznika w czerwcu 1941 r. podjęła współpracę z Niemcami, uczestniczyła w mordowaniu Żydów, Polaków, wziętych do niewoli żołnierzy sowieckich.

Jeszcze przed rozpoczęciem masowych czystek, już w drugiej po­łowie 1942 r. UPA podjęła akcje terrorystyczne wobec Polaków, głównie wobec ludności wiejskiej. Napadano na polskie gospodarstwa, mordowano polskich nauczycieli, leśników, niezbyt liczną polską inteligencję. Bulbowcy aktywnie działali w powiatach kostopolskim i sarneńskim. W następnym roku, w dniu 9 lutego 1943 r., dokonali zbiorowego mordu na ok. 150 osobach, mieszkańcach kolonii Parośla i w gminie Antonówka w powiecie sarneńskim, wykazując wobec swoich ofiar rzadko spotykane okrucieństwo. Mordowano wszystkich: kobiety, niemowlęta, starców. W tym samym czasie fizyczną likwidację Polaków roz­poczęły dwa inne ugrupowania skrajnego ukraińskiego nacjonalizmu – Stefana Bandery i Andrija Melnyka.

W marcu 1943 r. grupa OUN Bandery powołała do życia własną formację wojskową, siłą podporządkowała sobie UPA Borowca-„Bulby” i przyjęła jej nazwę. UPA działała głównie, choć nie tylko, na dawnych kresach południowo-wschodnich RP, na wschodnich i południowo-wschodnich terenach Rzeszowszczyzny, we wschodnich powiatach Lubelszczyzny. Oddziały UPA zwalczały polską i sowiec­ką partyzantkę, głównie jednak realizowały totalną czystkę, eksterminację lud­ności polskiej – przede wszystkim na Wołyniu, a również w województwach lwows­kim, tarnopolskim i stanisławowskim. W skład grup garnizonowych i oddziałów polowych, a zwłaszcza Służ­by Bezpeky UPA weszły duże liczebnie grupy ukraińskiej policji pomocniczej działającej wcześniej w strukturach niemieckich, ci sami, którzy w poprzed­nim okresie uczestniczyli w pogromach i w zagładzie Żydów na całych Kresach Wschodnich RP. Poza nimi w skład oddziałów UPA weszła spora liczba członków ukraińskich pułków policyjnych SS Poczynając od marca–kwietnia 1943 r. UPA podjęła zakrojoną na olbrzymią skalę operację mordowania ludności polskiej, grabieży jej dobytku i palenia domów. Na Wołyniu doszczęt­nie palono całe polskie wsie, mordując wszystkich bez wyjątku mieszkańców, palono ludzi żywcem w domach i kościołach, mordowano polskich księży przy ołtarzach.

Na przełomie lat 1943/1944 rzezie ludności polskiej objęły cały Wołyń, województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Oddziały UPA oraz niezorganizowane chłopstwo ukraińskie mordowały Polaków na wschodnich terenach województw lubelskiego i rzeszowskiego. Już po wyzwoleniu spod niemieckiej okupacji terytorium Ukrainy i Polski, w roku 1944 r. oddziały UPA działały nadal, prowadząc dzieło zagłady. Na południowo-wschodnich ziemiach państwa polskiego wyrzynano polskie wsie, palono gospodarstwa, mordowano żołnierzy Wojska Polskiego i milicjantów, nauczycieli, sołtysów i urzędników gminnych.

Jeśli idzie o okrucieństwo w zadawaniu śmierci przez członków UPA i jej Służ­by Bezpeky, na obszarze Europy porównywalne są w okresie minionej wojny i aż do 1947 r. jedynie zbrodnie Chorwatów-faszystów pod wodzą Ante Pawelića dokonywane na Żydach i Serbach oraz zbrodnie ludobójstwa dokonywa­ne na Polakach, Żydach i jeńcach radzieckich przez faszystowskie for­macje litewskie: Lietuviu Aktyvistu Frontas (LAF), Sauguma (litewskie gestapo), Ypatyngas Burys (odpowiednik niemieckich jednostek egzekucyjnych SD).

Gwoli sprawiedliwości i dla oddania należnego hołdu ukraińskim ofiarom OUN–UPA należy przypomnieć, że formacja ta zamordowała także, najczęściej w ok­rutny sposób, ok. 40 tys. Ukraińców – głównie za to, że odmawiali wstąpienia do UPA, zabicia współmałżonka polskiej narodowości, za ukrywanie Pola­ków lub Żydów, za uprzedzenie polskiego sąsiada o grożącym mu ze strony UPA niebezpie­czeństwie.

Historycy, badacze dziejów ludności polskiej na Kresach Wschodnich RP po 1 września 1939 r. i do końca 1945 r. zgodni są co do tego, że ekster­minacja ludności polskiej na Wołyniu w latach 1943–1944 przekroczyła w sensie okazywanego okrucieństwa wszystko to, czego dokonała UPA na pozostałych obszarach Kresów. Dowiedzione zostało, iż masowe morderstwa na Polakach na Wołyniu organizowali na polecenie swoich zwierzchnich władz i nadzorowali lokalni działacze-nacjonaliści oraz kierowani tu z innych województw południowo-wschodnich specjaliści w zakresie czystek etnicznych. Historycy zajmujący się dziejami ludności polskiej na Kresach Wschodnich RP w latach minionej wojny opracowali, na podstawie dokumentów, relacji, opracowań i wspomnień osób ocalonych z zagłady, bilans wymierzonych przez OUN–UPA zbrodniczych działań na wschodnich i południowo-wschodnich polskich ziemiach kresowych.

Oto jak przedstawia się ów bilans:

Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu ocenia liczbę zamordowanych Polaków na ok.100 tys. ofiar.

Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskiego Nacjonalizmu – na ok.200 tys. ofiar.

 Światowy Związek Żołnierzy AK – do 130 tys. ofiar.

 Wybitny badacz dziejów zagłady ludności polskiej na Kresach Wschodnich dr Aleksander Korman szacuje liczbę zamordowanych przez OUN–UPA i jej przybudówki na minimum 183 tys. ludzi.

 Do roku 2004 ustalono ok. 2000 miejscowości, w których UPA i jej oddziały garnizonowe oraz Służba Bezpeky mordowały polską ludność. Z tych wyliczeń wynika, że na samym tylko Wołyniu zamordowano znacznie ponad 30 tys. Polaków.

Według historyków, zajmujących się dziejami ludności polskiej na Kresach Wschodnich RP, w latach 1943–1944 ok. pół miliona Polaków zdołało uciec z Wołynia i trzech województw południowo-wschodnich, ratując życie i tracąc dobytek swój i wielu pokoleń. Stosowana przez ukraińskich nacjonalistów planowa eksterminacja całych grup narodowościowych, technika mordowania Polaków, Żydów, Czechów, jeńców radzieckich wyczerpują wszystkie ściśle określone prawem międzynarodowym znamiona czystek etnicznych, ludobójstwa. Zbrodnicza, ludobójcza działalność OUN–UPA trwała nieprzerwanie od połowy 1943 r. do wiosny 1947 r., do czasu przeprowadzenia przez Wojsko Polskie akcji „Wisła”.

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów była ruchem totalitarnym, o programie faszystowskim. Sama nazwa „Armia Powstańcza” stanowi chwyt propagandowy i jawne fałszerstwo, armie powstańcze opierają się bowiem na zaciągu ochotni­czym, a w skład UPA wchodziło ok. 80% ludzi zmuszonych szantażem, pod groźbą śmierci, do wstępowania w jej szeregi. Jedynie ok. 20% członków UPA stanowili ochotnicy, głównie, choć nie tylko, dezerterzy z ukraińskiej policji pomocniczej w służbie niemieckiej.

Od czasu osiągnięcia przez Ukrainę niepodległości w sierpniu 1991 r. środowiska byłych członków OUN–UPA działających na Ukrainie podjęły nies­krępowaną żadnymi zakazami działalność organizacyjną i polityczną, zwłasz­cza antypolską. Wiele wskazuje na to, że to zdominowana przez nacjonalistów Rada Miej­ska Lwowa blokuje od lat odrestaurowanie Cmentarza Orląt, niektórzy działacze ukraińskich organizacji nacjonalistycznych palą polskie flagi państwowe, bezkar­nie głoszą hasła rewanżu i roszczenia terytorialne pod adresem Polski, zgłaszają pretensje do polskich ziem na Rzeszowszczyźnie, na Lubelszczyźnie, aż po Kraków. Od prawie 15 lat trwa na Ukrainie totalna akcja depolonizacji w wielu dziedzinach życia.

Centrum ukraińskiego nacjonalizmu znajduje się od pierwszych powojennych lat w Kanadzie i USA. W tych krajach w okresie „zimnej wojny” znalazła schro­nienie i pomoc materialną ze strony ich rządów rzesza ukraińskich i litewskich nacjonalistów, uczestników zagłady ludności pols­kiej i żydowskiej – członków UPA, ukraińskiej policji pomocniczej, osławio­nych batalionów „Nachtigal” i „Roland”, a w Wielkiej Brytanii schronienie znalazło kilka tysięcy żołnierzy ochotniczej ukraińskiej 14 Dywizji SS Galizien. Wszyscy oni w latach 1944–1945 wycofali się z ziem Ukra­iny i Polski przed nadciągającą Czerwoną Armią, by uniknąć odpowiedzialności za udział w zbrodniach ludobójstwa.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie odmawiał Ukraińcom prawa do po­siadania własnej tożsamości, państwowości, tradycji, kultury, własnych insty­tucji narodowych i państwowych. Nikt zresztą nie miałby prawa odmawiać narodowi pozbawionemu własnej państwowości prowadzenia działań i walki o swoją godność narodową, o własny państwowy byt. Rzecz w tym, że walkę o własne państwo podjęli i prowadzili ludzie, którzy zaplanowali i realizowali zbrodnicze działania przeciw innym narodom i grupom narodowościowym w najbardziej okrutnej formie – przez ludobójstwo.

Kolonia Katerynówka, powiat Łuck, województwo wołyńskie. Barbarzyńsko zamordowana trójak dzieci: dwaj synowie Piotra Mękala i jego żony z Gwiazdowskich, w środku dziewczynka Stanisława Stefaniak z rozprutym brzuszkiem. 6 maja 1943 r.

Ukraiński integralny nacjonalizm nie przeszedł jeszcze do historii. Sta­nowi on nadal wielkie zagrożenie dla narodów sąsiadujących z Republiką Ukrainy i dla samych Ukraińców. Wypalenie do korzeni ideologii OUN–UPA, pozbycie się jej przez samych Ukraińców stanowić będzie gwarancję pokoju w środkowo-wschodniej części Europy.

Historycy polscy zajmujący się stosunkami polsko-ukraińskimi w latach II wojny światowej bardzo dobrze wiedzą o zbrodniach skrajnie nacjonalistycznych, faszystowskich formacji ukra­ińskich czasu minionej wojny, znają przykłady zbrodni prze­wyższających okrucieństwem wszystko to, co dotąd poznała ludzkość. Wiedzą również o tym, że nie ma możliwości zbudowania normalnych stosunków, a tym bardziej przyjaźni, na kłamst­wie, przemilczaniu, na kłamliwych zaprzeczeniach ze strony ukraińskich fałszerzy historii. Inni nabrali wody w usta. Nie chcą się narażać możnym naszego świata, poniektórym posłom, senatorom, naczelnym redaktorom pism, które mogłyby błotem obrzucić śmiałka mającego odwagę powiedzieć prawdę o udziale ukraiń­skich szowinistów w zagładzie Polaków i Żydów pod sowieckim i hitlerowskim zaborem, poczynając od września 1939 roku aż do lata 1947 r.

Historycy epoki hitlerowskiej, badacze organizacji i systemu hitlerowskich obozów koncentracyjnych i ośrodków szybkiej zagłady, takich jak SS-Sonderkommando Treblinka, Bełżec, Sobibór zgodni są co do tego, że we wszystkich tych ośrodkach w skład załóg obozoweych wchodzili również Ukraińcy. W po­niektórych, między innymi w Treblince, stanowili oni zdecy­dowaną większość. To ich rękami Niemcy realizowali zagładę Żydów europejskich i Polaków.

W 1990 r. ówczesny Senat RP potępił przeprowadzoną w 1947 r. przez Wojsko Polskie akcję „Wisła” i wiele wskazuje na to, że owo potępienie polskiej akcji obronnej wynikało z całkowitego niezrozumienia istoty sprawy przez głosujących senatorów. Pewne jest, że nie odróżniali oni ewidentnych zbrodni stalinizmu od działań wojskowo-politycznych przeprowadzonych w roku 1947 w imię polskiej racji stanu, w obronie integralności polskiego obszaru państwowego i ratowania polskiej substancji biologicznej. W składzie Senatu nie było bowiem wówczas ani jednej osoby pochodzącej z Kresów Wschodnich RP i znającej realia zagłady z rąk ukraińskich. Senat odrodzonej Polski bez mrugnięcia okiem potępił publicznie akcję „Wisła”, potępił czyn żołnierza polskiego, który w Bieszczadach, na obszarze ziem południowo-wschodnich Rzeczypospolitej, w chłodzie, głodzie, nie szczędząc krwi bronił integralności obszaru państwowego Polski, bronił pol­skiej ludności tam zamieszkującej, polskich zagród, kościo­łów, szkół, urzędów.

Gdyby jednak przyjąć – z polskiego punktu widzenia, z polskiego stanowiska – że akcja „Wisła” stanowiła krzywdę, bezprawie wyrządzone ludności ukraińskiej, łemkowskiej, to jak rozumieć totalne milczenie Senatu w kwestii za­głady ok. 160–180 tysięcy Polaków, dokonanej rękami po­licji ukraińskiej, Ukraińskiej Armii Powstańczej i innych ugrupowań i formacji ukraińskiego nacjonalizmu?

Jak należy rozumieć milczenie naszego Senatu w spra­wie zagłady około 1,5 miliona obywateli, polskich Żydów z Kresów Południowo-Wschodnich RP, dokonanej wspólnie przez Niemców i Ukraińców? Milczenie w tej sprawie, brak potępienia spraw­ców ludobójstwa – ukraińskich nacjonalistów, przy równoczes­nym potępieniu organizatorów akcji „Wisła”, stanowić może bowiem świadectwo moralności dla morderców, glejt – formę przepustki do historii i akceptację obłędnej, zbrodniczej ideologii OUN–UPA.

Już dziś uchwała ówczesnego Senatu RP potępiająca akcję „Wisła” stanowi groźną broń w rękach ukraińskich nacjonalistów-odwetowców. Mamy tego setki przykładów. Uchwała Senatu ułatwia szkalowanie Polski i Polaków przez ukraińskich na­cjonalistów- szowinistów i przez naszych rodzimych ukrainerów.Ostrze tej uchwały wymierzone jest w Wojsko Polskie i w polską Służbę Bezpieczeństwa – nie komunistyczną, a polską w ogóle, jaka by ona nie była, w polskie urzędy państwowe, instytucje, w polski Kościół katolicki.

Ukraińscy historycy zawodowi i histo­rycy-amatorzy głoszą od wielu już lat wersję o „polskim obozie zagłady” w Jaworznie, przeznaczonym rzekomo wyłącznie dla Ukraińców wysiedlonych z południowo-wschodnich obszarów polskich, głów­nie z Bieszczadów. Wykorzystują przy tym totalną raczej nie­wiedzę naszego społeczeństwa, z małymi wyjątkami, o prawdziwym przeznaczeniu Jaworzna, byłej filii KL Auschwitz, masa­krują prawdę o akcji „Wisła”, szermują na prawo i lewo naz­wą obozu Jaworzno, które – według ich wersji – miało być miejscem specjalnie wybranym dla wysiedlonych Ukraińców i tylko dla nich, miejscem ich męczeństwa z rąk Polaków – na­cjonalistów i komunistów. W rzeczywistości Jaworzno stanowiło obóz karny przezna­czony przede wszystkim dla Polaków i Niemców, a Ukraińcy, którzy tu dotarli dopiero w dwa lata po jego uruchomieniu, byli najmniejszą pod względem narodowościowym grupą.

Absolutną większość więźniów Jaworzna stanowili Niemcy – ludność cywilna i osoby podejrzane o przynależność do formacji SS, gestapo, o współpracę z hitle­rowską policją oraz Polacy – żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, powracający do kraju żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Obóz ten prze­znaczony był w pierwszym rzędzie dla Polaków, którzy narazili się NKWD i polskiej Służbie Bezpieczeństwa. Dokładne badania dziejów Jaworzna i zachowana do dziś dokumentacja zaświadczają, że w Jaworznie nie mordowano więź­niów, że reżim obozowy był ostry, a zachowanie się i postępowanie stalinowskiej administracji obozowej było haniebne wo­bec wszystkich bez wyjątku osadzonych tu osób – Pola­ków, Niemców i Ukraińców. W warunkach ówczesnego terroru, stosowanego przez sowiec­kie NKWD i polskie MBP, zarówno Polacy, jak i Ukraińcy w Ja­worznie, w innych ośrodkach odosobnienia i w więzieniach pod­dawani byli temu samemu reżimowi więziennemu, temu samemu terrorowi.

Jak dotąd nie zdarzyło się, ażeby ktokolwiek z polskich historyków, zajmujących się epoką stalinowską w naszym kraju, przedstawił obiektywnie sprawę owego Jaworzna, okrzyczanego w prasie, radiu i telewizji. Przykład Jaworzna jest klasycz­ny dla metod, jakimi posługują się ukraińscy nacjonaliści w preparowaniu fałszerstw historycznych, w antypolskiej dywersji. Jest to również sposób gromadzenia bardzo brudnego kapitału politycznego.

Tych, którzy ujawniają zbrodnie ludobójstwa ukraińskich nacjonalistów z OUN–UPA, policji ukraińskiej, żołdaków 14. uk­raińskiej ochotniczej dywizji SS-Galizien, wachmanów w ośrodkach zagła­dy, historycy ukraińscy wyzywają od podopiecznych, hołubionych przez komunę w PRL. Te epitety stanowią dziś instrument w najprzeróżniejszych grach i rozgrywkach, posługują się nimi również apologeci, obrońcy OUN–UPA, ukraińskiej ochotniczej 14 Dywizji SS-Galizien. Ani jeden z tych, którzy totalnie potępiają władze pol­skie za akcję „Wisła”, przytaczają przykłady krzywd i cier­pień ludności ukraińskiej, ani jeden z tych, którzy bardzo ostro krytykują polskie sądy wojskowe za wyroki śmierci i długoletniego więzienia, nie wspomina o udziale OUN–UPA w zagładzie narodów żydowskiego i polskiego. Nie mówią ani słowa o tym, że akcja „Wisła” nie była skutkiem fanaberii jakiegoś ważnego decydenta-komunisty, a stanowiła tragicz­ny dla ukraińskiej ludności finał całego wieloletniego okre­su zbrodni dokonywanych, bardzo często wespół z hitlerowcami, na polskiej ludności Kresów Wschodnich RP, wyrzynania pol­skich wsi, osad, kolonii przez policję ukraińską, UPA i na­cjonalistów innych ugrupowań ukraińskich.

Zredagowane w dniu 6 kwietnia 1997 roku przez organizato­rów Kongresu Ukraińców w Polsce „Posłanie do Narodu Polskie­go” stanowi konsekwencję Uchwały Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z 3 sierpnia 1990 roku i postawy pol­skiego prezydenta Anno Domini 1997. Autorzy „Posłania” piszą: „…oczekując sprawiedliwości za doznane zło… pamię­tając o Uchwale Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 3 sierpnia 1990 roku w sprawie potępienia dokonanej przez ko­munistyczne władze akcji „Wisła” …zwracamy się do Narodu Polskiego z posłaniem pojednania i przebaczenia…”

I ani jednego słowa o zagładzie ok. 180 tysięcy Polaków kresowych rękami ukraińskich nacjonalistów i zwykłej, bezideowej dziczy przez owych nacjonalistów sterowanej. I dalej owo „Posłanie”: „(…) W imię niemoralnej zasady odpowiedzialności zbio­rowej, zostaliśmy wygnani z ojczystych ziem…”

I ani słowa oceny moralnej udziału Ukraińców wespół z hitlerowcami w okresie poprzedzającym o całe lata akcję „Wis­ła”, w czystkach etnicznych na Kresach Wschodnich RP i okrutnych rzeziach ludności polskiej na obecnych ziemiach wschodnich i południowo-wschodnich Rzeczypospolitej.

Cytat z „Posłania do Narodu Polskiego”: „(…) W otwartych konfliktach i nigdy nie wypowiedzia­nych wojnach ginęły tysiące osób, a pamięć o niewinnych ofia­rach jest ciągle żywa…”

I ani słowa o tym, kim były owe ofiary, kto je mordował, w jaki sposób je mordowano. Z przytoczonego tekstu ktoś niezorientowany mógłbywnioskować, że ofiarami nie byli Pola­cy, a na przykład… niewinni członkowie UPA, funkcjonariu­sze policji ukraińskiej, ukraińscy SS-mani z dywizji Galizien.

Cytat z „Posłania”: „…Czcimy pamięć poległych, a rodzinom tych, którzy doznali niesprawiedliwości, wyrażamy głębokie współczucie…”

Słowo „poległych”, użyte w „Posłaniu”, spełnić ma funkcję zasłony, zakłamać najstraszliwszy w dziejach narodu pol­skiego okres. Słowo to bowiem zrozumieć można tak, że idzie tu o ludzi, Polaków, którzy odziani w mundury wojskowe zginęli z bronią w ręku, w walce z UPA, z faszystowską poli­cją ukraińską, z żołnierzami 14 Dy­wizji Grenadierów SS-Galizienn. A przecież owi wymordowani Polacy, ludność wiejska i małych osad, polscy księża kato­liccy i zakonnicy byli bezbronni, nie polegli w walce, byli mordowani we dnie i po nocach, w swoich domach, na polach i w kościołach.

W operacji mordowania prawdy o okrucieństwie Ukraińców, niespotykanym w cywilizowanym świecie, pomagają dziś i poma­gać będą ludobójcom, ich apologetom i obrońcom, środki maso­wego przekazu, prasa, radio oraz Telewizja Polska.

Żyjące dotąd pokolenie naocznych świadków ludobójstwa uk­raińskiego na ludności żydowskiej i polskiej na całym, bez wyjątku, obszarze Kresów Południowo-Wschodnich RP ma najświętszy obowiązek zaświadczenia, w formie spisanej relacji, wspomnień, pamiętnika o wydarzeniach lat 1942–1947. W przypadku milczenia strony polskiej za lat kilkanaście funkcjonować będzie jedynie wersja autorstwa ukraiń­skich szowinistów, współsprawców zagłady narodów polskiego i żydowskiego.

W całkowitym zafałszowaniu tej historii pomogą Ukraińcom Polacy – tacy, jak ci senatorowie pierwszej kadencji Polski niepodległej, którzy najczęściej z powodu kompletnej nieznajomości rzeczy, ale nie tylko dlatego, składali podpisy pod oświadczeniem potępiającym akcję „Wisła” w 1947 roku.

Źródła:

“Super  detektyw – kulisy spiskowych wydarzeń” nr 1/2019

“Dziennik zlożony” http://dziennik.artystyczny-margines.pl/ludobojstwo-dokonane-przez-ukrainskich-bandytow-na-polakach-w-latach-1939-1947/

 

The post LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY NA POLAKACH W LATACH 1939-1947 appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

REDAKTOR ANTONI ZAMBROWSKI

$
0
0

ANTONI ZAMBROWSKI WYBITNY DZIENNIKARZ I PUBLICYSTA

ZMARŁ 27 STYCZNIA 2019 ROKU.

 

Popularne przysłowie powiada: “Niedaleko spada jabłko od jabłoni”. Przysłowia są mądrością narodów. Okazuję się jednak, iż nie zawsze tak bywa. Gdzie w tym przypadku drzewo, a gdzie owoc? Na takie pytanie mamy natychmiastową odpowiedź.

Antoni Zambrowski (ur. 27 stycznia 1934 w Warszawie, zmarł. 27 stycznia 2019) – polski dziennikarz, publicysta, społecznik, działacz opozycji politycznej w PRL.

Jego ojciec – Roman Zambrowski był wieloletnim członkiem kierownictwa Komunistycznego Związku Młodzieży Polski, przedstawicielem KZMP we władzach KIM (Komunistycznej Międzynarodówki Młodzieży) w Moskwie, przez pewien czas I sekretarzem KC KZMP. Wkrótce po urodzeniu Antoniego – matka Hanna Rafałowiczówna, zagrożona więzieniem za działalność komunistyczną, uciekła wraz z dzieckiem przez Wolne Miasto Gdańsk do ZSRS i w Moskwie kontynuowała studia wyższe, przerwane w Warszawie przez areszt. W okresie wielkiej czystki została w 1937 roku aresztowana przez NKWD i trafiła na Łubiankę i Butyrki. Została po kilku dniach zwolniona i sprawa zakończyła się jedynie wydaleniem z WKP(b) (do której należała po automatycznym przeniesieniu z KPP).

Po najeździe Niemiec i ZSRS na Polskę we wrześniu 1939 roku Roman Zambrowski został uwolniony z obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Podjął pracę w pobliskich Baranowiczach w miejskiej administracji sowieckiej jako bezpartyjny urzędnik. Do Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (Bolszewików)  >(WKP(b)< nie został bowiem przyjęty wskutek ciążącego na nim zarzutu przynależności do antypartyjnej grupy „markowców” (od pseudonimu Alfreda Lampego – „Marek”). W związku z zamieszkaniem w Baranowiczach Roman Zambrowski sprowadził rodzinę z Moskwy. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej zostali ewakuowani w głąb ZSRS do sowchozu nad Wołgą.

Antoni Zambrowski podjął naukę w sowieckiej szkole podstawowej, której kierownikiem został jego ojciec. W 1943 roku jego ojciec rozpoczął szybką karierę w strukturach komunistycznych (od 1944 r. szef Zarządu Polityczno-Wychowawczego 1. Armii Wojska Polskiego), dochodząc do szczebla członka Biura Politycznego PPR, a następnie od 1948 r. – PZPR.

Po przyjeździe w maju 1945 roku wraz z rodziną do Warszawy, Antoni Zambrowski jeszcze w szkole podstawowej wstąpił do komunistycznego Związku Walki Młodych (1947 r.). Maturę uzyskał w 1951 roku w warszawskim Liceum im. Tadeusza Reytana. Był aktywistą ZMP. Wysłany na studia wyższe do Moskwy w latach 1951–1956 studiował ekonomię na Uniwersytecie Moskiewskim im. Łomonosowa, którą ukończył z wyróżnieniem. Tam na wiosnę 1956 roku został przyjęty do PZPR jako kandydat.

Po powrocie do kraju latem 1956 roku uczestniczył w wydarzeniach Polskiego Października w Warszawie, m.in. w wiecach studentów na Politechnice Warszawskiej. Zatrudnił się w Zakładach Wytwórczych Urządzeń Telefonicznych na Kamionku, gdzie zorganizował grupę działania Rewolucyjnego Związku Młodzieży, powstającego na gruzach stalinowskiego ZMP. Jako I sekretarz Tymczasowego Komitetu Dzielnicowego RZM na Grochowie brał udział w wymuszonym przez władze partyjne zjeździe zjednoczeniowym RZM i Związku Młodzieży Robotniczej, na którym powołano Związek Młodzieży Socjalistycznej, początkowo względnie niezależny od władz. Wielu członków ZMS, w tym Antoni Zambrowski, czynnie protestowało przeciwko zamknięciu przez władze komunistyczne jesienią 1957 krytycznego wobec nich tygodnika „Po prostu”.

W roku 1958 został przyjęty przez fabryczną POP na członka PZPR i wybrany do Komitetu Zakładowego PZPR jako kandydat wysunięty przez salę. W roku 1959 został przeniesiony służbowo do Zakładów Wytwórczych Lamp Elektrycznych „Róża Luksemburg”, zaś w 1960 roku – do Centralnego Ośrodka Doskonalenia Kadr Kierowniczych przy KC PZPR(CODKK).

W roku 1963 po dymisji ojca – Romana Zambrowskiego ze stanowiska członka Biura Politycznego KC PZPR oraz sekretarza KC, został zawieszony przez ministra Aleksandra Burskiego w prawach wykładania w CODKK. Przeniósł się na Wydział Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego (na etat starszego asystenta). W roku 1962 otworzył przewód doktorski u prof. Włodzimierza Brusa, zwolennika zastosowania mechanizmu rynkowego w komunistycznej gospodarce planowej.

W roku 1966 za krytykę polityki PZPR wobec Kościoła w związku z listem Episkopatu Polski do biskupów niemieckich w sprawie Millenium chrześcijaństwa (ze słynnymi słowami „przebaczamy – i prosimy o przebaczenie”) – został wydalony z PZPR przez Warszawską Komisję Kontroli Partyjnej i w konsekwencji zwolniony z pracy na Uniwersytecie Warszawskim decyzją prorektora Zygmunta Rybickiego.

Brał udział w pracach koła dyskusyjnego, grupującego pracowników naukowych i studentów Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Łódzkiego. Uczestników tych spotkań łączył krytyczny stosunek do koncepcji Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego wobec PRL, przedstawionych w ich liście otwartym do członków partii. Zarzucali m.in. Jackowi Kuroniowi i jego wychowankom z hufca „walterowskiego” ZHP lekceważenie spraw wolności religii oraz suwerenności Polski. Antoni Zambrowski zorganizował jednocześnie  przepisywanie tekstów nie dopuszczanych do rozpowszechniania przez komunistyczną cenzurę.

W marcu 1968 roku został aresztowany przez SB pod fałszywym zarzutem organizowania wiecu studentów UW 8 marca. Faktycznym motywem była chęć powiązania uczestników protestów studenckich z rozgrywkami frakcyjnymi we władzach PZPR (poprzez powiązanie uczestników protestów – dzieci prominentnych działaczy PZPR dawnej frakcji puławian). W lutym 1969 roku został skazany na dwa lata więzienia z art. 28 i 29 mkk. Uzasadnieniem wyroku było szkalowanie państwa polskiego (PRL) przez określenie polityki PZPR wobec Kościoła katolickiego jako Kulturkampf i zarzut szkalowania narodu polskiego poprzez przypisanie Antoniemu Zambrowskiemu autorstwa słów “Nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi” – w istocie puenty Pieśni o spustoszeniu Podola Jana Kochanowskiego.

Po zwolnieniu z więzienia pracował w Centralnym Laboratorium Optyki. Od roku 1976 był współpracownikiem Komitetu Obrony Robotników i Towarzystwa Kursów Naukowych. Był współpracownikiem Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”. Po pierwszej pielgrzymce św. Jana Pawła II do ojczystego kraju (1979 rok) działał w akcji „Chrystus w środkach przekazu społecznego”, zbierając podpisy wiernych pod apelem o transmisję mszy świętej w Polskim Radiu i TVP.

Od września 1980 – członek NSZZ „Solidarność”. W stanie wojennym internowany w więzieniu w Białołęce. W sierpniu 1985 oraz 1986 roku pikietował sklepy monopolowe w ramach ogłaszanej przez podziemną „Solidarność” i Episkopat akcji Ruchu Otrzeźwienia Narodu, za co siedział dwukrotnie w więzieniu na Służewcu. Współpracował jako dziennikarz z prasą emigracyjną (londyński „Tydzień Polski”) oraz podziemną (m.in. „Obóz” red. przez Andrzeja Ananicza).

W latach 1988–1989 pracował jako stróż na budowie metra warszawskiego. W czasie kampanii wyborczej do Sejmu i Senatu w roku 1989 został asystentem wyborczym Jarosława Kaczyńskiego, z którym w latach 1979–1980 zbierał podpisy pod apelem o mszę w radiu i TV. Nie przyjęty do pracy w „Gazecie Wyborczej”, dzięki poparciu Jana Dworaka podjął pracę bibliotekarza w „Tygodniku Solidarność”, kierowanym przez Tadeusza Mazowieckiego.

Po mianowaniu przez Lecha Wałęsę redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność” Jarosława Kaczyńskiego, pracował jako dziennikarz pisma. W „Tygodniku Solidarność” przez dwie kadencje był przewodniczącym redakcyjnej Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność”.

Po wybuchu I wojny czeczeńskiej – był członkiem-założycielem Komitetu „Polska – Czeczenia”.

Publicysta pism prawicowych: „Ład”, „Nowy Świat”, „Gazeta Polska”, „Głos”, „Najwyższy CZAS!” oraz „Nasza Polska”. Członek Stowarzyszenia Wolnego Słowa.

W czerwcu 2006 roku, za wybitne zasługi dla rozwoju niezależnego dziennikarstwa i wolnych mediów w Polsce, za działalność na rzecz przemian demokratycznych, za osiągnięcia w pracy w „Tygodniku Solidarność”, prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Był żonaty, miał czworo dzieci i sześcioro wnucząt.

Jego pióro nie tylko merytorycznie było znakomite. Oceniam je literacko.

Jego wieloletnia przyjaźń z Antonim Macierewiczem owocowała świadectwem polskości i działalności opozycyjnej. Jego odejście 27 stycznia 2019 roku nie zostało odnotowane przez telewizję publiczną. Dlaczego?

Cześć Jego Pamięci!

 Aleksander Szumański, dziennikarz i publicysta niezależny, krytyk literacki. kombatant.

The post REDAKTOR ANTONI ZAMBROWSKI appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

METROPOLITY SZEPTYCKIEGO ROZMOWY Z DIABŁEM

$
0
0

METROPOLITY SZEPTYCKIEGO ROZMOWY Z DIABŁEM

Stowarzyszenie Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów we Wrocławiu

Czasopismo “NA RUBIEŻY»

W Szczecinie odsłonięto pomnik ofiar ukraińskiego ludobójstwa

“Metropolity Szeptyckiego rozmowy z diabłem”

Dwa epizody w kontaktach cerkwi greko-katolickiej z OUN-UPA

EPIZOD I.

Od połowy lipca 1941 roku Teodor vel Jarosław Moroz „Sławko” w charakterze oficjalnego przedstawiciela najwyższych władz OUN Bandery przynajmniej raz w tygodniu odwiedzał metropolitę Andrija Szeptyckiego w jego rezydencji we Lwowie, informował go o działalności organizacji, przynosił mu wszystkie wydawnictwa propagandowe i odpowiadał na jego pytania. Metropolita notował interesujące go fakty. Spotkania były kontynuowane do maja 1944 roku.

Dwie kontaktujące się organizacje, religijna i polityczna, nie ograniczały się do wymiany informacji. W zakresie swoich możliwości oddawały sobie różne przysługi. Ze strony OUN było to, na przykład, oddanie do dyspozycji cerkwi organizacyjnych linii łączności ze wschodem Ukrainy. Ze strony metropolity – wstawiennictwo u władz nazistowskich za znanymi sobie nacjonalistami. Najważniejszą jednak przysługą oddaną OUN Bandery było powstrzymanie się przed publicznym potępieniem zarówno jej samej, jak i jej znanych sobie śmiertelnych grzechów.

EPIZOD II.

We wrześniu 1945 roku greko-katoliccy kapłani kapituły lwowskiej na prośbęprzebywającego wtedy w Watykanie greko-katolickiego biskupa Iwana Buczka, przekazaną kurierowi OUN przez uważanego za naczelnego kapelana UPA (prawdopodobnie księdza Iwana Hryniocha) w lipcu 1945 roku w Monachium, przygotowali raport specjalny o sytuacji cerkwi greko-katolickiej na Ukrainie. Także we wrześniu 1945 roku naczelny wódz UPA Roman Szuchewycz przygotował analogiczny raport o sytuacji swojej Armii. Oba pakiety dokumentów zabrał do Niemiec kurier specjalny Teodor Moroz „Sławko”.

W dniu 30.01.1946 roku Moroz na spotkaniu w Monachium przekazał Stepanowi Banderze raport Romana Szuchewycza oraz pokazał dokumenty cerkwi greko-katolickiej. W lutym 1946 r. w mieszkaniu administratora apostolskiego Łemkowszczyzny księdza Ołeksandra Małynowśkiego w obozie UNRRA w Karsfeld koło Monachium wręczył je głównemu kapelanowi UPA. Wkrótce potem były już w rękach biskupa Buczka w Watykanie.

NIC SIĘ NIE STAŁO?

Niezwykłość tej historii polega na tym, że wytworzone przez pobożnych kapłanów dokumenty, zanim trafiły w dłonie ich równie pobożnych braci w wierze w Monachium i w Rzymie, były przenoszone przez polskie Bieszczady przez ukraińskich SS-manów, morderców i gwałcicieli słowackich Żydówek, do niedawna więźniarek nazistowskich obozów zagłady. Ci zbrodniarze 4.12.1945 r. wyruszyli z Wetliny na Słowację, aby rabować, gwałcić i mordować. Dopadli swoje ofiary w Kolbasovie podczas świętowania Hanukkach w nocy z 6 na 7.12.1945 r. Dokładnie miesiąc później świętowali w Wetlinie greko-katolickie Boże Narodzenie. W nocy 12.01.1946 r. o godzinie 22:00 wyruszyli z tej wioski jako kurierzy OUN.**

Wymiana przysług pomiędzy kapłanem i zbrodniarzem nie kompromituje zbrodniarza.

Zaczęło się od przyjaznych rozmów dwóch erudytów, filozofa z nacjonalistą. Wysłannik OUN wkradł się w łaski starego metropolity. Wytrawny teolog nie rozpoznał szatana w młodym sympatycznym prawniku. Nigdy nie zdobył się na potępienie zbrodni reprezentowanej przez niego organizacji. Tylko Bóg wie, ile dzieci i kobiet uniknęłoby przedwczesnej tragicznej śmierci, gdyby nie to zaniechanie.

Niektórzy historycy w charakterze argumentu na korzyść metropolity Szeptyckiego wykorzystują jego Posłanie do duchowieństwa i wiernych „Pokój w Panu (O zabijaniu kapłanów)”, usilnie starając się nie dostrzec fałszu w nim zawartego. Jest to list obłudny, ponieważ nie zostali w nim wskazani sprawcy, dlatego mógł być, i bez wątpliwości był interpretowany przez OUN i wielu ukraińskich wiernych jako wezwanie do Polaków, aby przestali zabijać bezbronnych ukraińskich kapłanów. Dlatego gładko komponował się z banderowską propagandą.

Profesor Grzegorz Motyka argumentując na rzecz wyniesienia na ołtarze metropolity Szeptyckiego, paradoksalnie, dostarczył argumentu przeciwnego:

Nie tylko jednak ewentualna błędna ocena sytuacji wpłynęła na decyzję metropolity, by nie wydawać listu osądzającego antypolską akcję. Arcybiskup Szeptycki zdawał sobie doskonale sprawę, że każda jego wypowiedź ma nie tylko charakter moralny i religijny, ale też polityczny. Dlatego zapewne się obawiał, aby jego jednostronne potępienie antypolskich działań banderowców nie zostało następnie wykorzystane przeciwko ukraińskim aspiracjom niepodległościowym. Będąc świadomym realnej rozbieżności polskich i ukraińskich interesów i zdecydowanie potępiając niechrześcijańskie metody walki, jednocześnie zdecydowanie opowiadał się za powstaniem niepodległej Ukrainy w składzie której znalazłby się Lwów.

Wnioskuję o włączenie tej argumentacji, w charakterze opinii-dowodu, do ewentualnego procesu beatyfikacyjnego metropolity Szeptyckiego.

W opinii Grzegorza Motyki metropolita Szeptycki w niezwykle ważnej kwestii, kwestii życia bądź śmierci kobiet i dzieci, nie kierował się zasadami moralności i religii, lecz względami politycznymi. Interpretuję to tak: Ewangelia w sumieniu patriarchy przegrała z ideą niepodległej Ukrainy. Kurierem specjalnym OUN i szefem grupy był Teodor Moroz „Sławko”, doktor prawa, oficer niemieckiej KRIPO, kandydat na oficera SS „Galizien”, członek OUN od 1936 roku. Towarzyszyli mu:

– sotenny UPA Wołodymyr Masnyk „Bury” (były SS-man, pieniędzmi zrabowanymi zgwałconym i zamordowanym Żydówkom podzielił się z kolegą z SS Wołodymyrem Chomynem-Czarśkim „Berkutem”, referentem rejonowym SB OUN);

– czotowy UPA Wołodymyr Jurkewycz „Jurczenko” z sotni „Myrona” (były SS-man, w czasie rajdu OUN-UPA w Słowacji oficer w sztabie Dmytra Witowskiego „Zmijuki”, w relacjach, zeznaniach i dokumentach OUN-UPA występuje razem z „Burym” i „Biłym”);

– czotowy UPA N. N. „Biłyj” (brak innych danych, archiwalne zapisy wymieniające ten pseudonim zachowały się wyłącznie w kontekście odejścia razem z „Burym” i „Jurczenką” z Wetliny do Czechosłowacji).

Wyżej wymienieni prowadzeni przez dwóch przewodników, prawdopodobnie lokalnych przemytników, opuścili Wetlinę bez obaw. Na granicy z Czechosłowacją nie było tutaj ani jednego żołnierza WOP. Noc wcześniej, dwa dni po świętach Bożego Narodzenia, sotnia UPA Wołodymyra Hoszki „Myrona”, wzmocniona czotą Wasyla Stupki „Taraska” i bojówkami SB OUN – nadrejonową Jurija Stelmy „Szuhaja” i rejonową N.N. „Bukowego”, zaatakowała posterunek MO w Cisnej. Żaden z historyków dotychczas nie skojarzył tego ataku z przemarszem grupy kurierów. Wspólną akcję BSB z sotnią UPA koordynował osobiście nadrejonowy referent SB OUN Modest Ripećkyj „Horysław”.

Banderowcy podpalili szkołę i urząd gminy, dwór oraz 8 polskich gospodarstw. Żywcem spłonęła 4-osobowa rodzina Macieszków, matka oraz jej dzieci: 19-letnia Ania, 16-letnia Jadzia oraz 10-letni Zbyszek. Od wybuchu wrzuconego granatu zginęła 4-osobową rodzina Jędrzejczaków: matka i trojka dzieci, z których najstarsze liczyło 10 lat. Oprócz tego zginęła żona jednego z policjantów i 1 milicjant. Trzech przedwojennych policjantów banderowcy bestialsko zamordowali masakrując ich ciała (obdzierając ze skóry, obcinając języki, uszy, genitalia), następnie wrzucili w ogień. Natomiast nie udało się im zdobyć posterunku MO na wzgórzu Kamionka (Betlejemka), obronionego skutecznie przez 9 milicjantów. Szturmy ponawiane były przez całą noc z 11 na 12 stycznia.

Milicjanci opuścili posterunek rano 12 stycznia, po wyczerpaniu zapasów amunicji wycofali się do Baligrodu. Pięcioro dzieci, cztery kobiety i czterech mężczyzn musiało umrzeć męczeńską śmiercią, aby nic nie mogło zagrozić bezpieczeństwu przesyłek przeznaczonych dla biskupa Buczka i prowidnyka Bandery. Kurierzy OUN w drodze do granicy musieli przechodzić przez wieś Liszna. Ta zbieżność dat i bliskość obu wsi logicznie wyjaśnia powód ataku na Cisnę. Gdy została zdobyta, kurierzy ruszyli w drogę w porze umożliwiającej uniknięcie spotkania ze słowacką strażą po drugiej stronie granicy.

W Strubowiskach (obecnie – Strzebowiska) pytali o drogę do wsi Liszna, a w Lisznie – o drogę do wsi Telepovce na Słowacji. Przewodnicy odprowadzili kurierów aż do czechosłowackiej granicy, skąd zawrócili, a kurierzy, omijając wieś Telepovce, w nocy z 13/14.01.1946 r. przybyli do wsi Čukalovce. Nad ranem 14.01.1946 r. furmanką odjechali do wsi Hostovce i dalej. 16.01.1946 r. dojechali do wsi Nižna Jablonka, za przewóz zapłacili 200 koron czeskich, pieniądze prawdopodobnie zrabowane słowackim Żydom. Jedli półkilogramowe kanadyjskie konserwy UNRRA zrabowane ze sklepu w Novej Sedlicy. Po południu 16.01.1946 r. odeszli pieszo w kierunku na Humenné.

Początkowo dwóch z nich było w mundurach, co sugeruje spontaniczną decyzję przyłączenia się do kurierów ubranych po cywilnemu. Nie wiadomo, gdzie ukryli dwa mundury i dwa pistolety maszynowe. Prawdopodobnie zamelinowali je u księży grekokatolickich w Čukalovcach. Każdy z nich był uzbrojony w dwa pistolety. Mieli ze sobą skórzaną teczkę i walizkę o wadze około 3 kg, w których wieźli ważne dokumenty.

Podczas podróży pociągiem pośpiesznym z Humennego do Pragi zastosowali następującą taktykę: jeden siedział w pierwszym wagonie, drugi w ostatnim, a dwaj pozostali podróżowali z przewożoną pocztą kurierską w wagonach pośrednich. Prawdopodobnie już 17 stycznia cała grupa była w Pradze, natomiast Moroz z dokumentami dojechał do Monachium 26.01.1946 r. Wiadomo na pewno, że do Niemiec dotarli także Masnyk i Jurczenko. Los „Biłego” nie jest mi znany.

W walizce, jak już wspomniano, znajdował się raport naczelnego dowódcy UPA Romana Szuchewycza dla wodza OUN Stepana Bandery oraz pakiet dokumentów ilustrujących sytuację cerkwi grekokatolickiej na sowieckiej Ukrainie przeznaczony dla greko-katolickiego biskupa Buczka w Watykanie.

Wśród sześciu obywateli słowackich pomagających banderowcom w podróży byli dwaj księża grekokatoliccy, Anton Kowalski i J. Behún ze wsi Čukalovce. Trudno powiedzieć, jak zachowaliby się mając świadomość, że mają do czynienia z mordercami swoich żydowskich współobywateli.

W przeciwieństwie do nich dość dobrze i na pewno systematycznie, jak wynika z odnalezionych i nie publikowanych dotąd dokumentów archiwalnych, o działalności OUN Bandery był informowany Andrij Szeptycki, arcybiskup metropolita lwowski i halicki, biskup kamieniecki, czcigodny Sługa Boży Kościoła katolickiego. Z rozmów z odwiedzającym go regularnie oficjalnym przedstawicielem Centralnego Prowodu OUN, ministrem komunikacji w rządzie Jarosława Stećki – doktorem prawa Teodorem Morozem sporządzał notatki. Otrzymywał do wglądu literalnie wszystkie ulotki i inne propagandowe publikacje OUN Bandery, w których w lipcu i sierpniu 1941 roku dominowały treści antysemickie. Kapłan katolicki nie miał prawa ich zaakceptować.

W archiwach zachowały się egzemplarze tej przerażającej banderowskiej „literatury”. Wystarczy tutaj przywołać neo-pogański „dekalog ukraińskiego nacjonalisty”, podczas drugiej wojny światowej wykorzystywany w szkoleniach ideologicznych członków OUN-UPA. Zawarte w broszurach objaśnienia wkuwanego na pamięć „dekalogu” tłumaczyły w sposób zbrodniczy „wartości” wyznawane przez ukraińskich nacjonalistów.

Zachowały się dokumenty*** relacjonujące spotkania prawnika-nacjonalisty z metropolitą:

Protokół przesłuchania Moroza Teodora Teodorowicza z dnia 5.08.1946 w Kijowie, strony 1-17, karty 60-76.

[…] Jednocześnie z badaniem sytuacji instytutów i uniwersytetu zabrałem wszystkie zapasy produktów spożywczych z domu studenckiego uniwersytetu i dostarczyłem je do stołówki głównego „prowodu” OUN na ul. Ruskiej. Cała ta praca zajęła mi około półtora miesiąca. Równolegle z tą pracą miałem specjalne zadanie od głównego „prowodu” w sprawie kontaktów z duchowieństwem greko-katolickim. Po około dwóch tygodniach po przyjeździe do Lwowa wezwał mnie Mykoła Łebed’ i oświadczył, że zgodnie z decyzją „prowodu” ja powinienem utrzymywać stały kontakt z metropolitą Szeptyckim i w charakterze głównego przedstawiciela „prowodu” informować metropolitę o działalności OUN, wysłuchiwać jego opinii, i w ogóle przekazywać mu interesujące go informacje. Po otrzymaniu tego zadania skierowałem się do Szeptyckiego. Temu ostatniemu zarekomendowałem się jako przedstawiciel głównego „prowodu” i poinformowałem o celu mojej wizyty. Szeptycki przyjął mnie bardzo życzliwie i żywo interesował się położeniem spraw w OUN. Przy pierwszej wizycie zaprezentowałem Szeptyckiemu ogólną informację o sytuacji OUN. Słuchając mnie Szeptycki notował treść moich wypowiedzi. Przy końcu rozmowy oświadczył, abym przychodził do niego o każdej porze dnia. W okresie dwóch miesięcy systematycznie, nie mniej niż raz na tydzień, odwiedzałem Szeptyckiego i informowałem go o działalności OUN. W tym okresie informowałem Szeptyckiego o różnorodnych kwestiach z działalności OUN. Pamiętam, ze podczas jednego ze spotkań poinformowałem go, że członkowie melnykowskiego „prowodu” OUN Senyk i Sciborśkyj zostali zabici w rezultacie decyzji banderowskiego „prowodu”, za współpracę z Niemcami. Szeptycki nie zaakceptował tego działania naszego „prowodu” i proponował aby unikać terroru w stosunku do melnykowców. Zanosiłem Szeptyckiemu także w celu przeglądnięcia dosłownie całą literaturę, w tym także ulotki wydawane przez nasz „prowod” OUN. Treść literatury Szeptycki zaakceptował. Szeptycki wysoko oceniał pracę OUN we wschodnich obwodach ZSRR i doradzał [aby] intensyfikować pracę nacjonalistyczną w tych obwodach. Równolegle z pracą dotyczącą kontaktu z metropolitą miałem zadanie od Łebed’a podtrzymywać nieoficjalny kontakt z Bizanzem w celu pozyskiwania od informacji interesującej „prowod” OUN. Moja znajomość z Bizanzem zaczęła się jeszcze przed wojną, byłem [przyjmowany] w jego mieszkaniu. […]

Protokół przesłuchania Moroza Teodora Teodorowicza z dnia 7.08.1946 w Kijowie, strony 1-17, karty 77 – 93.

[…] W połowie stycznia 1942 roku odbyło się spotkanie. Po zapoznaniu się ze stanem mojego zdrowia „Jewhen” poinformował mnie, że na polecenie „Łebed’a” ja powinienem kontynuować pracę w kwestii kontaktu z metropolitą Szeptyckim, a także prowadzić wywiad polityczny w środowiskach niemieckich, polskich i ukraińskich. „Jewhen” poinformował o moim przejściu do stałej pracy w referacie politycznym głównego „prowodu” OUN. Następnie „Jewhen” powiedział, że kontakt z Łebed’em powinienem utrzymywać przez pracownika referatu politycznego „prowodu” magistra Szusta, posiadającego pseudonim „Had”. Po dwóch dniach miałem drugie spotkanie z „Jewhenem” w parku Kościuszki. Razem z „Jewhenem” na spotkanie przyszedł Szust, z którym „Jewhen” mnie skontaktował. Po ustaleniu z Szustem następnych spotkań rozeszliśmy się.

Pytanie: Jaką praktyczną pracę wykonywaliście zgodnie z otrzymanymi od Łebed’a zadaniami?

Odpowiedź: W końcu stycznia 1942 r. odwiedziłem metropolitę Szeptyckiego. Podczas spotkania poinformowałem go o przeprowadzonych przez Niemców aresztowaniach wiodących członków OUN i o warunkach przebywania w gestapowskim więzieniu. Szeptycki bardzo się zainteresował tą wiadomością, notował wszystkie szczegóły moich informacji. Na znak osobistego szacunku do mnie Szeptycki podarował mi książkę „Pismo Święte” z odręczną dedykacją – błogosławieństwem. Do maja 1944 r. systematycznie odwiedzałem Szeptyckiego, informowałem go o działalności OUN i dyskutowałem z nim o różnych kwestiach. W marcu albo kwietniu 1942 roku Szeptycki poprosił o okazanie mu pomocy w wysłaniu na Wschód mnichów – bazylianów w celu wprowadzania katolicyzmu w wschodnich obwodach Ukrainy. Jako że tej kwestii nie mogłem rozstrzygnąć samodzielnie, obiecałem Szeptyckiemu zameldować o tym prowidnykowi „prowodu”, a potem poinformować go o rezultatach. Przy spotkaniu z Szustem poinformowałem o szczególnie ważnej kwestii do rozstrzygnięcia przez Łebed’a. Szust wyznaczył mi spotkanie z Łebed’em w domu leśnika, w lesie wsi Romaniw, w obwodzie Lwowskim. Po dwóch dniach specjalne przysłaną furmanką pojechałem do wsi Romaniw, gdzie spotkałem się z Łebed’em. Po wysłuchaniu mnie Łebed’ powiedział, aby przekazać Szeptyckiemu informację o zgodzie „prowodu” na okazanie pomocy bazylianom w przedostaniu się na Wschód. W tym celu bazylianie powinni zjawić się we wsi Pykołowyczi, w obwodzie Lwowskim, do stanicznego OUN, który wyprawi ich dalej linią łączności organizacyjnej. Po otrzymaniu takich postanowień wróciłem do Lwowa i przekazałem Szeptyckiemu decyzję Łebed’a. Później dowiedziałem się od kanclerza metropolity Galanta, że na polecenie Szeptyckiego ounowską linią łączności odeszło na Wschód około 15-tu mnichów – bazylianów. W innym czasie poinformowałem Szeptyckiego o zabójstwie przez OUN kapłanów greko-katolickich: Baranowskiego – w obwodzie Tarnopolskim, dziekana z Kołomyjszczyzny, kapłana z rejonu Lubaczowskiego i kapłana z Sanocczyzny. Nazwisk trzech ostatnich nie pamiętam. Wiem, że jeden z nich został powieszony przez „SB”. Wskazywałem, że kapłani zostali zabici za kontakt z Niemcami i wydawanie tym ostatnim członków OUN. Szeptycki oświadczył, że akceptuje te posunięcia „prowodu” OUN, uważa je za zdecydowanie prawidłowe. W czasie odwiedzania Szeptyckiego systematycznie spotykałem się z jego kanclerzem Galantem i prowadziłem z nim rozmowy na polityczne tematy, przygotowywałem go do wstąpienia do OUN. Gdy w grudniu 1943 roku Łebed’ przekazał do mojej wiadomości, że decyzją „prowodu” planowane jest utworzenie centralnego organu, który będzie kierował wszystkimi organizacjami ukraińskimi, poinformowałem o tym Galanta i zaproponowałem, aby wyraził zgodę na członkostwo w tym organie. Galant zgodził się na moją propozycję. Już będąc w Monachium w 1945 r. ktoś z duchowieństwa (kto dokładnie nie pamiętam) poinformował mnie, że Galant wszedł w skład „Ukraińskiej Głównej Wyzwoleńczej Rady”, UHWR, która została utworzona w sierpniu 1944 roku. [….]

Protokół przesłuchania Moroza Teodora Teodorowicza z dnia 23.08.1946 w Kijowie, strony 1-10, karty 224 – 233. Strona 5, karta 228.

[…] Zdemaskowałem agentów „SD” kapłanów KUNICKIEGO i SOPULJAKA, o czym poinformowałem zarówno TURKOWSKIEMU jak i metropolicie SZEPTYCKIEMU. Oni obaj, jako agenci „SD” znajdowali się na kontakcie u Niemca ŁAIZARA. […]

Wiarygodność sowieckich dokumentów archiwalnych.

W kontekście moich własnych badań historycznych stwierdziłem, że Moroz składając swoje zeznania nie kłamał. Jeśli mógł coś przemilczeć, to robił to, ale jeśli już mówił, to podawał prawdziwe informacje. Niekiedy ingerował w tekst zeznań przed podpisaniem, precyzując sens swoich wypowiedzi, na przykład w zdaniu:

Konferencja [OUN] przyjęła propozycję Amerykanów i zażądała od kierownictwa OUN na Ukrainie ogłoszenia w oficjalnych czasopismach o tym, że OUN-UPA jako organizacja [została] zlikwidowana.

Przesłuchiwany Moroz poprosił sowieckich śledczych o skreślenie w powyższym zdaniu abrewiatury UPA i zostało to wykonane. Żądanie Amerykanów zostało umotywowane następująco:

Jak opowiadał mi STACHIW, w rezultacie tych rozmów osiągnięto porozumienie, że Amerykanie będą okazywać wszelką pomoc dla OUN i żądali, aby cała działalność OUN odbywała się pod nazwą UHWR. Amerykanie mówili, że organizacja ukraińskich nacjonalistów jest organizacją nacjonalistyczną, że OUN skompromitowała się kontaktami z Niemcami i dlatego [byłoby] wygodniej, gdyby ona występowała pod nazwą UHWR (Ukraińskiej Głównej Wyzwoleńczej Rady).

Miałem możliwość porównania zeznań Moroza dla Sowietów z zeznaniami Wasyla Czyżewskiego „Demyda” dla SB Z.Cz. OUN. W zakresie moich badań były one tożsame. Uwzględniając powyższe uważam informacje Moroza o Szeptyckim za prawdziwe.

Metropolita Andrij Szeptycki – wzór moralny? Dla kogo?

Jak to się stało, że pragmatyczni Amerykanie dostrzegli fakt skompromitowania OUN kolaboracją z nazistowskimi Niemcami i zareagowali odpowiednio z motywów praktycznych, a tak wielu księży greko-katolickich, nawet wiele lat po wojnie, nie?

Jeśli miała na to wpływ „miękka” postawa metropolity Szeptyckiego wobec obu odłamów Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, to jego grzech obłudy nadal trwa.

Dwie wielkie idee polityczne: rozszerzenia katolicyzmu na rosyjski wschód i ukraińska idea nacjonalistyczna zajęły w jego sercu i umyśle tak wiele miejsca, że dla Ewangelii zostało za mało. Być może ta pierwsza była dla niego ważniejsza, ale wydaje się, że z powodu tej drugiej realizowany jest projekt wyniesienia go na ołtarze kościoła katolickiego.

Równolegle na Ukrainie wdrażany jest projekt, o którym Jared McBride, pracownik naukowy Instytutu Kennana i Memoriału-Muzeum Holokaustu Stanów Zjednoczonych (United States Holocaust Memorial Museum), powiedział: „gloryfikacja OUN-UPA nie ma związku z historią jako nauką. Jest to aktualnie realizowany projekt polityczny…”

Jeśli proces beatyfikacyjny metropolity Szeptyckiego ma tyle samo wspólnego z religią, co gloryfikacja OUN-UPA z nauką, to cóż się stało z Kościołem Katolickim?

Św. Tomasz More cenił swoje słowa bardziej nić życie. Ojciec św. Perpetuy odwiedzając córkę w więzieniu namawiał ją, aby pro forma, dla oczu ludzkich, zapaliła kadzidło przed ołtarzem pogańskim bożkom, a Chrystusa wielbiła tajemnie w sercu, ona jednak odrzuciła obłudę.**** Andrij Szeptycki także pochodził z bogatej rodziny, ale na tym podobieństwa się kończą.

Dobierając tytuł zainspirowałem się tekstem Anatolija Kardasha vel Ab Mishe, Sprawa No 421. Ostatnie zdanie brzmi: Ponieważ Metropolita – Kahane to wie – odpokutować musi za grzech paktu z diabłem.

Szczegółowe informacje o trasie czterech kurierów OUN zostały znalezione w archiwach czeskich i słowackich: ABS Praha, f. 307-96-12, VHA Bratislava, f. Operace „Banderovci“, šk. 51, inv. č. 177.

*Wykorzystane w tekście cytaty pochodzą z teczki dokumentów o sygnaturze GDA SBU. – F. 6. – spr. 33282 – FP. Moroz T. T., na język polski przetłumaczył autor.

Odnośnie obłudy, proszę o przeczytanie: „Szeptycki w Europie Hitlera” prof. Andrzej A. Zięba [w:] Bogusław Paź (red.), „Prawda historyczna a prawda polityczna w badaniach naukowych. Ludobójstwo na kresach południowo-wschodnich”, Wydawnictwo AUREUS, Kraków, 2015 r. http://www.eaureus.pl/ksiazki.php?ksiazka=90

Od listopada 2017 roku prowadzę śledztwo historyczne w sprawie zamordowania przez członków OUN-UPA 11 osób narodowości żydowskiej w nocy z 6 na 7.12.1945 r. w słowackiej wiosce Kolbasov. Badam wydarzenie historyczne bardzo ograniczone w czasie (grudzień 1945 r.) i przestrzeni (polskie miejscowości Wetlina, Strubowiska, Smerek, Suche Rzeki i Zatwarnica, słowackie wioski Nova Sedlica, Zboj, Ulicz i Kolbasov).

W dniach 1-12.01.1946 r. na niewielkim terytorium będącym przedmiotem mojego zainteresowania przebywał kurier OUN Teodor Moroz, „Sławko”. Jego pobyt tam nie miałby dla moich badań żadnego znaczenia, gdyby nie fakt przyłączenia się do banderowskiej grupy kurierskiej podejrzanych o popełnienie zbrodni w Kolbasovie.

W poszukiwaniu rozsianych po archiwach okruchów prawdy o ukraińskich mordercach słowackich Żydów znalazłem informacje mówiące o szczegółach spotkań z metropolitą Szeptyckim, o których mowa powyżej.

Źródło:

http://suozun.org/warto-obejrzec-i-przeczytac/i_metropolity-szeptyckiego-rozmowy-z-diablem/

 

 

 

The post METROPOLITY SZEPTYCKIEGO ROZMOWY Z DIABŁEM appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

ŻYDOWSCY KONFIDENCI HITLERA

$
0
0

ŻYDOWSCY KONFIDENCI HITLERA – ŻYDZI  WSPÓŁSPRAWCY HOLOKAUSTU

Owa afera  jest znana w historiografii, ale ta wiedza niesłusznie zamknięta jest w dość wąskim kręgu specjalistów. A historia ta jest warta przypomnienia i upowszechnienia. Niewiele jest tak wyrazistych opowieści o ludzkiej podłości, podstępie, okrucieństwie i bezprawiu.

Wiele wiadomo o żydowskich konfidentach Stalina, współpracujących aktywnie i gorliwie z NKWD czy sowieckim wywiadem wojskowym w czasie pierwszej (1939 – 1941) i drugiej okupacji sowieckiej (1944 – 1956). Natomiast mało znane są fakty o żydowskich konfidentach Gestapo. Skądinąd wiadomo, że niemieccy Żydzi często wstępowali do Wermachtu. Część z nich by się ukryć przed prześladowaniami, inni by walczyć o wielkie Niemcy Adolfa Hitlera!

Liczbę żydowskich żołnierzy Hitlera szacuje się na około 150 tys. Całkiem spora armia. Najdziwniejsze, że Żydzi, ukrywając swoje pochodzenie, wstępowali nawet do SS. Walczyli w ukraińsko – niemieckiej SS Galizien, w batalionie również ukraińsko – niemieckim “Nachtigall” (“Słowiki”), Waffen – SS lub nawet brali udział w eksterminacji Żydów!

Batalion “Nachtigall” “wsławił” się zbrodnią na Wzgórzach Wuleckich  we Lwowie, w której zamordowano 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni (4 lipca 1941 roku). Żydzi niemieccy i ukraińscy mordowali więc również Polaków, niszcząc inteligencję polska.

Najsławniejszy, ale nie jedyny przykład takiego Żyda to – Fritz Scherwitz (alias Elke Sirewiza). Służył w SS jako Obersturmführer. Był komendantem obozu koncentracyjnego w Lenta pod Rygą na Łotwie. Osobiście nadzorował mordy Żydów, mordował Żydów i gwałcił Żydówki.

Inny przykład – Alex Kurzem – młodociany Żyd z Białorusi trafił do łotewskiego Waffen-SS, gdzie został maskotką pułku. Jego zadaniem było m.in. wabienie czekoladą i cukierkami żydowskie dzieci, broniące się przed wejściem do wagonów mających zawieźć je na śmierć. Alex Kurzem żyje do dzisiaj i mieszka od 1949 r. w Australii.

Zakrawa to na paradoks, ale wielu z zasymilowanych niemieckich Żydów uwierzyło w propagandę hitlerowską i można by ich było określić jako zdeklarowanych hitlerowców (nazistów, według terminologii anglosaskiej). Nie przeszkadzało im to, jak Niemcy odnoszą się np. do Polaków, ale na przeszkodzie do pełnej akceptacji III Rzeszy Niemieckiej stanęła polityka zagłady Żydów przeprowadzona przez tą samą III Rzeszę Niemiecką. Trudno jest szczerze wspierać państwo, którego celem jest fizyczna eliminacja ciebie i twojej rodziny. Ale wielu Żydów wiele uczyniło w tej mierze, np. Żydzi aktywnie współpracowali z Gestapo. Przykładem jest tu Stella Kuebler-Goldschlag. Kierowała grupą kilkunastu informatorów Gestapo w Berlinie. Zadaniem jej grupy było wyłapywanie ukrywających się Żydów. Jej ofiary posyłano do gazu. Stella Kuebler-Goldschlag żyła sobie spokojnie w Berlinie do śmierci w 1994 roku i otrzymywała sutą rentę od rządu niemieckiego, jako ofiara Holokaustu. Komu jak komu, ale  Stelli Kuebler – Goldschlag ta renta “słusznie się należała”, a była współsprawcą Holokaustu. Zapracowała na nią podczas wojny wysyłając do gazu setki ludzi – swoich ziomków – Żydów.

Polscy Żydzi w czasie II Wojny Światowej, będąc w znacznie gorszej sytuacji niż ich pobratymcy – Żydzi niemieccy – wykazali równie wielką skłonność do kolaboracji z oboma okupantami: Sowietami we wschodniej Polsce i III Rzeszą Niemiecką w tzw. Generalnej Guberni (GG).

Sowieci sprytnie wykorzystali Żydów do sparaliżowania Polskiego Podziemia Niepodległościowego we wschodniej Polsce. Było to dla Sowietów  inteligentne i bardzo skuteczne posunięcie. Żydzi stanowili większość sowieckich i niemieckich konfidentów.

Wielu z nich było prawie całkowicie zasymilowanych, znało  język polski, kulturę i Polacy  niestety im ufali.. Dzięki ich aktywnej współpracy NKWD odniosło ogromny sukces: udało jej się sparaliżować albo zinfiltrować struktury Podziemia Niepodległościowego na wschodzie, tak dokładnie, że po ataku Niemiec na ZSRS (22 czerwca 1941 roku) Podziemie Niepodległościowe  musiało być dosłownie nie odtwarzane ale tworzone na nowo, powstawać jak feniks z popiołów.

Donos na NKWD oznaczał śmierć – wskazanego – ale też często jego rodziny, wywożonej na zatracenie na zesłanie na Sybir, czy do Kazachstanu.

Fizyczna eksterminacja olbrzymiej części polskiej kadry dowódczej i przywódczej, wywiezionej na Sybir bądź wymordowanej na miejscu, w miejscowych więzieniach i miejscach straceń, była niemożliwa do nadrobienia w tak krótkim czasie dwóch, trzech lat.

Ludobójstwo Polaków na Wschodzie przez organizację ukraińskich nacjonalistów OUN – UPA (1943 – 1945) było pośrednim skutkiem działalności żydowskich konfidentów NKWD. Polska ludność Kresów Południowo – Wschodnich II RP wobec wymordowania kadr przywódczych była często bezbronna i wystawiona na ataki ukraińskich nacjonalistów, którzy, co warto przypomnieć, wcześniej w ścisłej współpracy z Niemcami wymordowali żydowskich mieszkańców miast i wsi Podola, Wołynia, czy Małopolski Wschodniej.

Żydowscy konfidenci NKWD często uciekli na wschód przed Niemcami, ale ich rodziny zostały przez Niemców wymordowane w swego rodzaju „podzięce” OUN –  UPA i SS za ich owocną „współpracę” z NKWD. Tak to jedno wiążę się z następnym, a to z kolejnym. Warto wspomnieć, że nawet w trzy lata później po „powrocie” w 1944 r. NKWD ponownie ożywiło swoich „uśpionych” agentów w AK. Tak skuteczna była infiltracja podziemia przez NKWD dokonana w latach 1939 – 1941.

Niemiecki okupant nie wykazał podobnej dalekowzroczności jak Sowieci i wzgardził wyciągnięta ręką i uchem, który tylko czekał na polecenia do wykonania. Polityka eksterminacji ruszyła.

Zamknięci w gettach Żydzi mogli z natury rzeczy donosić tylko na innych Żydów. Współpraca żydowskich konfidentów z niemiecką policją tak polityczna (Gestapo), jak kryminalną (Kripo) jest znana tylko pośrednio.

Rozróżnienie miedzy Kripo i Gestapo nie ma tu znaczenia. Niemieckie policje w GG ścisłe współpracowały i np. agenci Kripo wykonywali często zadania dla Gestapo. Nie zachowały się dokumenty niemieckie, a świadkowie zostali wymordowani. Znamy tylko doniesienia polskiego podziemia londyńskiego (ZWZ, AK) i komunistycznego. Tym nie mniej wiemy, że Żydzi aktywnie współpracowali z policją niemiecką w wielu gettach i obozach (Warszawa, Łódź, Białystok, Wilno, Kraków i wiele innych). Przykładem niech tu będzie warszawskie getto, gdzie rządziły Judenrat, Żydowska Policja Porządkowa, osławiona i straszliwa „Trzynastka” (formalnie podległa Kripo, w istocie Gestapo), czy Żydowskie Pogotowie Ratunkowe Abrahama Gancwajcha.

Leon Skosowski w getcie warszawskim dysponował sforą ponad dwustu agentów obojga płci (konfidentów) a były przecież i inne siatki żydowskich agentów służących władzom hitlerowskim. Uwaga na marginesie: dwustu żydowskich agentów jednej tylko siatki konfidentów to więcej niż liczba żydowskich bojowników walczących z Niemcami w czasie  Powstania w Getcie Warszawskim.

AFERA HOTELU POLSKIEGO

W tym tekście skupimy się z konieczności na jednej, jakże znamiennej, akcji żydowskich konfidentów Hitlera. Była to  Afera Hotelu Polskiego. Wiosną 1943 roku po Powstaniu w Getcie Warszawskim,  Gestapo doskonale się orientowało, że w „aryjskiej” Warszawie ukrywa się wielu Żydów, bogatych Żydów. Gestapo miało tez wielu bezrobotnych konfidentów żydowskich, który nie mieli już nic do roboty w getcie. Władcy Gestapo w Warszawie postanowiło złapać (co najmniej) dwie sroki za ogon: wyłapać Żydów ukrywających się po „aryjskiej” stronie i jednocześnie potężnie się przy tym obłowić. Wojna trwała już czwarty rok, a po Stalingradzie czas był najwyższy pomyśleć jak ustawić siebie i swoją rodzinę po wojnie. Niestety, nie znamy autorów tego piekielnego planu. Do wykonania zadania użyto żydowskich konfidentów.

Na wiosnę 1943 roku pułapka była gotowa i maszynka do mielenia Żydów zaczęła swoją działalność. Jej widoczna ekspozytura mieściła się w hotelu Polskim przy ul. Długiej 29, stad nazwa afery. Tam zbierali się Żydzi przed wyjazdem – i tam był początek tunelu. Koniec mieścił się w komorach gazowych KL Auschwitz.

W hotelu Polskim Żydzi czekali na zebranie odpowiedniej grupy i ruszali „po wolność”. Sytuacja w lecie 1943 roku była paradoksalna: dopalało się warszawskie getto, w całej Warszawie polowano na Żydów i ukrywających ich Polaków a prawie pół miasta wiedziało, że w hotelu Polskim mieszka sobie spokojnie wielu Żydów nie niepokojonych przez nikogo.

Praca była ściśle podzielona. Zespołem naganiaczy kierował Leon (Lejb) Skosowski („Lonek”). Osoba niezwykle ponurego autoramentu. Pochodził z Łodzi, tam już prawdopodobnie został zwerbowany przez Gestapo, później przeniesiony do warszawskiego getta rozwinął tutaj skrzydła pod okiem patronów z alei Szucha. Większość grupy kilkudziesięciu żydowskich agentów Gestapo biorących udział w prowokacji stanowili nie tylko Żydzi, ale byli też w niej, nieliczni wprawdzie, polscy katolicy.

Żydzi odgrywali jednak decydująca rolę. To oni odszukiwali ukrywających się w Warszawie i okolicach zamożnych Żydów i proponowali im paszporty i wizy, czyli wyjazd do neutralnego kraju, np. Portugalii, w zamian za znaczną opłatę pieniężną. Z Portugalii Żydzi bez większych problemów mogliby się przedostać czy to do Wielkiej Brytanii, czy też do Stanów Zjednoczonych. Opłaty były zróżnicowane, niektórzy mówią o 20 złotych dolarach od głowy. Okupacyjne złote, czy nawet marki niemieckie nie wchodziły w grę. Gestapowcy z alei Szucha rozsądnie myśleli o przyszłości po wojnie. Liczyły się tylko dolary, funty, twarda waluta. I to w złocie.

Ponadczasowe diamenty i biżuteria też były nie do pogardzenia. Żydzi ufali tylko innym Żydom. Nie sposób wykluczyć, że część naganiaczy została oszukana, nie wiedząc w czym bierze udział, szczerze wierzyła, że pomagają uciec z GG ukrywającym się Żydom.

Faktem jest, że ukrywający się Żydzi żądali czegoś pewniejszego na dowód. Pierwsza grupa Żydów z hotelu Polskiego dodarła szczęśliwie do Portugalii. I do Warszawy zaczęły przychodzić kartki pocztowe z Portugalii. A w nich zakodowane informacje, że nadawca dotarł szczęśliwie do celu podróży. Pośród ukrywających się, zamożnych Żydów zapanowała  euforia. Ratunek wydawał się na wyciągnięcie ręki. Leon Skosowski i jego ludzie nie mieli już żadnych kłopotów ze skompletowaniem kolejnych transportów Żydów “za granicę” – do komór gazowych.

Tyle że kolejne transporty Żydów trafiły nie do słonecznej i bezpiecznej Portugalii lecz wprost do komór gazowych KL Auschwitz. Liczbę ofiar prowokacji szacuje się na 3 500 ludzi. Znamiennie, że transporty Żydów z hotelu Polskiego szły od razu do gazu. Byli to młodzi, zdrowi ludzie, mogli pracować w obozie, ale nie, inny los był im przeznaczony. Wszystkie transporty były z miejsca gazowane. SS-mani z Auschwitz poszli zapewne na rękę kolegom z Warszawy i wyświadczyli im tę koleżeńska przysługę likwidując od ręki wszystkich świadków. Czy bezinteresownie? Raczej nie. Część łupów z “Akcji Hotelu Polskiego” mogła im przypaść w udziale za tę “uprzejmość”.

Akcja Hotel Polski zakończyła się pełnym sukcesem, patrząc na to z punktu widzenia władz hitlerowskich w GG. Dzięki pomocy i zręcznej działalności grupy żydowskich konfidentów kierowanych przez Leona Skosowskiego i Adama Żurawina wywabiono z kryjówek i zamordowano około 3 500 ukrywających się Żydów. Ich mocodawcy z alei Szucha zostali za tą akcję nagrodzeni odznaczeniami i zasłużonymi awansami. Dodatkowy bonus, to zrabowane Żydom pieniądze, kosztowności, złoto. Gestapowcy z alei Szucha obłowili się niezmiernie. Chodziły słuchy o 20 dolarach w złocie od głowy. jako opłata za „wyjazd”. Może więcej. Nikt tego dokładnie nie wie. Ale Żydzi zabierali ze sobą cały majątek w postaci złotych monet, diamentów, biżuterii, i tym podobnych drobnych rozmiarami przedmiotów, które można połknąć, czy ukryć np. w pochwie czy odbycie. Żydzi byli sprytni i nie ufali Niemcom. Ale nie wiedzieli, że zostaną obrabowani przed egzekucją, a po śmierci specjaliści z Sonderkomando rozprują im żołądki, wybebeszą kiszki, sprawdzą każdy otwór w ciele, wyrwą nawet złote zęby. Licząc skromnie średnio zysk na 1000 dolarów od głowy, można oszacować cały, prywatny do kieszeni niemieckich mocodawców , na 3 500 000 dolarów (ówczesnych!). Aby to przeliczyć na dzisiejszą walutę potrzeba by tą liczbę przemnożyć przynajmniej przez sto, albo i więcej co daje  kwotę, lekko licząc, rzędu 100 mln współczesnych dolarów. I to w większości do prywatnych kieszeni gestapowców. Kolosalny majątek, który pozwolił wielu byłym SS-manom i gestapowcom urządzić się po wojnie, otworzyć własne biznesy, itp.

Afera Hotelu Polskiego jest niezwykła ze względu na skalę okrucieństwa, bezczelność  i stopień podłości. Gestapowcom z alei Szucha trudno nawet się dziwić. Ich zadaniem było zgładzenie Żydów, a że przy okazji zbili olbrzymi majątek? Z ich punktu widzenia to nic złego. Mamy tu na myśli tych żydowskich konfidentów pod wodzą Leona Skosowskiego. Żydowscy konfidenci wydający na śmierć swoich współbraci, często znajomych, przyjaciół i krewnych są bliscy osiągnięcia bezwzględnego i trudnego do pobicia szczytu  światowej skali podłości. Niewielu kanaliom w spisanych dziejach dane było osiągnąć podobny poziom podłości. Nawet trudno znaleźć słowa na określenie ich czynów. Te istniejące, czyli nam znane, wydają się za słabe. Ci Żydzi wydawali swoich krewnych, przyjaciół, znajomych na śmierć za judaszowe srebrniki!

Bo oni nie dostawali dużo. Albo i nic. Żydzi – agenci Gestapo, Polaków też wydawali I to dziesiątkami, setkami. Ale tu mowa jest o innych Żydach!

Żydzi, często jedyni ocaleni, wiernie służyli oprawcom swoich rodzin, którzy wymordowali ich najbliższych: dzieci, żony, mężów, czy rodziców. Trudne to do pojęcia czy zrozumienia.

Tradycyjne tłumaczenie i zarazem usprawiedliwienie tych żydowskich konfidentów brzmi tak, że ci Żydzi musieli to robić, bo inaczej Niemcy, by ich zlikwidowali. Przyjmując ten argument, czy śmierć innych może być zapłatą za moje ocalenie? Poza tym sprawa nie przedstawiała się tak prosto. Żydowscy konfidenci buszowali po całej Warszawie. Kontrola ich patronów była całkiem iluzoryczna. A raczej by była, gdyby ci Żydzi zechcieli się urwać ze smyczy. Dlaczego np. ci „przymuszeni” agenci żydowscy nie uciekli do innego miasta, czy gdziekolwiek? Nie. Takie wytłumaczenie jest z gruntu fałszywe. I ma na celu usprawiedliwienie i wybielenie żydowskich agentów Hitlera. Ci Żydzi wydawali innych Żydów na śmierć, i nie tylko Żydów, bo chcieli to robić. Nawiasem mówiąc, Żydzi – agenci Gestapo, często wymuszali haracz od ukrywających się Żydów i ich polskich opiekunów.

Tak, Żydzi byli szmalcownikami!

Żydzi szantażowali i wydawali innych Żydów w czasie okupacji niemieckiej w Polsce! Oczywiście tych biedniejszych, albo tych, którzy nie złapali się na wyjazd do Portugalii via hotel Polski. Przy żydowskich szmalcownikach (agentach) polscy szmalcownicy jawią się (prawie) jak aniołowie. Na skali podłości polscy szmalcownicy, których tak się Polakom wypomina, stoją znacznie niżej, albo wyżej – zależnie jak patrzeć – od szmalcowników żydowskiego pochodzenia. Szantażowani przez nich Żydzi (i Polacy) byli dla nich ludźmi zgoła obcymi, których wcale nie musieli lubić, ani o których nie mieli obowiązku się troszczyć. Nie wydawali krewnych, znajomych i przyjaciół. Na niwie podłości, zdrady, podstępu żydowscy agenci Hitlera jak Leon Skosowski czy Stella Kuebler-Goldschlag tworzą klasę samą dla siebie.

Podamy jeden przykład jak kończyła się przymuszona współpraca z agentem. Polski oficer, cichociemny ppor. „Pływak” (Jan Poznański) został schwytany przez Gestapo w Krakowie mniej więcej w tym samym czasie. Wydał go jego gospodarz – folksdojcz. Poddany torturom ppor. „Pływak” zgodził się na współpracę. Podpisał co trzeba, gestapowcy upozowali jego zwolnienie z więzienia i nowy agent wyszedł na wolność wykonywać swe zadania. I zaraz opowiedział o tym, co się stało, swoim przełożonym. Na umówione spotkanie w kawiarni w Warszawie, gdzie miał złożyć gestapowcom raport, zamiast ppor. „Pływaka” kontrwywiad okręgu warszawskiego AK wysłał kilku żołnierzy z pistoletami maszynowymi. I tak Gestapo krakowskie straciło dwóch funkcjonariuszy i skreśliło z ewidencji swego niedoszłego agenta. Ppor. „Pływak” zginął później w walce z Niemcami. Załamał się pod wpływam tortur, ale nie był zdrajcą. Był dzielnym oficerem. Zachował się godnie i można nawet powiedzieć rozsądnie. Uratował się z beznadziejnej sytuacji. Podwójni, czy potrójni agenci zawsze sami wybierają tą stronę, której służą. Żydowscy agenci Hitlera robili, to co robili, bo chcieli to robić. Podobnie zresztą inni agenci w dziejach. “Z niewolnika nie ma robotnika”, mówi przysłowie. Z czym można się nie zgodzić patrząc na budowle wzniesione przez niewolników, które przetrwały tysiąclecia. Jedno jest pewne: z niewolnika nie ma agenta (konfidenta). Tu niezbędna jest aktywność, inteligencja, pomysł, inicjatywa. Tego się nie da wymusić li-tylko brutalną siłą. Wkraczamy tu na grząskie tereny mrocznej psychologii, godnej może pióra Dostojewskiego, a na pewno kuli, czy mocnego powroza dla owych agentów, nie zważając na całą ową psychologię.

Była zbrodnia, a gdzie kara?

“Solidarni 2010” Barbara Chojnacka, Aleksander Szumański

Moja koleżanka redakcyjna Basia Chojnacka zmarła, ale zostawiła dorobek publicystyczny godny wielkiej pisarki Polki.Wspólnie z Bożeną Rafalską, niestety również zmarłą redaktor naczelną “Lwowskich Spotkań”, przy skromnym moim udziale przypominaliśmy martyrologię narodu polskiego okresu II Wojny Światowej.

Niech Pan Bóg i Królowa Polski Najświętsza Maryja Panna mają Was szlachetne dziennikarki w Swojej opiece.

http://www.solidarni2010.pl/11912-zydowscy-konfidenci-hitlera-afera-hotelu-polskiego.html

 

 

The post ŻYDOWSCY KONFIDENCI HITLERA appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..


BENIAMIN WAJSBLECH I INNI ZBRODNIARZE PRL – ZAMORDOWALI I ZWIALI DO IZRAELA

$
0
0

BENIAMIN WAJSBLECH I INNI ZBRODNIARZE PRL – ZAMORDOWALI I ZWIALI DO IZRAELA

 

Beniamin Wajsblech (ur. 22 grudnia 1908, zm. 13 marca 1991 w Warszawie) – wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL, oskarżyciel w procesach politycznych w czasach stalinizmu.

Syn Hersza. Pochodził z zamożnej, żydowskiej rodziny kupieckiej.  We wrześniu

1939 r.udał się do Związku Sowieckiego. Po agresji ZSRS na Polskę

(17 września 1939 r.) został we Lwowie prokuratorem.

Po wojnie był prokuratorem w Polsce. Biegle władał rosyjskim i niemieckim. Przed wybuchem wojny sprzedał majątek, pieniądze lokując w szwajcarskich bankach Był przesłuchującym i oskarżycielem generała Augusta Emila Fieldorfa ps. „Nil”, dla którego zażądał kary śmierci. O ten sam wymiar kary wnioskował oskarżając Jana Stachniuka. Po zwolnieniu ze służby pracował jako radca prawny. 22 października 1951 roku podpisał (przygotowany przez Kazimierza Górskiego) akt oskarżenia w sprawie gen. Fieldorfa (generał brygady Wojska Polskiego, organizator i dowódca Kedywu Armii Krajowej, zastępca Komendanta Głównego AK). Wajsblech był również ostatnią osobą, która przesłuchiwała generała (25 lipca 1951 r.). Kilka miesięcy później oskarżał generała przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie.

W raporcie komisji powołanej w 1956 roku “dla zbadania przejawów łamania praworządności przez pracowników Generalnej Prokuratury i Prokuratury m. st. Warszawy” czytamy: “Spośród prokuratorów zatrudnionych w Departamencie Specjalnym [departament sprawował nadzór nad śledztwami prowadzonymi przez MBP i Wydziałami Specjalnymi w prokuraturach wojewódzkich w sposób szczególnie negatywny wyróżnił się Benjamin Wajsblech. Wykazując dużą gorliwość w wykonywaniu często niepraworządnych poleceń kierownictwa oraz bezkompromisowość i bezwzględność wobec aresztowanych, obrońców, a nawet świadków, zyskał sobie u Henryka Podlaskiego, zastępcy Prokuratora Generalnego PRL opinię jednego z najlepszych i najbardziej zaufanych prokuratorów. Opinia ta przyczyniła się do powierzenia Wajsblechowi nadzoru nad takiego rodzaju sprawami, w których osiągnięcie pozytywnego wyniku dla oskarżenia w dużej mierze zależało od stosowania niedozwolonych metod w śledztwie”. Wajsblechowi zarzucano

 bezpodstawne aresztowania podejrzanych i przetrzymywanie ich w areszcie mimo braku uzasadnionych przyczyn, usuwanie z akt śledztw protokołów zeznań korzystnych dla oskarżonych, sztuczne rozdzielanie spraw, które powinny być rozpatrywane łącznie, psychiczne i fizyczne upokarzanie i maltretowanie osób przesłuchiwanych, które podawały, że jego zachowanie było nieraz gorsze niż oficerów śledczych.

W 1957 roku Wajsblech został zwolniony z prokuratury. Zła opinia nie przeszkodziła mu jednak zostać radcą prawnym. Zmarł przez nikogo nie niepokojony w 1991 roku w Warszawie.

Uchwałą Rady Państwa z 6 lipca 1954 r. odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Pochowany na wojskowych Powązkach.

 

MORDERCY GEN. AUGUSTA FIELDORFA “NILA”

 

Generał August Emil Fieldorf „Nil” został aresztowany 10 listopada 1950 roku. Najpierw trafił do aresztu śledczego MBP przy ulicy Koszykowej, potem do więzienia na Rakowieckiej, gdzie spędził ponad dwa lata. Został zamordowany 24 lutego 1953 roku. Po 50 latach trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kto ponosi największą odpowiedzialność za śmierć generała? Pracował na to cały sztab ludzi – przywódcy komunistycznej partii i państwa, kierownictwo Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, prokuratorzy, sędziowie, oficerowie śledczy. Wszyscy chcieli śmierci niebezpiecznego wroga politycznego – człowieka cieszącego się powszechnym autorytetem, legendy Państwa Podziemnego.

W czasie wojny szef „Kedywu” Komendy Głównej Armii Krajowej, zastępca ostatniego dowódcy AK generała Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, twórca konspiracyjnej organizacji „Nie” (Niepodległość). W 1945 roku przypadkowo wpadł w ręce NKWD. Wywieziony na Ural, przez dwa lata pracował w sowieckich łagrach. Po powrocie ujawnił się – chciał wrócić do służby w wojsku, aby znaleźć środki na utrzymanie rodziny. Generała zadenuncjował jego przełożony z kampanii wrześniowej generał Gustaw Paszkiewicz. W grudniu 1945 roku Paszkiewicz stanął na czele Wojewódzkiego Komitetu Bezpieczeństwa Publicznego, który rozpracowywał AK na Białostocczyźnie.

Pierwszą rewizję po aresztowaniu generała 10 listopada 1950 roku przeprowadził kpt. Lutosław Stypczyński, w obecności innych śledczych – Zygmunta Krasińskiego i Władysława Fabiszewskiego (wszyscy pracowali w Departamencie III MBP – walka z podziemiem). Jeszcze tego samego dnia Stypczyński rozpoczął przesłuchiwanie „Nila”.

17 listopada por. Zygmunt Krasiński zwrócił się do Naczelnej Prokuratury Wojskowej o zastosowanie tymczasowego aresztowania generała. 21 listopada nakaz taki wydała prokurator NPW ppłk Helena Wolińska. Uczyniła to ze znacznym opóźnieniem, po 11 dniach od zatrzymania „Nila”. „Odmówiłam pokrycia tego bezprawnego pozbawienia wolności” – napisała Wolińska w zażaleniu do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie, który 18 stycznia br. postanowił ją aresztować. Fakt, że nie „pokryła” ona okresu uwięzienia Fieldorfa od 10 do 21 listopada ma być argumentem na jej obronę. Zarzuty dotyczą jednak czego innego. Decyzja prokurator Wolińskiej była bezprawna, bo nie została poparta żadnymi dowodami winy osadzonego. Drugi raz Wolińska złamała prawo, przedłużając areszt „Nilowi” – znów nie opisała czynu, który był mu zarzucany. Swój wniosek wydała 15 lutego 1951 roku, podobnie, jak poprzednio ex post, gdyż poprzedni obowiązywał do 9 lutego. Przychylili się do niego przedstawiciele Sądu Rejonowego w Warszawie: płk Aleksander Zarecki, mjr Mieczysław Widaj, mjr Zygmunt Wizelberg.

W uzasadnieniu nakazu aresztowania Wolińskiej sąd napisał, że w wyniku jej działalności „generał Fieldorf był bezprawnie pozbawiony wolności od dnia 21 listopada 1950 roku do dnia 9 maja 1951 roku”.

13 grudnia 1950 roku, na rozkaz dyrektora Departamentu Śledczego MBP, płk. Józefa Różańskiego, „Nil” został osadzony w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej. Śledztwo, za zgodą naczelnika Wydziału Śledczego MBP ppłk. Ludwika Serkowskiego, przejął ppor. Kazimierz Górski. Intensywne przesłuchania (w sumie było ich 15) prowadził od 21 grudnia 1950 roku do 14 lipca 1951 roku.

Górski , mieszka na warszawskim Mokotowie. W rozmowie w listopadzie ub.r. twierdził, że nie stosował żadnego nacisku w śledztwie, zapisywał tylko zeznania generała:

To był człowiek na wysokim poziomie, bardzo inteligentny. Charakter śledztwa nie zależał ode mnie, wykonywałem tylko rozkazy przełożonych. Dziś żałuję, że musiałem w tym wszystkim uczestniczyć.

Kazimierz Górski nie tylko przesłuchiwał Fieldorfa, ale również sporządził kłamliwy akt oskarżenia. Zarzucił generałowi wydawanie rozkazów likwidowania, względnie rozpracowywania, przy współpracy z Niemcami, komórek PPR, oddziałów GL i AL oraz partyzantki sowieckiej. Pomimo niebagatelnej roli w sprawie „Nila”, Górski nigdy nie stanął przed sądem.

Prof. Witold Kulesza, dyrektor byłej Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, tłumaczy:

Badanie zbrodni stalinowskich w Polsce nastręcza wiele trudności. Podstawowy problem stanowią dokumenty, na które trzeba czekać nawet 18 miesięcy, część jest opatrzona klauzulą – tajne. Dlatego część stalinowców nadal nie stanęła przed sądem. Mam nadzieję, że Górskiego pociągnie do odpowiedzialności nasza kontynuatorka – Główna Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, która będzie działała w ramach Instytutu Pamięci Narodowej.

Przygotowany przez Kazimierza Górskiego akt oskarżenia zatwierdził wicedyrektor departamentu śledczego MBP Wiktor Leszkowicz, a podpisał (22 X 1951) wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL Benjamin Wajsblech.

Prokurator Wajsblech prowadził też ostatnie przesłuchanie Fieldorfa w dniu 25 lipca 1951 roku. Kilka miesięcy później oskarżał generała przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie.

W raporcie komisji, powołanej w 1956 roku „dla zbadania przejawów łamania praworządności przez pracowników Generalnej Prokuratury i Prokuratury m. st. Warszawy” czytamy: „Spośród prokuratorów zatrudnionych w Departamencie Specjalnym (departament sprawował nadzór nad śledztwami prowadzonymi przez MBP i Wydziałami Specjalnymi w prokuraturach wojewódzkich – red.) w sposób szczególnie negatywny wyróżnił się Benjamin Wajsblech. Wykazując dużą gorliwość w wykonywaniu często niepraworządnych poleceń kierownictwa oraz bezkompromisowość i bezwzględność wobec aresztowanych, obrońców, a nawet i świadków, zyskał sobie u Podlaskiego (Henryk Podlaski, zastępca Prokuratora Generalnego PRL – red.) opinię jednego z najlepszych i najbardziej zaufanych prokuratorów. Opinia ta przyczyniła się do powierzenia Wajsblechowi nadzoru nad tego rodzaju sprawami, w których osiągnięcie pozytywnego wyniku dla oskarżenia w dużej mierze zależało od stosowania niedozwolonych metod w śledztwie”.

W wyniku ustaleń komisji, w 1957 roku został zwolniony z prokuratury. Zła opinia nie przeszkodziła mu jednak zostać radcą prawnym. Zdaniem prokuratorów Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu to właśnie Benjamin Wajsblech odpowiada za treść aktu oskarżenia przeciw generałowi Fieldorfowi. Właściwie mógłby odpowiadać, bo zmarł w 1991 roku.

 

PRZEDWOJENNA KOMUNISTKA

 

23 października 1951 roku Władysław Dymant, wicedyrektor Departamentu Specjalnego Prokuratury Generalnej, przesłał tajne pismo na ręce prezesa Sądu Wojewódzkiego m. st. Warszawy Ilii Rubinowa, wnosząc o prowadzenie rozprawy przy drzwiach zamkniętych.

16 kwietnia 1952 roku, po kilkugodzinnym procesie sąd w składzie: przewodniczący Maria Gurowska, ławnicy Michał Szymański i Bolesław Malinowski i protokolant H. Grądzka postanowił: „Fieldorfa Augusta Emila uznać winnym czynów zarzucanych mu aktem oskarżenia i za to na zasadzie art. 1 pkt. 1 dekretu PKWN z 31 sierpnia 1944 r. o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy skazać go na karę śmierci”. Generał miał występować przeciwko „(…) bojownikom o wolność i wyzwolenie społeczne. Udowodnione materiałami sprawy morderstwa około 1000 antyfaszystów, tylko w części obrazują faktyczne zbrodnie, które obciążają skazanego”.

Maria Gurowska do końca życia (zmarła pod zmienionym nazwiskiem Górowska w styczniu 1998 roku, kiedy rozpoczął się proces o popełnione przez nią „zabójstwo sądowe”) twierdziła, że wyrok śmierci na generała był słuszny. W 1995 roku napisała do ministra sprawiedliwości, że Emil Fieldorf, jako komendant „Kedywu” podpisywał rozkazy mordowania bezbronnych ludzi. Karę wymierzała w oparciu o dowody, na podstawie obowiązującego wówczas prawa. Sąd III RP uznał, że Gurowska działała bezprawnie, z pełną świadomością, że Fieldorf zostanie stracony.

Na szczególną uwagę zasługuje opinia składu sędziowskiego, skierowana do Sądu Najwyższego:

„Skazany Fieldorf na łaskę nie zasługuje. Skazany wykazał wielkie natężenie woli przestępczej. (…) Zdaniem sądu nie istnieje możliwości resocjalizacji skazanego”.

Maria Gurowska, przedwojenna komunistka, członek PPR i AL, od 1951 roku była sędzią Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Należała do sekcji tajnej – grona sędziów, wyznaczonych przez wiceministra MBP Romana Romkowskiego do wydawania wyroków na polskich patriotów. W latach 1950-54 tajne sekcje osądziły 506 spraw.

W sekcji tajnej pracowali również sędziowie: Emil Merz, Igor Andrejew i Gustaw Auscaler. 20 października 1952 roku w imieniu Sądu Najwyższego podtrzymali wyrok śmierci wobec Fieldorfa. Igor Andrejew współtworzył uchwalony w 1969 roku kodeks karny. Jego podręczniki do niedawna widniały w spisie lektur na wydziale prawa Uniwersytetu Warszawskiego, był cytowany w specjalistycznych publikacjach naukowych. Studenci na ogół nie łączą Andrejewa ze sprawą Fieldorfa. Uważają, że to zasłużony dla prawa profesor.

W 1988 roku Uniwersytet Warszawski opublikował XVI tom „Studia Iuridica”, dla „uczczenia pracy naukowej Igora Andrejewa”. Profesorowie nie wiedzieli wówczas o jego roli w skazaniu generała Fieldorfa. Kiedy w 1989 roku sprawa wyszła na jaw, Andrejewa wykluczono ze składu Rady Naukowej Instytutu Prawa Karnego, a kilka miesięcy później z Międzynarodowego Stowarzyszenia Prawa Karnego. Zmarł cztery lata temu.

Nie żyje również sędzia Emil Merz. Gustaw Auscaler w 1968 roku wyjechał do Izraela. Od kilku lat jest poszukiwany przez Interpol międzynarodowym listem gończym.

W świetle prawa żaden z nich nie był sędzią – nie spełniali wymaganych kryteriów zawodowych. Gustaw Auscaler nie skończył nawet studiów. Z prawnego punktu widzenia wyrok na generała Fieldorfa był dziełem ludzi przypadkowych, ale spełniających odpowiednie kryteria polityczne – uważa profesor Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

W Izraelu mieszka jeszcze Jerzy Mering, obrońca „Nila” z urzędu. W trakcie śledztwa miał powiedzieć do Janiny Fieldorf, żony generała:

„Pani mąż to człowiek ze stali, nie okazuje ani skruchy, ani żalu. Szkoda, że nie jest po naszej stronie”.

Oskarżycielem przed Sądem Najwyższym była wiceprokurator Generalnej Prokuratury PRL Paulina Kern. Podobnie jak Helena Wolińska wyjechała potem do Wielkiej Brytanii, gdzie zmarła w 1980 roku.

W Departamencie Specjalnym Kernowa pracowała od września 1950 do października 1951 roku. Cytowany już raport komisji z 1957 roku, stwierdza, że nagminnie łamała prawo: „(…) w dniu 30 listopada 1950 roku w toku toczącej się rozprawy sądowej odbywającej się w więzieniu przeciwko Eugeniuszowi Grzybowskiemu sprzeciwiła się wezwaniu na rozprawę świadków powołanych przez oskarżonego, a w szczególności świadka Ejmego, motywując to trudnościami w doprowadzeniu na rozprawę, mimo że świadek ten przebywał w tymże więzieniu. Świadek ten, będąc zwierzchnikiem Grzybowskiego, mógł najbardziej wiarygodnie naświetlić działalność organizacyjną oskarżonego”.

 

WŁADZE ŚLEDCZE PRL NIE BIJĄ

 

Paulina Kern nie uznała również faktu, że Grzybowski odwołał wszystkie zeznania złożone w śledztwie i oświadczył, że zostały na nim wymuszone. „W swoim wystąpieniu oskarżycielskim zarzuciła Grzybowskiemu prowokację i szkalowanie organów MBP – jeśli chodzi o stosowanie «niewłaściwych metod śledztwa» – co znalazło nawet swój wyraz w wyroku skazującym go na karę śmierci”.

Komisja przywołuje też sprawę Władysława Cisowskiego. „W lipcu 1951 roku (…) dokonując końcowego przesłuchania, nie umieściła w protokole wyjaśnień podejrzanego o torturowaniu go w toku śledztwa, a przeciwnie, oświadczyła mu, że władze śledcze Polski Ludowej nie biją. Odmówiła również Cisowskiemu zapoznania go z całością materiałów śledztwa”.

Paulina Kern nadzorowała ostatni etap śledztwa w sprawie „Startu” – ekspozytury, utworzonej przy delegacie rządu RP na kraj. W procesie, który odbył się na jesieni 1951 roku zapadły trzy wyroki śmierci. Po przeprowadzeniu ostatnich przesłuchań, 6 grudnia 1951 Kernowa zatwierdziła akt oskarżenia. „Jak się okazało ostatecznie, sprawa ta oparta była na wymuszonych i sztucznie dobranych dowodach. Bezkrytyczny nadzór i zatwierdzenie aktu oskarżenia opartego na tego rodzaju dowodach w poważnym stopniu dyskwalifikują Kernową jako prokuratora”.

Komisja wnioskowała: „Zwolnić z pracy w Prokuraturze PRL, gdyż stawiane jej zarzuty wskazują na to, iż nie daje ona gwarancji należytego spełniania funkcji prokuratora”.

 

EGZEKUCJA

 

Wykonanie wyroku wyznaczono na 24 lutego 1953 roku. Alicja Graff, wicedyrektor Departamentu III Generalnej Prokuratury pisała do naczelnika więzienia: „Proszę o wydanie niezbędnych zarządzeń do wykonania egzekucji”. Jej mąż, Kazimierz Graff oskarżał m.in. legendarnego dowódcę Konspiracyjnego Wojska Polskiego Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, rozstrzelanego 17 lutego 1947 roku. Państwo Graff mieszkają do dziś w Warszawie. Żyje również prokurator Witold Gatner, który nadzorował egzekucję Fieldorfa. Razem z naczelnikiem więzienia Alojzym Grabickim i lekarzem Maksymilianem Kasztelańskim podpisali ostatnie zarządzenie w sprawie „Nila”, swego rodzaju nekrolog generała: „O g. 15 doprowadzono skazanego Augusta Emila Fieldorfa na miejsce stracenia. Prokurator odczytał sentencję wyroku Sądu Najwyższego z dnia 20 października 1952 r. Wydziału IV Sądu Wojewódzkiego dla m. st. Warszawy z 16 kwietnia 52 r. oraz decyzję Rady Państwa z 3 lutego 53 r. o nieskorzystaniu z prawa łaski w stosunku do Augusta Emila Fieldorfa, po czym zarządził wykonanie wyroku. Wykonawca przystąpił do wykonania. Wyrok wykonano przez powieszenie. Po stwierdzeniu zgonu przez lekarza więziennego Prokurator ogłosił, że wyrok został wykonany. Zakończono i podpisano o godz. 15. 25″.

 

http://www.nacjonalista.pl/2016/02/24/tadeusz-m-pluzanski-mordercy-generala-nila/

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The post BENIAMIN WAJSBLECH I INNI ZBRODNIARZE PRL – ZAMORDOWALI I ZWIALI DO IZRAELA appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

ILU ŻYDÓW ZAMORDOWALI POLACY?

$
0
0

ILU ŻYDÓW ZAMORDOWALI POLACY ?

 

Prof. Bogusław Wolniewicz publikuje

 

  1. Propaganda przeciw Polsce trwa, narasta i ma nas złamać moralnie – przy zupełnej obojętności polskiej profesury, a często z jej gorliwym udziałem. Oto świeży przykład: według żydowskiej „Gazety Wyborczej” Parlament Europejski nagrodził książkę Anny Bikont „My z Jedwabnego” , uznawszy, że ten nikczemny paszkwil na Polskę „promuje europejskie wartości”. Przekład francuski La Crime et la Silence: Jedwabne 1941 ukazał się rok temu w Paryżu, wkrótce ma się ukazać angielski. Jak widzimy, szkalowanie Polski wchodzi już do zestawu „europejskich wartości”. Ilu naszych profesorów zabrało w tej sprawie publicznie głos?

Zniesławiająca nas propaganda stosuje różne instrumenty. Jednym jest polityczna pornografia typu Jerzego Kosińskiego, Anny Bikont, Jana Tomasza Grossa, Aliny Całej i wielu innych; a także jej wzmacniacze, jak książka Jean-Yves Potela “La Fin de l’innocence: la Pologne face à son passé juif”, Paryż 2008 (przekład polski „Koniec niewinności: Polska wobec swojej żydowskiej przeszłości”, Kraków 2010). Drugim instrumentem jest fałszowanie obrazu II Wojny Światowej na potrzeby tejże propagandy. Trzecim są fikcyjne liczby i fingowane wyliczenia, które tamtym służą za pudło rezonansowe i porękę.

 Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie ma od 3.10.2011 nowego dyrektora: z nominacji ministra kultury został nim Paweł Śpiewak. Z tej okazji dziennik „Rzeczpospolita” (26-27.11.2011) zrobił z nim wywiad, którego głównym akcentem jest pewna liczba. Nowy dyrektor, powołując się na książkę o stosunku polskich chłopów do Żydów wydaną przez Barbarę Engelking, oznajmił tam: „z tych badań wynika, że z rąk Polaków zginęło w czasie wojny 120 tys. Żydów”. Dalej zaś powołuje się już na tę liczbę jak na ustaloną („skoro historycy wyliczyli, że było 120 tys. ofiar żydowskich …”) i wzywa Polaków do „prawdziwej refleksji” nad nią.

(Wezwanie Śpiewaka jest w konsonansie z wypowiedzią prezydenta Komorowskiego, który  na spotkaniu z naczelnymi rabinami Europy zapewniał ich solennie swą nieporadną polszczyzną, że budowane przez Polskę w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich „ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”, jak podaje onet.pl za PAP-em).

Liczba „120 tys.” jest nowa. Kilka lat temu temu Gross wymieniał „200 tys.”, z czego się potem wycofał do „kilkudziesięciu tysięcy”; a teraz znowu zwyżka. Skąd Śpiewak tę liczbę ma? Wziął ją z centralnej wytwórni antypolskich oszczerstw, jaką jest Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk, czynne od piętnasty lat. Kieruje nim Barbara Engelking-Boni, żydowski psycholog i żona ministra Michała Boniego. Centrum stosuje różne chwyty politycznego marketingu, a jednym z nich jest żonglerka sfingowanymi liczbami. Rzuca się taką liczbę na próbę i patrzy, co będzie: gdy trafia na opór, to się cofamy i znów patrzymy; gdy zaś oporu już nie ma, idziemy naprzód.

Właściwy cel owego Centrum ujawnił niechcący jeden z jego tuzów, niejaki Jan Grabowski, wykładowca Uniwersytetu w Ottawie. W rozmowie z żydowską  „Gazetą Wyborczą” , przy której była też Engelking, powiedział: „Jedwabne to nie był incydent. Mordowanie Żydów miało miejsce wszędzie, jak Polska długa i szeroka” (przez Polaków, rzecz jasna, bo to o nich tu mowa). Ważne, by te liczby były duże, im większe tym lepsze, ale co najmniej „dziesiątki tysięcy”; inaczej nie będzie efektu. A ponieważ takich liczb nie ma, więc się je finguje.

W latach 2007-2017 Centrum realizowało „program badawczy” o nazwie „Ludność wiejska w Generalnym Gubernatorstwie (GG) wobec Zagłady i ukrywania się Żydów 1942-1945”, finansowany przez The Rotschild Foundation Europe, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP, oraz Conference on Jewish Material Claims against Germany. Owocem są trzy książki wydane w 2011 roku przez Centrum. Ich tytuły mówią za siebie: B. Engelking „‘Jest taki piękny, słoneczny dzień …’: Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945”; J. Grabowski „Judenjagd: polowanie na Żydów 1942-1945”; praca zbiorowa (red. B. Engelking) „Zarys krajobrazu: Wieś polska wobec zagłady Żydów 1942-1945”. Trzeba do nich dodać także „Złote żniwa” J. T. Grossa, też 2011, któremu Centrum służy za zaplecze i legitymację.

Jak działa Centrum, to pokazuje wywiad z jego szarą eminencją Aliną Skibińską, od 1996 r. pracowniczką Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i jego przedstawicielką na Warszawę. Wywiad z nią ma tytuł „Chłopi mordowali Żydów z chciwości” („Rzeczpospolita” 13.01.2011) i usilnie broni Grossa. Na pytanie „czy Gross te 200 tysięcy wymyślił”, Skibińska odpowiada: „Nie, to jest oparte na pewnej kalkulacji. Szacuje się, że około 10 procent polskich Żydów uciekło (Niemcom). Daje to więc co najmniej 250 tysięcy osób. Spośród tych (…) po wojnie zarejestrowało się nie więcej niż 60 tysięcy”. – „Co się stało ze 190 tysiącami?” pyta dziennikarz, – „Zginęli”, odpowiada Skibińska. Potem kręci, że nie wszyscy wprawdzie z rąk Polaków, ale wielu. A ilu? – „Kilkadziesiąt tysięcy. I raczej więcej niż mniej – na pewno nie 20 tysięcy”.

Skąd taka pewność u tej Skibińskiej i owe „10 procent”? Engelking-Boni w rozmowie z PAP-em 10.02.2011 tak tłumaczy ową liczbę Żydów, którzy próbowali się ratować: „historyk Szymon Datner oceniał, że było ich około 10 proc., czyli około 250 tysięcy Żydów. 40 tys. z nich przeżyło wojnę”. Miesiąc wcześniej u Skibińskiej było 60 tys.,

Praźródłem Śpiewaka jest więc Datner. Bezpośrednim zaś źródłem jest wstęp do wymienionego „Zarysu krajobrazu” napisany przez Krzysztofa Persaka z IPN-u, przedtem wydawcę wraz z P. Machcewiczem krętackiej pseudomonografii „Wokół Jedwabnego” (omawiamy ją w naszej „Ksenofobii i wspólnocie” wydanej z Z. Musiałem, s. 233-240). Wątpliwy to zresztą historyk, skoro niemiecki kryptonim eksterminacji Żydów w GG „Aktion Reinhard” pisze stale błędnie „Reinhardt”.

We wstępie Persaka (ss. 24, 26/7) czytamy: „idąc tropem Szymona Datnera historycy przyjmują zwykle, że próbę ucieczki z gett podjęło 10 procent Żydów. […] Podejmijmy próbę bilansu ‘brakujących’ Żydów dla obszaru [akcji Reinhard]. Liczba żydowskich mieszkańców wynosiła [tam] przed akcją […] łącznie około 1,6 mln. Domniemana liczba uciekinierów to zatem mniej więcej 160 tys. osób. […] Liczbę ocalałych można szacować na nie więcej niż 30-40 tys. Oznaczałoby to, że liczba ofiar polowania na Żydów […] wynosiła co najmniej 120 tys.”.

Persak dodaje: „nie wiemy […] ilu mają na sumieniu Polacy”, ale jego zdaniem „nie wydaje się przesadne oszacowanie, że były to dziesiątki tysięcy”. Jak widać, Śpiewak przelicytował nawet Persaka, całe te 120 tys. przypisując ryczałtem Polakom i pod firmą ŻIH puszczając tę liczbę w świat. Złą wolę tu widać, ale nam chodzi o co innego: o te 10%, na których całe to żydowskie oszczerstwo stoi.

U Śpiewaka są też jawne sprzeczności. Oświadcza np. na wstępie, że „żydokomuna to wielki krwawy mit”. Za chwilę zaś, pytany o powód tak licznej obecności polskich Żydów na kierowniczych stanowiskach w UB, tłumaczy: „bo byli bardziej oddani partii, a przecież UB potrzebował zaufanych”. Przyznaje tym sam, że żydowscy mordercy Polaków – ci Romkowscy i Fejginy, Kochany i Mietkowscy – to byli zaufani komuny. Zarzut „żydokomuny” tego właśnie dotyczył: że Żyd to zaufany komuny. Entuzjastyczny akces Żydów do komunizmu i ich wielki udział w jego zbrodniach nie jest mitem, lecz ponurym faktem, z którym nie potrafią sobie dziś radzić inaczej, niż kręcąc i kłamiąc.

Odesłania do Datnera są zawsze bezkrytyczne i niejasne. Nie cytuje się słów, jakimi ów procent wymieniał; ani nawet miejsca, gdzie u niego są. By tę sprawę wyjaśnić, spędziłem pół dnia w Bibliotece Narodowej i okazało się, co zawsze podejrzewałem: u Datnera tych „10 procent” nie ma. Sfingowano je później.

Także Persak nie cytuje Datnera, tylko odsyła do pracy G. Berendta w tomie „Polska 1939-1945”, red. W. Materski i T. Szarota, 2009, s. 69. Tam się jednak Datnera też nie cytuje, tylko odsyła sumarycznie do jego pracy „Zbrodnie hitlerowskie na Żydach zbiegłych z gett”, w Biuletynie ŻIH za 1970 rok. Datner zaś pisze: „w jednej z prac liczbę ocalałych Żydów oszacowałem (…) na ok. 100 000 osób. Równie orientacyjnie oceniamy, że co najmniej drugie tyle ofiar zostało wychwytanych przez organa okupacyjne i padło ofiarą zbrodni”, po czym odsyła do swojej książki „Las sprawiedliwych” 1968, ale bez strony.

Ta niewielka książka Datnera (podtytuł: „Karta z dziejów ratownictwa Żydów w okupowanej Polsce”, KiW, ss. 117) jest źródłem ostatnim; a ściślej są nim słowa (s.5): „Częstokroć zastanawiały mnie okoliczności dzięki którym dziesiątki tysięcy Żydów uniknęły zagłady. Liczbę ocalonych w Polsce trudno sprecyzować. Przypuszczam, że najbliższą prawdy jest liczba między 80 000 a 100 000 osób”. Jednak już dwie strony dalej (s.7) liczbę tę wydatnie zmniejsza: „przed zagładą i w czasie jej trwania nieustalona bliżej liczba Żydów, szacowana na dziesiątki tysięcy, szukała ratunku”. Ocalonych nie mogło być chyba więcej niż tych, co ocalenia szukali. Datner nie próbuje tu niczego oceniać procentowo, nie robi żadnych wyliczeń. Wypowiada luźne „przypuszczenie” i to wszystko. Z tego ogólnikowego i niezobowiązującego przypuszczenia zrobiono potem na kolanie konkretną i okrągłą liczbę „10 %”, nadzwyczaj poręczną propagandowo. Liczba ta jest czystym zmyśleniem, a branie jej za punkt wyjścia do jakichkolwiek wnioskowań czy dyskusji dyskwalifikuje je z góry metodologicznie. Prawdziwy historyk nie wychodzi od procentowych fikcji.

Czytając Datnera, trafiłem na informacje i wypowiedzi wskazujące w całkiem innym kierunku niż paszkwile Centrum. Warto je przypomnieć.

W pracy „Zbrodnie …” Datner podaje oryginalny tekst rozporządzenia Hansa Franka z 5.X.1941 zabraniającego pomocy Żydom. Wielu o nim w Polsce słyszało, mało kto je zna. Brzmiało tak: „§ 4b: (1) Żydzi, którzy […] opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę. (2) Pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany będzie karany jak czyn dokonany.”

W świetle tego rozporządzenia trzeba czytać, co Datner pisze o ówczesnych postawach duchowieństwa i polskiej wsi. O pierwszej: „Piękną kartę w dziele ratowania Żydów zapisało duchowieństwo katolickie, zarówno świeckie, jak i zakonne”. („Zbrodnie …” s. 133). O drugiej: „Przeszło dwadzieścia lat temu, w 1945 r., autor niniejszej pracy pisał: ‘W województwie białostockim kilkuset Żydów, którzy uratowali się, zawdzięcza to przede wszystkim odwadze, ofiarności i miłosierdziu polskich chłopów’”) – „Las …”, s. 7 – i odsyła do swojej pracy „Walka i zagłada białostockiego getta” (Centralna Żydowska Komisja Historyczna, Łódź 1946, s. 23). Podaje również ustaloną do wtedy listę nazwisk trzystu Polaków zamordowanych przez Niemców za pomoc Żydom.

Szymon Datner (1902-1989) opisał, co widział i przeżył, bo niemiecką okupację przetrwał na tamtych terenach. W jego słowach coś chwyta nas za serce: polski Żyd mówi tu o Polakach ludzkim głosem, życzliwie. Tak już nawykliśmy, że z tamtej strony płynie ku nam jedynie fala oszczerstw i mowa nienawiści – jak chociażby w tych oskarżycielsko-szczujących tytułach „Złote żniwa”, „Polowanie na Żydów”, „Koniec niewinności” – iż głos Datnera dobiega do nas jakby z innego świata, z jakiejś dawno zatopionej Atlantydy. Zestawmy go bowiem z głosem Centrum PAN. Na zakończenie cytowanego wywiadu ze Skibińską oburzony już dziennikarz mówi do niej: „Gross przedstawia Polaków jako dzikie plemię antysemitów, współodpowiedzialne za Holokaust”. Na co ona: „Obawiam się, że muszę się z Grossem zgodzić”. A nowy dyrektor ŻIH skwapliwie jej basuje, choć był zięciem Datnera.

Polska profesura milczy. Milczą zwłaszcza członkowie Polskiej Akademii Nauk, którzy in corpore własnymi nazwiskami poczynania tego pseudo-naukowego „Centrum PAN” firmują. Obojętność to czy strach? Nie oglądając się więc na nich, trzymajmy się prostej zasady: bez własnego sprawdzenia nie wierzyć niczemu, co z tego „Centrum” wychodzi. A te „10%” i „120 tys.” włóżmy między bajki.

 

 

 

 

ŻYDOWSKA SŁUŻBA PORZĄDKOWA W GETTACH NIEMIECKICH

 

Jüdischer Ordnungsdienst (dosł. Żydowska Służba Porządkowa, potocznie policja żydowska albo tzw. „odmani”) to w okresie II Wojny Światowej podległe częściowo Judenratom, kolaborujące z nazistowskimi Niemcami, żydowskie jednostki policyjne wewnątrz gett, obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych. Wykorzystywano je do rekwizycji, łapanek, pałowania Żydów,eskortowania przesiedleńców oraz akcji deportacyjnych.

Od grudnia 1940 r. pierwszym nadkomisarzem Żydowskiej Służby Porządkowej (SP) getta warszawskiego był Żyd Józef Andrzej Szeryński, który przeszedł na chrześcijaństwo i zmienił nazwisko z Szenkman, Szynkman bądź Szeinkman. Szeryński był znany ze swojego antysemityzmu i jest podawany jako przykład “nienawidzącego siebie Żyda”

Według historyka Raula Hilberga w getcie warszawskim służbę pełniło ok. 2500 żydowskich policjantów (komisarzem był Józef Andrzej Szeryński, a przejściowo Jakub Lejkin), w getcie łódzkim było 1200 osób, a w getcie lwowskim – 500 policjantów z Ordnungsdienstu. Jednostki te, pozbawione prawa posiadania i używania broni palnej, uzbrojone jedynie w pałki, były umundurowane oraz oznaczone odpowiednimi opaskami. Pałkami prali Żydów po głowach.

Funkcjonariuszami byli zwykle młodzi ochotnicy, zajmujący się utrzymaniem porządku w getcie, choć uczestniczący także w patrolach po getcie prowadzonych przez niemieckich żołnierzy oraz wartach przy wejściach do dzielnicy żydowskiej. Szczególnie negatywnie wśród mieszkańców gett odbierano udział funkcjonariuszy w pacyfikacji dzielnicy oraz ich pomoc w organizacji wywozu ludzi do obozów zagłady.

Ilu Żydów w czasie okupacji niemieckiej w gettach w Polsce zapałowali i zabili Żydzi „Ordnerzy” obnoszący się w czapach hitlerowskich z żółtym otokiem „ułańskim” i pałami w brudnych grabach?

Było kilkuset policjantów żydowskich, którzy ściśle współpracowali z niemiecką i ukraińską policją. Ich szef, Goliger, szczególny drań i pijak, został zamordowany we własnym łóżku przez Żydów wracających z władzą sowiecką. Był kahał, który dokładnie ściągał z Żydów kontrybucję, konfiskował im futra, biżuterię, dzieła sztuki, meble i wszystko to dostarczał Niemcom, co wcale nie uchroniło urzędników kahału od zagłady, a nawet od wieszania jego prezesów Parnasa i Rothfelda na balkonach budynku kahału przy ulicy Bernsteina we Lwowie.

Żydowski Instytut Historyczny podlega Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Utrzymywany jest przez ministerstwo z kilkumilionową dotacją z kieszeni podatnika polskiego

Główne cele edukacyjne Żydowskiego Instytutu Historycznego, jak zapowiada, to przede wszystkim prezentacja wspólnego dziedzictwa judaizmu i chrześcijaństwa, dezawuacja mitów i stereotypów, zapoznawanie z kulturowym dziedzictwem Żydów polskich, ukazywanie wspólnych wątków historii Żydów i Polaków, analizowanie genezy i przejawów antysemityzmu jako aktualnego problemu społecznego w Polsce oraz metodyka nauczania o wyżej wymienionej tematyce.

Instytut gromadzi potężne archiwa. Archiwum Instytutu jest jednym z najbogatszych zasobów źródłowych do badań historii Żydów w Polsce. W swoich zbiorach posiada dokumentację organizacji, takich jak:

Centralny Komitet Żydów Polskich, Joint, Hebrajskie Stowarzyszenie Pomocy Imigrantom HIAS czy Towarzystwo Propagowania Pracy wśród Żydów, prace studentów szkół wyższych i seminariów rabinackich dotyczące historii, filozofii i religioznawstwa, dokumenty gmin żydowskich, a także dokumenty dotyczące II Wojny Światowej, podziemne Archiwum Getta Warszawskiego, tzw. Archiwum Ringelbluma (wpisane na listę zabytków piśmiennictwa światowego UNESCO “Pamięć Świata”), pamiętniki pisane w obozach koncentracyjnych i gettach, akta Judenratów, relacje osób, które przeżyły Holokaust, prasę konspiracyjną oraz inne.

 

PRZY JUDENRATACH WARTO SIĘ CHWILĘ ZATRZYMAĆ

 

Rozkaz do tworzenia Judenratów wydał szef RSHA (jednej z komórek SS) Reinhard Heydrich dnia 21 września 1939 r. Nakazywał on tworzenie “Rad Starszych”, które miały składać się z osób wpływowych w miejscowej społeczności, co miało być gwarantem sprawnie wykonywanych poleceń oraz jednocześnie prowadzić do skompromitowania tych osób w oczach owej społeczności żydowskiej.

Dnia 18 listopada 1939 roku Hans Frank sprawujący władzę w Generalnym Gubernatorstwie wydał zarządzenie ustanawiające ustrój i funkcję rady. W miejscowościach mniejszych Judenrat składał się z 12 członków, zaś w miastach powyżej 10 tys. mieszkańców musiał on liczyć 24 lub więcej osób.

Zwierzchnictwo nad Judenratem, sprawowały niemieckie władze administracyjne i zasadnicze decyzje dotyczące życia w gettach podejmowali wyłącznie Niemcy, zaś kompetencje Judenratów ograniczały się do wykonywania poleceń okupanta i zadań administracyjnych (zaopatrzenie w żywność, ewidencja ludności, służba zdrowia, pochówki).

Ponadto Judenraty zobowiązane były do dostarczania robotników, organizowania wysyłki ludzi do obozów pracy, zbierania i przekazywania kontrybucji. W późniejszym okresie były zmuszone do współpracy przy organizowaniu deportacji do obozów zagłady. W ramach współpracy z władzami niemieckimi, Judenraty w wielu wypadkach zbierały i przekazywały informacje o miejscach pobytu zdemobilizowanych żołnierzy i innych poszukiwanych przez Niemców członków inteligencji, nauczycieli, kadry naukowej ośrodków uniwersyteckich, byłych policjantów i innych. Judenratom częściowo podlegały jednostki policyjne wewnątrz getta, pozbawione jednak prawa posiadania i używania broni; wykorzystywano je do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz w akcjach deportacyjnych.

Niemcy wykorzystywali je jednak skrupulatnie do własnych celów. Wielu członkom Judenratów jak np. Chaimowi Rumkowskiemu zarzucano nadgorliwą kolaborację z nazistami.

 

ISTNIAŁ UDZIAŁ JUDENRATÓW W ZAGŁADZIE ŻYDÓW

 

Jedna z najsłynniejszych żydowskich myślicielek XX wieku Hannah Arendt w 1963 roku wystąpiła w książce „Eichmann w Jerozolimie” z dramatycznym oskarżeniem przeciw Judenratom.

Stwierdziła, że bez ich udziału w rejestracji Żydów, koncentracji ich w gettach, a potem aktywnej pomocy w skierowaniu do obozów zagłady zginęłoby dużo mniej Żydów ponieważ Niemcy mieliby więcej kłopotów z ich spisaniem i wyszukiwaniem.

W okupowanej Europie naziści zlecali funkcjonariuszom żydowskim sporządzenie imiennych wykazów wraz z informacjami o majątku. Zapewniali oni także pomoc żydowskiej policji w chwytaniu i ładowaniu Żydów do pociągów transportujących do obozów koncentracyjnych, działając przez żydowska policję – groźną, nie posiadającą wprawdzie broni palnej, ale niejednokrotnie zabijającą Żydów pałowaniem, najczęściej po głowach..

W swojej książce Arendt napisała: “Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii.”

Zniesławiająca nas propaganda stosuje różne instrumenty. Jednym jest polityczna pornografia typu Jerzego Kosińskiego, Anny Bikont, Jana Tomasza Grossa, Aliny Całej – obecnej pracownicy naukowej Żydowskiego Instytutu Historycznego i wielu innych; a także jej wzmacniacze, jak książka Jean-Yves Potela La Fin de l’innocence: la Pologne face à son passé juif, Paryż 2008 (przekład polski „Koniec niewinności: Polska wobec swojej żydowskiej przeszłości”, Kraków 2010). Drugim instrumentem jest fałszowanie obrazu II Wojny Światowej na potrzeby tejże propagandy. Trzecim są fikcyjne liczby i sfingowane wyliczenia, które tamtym służą za pudło rezonansowe i porękę całe te 120 tys. Żydów, których mieli zamordować Polacy, przypisując ten mord ryczałtem Polakom i pod firmą Żydowskiego Instytutu Historycznego, puszczając tę liczbę w świat.

Żydowski Instytut Historyczny nigdy nie upublicznił swoich archiwów, w których zapis nie stanowi tajnego, w tym kompromitacji Judenratów współpracujących z okupantem hitlerowskim, za to z niebywałą lekkością pastwi się nad narodem polskim wyliczając mu ponure zbrodnie mordowania Żydów w niebagatelnej ilości – 120 tysięcy pomordowanych (Paweł Śpiewak – dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego) do 3 milionów (dr Alina Cała pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Naukowego).

Poza oczernianiem narodu polskiego, pracą archiwalną, naukowo – dydaktyczną, czym się jeszcze zajmuje Żydowski Instytut Historyczny?

Zajmuje się przydzielaniem rent, emerytur, czy też odszkodowań dla Żydów, którzy uniknęli Shoah ( wynoszących w Polsce 800 euro w stosunku kwartalnym). Kryteria przyznania? Nie istnieją!!! Dla znajomków i znajomych znajomków natychmiast!!! Dla innych? Powolutku.

 

Oficjalnie:

 

Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie jest jednym z najbogatszych zasobów źródłowych do badań historii Żydów w Polsce. Dokumentacja Zagłady stanowi ich najważniejszą część. W Archiwum prowadzona jest dokumentacja ofiar Holokaustu: wydawanie zaświadczeń oraz konsultacje wniosków o odznaczenie tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata (kwestionariusz można otrzymać w ŻIH).

 

W archiwum znajdują się m.in.:

 

Zbiór dokumentów osobowych dotyczących odznaczania tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Dokumenty, pogrupowane w teczkach osobowych zawierające szczegółowe relacje, dotyczą poszczególnych historii ratowania. Znajdują się w dwóch zbiorach archiwum o sygnaturach 349 i 301.

Zbiór relacji Ocalałych z Zagłady (ok. 7200 protokołów; zdigitalizowane relacje 1-4000 ukazały się w formie książkowej [tomy I-IV], mają też inwentarz elektroniczny, indeks osobowy i geograficzny)

Zbiór pamiętników Żydów Ocalałych z Zagłady (320 sztuk)

Dokumenty Centralnego Komitetu Żydów w Polsce, 1944-1950; m.in. dokumenty Wydziału Ewidencji i Statystyk – należą tu np. karty rejestracyjne Żydów Ocalałych z Zagłady, 1945-1951 Wydział Emigracyjny; Wydział Oświaty – należą tu np. karty dzieci żydowskich zarejestrowanych po wojnie przez ich rodziców lub rodziców przyszywanych oraz przez opiekunów wojennych.

 

Kontakt do Działu Dokumentacji Ofiar Holokaustu

 

Halina Grubowska telefon bezpośredni (22) 827 18 43

 

e-mail: hgrubowska@jhi.pl (link sends e-mail)

 

tel. (22) 827 92 21 wew. 130

 

Tak siebie opisuje w tekstach Żydowskiego Instytutu Historycznego:

 

Halina Grubowska (Chana Grynberg), członek stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu” i pracownik Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Jako dziecko w roku 1941 utraciła matkę i trafiła wraz z ojcem do białostockiego getta. Osieroconym dzieckiem zaopiekowała się rodzina Leszczyńskich, mieszkająca w Surażu. Dzięki tej rodzinie pani Halina przeżyła okres okupacji hitlerowskiej i ocalała.

Jej ojciec, Leon Grynberg, uciekł w sierpniu 1943 r. z transportu do Treblinki i był przechowywany przez Michała i Jadwigę Skalskich, mieszkających w Białymstoku przy ul. Rzemieślniczej, gdzie ukrywało się ponadto kilkoro innych Żydów. Z inicjatywy Haliny Grubowskiej rodziny Skalskich i Leszczyńskich zostały po wojnie uhonorowane medalem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. W spotkaniu uczestniczył też Zbigniew Siwiński, członek stowarzyszenia „Dzieci Holocaustu”, mieszkający na stałe w Białymstoku. Zaproszeni goście podzielili się z młodzieżą wspomnieniami. Spotkanie prowadziła Ewa Rogalewska – kierownik Referatu Wystaw, Wydawnictw i Edukacji Historycznej OBEP. Spotkanie odbyło się w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 w Białymstoku, uczestniczyło w nim ok. 100 uczniów z pięciu szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych.

 

Jak wyglądają kontakty petentów z tą pracownicą:

 

Przy wnioskach o rentę p. Grubowska wymienia dokumenty jakie należy przedłożyć:

 

Oświadczenia świadków, dokumenty potwierdzające pobyt w getcie, metryki urodzenia etc.

Niekiedy to nie wystarczy, p. Grubowska stwierdza za krótki pobyt w getcie, lub skąd wiadomo, czy to wszystko jest prawda ( metryki, zmiana nazwisk – okupacyjne – Kowalski – żydowskie Grynberg). Piętrzące się góry przed nieszczęsnym petentem, przeżywającym po latach następną traumę hitlerowską. Często p. Grubowska żali się przed petentem, że w Żydowskim Instytucie Historycznym zarabia tylko 500 PLN miesięcznie, a gdy petent nie reaguje, wstaje i kończy urzędowanie. Niekiedy odkłada słuchawkę, rozmowy telefoniczne rozpoczyna „no”, gdy nie wie, lub nie chce wiedzieć kończy rozmowę bez do widzenia – przerywając połączenie. Czasami petent słyszy, że nie jest „naszym człowiekiem”, czasem o środowisku w którym przebywa etc.

 

Co załatwia sprawę pozytywnie?

– kolesie,

-polecanki typu „załatw”

– polecanki „Stowarzyszenia Dzieci Holocaustu”, wtedy bez konieczności jakichkolwiek dokumentów,

– być może reakcja petenta na niskie zarobki p. Grubowskiej – oświadcza petentom, ze zarabia 500,00 PLN miesięcznie.

 

A kogo p. Chana Grynberg – Grubowska dyskwalifikuje?

 

Przede wszystkim „spolaczałych Żydów na aryjskich papierach” obracających się w t.zw. „środowiskach niechętnych środowiskom chętnym tej pani”.

 

W tej sprawie zachodzi wiele pytań m.in.

 

kto i za co pobiera te odszkodowania?

Ile takich „rent” przyznała już p. Grubowska?

Kto ją kontroluje w Żydowskim Instytucie Historycznym?

Czy NIK kontrolował w tym zakresie Żydowski Instytut Historyczny.

 

Skąd pieniądze na odszkodowania?:

 

Po wojnie Niemcy wypłaciły Izraelowi około 80 mld dol. wojennych odszkodowań, ale większość tych pieniędzy nie poszła na ocalonych, tylko na budowę państwa i armii w latach 50. i 60.

 

Alina Cała urodzona w 1953 roku narodowości polskiej, sygnatura teczki IPN BU 001134/3443 historyk, pracownik naukowy Żydowskiego Instytutu Historycznego zajmująca się historią stosunków polsko-żydowskich w XIX i XX w., w tym dziejami antysemityzmu, stereotypami narodowościowymi, ruchami ideologicznymi wśród Żydów i historią Żydów po 1945 roku. Córka Krystyny Kulpińskiej-Całej.

 

WEDŁUG DR ALINY CAŁEJ POLACY ZAMORDOWALI 3 MILIONY ŻYDOW

 

Alina Cała „zasłynęla” oszczerczym wobec Polski i Polaków wywiadem opublikowanym na łamach dziennika „Rzeczpospolita”, który koszer-media rozdmuchały na cały świat. My Polacy, według Całej, jesteśmy współodpowiedzialni za Holokaust, jako mordercy trzech milionów Żydów.

Alina Cała jest pracownikiem Żydowskiego Instytutu Historycznego, który z polskiego, czyli naszego budżetu, dostaje 4 miliony złotych.

Za taką kasę utrzymywanych jest w nim wiele ciepłych posadek, jak np. Haliny Grubowskiej (Chany Grynberg), która nie żenując się swoją niewiedzą w czasie rozmowy z klientami odkłada słuchawkę. Równocześnie żali się przed petentami, iż otrzymuje wynagrodzenie w wysokości 500,00 PLN.

Mnie w publikacji, nadrzędnie interesuje jednak to, jakim sposobem Cała obroniła pracę doktorską, skoro kilkanaście miesięcy wcześniej decyzją Rady Naukowej Instytutu Historii PAN została skreślona z listy słuchaczy studium doktoranckiego za brak postępów w pracy naukowej, co w istocie wynika z akt IPN-u.

A skoro jednak tytuł doktora otrzymała, to musiał to być wielki szwindel. Będziemy ( Lustratorzy) więc sprawę nadal drążyć, a póki co publikujemy zawartość jej IPN-owskiej teczki.

 

Wywiad w „Rzeczpospolitej” przeprowadzony przez Piotra Zychowicza z Aliną Całą:

 

„POLACY JAKO NARÓD NIE ZDALI EGZAMINU”

 

W pewnym sensie Polacy są odpowiedzialni za śmierć wszystkich 3 milionów Żydów – obywateli II RP – mówi historyk z Żydowskiego Instytutu Historycznego Alina Cała.

 

Rz: Czy Polacy są współodpowiedzialni za Holokaust?

 

Alina Cała: W pewnym stopniu tak. Przyczyną tego był przedwojenny antysemityzm, który nie przygotował ich moralnie do tego, co miało się dziać podczas Zagłady. Nośnikiem tego antysemityzmu były dwie instytucje. Ugrupowania tworzące obóz narodowy oraz Kościół katolicki. Ten ostatni mniej więcej od 1935 roku zaczął sprzyjać endecji. W efekcie wysokonakładowe pisma konfesyjne zaczęły głosić propagandę antysemicką. Choćby „Mały Dziennik” Kolbego(o. Maksymiliana Kolbe).

 

Rz: Od endeckiego ekonomicznego antysemityzmu czy kościelnego antyjudaizmu do ludobójczego rasizmu Adolfa Hitlera chyba jest daleka droga.

 

AC: Wcale nie taka daleka. Wszystkie rodzaje antysemickiego dyskursu w latach 30. zaczęły się zlewać. Antysemityzm ekonomiczny był uzasadniany rasizmem, a antyjudaizm katolicki stał się rasistowski, pochwalający politykę Hitlera. W programie Obozu Wielkiej Polski już w 1932 roku zawarto postulaty podobne do tych, które później się znalazły w ustawach norymberskich. Obóz Narodowo-Radykalny wysunął projekty masowych deportacji, połączonych z żądaniem, żeby to Żydzi sfinansowali swoje wygnanie. Właśnie to zrobili hitlerowcy.

 

Zagłada została sfinansowana z majątków zrabowanych Żydom. Oenerowcy i klerykalni antysemici domagali się tworzenia otoczonych murem gett. Ich życzenie spełnili okupanci.

 

Rz: Endecy nie postulowali zabijania ludzi.

 

AC: Ale inicjowali niektóre antyżydowskie rozruchy, zarówno w latach 1918 – 1920, jak i podczas fali ponad 100 pogromów w latach 1935 – 1937. W pogromach tych ginęli ludzie. Po rozpoczęciu okupacji doszło w Polsce do spontanicznych pogromów, takich jak wielkanocne rozruchy w Warszawie w 1940 roku, przygotowany przez organizację związaną z ONR Falanga Bolesława Piaseckiego.

 

Rz: A nie przez Niemców?

 

AC: Nie. Wydarzenie to jest związane z próbą kolaboracji podjętą wówczas przez grupę działaczy Falangi. Piasecki pozostał w cieniu, a jego rola nie jest do końca wyjaśniona.

 

Rz: Ci działacze Falangi zostali rozstrzelani w Palmirach.

 

AC: Zostali wykorzystani do mokrej roboty i usunięci. Chwalimy się, że byliśmy państwem bez Quislinga. Ale chętni byli, to Niemcy nie chcieli współpracy z Polakami.

 

Rz: Ale mówi pani, że to Niemcy wykorzystali Polaków do mokrej roboty.

 

AC: Ten pogrom odbył się oczywiście ze wsparciem logistycznym Niemców. Bojówkarze byli podwożeni ciężarówkami Wehrmachtu. Ale bez przedwojennego antysemityzmu do tego wydarzenia by nie doszło.

 

Rz: Jego skala była jednak niewielka. Kilka pobić czy nawet zabójstw to chyba za mało, żeby mówić o współudziale w Holokauście.

 

AC: Z moralnego punktu widzenia przemoc to przemoc. Ale przecież ta fala pogromów to nie wszystko. Spójrzmy na problem ratowania Żydów podczas Zagłady. Polak, który przed wojną był bombardowany kościelną i endecką agitacją antysemicką, musiał mieć rozterki, czy ratowanie Żydów jest moralne.

 

Rz: A może rozterki te brały się nie z czyjejś agitacji, tylko z powodu terroru okupanta. Kara śmierci dla całej rodziny za ukrywanie Żyda… Proszę się postawić w sytuacji matki, która ryzykuje życie dzieci dla obcego człowieka.

 

AC: Za ukrywanie polskiego patrioty, członka ruchu oporu, też groziła śmierć. A jednak łatwiej to było zorganizować i więcej ludzi się na to zdobywało. Bo tu nie było już żadnych moralnych rozterek. Poza tym niektórzy Polacy brali aktywny udział w Zagładzie. Choćby sprawa buntu w Sobiborze. Więźniowie, którym udało się przedrzeć do lasu, zostali wyłapani przez chłopów. W ogóle sołtysi w okupowanej Polsce mieli obowiązek denuncjowania wszystkich ukrywających się Żydów i partyzantów. Tych ostatnich jednak na ogół nie denuncjowano, a Żydów często. Jest bardzo niewiele przypadków, żeby cała wieś wzięła na siebie odpowiedzialność za ukrywającego się Żyda.

 

Rz: Być może ludzie po prostu obawiali się donosu.

 

AC: No, ale o czym świadczy ten lęk przed donosem sąsiada?

 

Rz: O tym, że niegodziwcy są w każdej społeczności.

 

Więc stawiam pytanie – ilu Żydów zabili Polacy, czy 3 miliony według Żydowskiego Instytutu Historycznego ( dr Alina Cała) czy 120 tysięcy według jego dyrektora (prof. Paweł Śpiewak), czy też „zaledwie” kilkanaście tysięcy ( Jan Tomasz Gross )

 

Stawiam więc panu profesorowi Pawłowi Śpiewakowi publiczne pytanie:

 

Ilu Żydów w czasie okupacji niemieckiej w gettach w Polsce zabili Żydzi „Ordnerzy” obnoszący się w czapach hitlerowskich z żółtym otokiem „ułańskim” i pałami w brudnych grabach. Aby uchronić Polaków przed następnym profesorskim łgarstwem przytoczę fragment kim byli „odmani”:

Jüdischer Ordnungsdienst (dosł. Żydowska Służba Porządkowa, potocznie policja żydowska albo tzw. „odmani”) to w okresie II Wojny Światowej podległe częściowo Judenratom, kolaborujące z nazistowskimi Niemcami, żydowskie jednostki policyjne wewnątrz gett, obozów pracy oraz obozów koncentracyjnych. Wykorzystywano je do rekwizycji, łapanek, eskortowania przesiedleńców oraz akcji deportacyjnych.

Od grudnia 1940 pierwszym nadkomisarzem Żydowskiej Służby Porządkowej (SP) getta warszawskiego był Żyd Józef Andrzej Szeryński, który przeszedł na chrześcijaństwo i zmienił nazwisko z Szenkman, Szynkman bądź Szeinkman. Szeryński był znany ze swojego antysemityzmu i jest podawany w literaturze jako przykład “nienawidzącego siebie Żyda” (ang. Self-hating Jew).

Według historyka Raula Hilberga w getcie warszawskim służbę pełniło ok. 2500 żydowskich policjantów (komisarzem był Józef Andrzej Szeryński, a przejściowo Jakub Lejkin), w getcie łódzkim było 1200 osób, a w getcie lwowskim – 500 policjantów z Ordnungsdienstu. Jednostki te, pozbawione prawa posiadania i używania broni palnej, uzbrojone jedynie w pałki, były umundurowane oraz oznaczone odpowiednimi opaskami.

Funkcjonariuszami byli zwykle młodzi ochotnicy, zajmujący się utrzymaniem porządku w getcie, choć uczestniczący także w patrolach po getcie prowadzonych przez niemieckich żołnierzy oraz wartach przy wejściach do dzielnicy żydowskiej. Szczególnie negatywnie wśród mieszkańców gett odbierano udział funkcjonariuszy w pacyfikacji dzielnicy oraz ich pomoc w organizacji wywozu ludzi do obozów zagłady. „Odmani” pałami (bez pomocy schutzpolizei) też mordowali swoich ziomków Żydów.

 

Ilu Żydów „odmani” zapałowali w getcie lwowskim? Świadek – ocalały z Holokaustu dr, med. Leszek Allerhand.

 

Było kilkuset policjantów żydowskich, którzy ściśle współpracowali z niemiecką i ukraińską policją. Ich szef, Goliger, szczególny drań i pijak, został zamordowany we własnym łóżku przez Żydów wracających z władzą sowiecką. Był kahał, który dokładnie ściągał z Żydów kontrybucję, konfiskował im futra, biżuterię, dzieła sztuki, meble i wszystko to dostarczał Niemcom, co wcale nie uchroniło urzędników kahału od zagłady, a nawet od wieszania jego prezesów Parnasa i Rothfelda na balkonach budynku kahału przy ulicy Bernsteina we Lwowie.

Getto lwowskie (niem. Ghetto Lemberg; Lemberger geto) – getto dla ludności żydowskiej we Lwowie zorganizowane przez okupacyjne władze hitlerowskie w czasach II Wojny Światowej.

W chwili wkroczenia wojsk niemieckich do miasta w czerwcu 1941 r. we Lwowie mieszkało ok. 160 tys. Żydów. 14 lipca komendant wojskowy miasta wydał nakaz noszenia przez ludność żydowską białej opaski z błękitną gwiazdą Dawida. 22 lipca tego roku starosta miejski Hans Kujath ogłosił decyzję o powołaniu Judenratu – początkowo Niemcy chcieli powołać na to stanowisko profesora prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza Maurycego Allerhanda, jednak po jego odmowie funkcję tę objął Józef Parnas. W skład Rady Żydowskiej weszli oprócz Parnasa również adwokat Adolf Rotfeld (wiceprzewodniczący), Henryk Landsberg, Edmund Szercer i lekarz Izydor Ginsberg (stan na jesień 1941).

Właściwa historia getta lwowskiego zaczyna się 18 września 1941 r., gdy gubernator galicyjski Karl Lasch wydał decyzję o utworzeniu dzielnicy żydowskiej w północnej części miasta – na Zniesieniu (w innych źródłach pisze się o 7 września, 8 października lub 8 listopada). Do 15 grudnia 1941 ludność żydowska miała się przenieść do specjalnej dzielnicy – łącznie w jej granicach zgromadzono 136 tys. osób narodowości żydowskiej (wcześniej na terenie dzielnicy mieszkało 20-30 tys. lwowian). Podczas akcji przesiedleńczej zabito ok. 5 tys. Żydów.

W październiku 1941 r. władze niemieckie zamordowały przewodniczącego Judenratu Józefa Parnasa za odmowę współpracy w dostarczaniu ludności żydowskiej do obozów pracy. Na stanowisko przewodniczącego powołano dr. Awrama Rotfelda. W tym samym miesiącu przy ul. Janowskiej utworzono obóz pracy, zwany Uniwersytetem Zbirów.

W pierwszym roku władze niemieckie organizowały specjalne akcje, które miały doprowadzić do zmniejszenia się liczby ludności żydowskiej w getcie (m.in. akcje pod mostem, futrzana, przesiedlania, błyskawiczna).

Akcja przesiedlania nastąpiła w marcu 1942, gdy wywieziono do Bełżca 15 tys. nieprzydatnych do pracy ludzi (tzw. element aspołeczny). Akcja błyskawiczna odbyła się 24 czerwca 1942 – w ciągu jednego dnia zabito od 6 do 8 tys. Żydów, którzy mieszkali poza granicami getta (za pozwoleniem władz niemieckich).

W sierpniu 1942 miała miejsce z kolei tzw. wielka akcja – ok. 50 tys. Żydów wysłano do obozu w Bełżcu. Po tej operacji na terenie getta mieszkało już tylko 50 tys. Żydów.

30 sierpnia 1942 generał Fritz Katzmann wydał rozporządzenie o zmniejszeniu obszaru getta – obejmowało ono teraz obszar ograniczony ulicami Zamarstynowską (od wschodu), wałem kolejowym prowadzącym od mostu na Zamarstynowskiej do ul. Tetmajera (od południa), ul. Tetmajera (od zachodu) i budynkiem na ul. Zamarstynowskiej 105 (od północy).

Na początku września 1942 r. Niemcy dokonali pokazowego zabójstwa przewodniczącego Judenratu Henryka Landsberga oraz kilku innych jego członków – ciała powieszonych wystawione były przez kilka dni na widok publiczny.

W listopadzie (lub we wrześniu) teren getta otoczono żelaznym ogrodzeniem. W tym samym miesiącu Niemcy zorganizowali tzw. akcję listopadową, wywożąc do obozu janowskiego od 5 do 7 tys. Żydów. Na jesieni wybuchła w getcie epidemia tyfusu (codziennie umierało ok. 50 osób).

W styczniu 1943 r. podjęto decyzję o przekształceniu dzielnicy w obóz pracy (tzw. Judische Lager, Julag) i poddaniu jej pod zarząd SS. Dalsze 10 tys. Żydów wywieziono do obozu koncentracyjnego. W dniach 30 stycznia – 4 lutego 1943 dokonano ostatecznej rozprawy z Judenratem zabijając jej ostatniego przewodniczącego Edwarda Eberzona.

Ostateczna likwidacja getta dokonała się w dniach 1-16 czerwca [943, gdy pozostałych przy życiu mieszkańców wywieziono do obozów koncentracyjnych na terenie Generalnego Gubernatorstwa. W trakcie likwidacji getta doszło do trwającego dwa tygodnie powstania pozostałej przy życiu ludności żydowskiej. Po wywiezieniu mieszkańców do obozu janowskiego Lwów został ogłoszony miastem wolnym od Żydów (Judenfrei, Judenrein).

 

W 1992 władze miejskie Lwowa postanowiły o upamiętnieniu ofiar getta lwowskiego. Odsłonięto wówczas pomnik dłuta J. Szmuklera i L. Szternsztajna.

Oblicza się, że ze 120 tys. Żydów przetrzymywanych w getcie tylko około 200 osób dotrwało do końca wojny.

Pod koniec lipca władze niemieckie nałożyły na lwowskich Żydów kontrybucję w wysokości 20 mln rubli. By skłonić ludność żydowską do uległości w spełnianiu żądań w dniach 25-28 lipca 1941 przeprowadzano pogrom (zwany wielką akcją lub dniami Petlury ze względu na udział ludności ukraińskiej w mordzie): zniszczono miejskie synagogi i cmentarze, a śmierć poniosło ok. 2 tys. Żydów. 28 lipca przewodniczący Judenratu wezwał ludność do zapłacenia kontrybucji.

Ilu Żydów zostało okrutnie pomordowanych również przez ukraińskie bojówki OUN – UPA na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej?

 

Opracowanie prof. Bogusław Wolniewicz “Kurier Codzienny” Chicago

 

 

 

The post ILU ŻYDÓW ZAMORDOWALI POLACY? appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

KONFIDENCI GESTAPO I SB

$
0
0

KRAKOWSCY KONFIDENCI GESTAPO i SB

 

Gmach przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie wybudowano w latach 1931 – 1936 z inicjatywy Towarzystwa Obrony Kresów Zachodnich jako siedzibę bursy i schroniska turystycznego dla młodzieży śląskiej studiującej i odwiedzającej Kraków (stąd nazwa Dom Śląski). W dniu 13 września 1939 roku budynek został zajęty przez Gestapo i do 17 stycznia 1945 roku pełnił funkcję Komendy Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Dystrykcie Kraków. Po wojnie Dom Śląski przekazano w administrowanie Lidze Obrony Kraju, która z biegiem czasu stała się formalnym właścicielem obiektu.

Przy ulicy Pomorskiej 2 w Krakowie znajduje się obecnie wystawa stała  „Krakowianie wobec terroru 1939–1945–1956” Muzeum Historycznego m. Krakowa.

Dom Śląski przy ul. Pomorskiej 2 w Krakowie w latach 1939-1945 stał się siedzibą okupacyjnego Urzędu Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa dystryktu krakowskiego, którego wydział IV stanowiła tajna policja państwowa (Geheime Staatspolizei) – Gestapo, stanowiąca jedno z głównych narzędzi terroryzowania ludności i wyniszczania narodu, a zwłaszcza jego elit intelektualnych.

Budynek Domu Śląskiego był przez cały okres okupacji miejscem kaźni i męczeństwa tysięcy Polaków i osób innych narodowości (liczba więzionych nie jest dokładnie znana). Tutaj w pomieszczeniach I i II piętra odbywały się przesłuchania osób przywożonych najczęściej z więzienia przy ul. Montelupich w Krakowie. W części piwnic, zamienionych na cele, przetrzymywano aresztowanych będących w trakcie śledztwa. Funkcjonariusze Gestapo poddawali więźniów brutalnym torturom, które niejednokrotnie prowadziły do kalectwa lub śmierci przesłuchiwanych.

Na ścianach trzech pomieszczeń wykorzystywanych jako cele zachowały się autentyczne inskrypcje z lat 1943 – 1945 (łącznie ok. 600 napisów – według inwentaryzacji z lat 80. XX w.) pozostawione przez osoby zatrzymane i tu przesłuchiwane, świadczące o tym, co przeżyli ludzie wtrąceni do tych cel, zachowane do dzisiaj. Napisy te wykonane przez więźniów znajdują się na ścianach i drzwiach. Są to niekiedy ostatnie słowa ludzi skazanych na śmierć, ich ostatnie wołania przerażenia, buntu, rozpaczy i pożegnania. Obok napisów widnieją  różne rysunki, daty, kreski, kółka, inicjały i inne znaki zrozumiałe tylko dla ich autorów. Więźniowie nie znając dnia jutrzejszego, nie wiedząc co ich spotka za godzinę, chcieli zostawić po sobie jakiś ślad. Materiałem do pisania był ołówek, kredka, kawałek ostrego przedmiotu, paznokieć, a nawet suchy chleb. 

Oto kilka dramatycznych napisów:

– Mira Czesiek nie rozpacza bo zginie za Ojczyznę. W inskrypcji godło Państwa. (4. I. 45),

– Jezu bądź miłościw grzesznej duszy mojej !

– Bóg modlitwy zawsze wysłucha, Sroka

– Wiem w ostatnich chwilach życia, że cię kocham Lila, Jerzy

– Matko(…) Częstochowska miej mnie i Zdzisia w swojej opiece

– Nowicki Włodzimierz Kądzielowski Jerzy dnia 15. X. 44 Kraków godz. 13 niewinni.

Relacja Heleny Pająkowej ( maszynopis w zbiorach Muzeum Historycznego m. Krakowa):

(…)nie szczędzono mi tortur wszelkich jakie tylko zdołało wymyślić bestialstwo faszystów. Na Pomorskiej zakładano mi maskę z gazem duszącym. Bito mnie, bestialsko kopano wszędzie, targano za włosy. Wiązano mi nogi sznurem, kazano wchodzić na stół, z którego ściągano na podłogę i znowu bito i kopano. Wieszano na drzwiach – ręce w tyle przymocowane do sznurów zawieszonych na hakach. Jak długo tak wisiałam nie pamiętam, bo straciłam przytomność. Obudziłam się na podłodze, kiedy polewano mnie wodą (…).

Więźniami byli ludzie ze wszystkich warstw społecznych, o różnych przekonaniach politycznych, aresztowani z różnych powodów za czyny wymierzone w niemieckie „dzieło odbudowy Generalnego Gubernatorstwa”. Przetrzymywano tutaj nie tylko Polaków, ale również osoby innych narodowości, o czym świadczą napisy w języku niemieckim, czeskim, rosyjskim i francuskim.

Hitlerowski aparat represji w okupowanej Polsce nie mógłby działać sprawnie, gdyby nie donosiciele.. Tylko w samej „stolicy” Generalnego Gubernatorstwa Krakowie, Niemcy mieli na swoich usługach setki konfidentów. Do budowy takiej siatki informatorów  okupant przestąpił już wczesną jesienią 1939 roku. Motywy ludzi decydujących się na zostanie szpiclami były różne. Jedni spodziewali się korzyści materialnych, innych zmuszono do tego szantażem. W Krakowie gestapowcy z Pomorskiej mogli stale liczyć – przez całą wojnę – na pomoc od około 800 do 1000 agentów i współpracowników.  Na liście zestawionej przez krakowski kontrwywiad Armii Krajowej  z września 1944 roku znalazło się 686 agentów. Później rozszyfrowano jeszcze kolejnych – łącznie 803. Listę rozpoczynała bufetowa z krakowskiego Dworca Głównego. Czyli na 300 mieszkańców – 1 konfident.

Agenci i konfidenci rekrutowali się właściwie ze wszystkich warstw społecznych oraz narodowości zamieszkujących miasto. Byli to Polacy, Niemcy, Ukraińcy oraz liczni Żydzi. W ich szeregach można było znaleźć prawdziwych zawodowców, takich jak chociażby Danko Redlich, przedwojenny komunistyczny agent, który po  współpracy z Gestapo pracował dla Urzędu Bezpieczeństwa.

Jednym z nich był szesnastoletni harcerz Sławomir Mądrala „Pirat”, który pod wpływem tortur i za namową matki, chcącej ratować syna, zdecydował się na współpracę z Gestapo. W jej wyniku zostali aresztowani niemal wszyscy jego koledzy z drużyny. Za zdradę został skazany przez podziemny Wojskowy Sąd Specjalny na śmierć. Wyrok wykonano 31 marca 1944 roku. Zabito również matkę „Pirata”. Też była konfidentką.

Karzącego ramienia Państwa Podziemnego uniknął za to Henryk Wojciech Koppel. Ten, dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych, przedwojenny kapitan Wojska Polskiego, aresztowany w marcu 1941 roku pod wpływem brutalnego śledztwa zdecydował się na współpracę agenturalną.

Regularnie przekazywał informacje oficerom prowadzącym – Kurtowi Heinemayerowi i Rudolfowi Körnerowi. W wyniku konfidenckiej działalności Koppla wiele osób zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych, skąd już nigdy nie powróciło. Koppel dwukrotnie zadenuncjował inżyniera Jana Gołąbka – najpierw Gestapo, a po wojnie Urzędowi Bezpieczeństwa.

Informacje przekazane Niemcom przez przedwojennego kapitana Wojska Polskiego Henryka Koppla były przyczyną wysłania do obozów koncentracyjnych wielu Krakowian. Po wojnie Koppel pracował dla Urzędu Bezpieczeństwa.

Innym wojskowym na usługach Niemców był żołnierz kampanii wrześniowej Roman Słonia. Jego siatka, poza pracą dla okupanta, zajmowała się również działalnością przestępczą. Grupa dobrze uzbrojona przez Gestapo czuła się bezkarna, gdyż opiekunowie spod znaku trupiej główki przymykali oko na aktywność kryminalną Słoni i jego kompanów, wyciągając ich natychmiast z aresztu. W końcu jednak miarka się przebrała i AK zdecydowała się interweniować, wykorzystując przy tym podstęp.

Wiosną 1944 roku funkcjonariusze Kripo (niemiecka policja kryminalna) zatrzymali pod pretekstem awantury ulicznej jednego z członków siatki Słoni. W krakowskim Kripo pracowali żołnierze AK, którzy szybko przejęli sprawę. Funkcjonariusz Kripo ppor. Stanisław Szczepanek „Janusz”, żołnierz AK, poinformował swojego niemieckiego zwierzchnika […], że zatrzymał bandytę, który w czasie śledztwa ujawnił lokal konspiracyjny.

Duży odsetek  konfidentów stanowili krakowscy Żydzi, wywodzący się najczęściej z inteligencji. Byli to adwokaci, lekarze, inżynierowie, nawet pedagodzy. Nie tylko ratowali się szpiclowaniem przed obozem w Płaszowie, a wcześniej krakowskim gettem. Brali za donosicielstwo pieniądze.

Niektórzy z nich pracowali również w policji żydowskiej ((Ordnungsdienst) w różnych gettach, w zmieniających  się lokalizacjach. Pałowali niemiłosiernie swoich pobratymców w getcie, szantażowali ich i ograbiali. Zrabowanymi pieniędzmi dzielili się z Judenratem  (Rada Żydowska, Żydowska Rada Starszych). Oficjalnie nie posiadali broni palnej, niektórzy mieli legitymacje gestapowskie, policyjne pozwolenie na broń i poruszali się dowolnie po całym GG (Generalne Gubernatorstwo). Generalny Gubernator Hans Frank (skazany na śmierć w procesie norymberskim) akceptował tę działalność i ją finansował. W owej służbie działały również kobiety i te były najniebezpieczniejsze i najbardziej uzdolnione w szpiclowaniu.  Żydowscy konfidenci docierali do Polaków ukrywających Żydów i wszystkich wydawali w ręce Gestapo. Konfidenci docierali również do podziemnych struktur konspiracyjnych AK. Niejednokrotnie ujawniani i skazywani na śmierć przez służby Polskiego Państwa Podziemnego.

Podwójną działalnością policyjną w żydowskiej policji (Ordnungsdienst) i w Gestapo zajmowali się również  znani krakowscy adwokaci.

Po zmianie okupantów, niektórzy ściśle współpracowali ze Służbą Bezpieczeństwa, sądami , prokuraturą wojewódzką i z Wydziałem Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mówiono o nich, że za pieniądze  uwolnią największego przestępcę i mordercę. Była to prawda, za duże pieniądze krakowski prokurator wojewódzki ze swoim zastępcą  umorzyli każde śledztwo, a współpracujący z SB sędziowie   nie skazywali takich oskarżonych , lecz również umarzali postępowania.   

Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego z czasów PRL-u ma swoją niechlubną tradycję. Po wielkim luminarzu nauk prawniczych prof. Władysławie Wolterze kierownictwo katedry objął Kazimierz Buchała wysoko oceniany w archiwach Służby Bezpieczeństwa – Tajny Współpracownik /TW/ o pseudonimie “Magister”, promujący swoich ulubieńców Andrzeja Zolla i Zbigniewa Ćwiąkalskiego, a potępiający Władysława Mąciora, pracownika naukowego katedry, znanego opozycjonisty.

Oprócz Buchały, Zolla i Ćwiąkalskiego działali tam jeszcze w tym okresie, Marek Waldenberg, kierujący katedrą Podstaw Marksizmu-Leninizmu, sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR, piszący prace naukowe o wielkości jakiegoś Karla Kautskiego marksistowskiego sekciarza.

Do pocztu bezprawników tego okresu dołączył prof. Julian Polan-Harashin b. prokurator w Lublinie, ścigający tam żołnierzy AK i NSZ, skąd musiał uciekać, bo podziemie wydało na niego wyrok śmierci.

Prof. Julian-Polan Harashin, szwagier kardynała Franciszka Macharskiego, jako wiceszef  sądu wojskowego wydał kilkadziesiąt wyroków śmierci na żołnierzy AK i NSZ. Był najkrwawszym sędzią PRL-u i skorumpowanym łapówkarzem. Jako dziekan studium zaocznego Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego wydał kilkaset „łapówkarskich” dyplomów magistrów praw. Gdy jeden z dyplomowanych partyjnych i ubeckich „magistrów” skompromitował się swoją „prawniczą wiedzą” i sprawa nabrała rozgłosu prof. Julian Polan-Harashin podpalił dokumenty w dziekanacie, otrzymał wyrok, lecz szybko został uwolniony i skrupulatnie donosił nadal, jako agent SB, o wszystkim co usłyszał o krakowskim Kościele od żony i szwagra.

Niebagatelną rolę w służbie SB odegrał prof. UJ Tadeusz Hanausek, mąż milicjantki, współpracujący z prokuraturą wojewódzką w Krakowie, sądami oraz z Wydziałem Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Wydaje się, iż dzisiejsza opiniotwórczość katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego mająca niebagatelny wpływ na stosowanie prawa w Polsce i kształtowanie opinii publicznej, korporacyjność urzędującej palestry, wyrokowanie „niezależnych” sądów i Trybunału Konstytucyjnego, niekiedy budząca sprzeciw społeczny, ma swoje korzenie w zhańbieniu i zbezszczeszczeniu Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w okresie PRL-u.

Prokuratura i sądy sterowane były przez służbę bezpieczeństwa i od niej ściśle uzależnione. Konfidentami SB byli znani krakowscy adwokaci, Żydzi, Maurycy Wiener, Karol Buczyński działający wspólnie i w porozumieniu z innymi adwokatami, SB, prokuratorem wojewódzkim Rekiem, jego zastępcą Goldą , sędziami i Wydziałem Prawa UJ, osobiście również z profesorami KazimierzemBuchałą i Tadeuszem Hanauskiem. 

Bruno Miecugow TW, krakowski dziennikarz, ojciec Grzegorza Miecugowa (audycja  TVN „Szkło kontaktowe”) przy pomocy Żydówki prof. Marii Orwid  psychiatry, pracownicy naukowej Katedry Psychiatrii Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, założycielką żydowskiej loży masońskiej B’nai B’rith pośredniczył i inicjował zamknięcie w „psychuszcze” (krakowski szpital psychiatryczny w Kobierzynie) Wiesława Zgrzebnickiego, wybitnego polskiego architekta, patrioty, który publicznie skrytykował Brunona Miecugowa sygnatariusza rezolucji „53” z 1953 roku w tzw. procesie kurii krakowskiej, w którym księża i osoby świeckie zostały skazane na karę śmierci. Wiesław Zgrzebnicki „Zgrześ” zmarł w Kobierzynie w czasie  eksperymentów medycznych.

Największym postrachem Żydów ukrywających się przed Niemcami podczas II Wojny Światowej byli ludzie, którzy w zamian za pieniądze zajmowali się ich tropieniem i wydawaniem na pewną śmierć. W Berlinie najbardziej osławionym Greiferem (“łapaczem”) wcale nie był fanatyczny nazista ani nawet Niemiec, lecz… Żydówka – Stella Kübler. Wydała na śmierć setki Żydów. Wzięła za to pieniądze. Sama była Żydówką.

 Stella Goldschlag – bo tak brzmiało jej panieńskie nazwisko – urodziła się w lipcu 1922 roku w rodzinnie zasymilowanych berlińskich Żydów. Miała to szczęście, że natura obdarowała ją wybitnie „aryjskim” wyglądem. Była wysoką, szczupłą blondynką o niebieskich oczach, co w żadnym razie nie wskazywało na jej semickie korzenie. Jednak i ją w nazistowskich Niemczech dotknęły szykany związane z coraz bardziej restrykcyjnym prawem antyżydowskim. Żydówka jak każda inna?

  Początkowo historia Stelli nie różniła się niczym od losów tysięcy niemieckich Żydów zmuszonych do noszenia  żółtej gwiazdy Dawida i niemal niewolniczej pracy dla dobra „tysiącletniej Rzeszy”. Stella znalazła zatrudnienie w jednej z berlińskich fabryk zbrojeniowych, a w 1940 roku wzięła ślub z muzykiem Manfredem Küblerem.

Sytuacja uległa zmianie w wyniku tak zwanej Fabrikaktion (akcja „Fabryka”) z 27 lutego 1943 roku, będącej ostateczną łapanką berlińskich Żydów. W jej wyniku – jak pisze w swej książce “Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie” Roger Moorhouse – funkcjonariusze Gestapo i SS przeprowadzili naloty na wiele stołecznych zakładów przemysłowych i zatrzymali tamtejszych żydowskich robotników.

Co prawda Stelli i jej rodzinie udało się chwilowo uniknąć schwytania, jednak musieli oni rozpocząć życie w ukryciu i ciągłym strachu. Zostali tak zwanymi “U-Bootami”, określanymi również mianem “nurków” (Taucher). Z początku wszystko układało się dobrze.

 „Aryjski” wygląd Stelli oraz „papiery” załatwione u świetnego fałszerza Guenthera Rogoffa, pozwalały spoglądać z optymizmem w przyszłość. Wszelako były to tylko pozory, bowiem Stella znalazła się na celowniku jednego z „łapaczy”. Zaowocowało to jej aresztowaniem 2 lipca 1943 roku. Kilka tygodni później w łapy oprawców z Gestapo wpadli również jej rodzice (jej mąż już wiosną trafił do Auschwitz, skąd nigdy nie powrócił). Podczas przesłuchań poddano ją brutalnym torturom. Liczono przede wszystkim na to, że uda się z niej wyciągnąć informacje na temat miejsca pobytu Rogoffa. W tym wypadku gestapowcy jednak się przeliczyli; Stella po prostu nie wiedziała gdzie przebywa interesujący ich fałszerz.

Jednocześnie dotkliwe bicie oraz dwie nieudane próby ucieczki w ostateczności ją złamały i zgodziła się na propozycję zostania “łapaczem”. Nie bez znaczenia była również obietnica, że dzięki współpracy z Gestapo Stella uratuje życie rodzicom.

 

“BLOND TRUTKA”

 

Jak podaje w swojej książce Roger Moorhouse: Stella szybko stała się wzorowym „łapaczem”. Funkcjonariusze byli już wcześniej pod wrażeniem jej pomysłowości […]. Kiedy już zaczęła dla nich pracować, absolutnie nie zawiodła – miała doskonałą pamięć do nazwisk, dat i adresów, a jej niewymuszona kokieteria stanowiła prawdziwą broń masowego rażenia.

Dzięki nieprzeciętnej „skuteczności” bardzo szybko zyskała sobie w środowisku berlińskich „nurków” miano „blond trutki”, stając się ich prawdziwym postrachem. Doszło do tego, że jej zdjęcie krążyło wśród zbiegów jako forma ostrzeżenia. Kiedy tylko wchodziła do jakiejś restauracji czy kawiarni, każdy Żyd rzucał się do ucieczki. Podobno była w stanie w ciągu jednego weekendu schwytać nawet ponad 60 Żydów. Za każdego dostawała 200 marek. Dokładnej liczby jej ofiar zapewne już nigdy nie poznamy, ale szacuje się, że skazała na pewną śmierć od kilkuset do nawet kilku tysięcy osób!

Pomimo przejawianej gorliwości Stelli nie udało się uratować rodziców, którzy trafili do Auschwitz, gdzie zginęli. Kobieta i tak pozostała aktywnym „łapaczem” do końca wojny. W 1945 roku została aresztowana przez Sowietów i skazana na 10 lat ciężkich robót. Później wyszła jednak na wolność i tak naprawdę nigdy nie odpowiedziała za swoje zbrodnie. W 1994 roku popełniła samobójstwo w wieku siedemdziesięciu dwóch lat. Czyżby to ciężar popełnionych czynów prześladował ją do ostatnich dni życia?

 

                                                                               Aleksander Szumański

 

tekst opublikowany w “Warszawskiej Gazecie” 25 marca 2013 r.

 

Dokumenty, źródła, cytaty;

 

„Okupacyjny Kraków w latach 1939-1945” profesor Andrzej Chwalba,

 

Roger Moorhouse, „Stolica Hitlera. Życie i śmierć w wojennym Berlinie” Znak, 2011,

 

Diana Tovar, Stella: „The Story of Stella Goldschlag”

 

http://ciekawostkihistoryczne.pl/2012/07/31/donosiciel-najlepszy-przyjaciel-gestapo/

 

http://upadeknarodu.cba.pl/zydowska-policja.html

 

http://www.bibula.com/?p=40858

 

http://aleszum.salon24.pl/325086,psychiatryczny-archipelag-gulag

 

http://www.rodaknet.com/rp_szumanski_9.htm

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The post KONFIDENCI GESTAPO I SB appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

ŻYDOWSKIE ZBRODNIE W POLSCE

$
0
0

ZBRODNIE  ŻYDOWSKIE W POLSCE

ŻYDZI  W STRUKTURACH  WŁADZY KOMUNISTYCZNEJ

POLISH CLUB ONLINE

 

Początek zniszczenia europejskich  Żydów dał Adolf Hitler w “Mein Kampf”. Później  byla konferencja w Wannsee.

 

77 lat temu, 20 stycznia 1942 r., na konferencji w Wannsee pod Berlinem Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) przedstawił plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, którego konsekwencją miała być eksterminacja 11 milionów europejskich Żydów.

Konferencja początkowo miała się odbyć 9 grudnia 1941 r. Na ten dzień szef RSHA Reinhard Heydrich zaprosił przedstawicieli nazistowskich władz państwowych i SS w celu podjęcia przygotowań „koniecznych dla rozwiązania kwestii żydowskiej w Europie w aspekcie organizacyjnym, rzeczowym i materialnym”.

Auschwitz-Birkenau. Selekcja więźniów na obozowej rampie. 1944 r. Fot.

Termin planowanej narady przesunięty został jednak o kilka tygodni ze względu na japoński atak na Pearl Harbor i przystąpienie do wojny Stanów Zjednoczonych. 12 grudnia 1941 r., a więc dzień po wypowiedzeniu przez Niemcy wojny Stanom Zjednoczonym, Adolf Hitler wygłosił w Kancelarii Rzeszy przemówienie do reichsleiterów i gauleiterów, w którym oskarżył Żydów o rozpętanie wojny światowej.

Joseph Goebbels w swoich dziennikach zanotował: „Co do kwestii żydowskiej Fuehrer jest zdecydowany zrobić z tym porządek. Przepowiedział, że jeżeli wywołają kolejną wojnę światową, doświadczą własnego unicestwienia. To nie były puste słowa. Oto mamy wojnę światową. Unicestwienie żydostwa musi stać się nieuniknionym skutkiem. Na tę kwestię trzeba patrzeć bez sentymentów”.

Prof. Ian Kershaw pisząc o konsekwencjach wspomnianego przemówienia, stwierdza: „Partyjni przywódcy słuchając Hitlera 12 grudnia, w dramatycznym kontekście wojny wypowiedzianej Stanom Zjednoczonym i narastającego kryzysu na froncie wschodnim, zrozumieli przesłanie. Nie trzeba było żadnego rozkazu ani dyrektywy. Natychmiast dotarło do nich, że nadszedł czas rozliczenia”. (I. Kershaw „Hitler. 1941-1945. Nemezis”)

Przebieg narady, która trwała 90 minut, tak przedstawia prof. Michael Burleigh: „Heydrich, który wziął na siebie ciężar rozstrzygania +problemu żydowskiego+, wyjawił niedwuznacznie, że Żydzi mają zginąć, przy czym najsilniejsi fizycznie, którzy przetrwają niewolniczą pracę, będą zgładzeni z zastosowaniem jakiejś radykalniejszej metody. Zebrani biurokraci nie wyrazili sprzeciwu. W końcu Heydrich stwierdził, że osobiście odpowiada za realizację ostatecznego rozwiązania, i to zarówno kwestii dotyczących samej likwidacji Żydów, jak i tego, czy Żydów należy deportować – +bez oglądania się na granice geograficzne+”.

16 grudnia 1941 r. gubernator Hans Frank, zwracając się do wysokich urzędników administracji, mówił: „W Generalnym Gubernatorstwie mamy 2,5 miliona – a z tymi, którzy są spokrewnieni i tym podobne, 3,5 miliona Żydów. Nie możemy rozstrzelać 3,5 miliona Żydów, nie możemy ich otruć, ale musimy być w stanie podjąć kroki prowadzące do skutecznej eksterminacji”.

“Ostateczne rozwiązanie” – w znaczeniu fizycznej eksterminacji europejskich Żydów – ciągle nabierało kształtu. Ideologia totalnego unicestwienia zaczęła dominować nad jakąkolwiek, i tak już zamierającą ekonomiczną zasadą uśmiercania Żydów przez pracę” – dodaje prof. Kershaw.

20 stycznia 1942 r. w Wannsee pod Berlinem rozpoczęła się przełożona konferencja na temat „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” (Endloesung der Judenfrage) zorganizowana przez Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA).

Przybyło na nią kilkunastu nazistowskich funkcjonariuszy reprezentujących najważniejsze instytucje III Rzeszy zaangażowane w program Zagłady: Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Ministerstwo Sprawiedliwości, Ministerstwo Okupowanych Terytoriów Wschodnich, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Biuro Planu Czteroletniego i Generalnego Gubernatorstwa. Obok szefa RSHA Heydricha obecni byli m.in. szef Gestapo Heinrich Mueller, dowódcy policji bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie i na Łotwie – Karl Schoengarth i Otto Lange, oraz Adolf Eichmann – ekspert RSHA do spraw deportacji.Przebieg narady, która trwała 90 minut, tak przedstawia prof. Michael Burleigh: „Heydrich, który wziął na siebie ciężar rozstrzygania +problemu żydowskiego+, wyjawił niedwuznacznie, że Żydzi mają zginąć, przy czym najsilniejsi fizycznie, którzy przetrwają niewolniczą pracę, będą zgładzeni z zastosowaniem jakiejś radykalniejszej metody. Zebrani biurokraci nie wyrazili sprzeciwu. W końcu Heydrich stwierdził, że osobiście odpowiada za realizację ostatecznego rozwiązania, i to zarówno kwestii dotyczących samej likwidacji Żydów, jak i tego, czy Żydów należy deportować – +bez oglądania się na granice geograficzne+”.

„Nikt z obecnych – pisze prof. Burleigh – nie przejawiał ochoty do dyskusji nad którymś z tych zagadnień. (…) Heydrich i ludzie z SS nakreślili ogólny zarys problemu i wyjawili, jak mają zamiar go rozwiązać. Odetchnąwszy z ulgą, nie słysząc od obecnych nawet słowa sprzeciwu wobec tego potwornego przedsięwzięcia, a także podekscytowany władzą, jaka mu przypadła, Heydrich udał się na krótką naradę z Eichmannem i Muellerem w jednym z bocznych pokojów i tam uczcił okazję koniakiem, wyzbywając się napięcia. Okazało się, że nie wynikły problemy, jakich oczekiwał w związku uzyskaniem zgody na wymordowanie jedenastu milionów ludzi”. (M. Burleigh „Trzecia Rzesza. Nowa historia”)

Według protokołu konferencji, zagładzie miało ulec 11 milionów europejskich Żydów, w tym 5 milionów na terenach ZSRS i ponad 3 miliony w Generalnym Gubernatorstwie.

Nazistowskie plany eksterminacji przyjęte w Wannsee obejmowały również ludność żydowską, która na początku 1942 r. znajdowała się poza terenami kontrolowanymi przez III Rzeszę. „Ostateczne rozwiązanie” miało więc dotyczyć także Żydów z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szwajcarii, Hiszpanii czy Turcji.

W protokole z narady w Wannsee zapisano: „Żydzi mają być użyci jako siła robocza na terytoriach wschodnich. Ci, którzy są zdolni do pracy, zostaną podzieleni na grupy czy ekipy – osobno mężczyźni i kobiety – i ewakuowani do określonych miejsc. Podczas przesiedlania mają być użyci do budowy dróg, co wyeliminuje większą ich część. Ci, którym uda się przeżyć (…) muszą być traktowani w wiadomy sposób. Każde uchybienie w tej dziedzinie doprowadzić by mogło do odnowienia się żydostwa w Europie”.

„Konferencja w Wannsee była kamieniem milowym na drodze do tragicznego ludobójczego finału. Program deportacji miał na celu unicestwienie Żydów przez przymusową pracę i zagłodzenie na okupowanych terytoriach Związku Radzieckiego, co powinno nastąpić po zwycięskim zakończeniu wojny, ale wobec faktów zdecydowano, że Żydów trzeba poddać systematycznemu wyniszczeniu jeszcze przed jej zakończeniem – oraz że głównym miejscem tego wyniszczenia będzie nie Związek Radziecki, ale terytorium Generalnego Gubernatorstwa” – pisze prof. Kershaw.

O to, ażeby właśnie od Generalnego Gubernatorstwa rozpocząć realizację „ostatecznego rozwiązania” na konferencji prosił jego przedstawiciel, sekretarz stanu Josef Buehler, który jak najszybciej chciał „usunąć” ze swojego terenu 2,5 miliona Żydów. „Sekretarz stanu dr Buehler stwierdził, że Generalne Gubernatorstwo byłaby zadowolona, gdyby od niej rozpoczęto rozwiązywanie tego problemu, gdyż tutaj problem transportu nie jest skomplikowany i wzgląd na zatrudnienie nie hamowałby przebiegu tej akcji. Należałoby usunąć Żydów z terytorium Generalnego Gubernatorstwa jak najszybciej, bo właśnie tutaj Żyd stanowi duże niebezpieczeństwo jako nosiciel epidemii i poza tym wywołuje stale zaburzenia w gospodarczej strukturze kraju z powodu ciągłego uprawiania pokątnego handlu” – czytamy w protokole konferencji.

Po konferencji w Wannsee, w celu przyspieszenia działań eksterminacyjnych, Niemcy rozpoczęli budowę obozów zagłady, w których Żydzi mieli być mordowani w komorach gazowych. Pierwszy taki obóz powstał jeszcze w grudniu 1941 r. w Chełmnie nad Nerem (Kulmhof). W ciągu następnych miesięcy powstały obozy w Bełżcu, Sobiborze, Treblince, na Majdanku i Auschwitz-Birkenau. Mimo tak szeroko zakrojonych działań przygotowujących do eksterminacji, ich faktyczny cel miał pozostać w tajemnicy. „Gauleiter dr Meyer jak i sekretarz stanu dr Buehler byli zdania, aby w toku realizacji ostatecznego rozwiązania dokonywać od razu na odnośnych terytoriach samodzielnie pewnych przygotowań, starając się jednakże o niewywoływanie zaniepokojenia wśród ludności” – stwierdzano w protokole konferencji.

Do obozów zagłady Żydów przywożono z gett utworzonych przez Niemców na ziemiach polskich, a także z innych krajów europejskich okupowanych przez III Rzeszę. Ogromna większość ofiar mordowana była tuż po przybyciu do obozów. Wypędzeni z wagonów ludzie musieli zostawić bagaż, a następnie pod pozorem kąpieli kierowano ich do przypominających łaźnie komór gazowych, gdzie byli uśmiercani. Zwłoki pomordowanych uprzątali więźniowie z tzw. Sonderkommano, paląc je w krematoriach lub specjalnych dołach.

Stworzony przez nazistów system eksterminacji ludności żydowskiej był przerażająco sprawny. W Treblince w ciągu jednego dnia można było zagazować 10-12 tys. osób.

Oblicza się, że w obozach zagłady Niemcy zamordowali blisko 3 milionów Żydów. W Auschwitz-Birkenau ok. 1 mln Żydów, w Treblince ok. 800-900 tys., w Bełżcu ok. 450 tys., w Sobiborze ok. 170-250 tys., w Chełmnie nad Nerem ok. 200 tys., na Majdanku ok. 60 tys.

Poza obozami zagładami Żydzi ginęli w masowych egzekucjach, umierali z głodu i chorób w gettach, w czasie transportów na miejsce Zagłady, a także podczas „Marszów Śmierci” organizowanych przez Niemców w czasie ewakuacji obozów pod koniec wojny.

Liczbę Żydów zamordowanych przez Niemców i ich sojuszników w czasie II wojny światowej ocenia się łącznie na około 6 milionów. Prawie 5 milionów z nich zgładzono na ziemiach polskich okupowanych przez III Rzeszę. Blisko 3 miliony ofiar to polscy Żydzi.

Po utworzeniu gett niemieckich dla Żydów w okuwanej Polsce w gettach powstały Judenraty (Rady Źydowskie) z policją żydowska(Ordnungdienst) współpracownicy Gestapo z przepustkami do opuszczania getta i po tzw. ‘aryjskiej” stronie miast, wyłapywali ukrywających się Żydów na aryjskich papierach, a Polacy ukrywający Żydów karani byli śmiercią. Literatura –  Emanuel Ringelblum  “Kronika getta warszawskiego”.

„Polska była w ciąży z Izraelem” – tak zaczyna się rozmowa Roberta Mazurka z Szewachem Weissem. I choć połowa pierwszego Knesetu mówi po polsku, polsko-żydowskie relacje nie należą do najłatwiejszych.

Według historyków istniała we władzach Bezpieczeństwa Publicznego nadreprezentacja Żydów.

– Część Żydów po wojnie z ofiar zamieniła się w katów w UB. To niesłychanie gorzka historia i tak łatwo tu, w wywiadzie nie da się jej opowiedzieć – przekonuje były ambasador Izraela w Polsce, były przewodniczący Knesetu, profesor nauk politycznych. Dalej: „I wtedy się miarkuję, staram się być obiektywny – kontynuuje Szewach Weiss. – Ale zaraz potem włączam telewizor i oglądam film dokumentalny o wojnie i przypominam sobie, jaką tragedią była ona dla Polaków. A później czytam nazwiska żydowskich sędziów, prokuratorów czy ubeków, którzy mordowali Polaków w czasach stalinowskich. Myślę wtedy: „Czy ja mam prawo krytykować Polaków?” – dodaje

 (http://www.tvp.info/29743694/czesc-zydow-po-wojnie-z-ofiar-zamienila-sie-w-katow-w-ub).

Cały wywiad ukazał się w „Dziennik Gazeta Prawna”, 30 marca 2017 r.

Żydzi byli już przy władzy w Polsce w latach 1944-1956.

Władze państwowe RP w 1947 r.: na prezydenta RP wybrano dotychczasowego prezydenta KRN Bolesława Bieruta. Premierem został E. Osóbka-Morawski. I-szym Wicepremierem i Ministrem Ziem Odzyskanych został Władysław Gomułka, II-gim wicepremierem Antoni Korzycki (PSL), ale już 8.II.1947 roku, pod naciskiem ŻSPRobot, „Poalej Syjon” (SO) Osóbka-Morawski składa rezygnacje, a stanowisko to obejmuje Józef Cyrankiewicz. Osóbce-Morawskiemu powierzono resort administracji publicznej, gdyż miał za dużo obiekcji i pytań do żydowskich działaczy, na które nikt nie zamierzał udzielać mu ścisłych odpowiedzi. Podobne wątpliwości wówczas targały również Rolę-Żymierskiego i innych. Wiadomo co ich za to musiało później spotkać.

Pierwszy rząd Józefa Cyrankiewicza – rząd Rzeczypospolitej Polskiej, a następnie PRL, pod kierownictwem premiera Józefa Cyrankiewicza, desygnowanego przez Bolesława Bieruta, po dymisji Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej 5 lutego 1947 r.

Działacze żydowscy objęli kierownictwo następujących resortów: Stanisław Radkiewicz, minister bezpieczeństwa publicznego; Jan Rabanowski, komunikacja; Stanisław Skrzeszewski, oświata; Hilary Minc, wiceprezes rady ministrów, minister przemysłu i handlu; Konstanty Dąbrowski, minister finansów; Henryk Świątkowski, minister sprawiedliwości; Zygmunt Modzelewski, minister spraw zagranicznych; Ludwik Grosfeld, żegluga i handel zagraniczny (http://gazetawarszawska.net/pugnae/2200-judeopolonia-nieznane-karty-historii-prl-u-1-2?showall=&start=2).

Później, tj. 19.II.1947 r. uchwalono tzw. Małą Konstytucję. Powrócono do tradycji jednoosobowej głowy państwa (prezydent) i podziału władzy na ustawodawczą (Sejm), wykonawczą (Prezydent, Rada Państwa i Rząd) i sądową.

W niespełna w dwa miesiące od powołania nowego rządu (27.III.1947) przekształcono Ministerstwo Przemysłu w Ministerstwo Przemysłu i Handlu a kierownictwo powierzono Hilaremu Mincowi, którego pozycja w rządzie zaczęła coraz bardziej rosnąc. Natomiast L. Grosfeld został Ministrem Żeglugi (do 16.IV.1947).

Podczas, gdy liczni wyżsi oficerowie sowieccy przybywali do Polski na prośbę Bieruta, do wojska Polskiego napłynęła też z ZSRR duża grupa średniej kadry oficerskiej pochodzenia żydowskiego. Bezpośrednim celem tej grupy było przede wszystkim wyjechać z ZSRR, bądź pod pretekstem polskości bądź pod pretekstem chęci służby w polskim wojsku. Rzeczywistym zamiarem tej grupy nie był zamiar obrony polskich interesów, lecz jak się później okazało służba obcym interesom. Perfidia tych zamiarów widoczna stała się już w roku 1948, kiedy duża ilość Żydów oficjalnie, ale potajemnie zmieniła nazwiska na polskie. Umożliwiał to im dekret z dnia 10 listopada 1945 roku, o zmianie i ustalaniu imion i nazwisk. 3 Artykuł 18 tego dekretu ma następujące brzmienie: „Dla osób, które przybrały inne imię lub nazwisko w czasie pełnienia służby w Wojsku Polskim w okresie od dnia 1 września 1939 r. do dnia 9 maja 1945 r., do uznania zmiany imienia lub nazwiska za prawnie wystarczające jest zaświadczenie o zmianie wydane przez Ministerstwo Obrony Narodowej (http://www.fronda.pl/blogi/ciekawostki-o-zydach/zmiany-nazwisk,23100.html).

Żydzi piastowali wysokie funkcje nie tylko w Wojsku Polskim, ale przede wszystkim w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (UB). Według raportu, jaki w 1945 r. pułkownik Nikołaj Sieliwanowski (sowiecki doradca przy MBP) pisał do Ławrientija Berii wiadomo, że Żydzi stanowili 18,7 proc. ogółu pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (UB). Ale aż 50 proc. wśród zajmujących kierownicze stanowiska. Odsetek Żydów w MBP regularnie wzrastał przekraczając w późniejszym okresie 37 proc. ogółu. Biorąc pod uwagę, ze w okresie powojennym Żydzi w Polsce stanowili mniej niż 1 proc. w społeczeństwie, ich udział w nowej władzy komunistycznej i w systemie represji był bardzo wysoki (http://poznan.jewish.org.pl/index.php/historia-ZwPol/Okres-PRL-u.html).

Pełną kontrolę nad Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego sprawował Jakub Berman. Formalnie na czele Ministerstwa stał Stanisław Radkiewicz, podstawową zaś kadrę resortu stanowili Żydzi, przeszkoleni w ośrodkach szkoleniowych NKWD: Leon Andrzejewski, dyrektor Departamentu III, prowadzącego akcje przeciwko ruchom podziemnym, a także wiceministrowie Konrad Świetlik, Mieczysław Mietkowski i Roman Romkowski. I była jeszcze znana od czasów lwowskich Luna Brystygierowa, szef Departamentu V, która „miała robić rozeznanie nastrojów panujących w środowiskach artystycznych i określać, kto z tych ludzi jest uczciwy, a kto nie”. Szefem Departamentu X został płk, Anatol Fejgin, jego zaś zastępcą był Józef Światło. Oto Żydzi w Ministerstwie Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego:

Na czele ministerstwa stał gen. Stanisław Radkiewicz, wspomagany m.in. przez wiceministrów: Romana Romkowskiego (Menasze Grynszpana) i Mieczysława Mietkowskiego (Mojżesza Bobrowickiego). W okrytej ponurą sławą centrali „bezpieki” wyżsi oficerowie o żydowskich korzeniach kierowali: kadrami – Leon Andrzejewski (Ajzen Lajb Wolf), śledztwami – Józef Różański (Goldberg), finansami – Edward Kalecki (Ela Szymon Tenenbaum), ochroną zdrowia – Kamil Warman, Leon (Lew) Gangel, Ludwik (Salomon) Przysuski, cenzurą – Michał Rosner, Hanna Wierbłowska, Michał (Mojżesz) Taboryski, Biurem Prawnym – Zygmunt Braude, Witold Gotman, konsumami – Feliks (Fiszel) Goldsztajn, Centralnym Archiwum MBP – Jadwiga Piasecka, Zygmunt (Nechemiasz) Okręt, Biurem Wojskowym – Roman Garbowski (Rachamiel Garber) oraz Departamentami: I – Józef Czaplicki (Izydor Kurc), Julian Konar (Jakub Julian Kohn), II – Leon (Lejba) Rubinstein, Michał (Mojżesz) Taboryski, III – Józef Czaplicki (Izydor Kurc), Leon Andrzejewski (Ajzen Lajb Wolf), IV – Aleksander Wolski (Salomon Aleksander Dyszko), Józef Kratko, Bernard Konieczny (Bernstein), V – Julia Brystiger, VI (więziennictwem) – Jerzy Dagobert Łańcut, VII – Wacław Komar (Mendel Kossoj), Zygmunt (Nechemiasz) Okręt, Marek Fink (Mark Finkienberg), X – Józef Światło (Izaak Fleischfarb), Henryk Piasecki (Chaim Izrael Pesses) (https://nsz.com.pl/index.php/artykuly-i-opracowania/1002-dr-hab-krzysztof-szwagrzyk-qw-komunistycznej-bezpiece-ydzi-zajmowali-niemal-poow-stanowiska).

W tym samym czasie, w rozbudowanym systemie więzień i obozów liczącym 179 więzień i 39 obozów pracy, stanowiska naczelników i komendantów zajmowali: Salomon Morel – komendant obozów w Świętochłowicach-Zgodzie (1945) i Jaworznie (1948-1951), naczelnik więzień m.in. w Opolu (1945-1946), Katowicach (1946-1948) i Jaworznie (1951); oraz Mieczysław (Moszek) Flaum – komendant obozu we Włocławku (1945-1946) i Mielęcinie (1946); Beniamin Glatter – naczelnik więzienia w Goleniowie (1949); Franciszek (Efroim) Klitenik – naczelnik więzienia we Wrocławiu (1946-1947), Dzierżoniowie (1947-1951) i Łodzi (1951-1958), Henryk Markowicz – naczelnik więzienia przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu (1945-1946), Sewer Rosen – naczelnik więzienia w Barczewie (1947-1951), Oskar Rozenberg – naczelnik więzienia w Potulicach (1951-1954), Kazimierz Szymanowicz – naczelnik więzienia w Rawiczu (1945-1947) i Saul Wajntraub – naczelnik więzienia w Kłodzku (1948-1951) i więzienia nr III w Warszawie (1951-1954) (https://nsz.com.pl/index.php/artykuly-i-opracowania/1002-dr-hab-krzysztof-szwagrzyk-qw-komunistycznej-bezpiece-ydzi-zajmowali-niemal-poow-stanowiska).

„Najważniejsze i materialnie najwięcej popłatne placówki państwowe są obsadzone Żydami. W administracji państwowej, w szkolnictwie średnim i wyższym, w sądownictwie i w wojsku tkwią Żydzi na nadrzędnych stanowiskach” (Sprawozdanie Zarządu Głównego WiN za czerwiec 1946. Za: http://polska1918-89.pl/pdf/zydzi-w-kierownictwie-ub.-stereotyp-czy-rzeczywistosc,6146.pdf).

Po wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski – Żydzi komuniści, oddając się w zupełności jako znawcy stosunków i terenu na usługi NKWD, byli […] czynnikiem, który najwięcej przyczynił się do masowych aresztowań, rozstrzeliwań, deportacji, zwłaszcza członków polskiego ruchu niepodległościowego” („Twarze bezpieki w PRL w latach 1944 – 1956”, http://blogmedia24.pl/node/69842).

W styczniu 1945 r. komendant Okręgu AK Białystok w swoim raporcie do Londynu pisał: „NKWD przy pomocy pozostałych Żydów urządza krwawe orgie”.

Rok później kierownictwo WiN informowało: „Na każdym kroku daje się odczuć ich [Żydów – K.S.] serdeczny stosunek do Sowietów i odwrotnie oraz popieranie ich tak przez Sowietów i PPR, jak i przez władze administracyjne i Bezpieczeństwa”; „Najważniejsze i materialnie najwięcej popłatne placówki państwowe są obsadzone Żydami („Twarze bezpieki w PRL w latach 1944 – 1956”, http://blogmedia24.pl/node/69842).

W GZI (Główny Zarząd Informacji Wojska Polskiego) zasadnicze stanowiska kierownicze zajmowało w latach 1945-1956 30 oficerów polskich pochodzenia żydowskiego (16,9%). Stanowiska wyłącznie szefowskie (łącznie z zastępcami szefów GZI) zajmowało 17 oficerów tego pochodzenia (18,7%). Stanowiska kierownicze w GZI (z zastępcami włącznie) zajmowało 16 oficerów polskich pochodzenia żydowskiego (20,8%), zaś bez zastępców (lecz z zastępcami szefów GZI) 9 oficerów tego pochodzenia (22,5%) (http://bazhum.muzhp.pl/media//files/Przeglad_Historyczny/Przeglad_Historyczny-r1993-t84-n4/Przeglad_Historyczny-r1993-t84-n4-s463-485/Przeglad_Historyczny-r1993-t84-n4-s463-485.pdf).

Poważna koncentracja osób narodowości żydowskiej wystąpiła w Departamencie Służby Sprawiedliwości Wojska Polskiego, Najwyższym Sądzie Wojskowym, Naczelnej Prokuraturze Wojskowej oraz w sądach i prokuraturach terenowych. Nazwiska zmieniały również osoby cywilne, i to niektórzy po kilka razy.

Stanisław Mikołajczyk w książce „Gwałt na Polsce” pisze, że tylko do jego ucieczki zaraz po sfałszowanych wyborach w 1947 roku: było to sprowadzonych ok. 400 tys. sowieckich obywateli pochodzenia żydowskiego.

Kiedy na przełomie kwietnia i maja 1946 r. opublikowano wstępne wyniki Powszechnego Sumarycznego Spisu Ludności w I Zeszycie Specjalnym Wiadomości Statystycznych okazało się, że w Polsce żyło 23 mln 911 tys. obywateli, w tym Polaków 20 mln 520 tys., Niemców 2 mln 288 tys., inne mniejszości 399 526 osób, i osoby co do których toczyło się postępowanie rehabilitacyjne lub weryfikacyjne 417 431 osób.

O Żydach spis nic nie mówił, ale według CKŻP w końcu I półrocza 1946 r. w KŻ zarejestrowanych było 240 tys. 489 Żydów, z czego repatriantów z ZSRR 157 tys. 420 osób. Wiele osób, które w czasie wojny ukrywały się na „aryjskich papierach” z różnych względów po wojnie nie ujawniało swej narodowości, często uchodząc w opinii polskiego otoczenia za Polaków. Te osoby rzadko decydowały się na rejestrację w KŻ (http://wolna-polska.pl/wp-content/uploads/2014/02/Leszek-Olejnik-Polityka-narodowo%C5%9Bciowa.pdf).

Przyjmuje się, że w latach 1949-1951 z Polski wyjechało około 30 tys. Żydów. W latach 1956-1960 wyjechało do Izraela, według danych Biura Paszportów i Dowodów Osobistych MSW, 47 tys. 770 osób. Według źródeł izraelskich w 1958 r. w Polsce było około 41 tys. Żydów. Od 1956 r. podania o wyjazd z Polski składały masowo także osoby uważające się jak dotąd (bądź uważane) za Polaków. Nie wiadomo ile takich osób żyje wśród nas. Po 1968 r. z Polski wyjechało około 20 tys. Żydów.

Łącznie więc wyjechało z Polski 97 tys. 770 Żydów. Jeżeli CKŻP w końcu I półrocza 1946 r. podał, że w KŻ zarejestrowanych było 240 tys. 489 Żydów, to gdzie się podziało 142 tys. 719 Żydów.

Według Powszechnego Sumarycznego Spisu Ludności z 1946 r., jeżeli od 23 mln 911 tys. obywateli polskich odejmiemy 20 mln 520 tys. osób narodowości polskiej, to wychodzi, że w Polsce powinno być 3 mln 391 tys. obywateli polskich należących do mniejszości narodowych, ale po podliczeniu podanych w spisie mniejszości narodowych okazuje się, że było 3 mln 105 tys. osób należących do mniejszości narodowych. Różnica wynosi 286 tys. osób należących do nieznanej mniejszości narodowej.

Postawili sobie za cel nie tylko fizycznie zlikwidować Obóz Narodowy, ale wymazać z pamięci historii jego istnienie.

Historia narodów jest pełna przykładów, że żaden naród nie może utrzymać swej tożsamości, jeżeli zostanie zniszczona jego warstwa przewodnia. Inteligencja polska poniosła największą ofiarę w czasie II wojny światowej, by wspomnieć Katyń, czy mordy popełnione przez Niemców w ramach realizacji tzw. „Akcji Inteligencja” (niem. Intelligenzaktion). Łącznie, w wyniku „Akcji Inteligencja”, zginęło ok. 100 tys. Polaków, spośród których 50 tys. zamordowano w ramach tzw. „akcji bezpośredniej” (tj. rozstrzelano), a kolejne 50 tys. wysłano do obozów koncentracyjnych, gdzie przeżył jedynie znikomy procent.

Podczas II Wojny Światowej część inteligencji znalazła się na emigracji, po 1945 r. w większości bez prawa powrotu do Ojczyzny. Natomiast ci, co pozostali w Polsce i uniknęli pogromu hitlerowskiego i bolszewickiego, padli ofiarą komunizmu.

Represją towarzyszyła agresja propagandowa. Jej symbolem stał się wydany przez resort informacji i propagandy PKWN jesienią 1944 r. plakat „AK – zapluty karzeł reakcji”. Na plakacie przedstawiono biegnącego z bronią gotową do strzału żołnierza LWP i opluwającego go karłowatego człowieczka z zawieszoną na szyi tabliczką z napisem „AK”. Choć komuniści w swoje walce z polskim podziemiem używali haniebnych metod, to tym plakatem przekroczyli wszystkie granice podłości. Jak pisze w swej książce „X Pawilon” Stanisław Krupa „plakat ten wyrządzał olbrzymią krzywdę żołnierzom AK, pozostawił w psychice i tak dostatecznie obolałych żołnierzy AK dodatkowy, dotkliwy uraz”. Żołnierzy AK, WiN, NSZ i NOW nazywano „hitlerowskimi kolaborantami” i „polskimi faszystami”.

W szczególnie okrutny sposób torturowano i mordowano narodowców. Narodowcy byli najbardziej świadomą narodowo częścią Narodu Polskiego, dlatego zostali przez Żydów skazani na zagładę.

„Lochy bezpieki stworzone przez Radkiewicza pochłonęły ogromną ilość ofiar wśród narodowców, bo jak powiedział jednemu z torturowanych działaczy narodowych osławiony kat Bezpieki – Światło- postawili sobie za cel nie tylko fizycznie zlikwidować Obóz Narodowy, ale wymazać z pamięci historii jego istnienie. I w tej próbie zlikwidowania Obozu Narodowego, jako najniebezpieczniejszego przeciwnika, działało niemieckie gestapo i stalinowskie UB” (Jan Dziżyński, „Naród polski musi stać się suwerenem we własnym państwie”, Biuletyn Stronnictwa Narodowego, 1990).

Jednym z ofiar był Adam Doboszyński, który przez wiele miesięcy w katowni ubeckiej był torturowany w nieludzki, przekraczający wyobrażalne granice okrucieństwa, sposób. Śledztwo przeciw Adamowi Doboszyńskiemu prowadził Żyd płk Różański (ojciec Abraham Goldberg) i podlegli mu oficerowie. Jeden z nich por. Laszkiewicz, stosował specjalne, bardzo przemyślne chwyty, aby wymusić na Doboszyńskim zeznania. Wsypywał mu do posiłków i do płynów proszki na rozwolnienie żołądka. Doprowadził do tego, że Doboszyński chciał co chwilę wychodzić do ustępu. Ale por. Laszkiewicz nie pozwalał na to, i przez kilka długich tygodni trzymał go w takim stanie na przesłuchaniach bez przerwy. A. Doboszyński, mimo ciężkich tortur do końca zachowywał się godnie. Wyrok zamykający pokazowy proces, wydany 11 lipca 1949 roku w imieniu komunistycznej władzy Polski Ludowej brzmiał: kara śmierci. Adam Doboszyński w trakcie swej mowy obrończej powiedział:

„W tej chwili, w obliczu śmierci, której żąda dla mnie prokurator, jako wierzący katolik podtrzymuję z całą mocą tę przysięgę, którą złożyłem już na tej sali, najświętszą dla mnie przysięgę na rany Chrystusa i – dodam w tej chwili – na zbawienie mej duszy, że nie byłem nigdy w służbie niemieckiej ani w amerykańskiej ani w żadnej innej”.

Wyrok wykonano 29 sierpnia 1949 roku. Adam Doboszyński został zamordowany o godzinie 20:30 w więzieniu mokotowskim strzałem w tył głowy, w piwnicy wykopanej pod placem. Morderstwa dokonał starszy sierżant Piotr Śmietański, kat z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Miejsce złożenia ciała pozostaje nieznane. 26 kwietnia 1989 roku Adam Doboszyński został zrehabilitowany wyrokiem uniewinniającym Sądu Najwyższego.

Oto inni narodowcy torturowani i zamordowani przez oprawców z UB: Leon Dziubecki, prezes konspiracyjnego Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego skazany na karę śmierci zamienioną na dożywocie, zmarł w lochach UB na Rakowieckiej; Leszek Hajdukiewicz, jeden z przywódców Młodzieży Wszechpolskiej, zginął na Rakowieckiej w lochach UB; Jan Kaim, prezes Bratniaka Politechniki Lwowskiej, dowódca oddziału dywersyjnego NOW, kurier rządu Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie do Kraju, torturowany w śledztwie, skazany najpierw na dożywotnie więzienie, ale na skutek interwencji żydowskiego „sędziego” Wareckiego – Warenhausa został rozstrzelany; Tadeusz Łabędzki, torturowany i ostatecznie zamęczony przez UB w śledztwie na Rakowieckiej; Stanisław Mierzwiński, student, rozstrzelany przez UB na Rakowieckiej; Adam Mirecki, organizator NOW, pięć razy wyrywał się z rąk gestapo, rozstrzelany przez UB na Rakowieckiej; Jan Morawiec, student, rozstrzelany przez UB na Rakowieckiej; Zdzisław Poradzki ps. „Kruszynka”, uczestnik Zamachu na Kutscherę (ustrzelił go), zginął z rąk UB na Rakowieckiej; Leszek Roszkowski, aplikant adwokacki, rozstrzelany przez UB na Rakowieckiej; Władysław Tarnawski, profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, zginął z rąk UB na Rakowieckiej; Tadeusz Zawodziński, student, rozstrzelany przez UB na Rakowieckiej. Należy również przypomnieć, że jednym z członków kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego, który 3 maja 1948 r. zatwierdził wyrok śmierci na Pileckim, wykonany 25 maja 1948 r., był sędzia Leo Hochberg, syn Saula Szoela (T.M. Płużański, „Prawnicy II RP, komunistyczni zbrodniarze”, „Najwyższy Czas”, 27 października 2001 r.).

Mecenas Leon Mirecki 1905-2000, członek Zarządu Głównego Stronnictwa Narodowego, został aresztowany w 1945 r. Był brutalnie przesłuchiwany. Doświadczył bicia i kloacznego karceru. Przewieziono go następnie do Warszawy i tam przesłuchiwano dużo ostrzej. Przesłuchaniami kierował płk Światło, a uczestniczyli w nich też Halicki i Humer. Bił go też Łabanowski, o którym Światło mówił przez radio z USA, że ubierał się w sutannę i proponował spowiedź skazanym na śmierć. Śledztwo trwało ponad rok. Na zbiorowym procesie dostał 5 lat więzienia. Odsiedział dwa – resztę objęła amnestia. Nie trwało to długo – po siedmiu miesiącach aresztowano go ponownie. Osadzono go w X Pawilonie na Mokotowie. Był to czas stosowania szczególnie brutalnych metod w śledztwie. Stosowano różnego rodzaju bicia, stójki w wodzie, karcer i inne tortury. Koszmar śledztwa trwał dwa lata. Przesłuchujący interesowali się szczególnie kontaktami z Adamem Doboszyńskim, którego oskarżali o kolaborację z Niemcami. Doboszyńskiego rozstrzelano po sfingowanym procesie. Mirecki dostał wyrok 7 lat. Był jeszcze kilkakrotnie aresztowany. Łącznie w więzieniach PRL przesiedział 10 lat. Zmarł 21 lutego 2000 r. w Racławicach, w dniu swoich 95. urodzin.

 

 HUMER I MOREL

 

Oto niektórzy zbrodniarze: Adam Humer (Adam Umer) funkcjonariusz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W resorcie od 12 września 1944 (m.in. kierownik Sekcji Śledczej WUBP w Lublinie, od 15 lutego 1945 kierownik Sekcji VIII Wydziału I, od 31 sierpnia 1945 zastępca kierownika Wydziału VII Departamentu I MBP, od 16 września 1945 zastępca kierownika Wydziału IV Samodzielnego MBP, od 1 lipca 1947 wicedyrektor, jednocześnie naczelnik Wydziału II Departamentu Śledczego MBP, od 1 września 1951 wicedyrektor Departamentu Śledczego MBP). W późniejszym czasie, mimo iż formalnie był poza resortem, faktycznie doradzał organom SB jako specjalista od ruchu narodowego. Polskie podziemie wydało na niego wyrok śmierci, jednak nie zdążono go wykonać. W 1994 skazany za wymuszanie zeznań torturami. Udowodniono mu udział w wielu przesłuchaniach, upokarzanie, głodzenie i torturowanie więźniów politycznych. Humer był także oskarżany o skrytobójcze zamordowanie dziennikarza Tadeusza Łabędzkiego. Prowadził również śledztwo w sprawie Adama Doboszyńskiego, skazanego na śmierć w 1949;

Salomon Morel – komendant obozów w Świętochłowicach-Zgodzie (1945) i Jaworznie (1948-1951). Fot. en.rightpedia.info

Salomon Morel (1919-2007)– funkcjonariusz aparatu bezpieczeństwa w PRL, oskarżony o zbrodnie przeciwko ludzkości. Pochodził z rodziny żydowskiej. Od lutego 1945 r. był komendantem Obozu Zgoda w Świętochłowicach. W lutym 1949 r. Morelowi powierzono stanowisko komendanta Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie, który po zakończeniu Akcji „Wisła” został przekształcony w Więzienie Progresywne dla Młodocianych Przestępców. W 1992 r. Główna Komisja Badań Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wszczęła oficjalne śledztwo w sprawie Obozu Pracy w Świętochłowicach – Zgodzie. W tym samym roku Morel wyjechał z Polski do Izraela. 30 września 1996 r. Salomonowi Morelowi postawiono dziewięć zarzutów, w tym ludobójstwa – pobicia, znęcania się fizycznego i moralnego, sprowadzenia niebezpieczeństwa powszechnego dla życia i zdrowia więźniów. Oskarżony m.in. o stosowanie wyszukanej metody tortur tzw. „piramidy” (na polecenie Morela według świadków strażnicy mieli rzucać więźniów jednego na drugiego, tworząc pięć, sześć warstw złożonych z ludzi). Zarzuty wobec Morela oparto przede wszystkim na zeznaniach ponad 100 świadków, spośród których pięćdziesięciu ośmiu było więźniami obozu w Świętochłowicach Zgodzie. W lipcu 2005 r. Izrael odmówił wydania Morela polskim władzom, gdyż prawo izraelskie nie przewiduje ekstradycji swoich obywateli.

Dla wielu aresztowanych organizowano sfingowane procesy pokazowe

Procesy pokazowe były elementem doktryny tzw. prewencji ogólnej w komunistycznej teorii państwa i prawa, gdzie publiczna rozprawa sądowa służyć miała przede wszystkim funkcjom propagandowym. Procesy pokazowe miały na celu sterroryzowanie społeczeństwa, rozbijanie solidarności poszczególnych grup społecznych, złamanie woli oporu. Ofiary procesów niejednokrotnie poddawano torturom, często przyznawały się do niepopełnionych czynów i obciążały inne osoby, co rozszerzało zakres represji sądowej. Taki sfingowany proces urządzono między innymi rotmistrzowi Witoldowi Pileckiemu i Adamowi Doboszyńskiemu.

Witold Pilecki na ławie oskarżonych Foto: rotmistrzpilecki.eu

Dla wielu skazanych na śmierć urządzano publiczne egzekucje

24 maja 1946 na stadionie sportowym w Sanoku powieszono dwóch żołnierzy Samodzielnego Batalionu NSZ: Władysława Kudlika oraz Władysława Skwarca. Publicznej egzekucji przyglądał się tłum gapiów, ale UB-ekom to nie wystarczyło, dlatego na widowisko spędzili młodzież z miejscowych szkół. Zwłoki obu straconych wrzucono do jednego grobu, który przez dziesiątki lat pozostał bezimienny. Kilka dni później na szubienicy stanął trzeci z uwięzionych: Stanisław Książek. W taki oto barbarzyński sposób zamordowani zostali żołnierze z oddziału Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem legendarnego majora Antoniego Żubryda, dowódcy Samodzielnego Batalionu NSZ.

 

OBOZY NKWD

 

Na konferencji jałtańskiej odbytej w dniach 4-11 lutego 1945 r. Churchill i Roosevelt uznali zgodność działań NKWD

z konwencją dotyczącą prowadzenia wojny na lądzie – w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa, spokoju i porządku na tyłach Armii Czerwonej na terytorium Polski. Sojusznicy dali Stalinowi „carte blanche” na siłowe zniszczenie podziemia zbrojnego, a mianowicie Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych (http://pl.wikipedia.org/wiki/Konferencja_jałtańska).

Zakończenie II Wojny Światowej nie przyniosło Polakom tak upragnionej wolności, gdyż do 1956 r. Polska dostała się pod okupację sowiecką. Jeszcze podczas trwania wojny Sowieci traktowali zajęty przez siebie obszar Polski jako terytorium ZSRR, a powstały przy pomocy Sowietów w Lublinie 22 lipca 1944 r. PKWN był ich marionetką. Dla wielu Polaków były to lata prześladowań, więzień, tortur i śmierci. Represje dotknęły przede wszystkim środowisk, które złożyły na Ołtarzu Wolności Ojczyzny najwyższą ofiarę. Kiedy front wschodni przesuwał się przez ziemie polskie, wraz z nim wkraczały jednostki NKWD. Ich celem było wyłapywanie, rozbrajanie, wywożenie na Sybir, czy mordowanie żołnierzy związanych z AK, NSZ, NOW i WiN. Były to organizacji wojskowe, które w ciągu pięciu lat wojny walczyły na pierwszej linii frontu przeciwko niemieckiemu najeźdźcy. Lata 1944-1956 powinno się nazwać okupacją sowiecką.

W grudniu 1944 r. gen. Okulicki oceniał, że Armia Krajowa liczyła około 120 tys. członków zorganizowanych w 2,5 tys. plutonach. Natomiast w podziemiu pozostawało ponad 80 tys. żołnierzy NSZ.

Po wejściu Armii Czerwonej na terytorium Polski, szczególną rolę w zwalczaniu Armii Krajowej i całego Polskiego Państwa Podziemnego odegrały radzieckie organy bezpieczeństwa, którymi na ziemiach polskich od 1944 r. kierował Iwan Aleksandrowicz Sierow (vel Iwanow). Na komendantów wojskowych, a zwłaszcza na organy bezpieczeństwa, nałożono zadanie likwidacji Polskiego Państwa Podziemnego – jego aparatu, ugrupowań politycznych z nim związanych, jego siły zbrojnej. Służyć to miało nowym celom, w tym także wspieraniu nowej władzy (Eugeniusz Duraczyński, „Generał Iwanow zaprasza”, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1989).

W wyłapywaniu i rozbrajaniu żołnierzy Oddziałów Armii Krajowej istotną rolę odegrały organy Smiersza ze wspomagającymi go wojskami wewnętrznymi NKWD. Grupy Operacyjne Smiersza działały według wcześniej przygotowanych list na których znajdowały się dane osobowe i adresy aktywnych uczestników AK. Wchodząc na te tereny Smiersz miał już przygotowane zaplecze agenturalne i rozpoznawcze dzięki któremu efektywnie zwalczał oddziały niepodległościowe. Już od 1942 r. roku wywiad sowiecki interesował się Polskim Państwem Podziemnym i za wszelką cenę, z pomocą polskich komunistów, starał się rozpoznawać jego struktury, skład osobowy i lokalizację oddziałów, liczbę i miejsca składów broni i amunicji itd.

Eugeniusz Duraczyński w książce „Generał Iwanow zaprasza” pisze: „Poczynania represyjne organów NKWD lub wydzielonych pionów Armii Czerwonej budziły nie tylko najgłębszy sprzeciw ze strony ogniw rozpadającego się państwa podziemnego i przerażenie ludności. Pewne praktyki beriowskiego aparatu represji musiały budzić wątpliwości również w kręgach wojskowych. O jednym tylko aspekcie owych praktyk sygnalizowało pismo naczelnego dowódcy Wojska Polskiego gen. Michała Żymierskiego, skierowane 25 stycznia 1945 r. do ministra spraw zagranicznych na ręce wiceministra Jakuba Bermana. Pisał on, że ramowe ustalenia zasad jurysdykcji Armii Czerwonej w strefie działań wojennych w artykule 7 omówionego już przez nas porozumienia z 26 lipca 1944 r. wymagało, jego zdaniem, „dodatkowych umów lub porozumień administracyjnych”. Generał informował, że sądy Armii Czerwonej ferują wyroki w stosunku do obywateli polskich w imieniu „swego państwa i na mocy prawa radzieckiego”, podczas gdy konwencja haska z 1907 r. przewiduje możliwość stosowania rodzimego prawa. Dalej pisał, że wykonywanie wyroków w trybunałach wojennych Armii Czerwonej odbywa się bez jakiegokolwiek notyfikowania władzom polskim. Wnosił więc o unormowanie tych spraw, „których liczba wzrośnie z chwilą przesunięcia się dalej linii frontu”.

Dalej autor pisze: „21 lutego 1945 r. gen. Okulicki informował Radę Jedności Narodowej, że na wschód od Wisły aresztowano przeszło 30 tys. oficerów i żołnierzy AK. Rozpoczynały się represje na ziemiach położonych na zachód od Wisły. 21 lutego 1945 r. płk Jan Zientarski, dowódca okręgu kielecko-radomskiego AK meldował gen. Okulickiemu, że na jego terenie „wszystkie więzienia są już zapełnione żołnierzami AK. Aresztowania trwają w dalszym ciągu. Liczę się, że po pierwszej fali aresztowań indywidualnych i rozpracowaniu nas może nastąpić masówka aresztowań” (Eugeniusz Duraczyński, „Generał Iwanow zaprasza”, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1989).

Poniżej dwa meldunki komendantów AK z Wilna i Lwowa o aresztowaniu, internowaniu i wywiezieniu Polaków przez NKWD:

Meldunek komendanta Podokręgu Nowogródek do dowódcy AK z 22 sierpnia 1944 r.: „Aresztowani oficerowie dowództwa Wiana i Nowiu w więzieniu NKWD w Wilnie. Losy „Wilka” (płk Aleksander Krzyżanowski – przyp. Aut) i Poleszuka (ppłk Adam Szydłowski – przyp. autora) nieznana. Pięć do siedmiu tysięcy internowano Polaków w Miednikach, w tym znaczną część rozbrojonych pod Wilnem. Żołnierzy wywieziono kol. w kierunku Mińska, ponad 70 oficerów wywieziono z Miednik samochodami w nieznanym kierunku” (Stanisław Marat, Jacek Snopkiewicz, „Zbrodnia. Sprawa generała Fieldorfa-Nila”, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1989).

Meldunek komendanta Obszaru Lwowskiego do Centrali z 11 stycznia 1945 r.: „Władze sowieckie systematycznie usuwają Polaków z Małopolski Wschodniej, a szczególnie ze Lwowa. W początkach stycznia br. w ciągu jednego tygodnia aresztowano we Lwowie ponad 6 tys. Polaków, w tym 20 profesorów uniwersytetu, poza tym księży, studentów, pracowników gazowni, elektrowni itp. Zwykle stosowany pretekst – współpraca z Niemcami. Mienie aresztowanych rabują” (Stanisław Marat, Jacek Snopkiewicz, „Zbrodnia. Sprawa generała Fieldorfa-Nila”, Wydawnictwo Alfa, Warszawa 1989).

 

OBŁAWA AUGUSTOWSKA

 

 Od 10 do 25 lipca 1945 regularne oddziały Armii Czerwonej należące do i jednostki 62 Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD (w tym 385 Pułk Strzelecki Wojsk Wewnętrznych NKWD), osłaniane i wspomagane przez UB i 110-osobowy pododdział 1 Praskiego Pułku Piechoty, przeprowadziły szeroko zakrojoną akcję pacyfikacyjną obejmującą tereny Puszczy Augustowskiej i jej okolic. Wśród żołnierzy polskich wspomagających Rosjan szczególnie aktywny udział w pacyfikacji brał późniejszy szef MSW Mirosław Milewski. Oddziały sowieckie otaczały tamtejsze wsie, aresztując ich mieszkańców podejrzanych o kontakty z partyzantką niepodległościową. Zatrzymano ponad 7 tys. osób, które więziono w ponad pięćdziesięciu miejscach. Sowieci utworzyli obozy filtracyjne, gdzie torturowano i przesłuchiwano zatrzymanych, przetrzymując ich skrępowanych drutem kolczastym w dołach zalanych wodą pod gołym niebem. Część z nich po przesłuchaniach wróciła do domu. Około 600 osób narodowości polskiej   zostało wywiezionych w nieznanym kierunku i wszelki ślad po nich zaginął. Aresztowania tych osób dokonały organy Smiersz 3 Frontu Białoruskiego.

 

LIKWIDACJA WŁASNOŚCI PRYWATNEJ

 

 W Polsce w latach 1944-1956 komuniści w sposób radykalny przystąpili do niszczenia stosunków własnościowych, zarówno własności prywatnej i spółdzielczej. W ramach reformy rolnej wywłaszczono ziemian, właścicieli fabryk i zakładów produkcyjnych, sklepikarzy, kupców. Polacy stali się społeczeństwem bezklasowym, zostali wywłaszczeni i zmuszeni do zatrudnienia się u jednego i tego samego, kolektywnego pracodawcy. Polacy zostali brutalnie pozbawieni własnej elity. Obok deprywacji ekonomicznej i terroru policyjnego, była indoktrynacja ideologiczna społeczeństwa. Przeobrażenie narodu miało przynieść przekształcenie świadomości narodu polskiego, a mianowicie ich światopoglądu, zasad moralnych, nawyków estetycznych itp.

Jakub Berman (1901-1984), zbrodniarz komunistyczny żydowskiego pochodzenia, należał do najściślejszego kierownictwa PZPR, wicepremier Rady Ministrów. W latach 1949–1954 był członkiem Komisji Biura Politycznego KC PZPR ds. Bezpieczeństwa Publicznego, nadzorującej aparat represji stalinowskich w Polsce, współodpowiedzialny za zbrodniczą działalność Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Koordynował przygotowywania licznych procesów politycznych, prześladowania kilkusettysięcznej rzeszy członków AK, BCh i NSZ. Miał kierowniczy udział w morderstwach politycznych. W drugiej połowie lat 40. XX wieku tak umocnił swoją pozycję w Rzeczypospolitej Polskiej, że stanowił wraz z Bolesławem Bierutem, Hilarym Mincem i Zambrowskim czwórkę stanowiącą najściślejsze kierownictwo PZPR. Bez zajmowania eksponowanych stanowisk, kierował ideologią partii komunistycznej oraz aparatem terroru. Jakub Berman 9 kwietnia 1946 w Wałbrzychu do 730 zebranych Żydów z Polski wygłosił referat. Oto jego fragment dotyczący zmiany nazwisk: „Koniecznie zmieniać nazwiska na czysto polskie. Jak trzeba to dwa razy zmieniać nazwiska. Zatajać swoje żydowskie pochodzenia. Wytwarzać i szerzyć wśród społeczeństwa polskiego opinię i utwierdzać go w przekonaniu, że rządzą Polacy, a Żydzi, nie odgrywają żadnej roli w państwie – celem urobienia opinii społecznej i światopoglądu narodu polskiego w pożądanym dla nas kierunku” (http://zygumntbialas.neon24.pl/post/109440,jakub-berman-uznac-antysemityzm-za-zdrade-glowna). Jakub Berman położył podwaliny pod budowę Judeopolonii (Polin).

W latach 1944-1956 w Polsce były podejmowane przez władze komunistyczne różnorodne antypolskie przedsięwzięcia o charakterze sowietyzacyjnym.

Roman Zambrowski.

Dekret PKWN wywłaszczał ze skutkiem natychmiastowym i bez odszkodowania wszystkich właścicieli majątków ziemskich o powierzchni powyżej 50 hektarów (w województwach zachodnich powyżej 100 hektarów), odbierając im, oprócz ziemi, żywy inwentarz oraz budynki i ich wyposażenie z dworem włącznie. Łącznie przejęto ok. 13 tys. majątków ziemskich, w tym ok. 10 tys. na tzw. ziemiach dawnych (tereny należące do Polski przed 1 września 1939 r.). Reforma rolna objęła nie tylko grunty, ale również budynki mieszkalne i gospodarcze, obszary leśne, inwentarz żywy i martwy, zakłady przemysłowe oraz „przedmioty o dużej wartości artystycznej i historycznej. Ziemianie, którzy po 1945 r. nie emigrowali, a zdecydowali się na pozostanie w Polsce, jako wrogowie ustroju socjalistycznego byli represjonowani i inwigilowani przez aparat bezpieczeństwa.

W ramach reformy rolnej przejętą ziemię podzielono między chłopów, ale tylko chwilowo, gdyż już w 1948 r. rozpoczęto kolektywizację rolnictwa.

Uchwała o obligatoryjnym ukolektywnieniu gospodarki rolnej w krajach „demokracji ludowej” została podjęta na sesji Kominformu – Biura Informacyjnego Partii Komunistycznych i Robotniczych – która odbyła się w stolicy Rumunii Bukareszcie 20 czerwca 1948 r. Polskę na tym posiedzeniu reprezentowali Jakub Berman, tak zwana szara eminencja polskiej powojennej sceny politycznej okresu stalinowskiego, oraz Aleksander Zawadzki, którzy opowiedzieli się za wdrożeniem tej rezolucji wbrew wyraźnemu stanowisku Władysława Gomułki – sekretarza generalnego Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej (KC PPR) – który był przeciwny kolektywizacji rolnictwa w Polsce w tym czasie. Inicjatorem uchwalenia bukaresztańskiej rezolucji był komunistyczny dyktator Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR) – Józef Stalin. Władysław Gomułka, „zdecydowany przeciwnik uspółdzielczenia wsi”, za niepokorną postawę wobec żądań Stalina wprowadzenia w Polsce gospodarki kołchozowej, zyskał sympatię i przychylność ludności polskiej wsi, „zdobył sobie popularność i autorytet wśród chłopów” oraz miano „obrońcy chłopskiego” i „obrońcy gospodarki indywidualnej”.

W pierwszym rzędzie usunięto ze stanowiska sekretarza generalnego KC PPR Władysława Gomułkę (I sekretarz KC PPR (1943-1948), przeciwnikiem kołchozacji wsi polskiej, a na jego miejsce wprowadzono Bolesława Bieruta – „podrzędnego agenta sowieckiego”, Władze komunistyczne Polski Ludowej natychmiast podjęły działania mające na celu wdrożenie w życie kominformowskiej uchwały o kolektywizacji rolnictwa. W pierwszym rzędzie usunięto ze stanowiska sekretarza generalnego KC PPR Władysława Gomułkę (I sekretarz KC PPR (1943-1948), który był (od 1948 r. Sekretarz Generalny, a od 17 marca 1954 r. I Sekretarz KC), służalczego wobec J. Stalina. Dlatego przyjmuje się, iż forsowną i brutalną kolektywizację wsi w Polsce zapoczątkowało usunięcie Władysława Gomułki z KC PPR, a objęcie przez niego władzy w 1956 r. zapoczątkował proces zahamowania brutalnej kołchozacji. Kluczowe decyzje o „budowie” rolniczych spółdzielni produkcyjnych – „polskiej odmiany radzieckich kołchozów”, zapadły na plenach KC PPR, które odbyły się w dniach 6–7 lipca i 31 sierpnia–3 września 1948 r. Pierwsze odbyło się bez udziału sekretarza generalnego KC PPR Władysława Gomułki, a na drugim pozbawiono go funkcji przywódcy partii za tzw. prawicowo-nacjonalistyczne odchylenia. Roman Zambrowski, polityk żydowskiego pochodzenia, w latach 1949–1952, nadzorował politykę forsownej kolektywizacji. Opornych represjonowano, kierując ich do obozów pracy i więzień, a synów chłopskich – do specjalnych jednostek wojskowych. Polski rolnik po raz kolejny dowiódł swojego patriotyzmu i umiłowania do ziemi ojczystej oraz poszanowania odwiecznych tradycji narodu polskiego. Wieloletni i zarazem stanowczy opór chłopów wobec kolektywizacji, który zakończył się „zdobyczą w postaci rozbicia. Zdecydowana postawa antykolektywizacyjna polskich rolników okazała się dla komunistów zaporą nie do pokonania (https://journals.umcs.pl/sil/article/download/1048/832). Apogeum przymusowej kolektywizacji rolnictwa miało miejsce w 1953 r. Do początku lat 60. XX w. zrealizowano ją we wszystkich krajach bloku sowieckiego z wyjątkiem Polski.Właściwym celem reformy rolnej było zniszczenie polskiego ziemiaństwa, jako warstwy posiadającej.

Władysław Gomułka zaraz po objęciu władzy w 1956 r. zapoczątkował proces zahamowania brutalnej kołchozacji.

W kwietniu 1947 roku, podczas posiedzenia plenum KC PPR, minister przemysłu i handlu Hilary Minc, polityk żydowskiego pochodzenia, od 1944 r. do 1956 r. był osobą kierującą polityką gospodarczą państwa, w ramach tzw. wojny o handel nakreślił gospodarczą wizję „polskiej demokracji ludowej”. Jej realizacja doprowadziła do prześladowań i praktycznej likwidacji własności prywatnej oraz spółdzielczej. Tylko w latach 1947-1948 liczba przedsiębiorstw i sklepów prywatnych spadła o ponad połowę.

Roman Zambrowski był faktycznym przywódcą frakcji „Puławian”, opowiadającej się za ograniczonymi reformami i liberalizacją systemu. Dziwne było jego zachowanie, gdyż wcześniej, w latach 1949–1952, nadzorował politykę forsownej kolektywizacji wsi. Po 1956 r. przeszedł na rewizjonizm (młody Marks). 6 lipca 1963 r. XIII plenum KC PZPR oficjalnie przyjęło jego rezygnację z funkcji sekretarza KC i członka Biura Politycznego „z powodu złego stanu zdrowia”. Złożył rezygnację, gdyż wiedział, że będzie usunięty. Protesty 1968 r. odbywały się pod hasłami powrotu Zambrowskiego do władzy.

W latach 1944-56 Polacy brutalnie zostali pozbawieni własnej elity: arystokracja, ziemiaństwo, przemysłowcy i handlowcy. Narodowi Polskiemu przetrącono kręgosłup. Tak tylko dla przykładu: obecnie ziemiaństwo jest bardzo silną warstwą społeczną w Wielkiej Brytanii oraz w znacznym stopniu w Europie Zachodniej (szczególnie we Francji, Hiszpanii oraz Niemczech.

 

POWSZECHNY SUMARYCZNY  SPIS LUDNOŚCI Z 1 LUTEGO 196 ROKU

 

W latach 1939-1945 mordy Polaków osiągnęły nieznany przedtem w historii rozmiar. Kiedy na przełomie kwietnia i maja 1946 r. opublikowano wstępne wyniki Powszechnego Sumarycznego Spisu Ludności w I Zeszycie Specjalnym Wiadomości Statystycznych okazało się, że w Polsce żyło 23 mln 911 tys. obywateli, w tym Polaków 20 mln 520 tys., Niemców 2 mln 288 tys., inne mniejszości 399 526 osób, i osoby co do których toczyło się postępowanie rehabilitacyjne lub weryfikacyjne 417 431 osób (http://pl.scribd.com/doc/36839158/Powszechny-Sumaryczny-Spis-Ludno%C5%9Bci-z-dn-14-II-1946-roku-1).

W porównaniu z ludnością Rzeczypospolitej z 1939 roku, a w podanym spisie ludności z 1946 r. różnica w ubytku ludności Polski wynosi 11 mln 428 tys. osób, w tym podaną liczbę 3 mln 880 tys. osób narodowości polskiej, nieznaną liczbę zaginionych Polaków na Kresach oraz obywateli polskich różnej narodowości mieszkających na Kresach. W latach 1945-1989 nie można było mówić o stratach ludnościowych Polski na naszych Kresach wschodnich. Dopiero po 1989 r. zaistniały warunki do prowadzenia takich badań, ale też nie do końca. Jeżeli się coś na ten temat mówi, to tylko o zbrodni katyńskiej.

Jeżeli weźmiemy liczbę mieszkańców Polski szacowaną na 35.8 mln, która została powtórzona przez profesora UJ, dr Andrzeja Krzesinskiego (książka „Poland’s Right to Justice” wydana w 1946 r.), za informacją przesłaną do Ligi Narodów w sierpniu 1939 r., to straty te będą większe o 550 tys. osób, i wyniosą 11 mln 977 tys. osób.

Ciekawe, co ukrywało się w spisie pod dziwnym określeniem: „i osoby co do których toczyło się postępowanie rehabilitacyjne lub weryfikacyjne 417 431 osób”.

Z danych powszechnego spisu można wnosić, że tylko do 14 lutego 1946 r. (Powszechny Sumaryczny Spis Ludności) w więzieniach przebywało 417 tys. 431 osób, a przecież represje trwały aż do 1956 r.

 

KATOWNIE UB

 

Katownie UB były w wielu polskich miastach (ponad 100). Na początku lat 90. XX w. w porze nocnej TVP2 wyemitowała film „Katownia UB w Kłodzku”. Pokazano go tylko jeden raz.

Znaczący procent (13,7) oficerów pochodzenia żydowskiego znalazł się także wśród szefów i zastępców szefów Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa Publicznego/ Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Najwięcej z nich znalazło zatrudnienie w wojewódzkim UB we Wrocławiu, gdzie wśród osiemnastu zastępców szefów WUBP/ WUdsBP sześciu (33 proc.) było Żydami: Władysław Wątorek (Adolf Eichenbaum), Jan Stesłowicz (Lemil Katz), Adam Nowak (Adaś Najman), Adam Kornecki (Dawid Kornhendler), Eliasz Koton i Karol Grad, a w niektórych wydziałach i sekcjach urzędu przedstawiciele tej narodowości stanowili niekiedy 1/3 ich całego stanu osobowego. Zjawisko takie występowało np. w Wydziale ds. Funkcjonariuszy, Wydziale V, VIII i Gospodarczym.

W latach 1945-1956 poszczególnymi wydziałami kierowali: personalnym – Leonarda Opałko (Lorka Nadler) (1945-1946); I – Roman Wysocki (Altajn) (1950-1951); V – Józef (Jefim) Gildiner (1951-1952); X – Józef (Jefim) Gildiner (1952-1954); “A” – Edward Last (1946); śledczym – Antoni Marczewski (1946-1947), Feliks Różycki (Rosenbaum) (1950-1952); Wydziałem ds. Funkcjonariuszy – Bronisław Romkowicz (Maks Bernkopf) (1946-1947); Sekcją Finansową – Stanisław Ligoń (Lemberger) (1949-1954); Służbą Mundurową – Arnold Mendel (1949-1950). Stanowili oni także trzon istniejącej przy WUBP komórki partyjnej PPR/PZPR (Jefim Gildiner, Karol Grad, Zygmunt Kopel, Henryk Lubiński, Grzegorz Rajman, Felicja Rubin) – 26 proc. w 1954 r. (https://nsz.com.pl/index.php/artykuly-i-opracowania/1002-dr-hab-krzysztof-szwagrzyk-qw-komunistycznej-bezpiece-ydzi-zajmowali-niemal-poow-stanowisk).

Podobną, wynoszącą 30 proc. statystykę, można dostrzec w gronie kadry kierowniczej powiatowego UB w Dzierżoniowie. Na jej wielkość wpływ miało piastowanie urzędu szefa przez: Artura Górnego (1946-1947); Michała (Mojżesza) Wajsmana (1947-1948) i Adama Kulberga (1951-1954). Jeszcze wyższy odsetek wystąpił na stanowiskach ich zastępców, wśród których trzy z ośmiu etatów zajmowali oficerowie żydowscy: Edward Last (1945-1946), Adam Kulberg (1950-1951) i Izaak Winnykamień (1952). Łącznie w latach 1945-1956 we wszystkich komórkach tylko wojewódzkiego UB na Dolnym Śląsku pracowało ponad 500 osób pochodzenia żydowskiego (https://nsz.com.pl/index.php/artykuly-i-opracowania/1002-dr-hab-krzysztof-szwagrzyk-qw-komunistycznej-bezpiece-ydzi-zajmowali-niemal-poow-stanowisk).

Szacuje się, że w latach 1944-1956 w sumie zabitych i zaginionych było do 160 tysięcy patriotów, a pewne źródła podają nawet liczbę 320 tysięcy ofiar zbrodni komunistycznych.

Miejsca represji komunistycznych lat 1944-56 na portalu

http://slady.ipn.gov.pl/sz/mapy/2,Miejsca-represji-komunistycznych-lat-1944-56.html/.

„Tajemnice bolesławieckiego UB” na stronie http://fakty.interia.pl/prasa/odkrywca/news-tajemnice-boleslawieckiego-ub,nId,833490,nPack,2.

 

ANTYSEMITYZMEM W POLAKÓW

 

\Witold Jedlicki w artykule „Chamy i Żydy (Paryska Kultura 1962)” pisał: „W kształtowaniu opinii publicznej Puławianom (w partii były dwie zwalczające się frakcje: natolińczyków i puławian) udaje się dokonać jeszcze jednej niebywale zręcznej wolty. Udaje im się mianowicie wykorzystać sprawę żydowską do likwidacji tak bardzo niewygodnego dla nich problemu odpowiedzialności osobistej za wyczyny z okresu stalinowskiego. Kto tę sprawę podnosi, zostaje natychmiast okrzyczany jako antysemitą. Do akcji zmobilizowano prasę. Zaapelowano do różnych ludzi cieszących się autorytetem, którzy zaczęli publikować artykuły na temat antysemityzmu. Grupa Puławian ma wciąż w swoim ręku cenzurę, prasę i posłusznych pisarzy. Cenzura i redakcje dostają jak najbardziej liberalne wytyczne i w prasie zaczynają się pojawiać jeden po drugim odważne, reformatorskie, konsekwentnie demokratyczne artykuły, polemiki i felietony Jerzego Putramenta, Adama Schaffa, Stefana Arskiego, Zbigniewa Mitznera, Edmunda Osmańczyka, Henryka Korotyńskiego i wielu innych. Opinia publiczna zaczyna widzieć, że może liczyć na intelektualistów partyjnych. Nawet jeżeli w przeszłości błądzili, to dziś, gdy zrozumieli swoje błędy, odważnie i bez wahań piszą prawdę. Każdy więc, kto domagał się ukarania winnych zbrodni popełnionych na Narodzie Polskim przez Puławian, otrzymywał etykietę antysemity.

 

ZBRODNIARZE NIE UKARANI

 

Po dojściu Gomułki do władzy zakończył się w Polsce ponury okres stalinizmu. Były to lata bandyckiego terroru połączone z ludobójstwem. W 1956 r. przyszła październikowa odwilż. Okres ten został nazwany „przełomem październikowym”. Przełomowe znaczenie tej daty w historii PRL było uznawane powszechnie.

Jedną z ofiar Heleny Wolińskiej (w środku) był gen. August Emil Fieldorf „Nil”, którego po sfingowanym procesie skazano na śmierć. Na zdjęciu dwaj inni prokuratorzy PRL: Marian Frenkiel (z lewej) i Mieczysław Dytry. źródło: Rzeczpospolita

Po 1956,roku podczas procesu destalinizacji za rządów Władysława Gomułki, niektórzy żydowskiego pochodzenia funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa, m.in. Roman Romkowski (właśc. Menasze Grynszpan), Józef Różański (właśc. Józef Goldberg) czy Anatol Fejgin, zostali o sądzeni pod zarzutami „nadużywania siły” i torturowania polskich patriotów (m.in. Witolda Pileckiego). Kilku z nich trafiło do więzień. Zdecydowana większość pozostała bezkarna, zwłaszcza poza granicami Polski, m.in. Stefan Michnik, Helena Wolińska, Salomon Morel. Funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa, Józef Światło (właśc. Izaak Fleischfarb), po ucieczce na Zachód w 1953, za pośrednictwem Radia Wolna Europa, ujawnił metody stosowane przez UB, co doprowadziło do jego rozwiązania w 1954 r. (http://poznan.jewish.org.pl/index.php/historia-ZwPol/Okres-PRL-u.html). Na Zachodzie zbrodniarz stał się bohaterem.

Każdego roku 1 marca jest obchodzony Dzień Wyklętych, ale jak do tej pory nikt ze zbrodniarzy nie został ukarany. Nie potępiono zbrodniarzy. Zbrodnie rozmyto, bowiem uznano, że komunizm w Polsce był w latach 1944-1989.

 

POLACY O ŻYDACH

 

Stefan Kisielewski o Żydach: (..) A swoją drogą ja jestem prorokiem, tyle że nikt mnie nie słucha. Dwadzieścia dwa lata temu powiedziałem Ważykowi, że to, co robią Żydzi, zemści się kiedyś na nich srodze. Wprowadzili do Polski komunizm w okresie stalinowskim, kiedy mało kto chciał się tego podjąć z „gojów”.

Dalej: (…) od paru miesięcy odbywa się ostateczna rozgrywka między dwiema grupami ubeków: grupą Żydów, która z łaski Rosji szarogęsiła się tutaj w latach Stalina, oraz grupą „partyzancką”. Po wojnie grupa przybyłych z Rosji Żydów-komunistów (Żydzi zawsze kochali komunizm) otrzymała pełnię władzy w UB, sądownictwie, wojsku, dlatego że komunistów nie-Żydów prawie tu nie było, a jeśli byli, to Rosja się ich bała. Ci Żydzi robili terror, jak im Stalin kazał (zresztą prawdziwi partyzanci też, tyle że byli raczej podwładnymi niż rozkazodawcami), dopiero w roku 1956 wycofali się z tego, a żeby się ratować, zwalili winę na tamtych (Zambrowski robiący Październik), oskarżając ich w dodatku o antysemityzm. Tymczasem dorosło młode pokolenie komunistycznych byczków i partyzanci rzucili ich na tamtych, szermując przy tym doskonale pasującym argumentem „syjonizmu”. Marzec to była prowokacja, aby Żydów dorżnąć – dwie grupy się walą, a między nimi plącze się nic nie rozumiejący Wiesio, który dał się nabrać, a teraz, gdy się nieco zorientował, jest trochę już późno, bo go robią na szaro, a żona Żydówka też mu nie pomaga (Fronda).

Maria Dąbrowska w „Dziennikach” pod datą 22.05.1956 r. zapisała: „Ostatnimi tygodniami byłam w Nieborowie w towarzystwie samych Żydów oprócz Anny i Bogusia. Częste ich rozmowy o wzrastaniu antysemityzmu. Czemu dziś sami są częściowo winni – bo jak można było dać sobą obsadzić wszystkie „kluczowe pozycje” życia Polski: prokuratury, wydawnictwa, ministerstwa, władze partii, redakcje, film, radio itp.” (Maria Dąbrowska, „Dzienniki”, T. 5, Czytelnik, Warszawa 1988)

                  Polish-Club-Online-PCO-logo-2, 2018.02.09.

 

The post ŻYDOWSKIE ZBRODNIE W POLSCE appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

AGENCI KREMLA WCZORAJ I DZISIAJ

$
0
0

AGENCI KREMLA WCZORAJ I DZISIAJ

ROSYJSKA AGENTURA W POLSCE

POLSCY AGENCI KREMLA

 

 Świetnie uplasowane i zakamuflowane pokolenia postsowieckiej agentury działają w Polsce również obecnie, o czym za chwilę.

W jakim stopniu obce służby zinfiltrowały polski aparat państwowy i wojskowy? To pytanie szybko padło w ramach rozliczeń i poszukiwań winnych tzw. klęski wrześniowej w 1939 roku, a później i przegranej całej wojny. O ile udało się niemal w całości odtworzyć siatki niemieckie (i tak zresztą w znacznej mierze ujawnione), o tyle kierunek wschodni – z oczywistych powodów – pozostał “terra incognita”.

Dzieje się tak dlatego, że wobec niedostępności najważniejszych postsowieckich archiwów jesteśmy zdani w pierwszej kolejności na obszerną twórczość rosyjskich autorów. Co prawda, polskie wątki w ich pracach są zwykle przedstawiane marginalnie, ale zsumowane przynoszą wręcz zatrważający, choć na razie zaledwie naszkicowany obraz agentury, głęboko zakorzenionej w administracji państwowej i armii II RP, a potem i w polskich władzach w kraju i na uchodźstwie.

 

  WYWIADOWCZE OSACZANIE

 

Zlikwidowane w 2006 roku Wojskowe Służby Informacyjne były sowiecką agenturą w Polsce. Fakt ich likwidacji wcale nie oznacza zaprzestania działalności sowieckiej agentury w Polsce. Sowiecka agentura poraża ilością agentów rozsianych po całym świecie. W Polsce agentura posiada własny „personel”   tajnych współpracowników. Faktycznie to sowiecka agentura rządzi Polską, a podległy jej „polski” rząd spełnia rolę chłopca na posyłki. To już nie pycha i władztwo rządzą Polską. To zwykły strach rządzących, zważywszy, iż Moskwa, to starzy wypróbowani profesjonalni mordercy, czy to całych ludzkich grup, czy też na indywidualne potrzeby kraju rad. Co sowieci wyrządzili naszemu krajowi z ludobójstwem i agresją polityczną to fakty ogólnie znane. W imperialnej polityce Rosji carskiej i sowieckiej Polska jest odnotowana jako wróg śmiertelny. Rosjanom pomaga propaganda kremlowska. W dalszym ciągu przeciętny Rosjanin nic nie wie o ludobójstwie NKWD w Katyniu, lub zna tę zbrodnię, lecz w wykonaniu Niemców. Pozostałości działania osławionej komisji Burdenki tkwią w umysłach ludzkich   gangreną sowieckich zbirów w mózgach obywateli.

W latach 20. ub. wieku to Polacy mordowali jeńców bolszewickich w czasie wojny polsko-bolszewickiej – głosi propaganda Putina. Sowieci oprócz mordów własnych komunistów, czy generalicji, zwanych czystkami stalinowskimi, mordowali również komunistów polskich. Zamordowali przecież Bolesława Bieruta agenta NKWD, Erichowi Honeckerowi przywódcy NRD wytoczyli proces o zdradę stanu etc.

Ostatnio Kreml zamordował Annę Politowską, Aleksandra Litwinienko, Anastazję Baburową,   Żelimchana Jandarbijewa, Natalię Estemirową, a w spisku z reżimowcami polskimi prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego i prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego.

Symptomatyczne, iż niedługo po wizycie Tuska u Putina, premier Polski bał się wspomnieć o Katyniu, sam Putin go o to zapytał, na co podnóżek odpowiedział, że Katyniem nie zajmują się politycy. Portal kremlowski https://www.gazeta.ru/

określił Tuska – „nasz człowiek w Warszawie”, a po jego wyjeździe nuklearne rakiety sowieckie zostały nakierowane na Polskę, pomimo uzgodnienia przez Tuska i Putina terminu festiwalu piosenki radzieckiej w Zielonej Górze, a „Komsomalska Prawda” napisała o dziadku Tuska, iż dobrowolnie zgłosił się do Wehramachtu.

Polska, zapora w drodze na Zachód, stanowiła od momentu swego odrodzenia obszar ekspansji sowieckich agencji szpiegowskich, zarówno podległych Kominternowi, NKWD, jak i sztabowi Armii Czerwonej.

Truizmem będzie twierdzenie, że od lat 20. XX wieku tworzyły one najskuteczniejszy i najsprawniejszy wywiad świata.

 

Jego atutami były relatywnie wysokie środki finansowe, najbardziej brutalne, pozbawione jakichkolwiek hamulców metody działania oraz nieograniczone możliwości selekcji i zaciągu wśród zwolenników i sympatyków ruchu komunistycznego.

Dodatkowym ułatwieniem dla Sowietów była obecność na obszarze II RP stosunkowo licznej kolonii rosyjskiej, ukraińskiej i żydowskiej z oczywistych względów szczególnie podatnej na werbunek. Do współpracy z Sowietami skłonni byli także liczni przedstawiciele mniejszości narodowych, traktujący polską państwowość obojętnie lub wręcz wrogo.

Polska, uznawana początkowo (nie tylko w Berlinie, ale i w Moskwie) za państwo sezonowe, stanowiła nie tylko obiekt infiltracji wywiadowczej, ale także teren akcji dywersyjnych i terrorystycznych, podejmowanych na wielką skalę z pomocą agenturalnej, nielegalnej, Komunistycznej Partii Polski i Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Nie mniejszym zagrożeniem stała się koronkowa operacja dezinformacyjna “Trust”, mająca doprowadzić do opanowania rosyjskich organizacji emigracyjnych i zyskania przez nie wpływu na tajne służby głównych państw europejskich.

 

  AGENTURA W MSZ I W MSW

 

 Po maju 1926 r. sygnały uzyskane kanałami wywiadowczymi przekonały Stalina o stabilizacji wewnętrznej w Polsce, a radykalne posunięcia marszałka Józefa Piłsudskiego – które zneutralizowały na polskim gruncie działania “Trustu” – zmusiły sowiecki wywiad do zmiany metod działania. W efekcie zaczęto budować w II RP długofalową agenturę, której centra stanowiło kilka dobrze zakonspirowanych ośrodków w Wolnym Mieście Gdańsku, Krakowie i Warszawie.

Gdy po dojściu Hitlera do władzy stosunki z Berlinem zaczęły się komplikować, a sowieckie kierownictwo zaniepokoiło się możliwością zbliżenia Rzeszy i Rzeczypospolitej, utworzono niezwykle sprawną siatkę wywiadowczą w niemieckiej ambasadzie w Warszawie. Dawała ona najlepszy wgląd w inicjatywy obu potencjalnych partnerów.

Jakie rozeznanie w tych działaniach miały władze polskie i jak próbowały się im przeciwstawiać?

Zgodnie z abecadłem kontrwywiadu, szpiegów starano się przede wszystkim rozpoznawać, a dopiero później – i to nie wszystkich – unieszkodliwiać.

O działalność na rzecz sowieckiego wywiadu podejrzewano na przykład Eugenię Arciszewską, żonę ambasadora w Bukareszcie, tzw. białą Rosjankę.

Spowodowało to nagły zwrot w karierze jej męża: odwołany z placówki w maju 1938 r., po złożeniu obietnicy rozwodu lub separacji (jak się miało później okazać gołosłownej), otrzymał nominację na nieformalnego podsekretarza stanu w MSZ, gdzie mógł byś poddany wnikliwszej kontroli. Innymi agentami w MSZ byli wyższy urzędnik Departamentu Administracyjnego Stanisław Próchnicki (zdemaskowany, w 1933 r. popełnił samobójstwo) i osławiony później dziennikarz i publicysta Stefan Litauer, podówczas zatrudniony w Wydziale Prasowym. Wedle nie sprawdzonych pogłosek, sowiecki wywiad miał się też starać o pozyskanie radcy Ambasady RP w Moskwie, a następnie kierownika Referatu Sowieckiego w Wydziale Wschodnim – Stanisława Zabiełły. Niedawno dzięki studiom rosyjskich historyków Aleksandra Papczinskiego i Michaiła Tumszysa wypłynęło nazwisko jeszcze jednego agenta z tego kręgu. Miałby nim byś ppłk dypl. Tadeusz Kobylański, polski attache wojskowy w Moskwie, a następnie radca ambasady w Bukareszcie, od 1935 r. naczelnik Wydziału Wschodniego i wicedyrektor Departamentu Politycznego. Zwabiono go – jak twierdzą obaj autorzy – wielkimi pieniędzmi i możliwością realizacji homoseksualnych skłonności. Stwierdzeniu temu prof. Pawła Wieczorkiewicza zaprzecza polski politolog Adam Danek na łamach portalu Fronda.

Rosyjski wywiad miał swego człowieka i w drugim newralgicznym organie państwa – w MSW.

O kontakty z Sowietami podejrzewano długoletniego szefa policji politycznej, a następnie wiceministra spraw wewnętrznych Henryka Kaweckiego, odpowiedzialnego przez wiele lat m.in. za zwalczanie komunizmu i Komunistycznej Partii Polski   jako sowieckiej agentury.

 

AGENT ŻYMIERSKI

 

 “Z demaskatorskich audycji Józefa Światły w Radiu Wolna Europa znany jest fakt zwerbowania Michała Żymierskiego, byłego generała, zdegradowanego

po maju 1926 r. prawomocnym wyrokiem za łapownictwo. Późniejszy marszałek Polski, mimo wydalenia z armii, podtrzymywał jednak wiele kontaktów oficerskich oraz stosunki w wojskowo-przemysłowej socjecie francuskiej, a jednocześnie – co było jeszcze ważniejsze – jako rzekoma „ofiara sanacji” i zajadły wróg marszałka Józefa Piłsudskiego cieszył się zaufaniem środowisk emigracyjno-opozycyjnych, z gen. Władysławem Sikorskim na czele.

Żymierski nie był jedynym wojskowym na moskiewskim żołdzie. W okresie międzywojennym Sowietom udało się zwerbować jeszcze co najmniej dwunastu oficerów służby czynnej, w tym ppłk Ludwika Lepiarza, szefa sztabu Dowództwa Okręgu Korpusu we Lwowie.

Wbrew pozorom wszyscy oni, odgrywając role typowych szpiegów i wykradając mapy, szyfry, plany rozmieszczenia wojsk i inne dokumenty (w istocie mało wartościowe, bo okresowo zmieniane), stanowili dla bezpieczeństwa państwa o wiele mniejsze zagrożenie niż jeden agent wpływu, nawet w rodzaju Żymierskiego”.

 

 MINISTROWIE ZDRAJCY

 

 “W latach II Wojny Światowej Sowieci dysponowali – oprócz dobrze zorganizowanej i silnej agentury pod okupacją, jaką były PPR, GL/AL – także mocną siatką w polskim Londynie.

Szanse na zatrudnienie na wysokich stanowiskach w gabinecie Sikorskiego mieli wszyscy „pokrzywdzeni przez sanację”, więc zgodnie z tym na przykład kluczowe stanowisko dyrektora Departamentu Politycznego MSZ dostał Arciszewski, a korespondentem Polskiej Agencji Telegraficznej mianowano… Litauera.

Stanowili oni jednak co najwyżej wierzchołek góry lodowej.

Od pewnego czasu wiadomo, że informatorami sowieckiego wywiadu byli dwaj ministrowie rządu RP – „Gienrich” i „Sadownik”.

Z braku dalszych danych można tylko spekulować, kto krył się za tymi pseudonimami – Henryk Strasburger, Jan Stańczyk, Stanisław Kot czy może jeszcze ktoś inny? Czytając opublikowane ostatnio stenogramy posiedzeń rządu RP na uchodźstwie, nie można mieś natomiast wątpliwości, że zakres pozyskanej z ich pomocą przez Moskwę wiedzy był olbrzymi i umożliwiał paraliżowanie wszelkich polskich inicjatyw politycznych.

Znacznie gorzej szło NKWD i GRU rozpoznanie struktur Komendy Głównej AK. Informacje głównie kanałami PPR i GL/AL, były fragmentaryczne. Potwierdziło się to i w czasie powstania warszawskiego, gdy sowieckie dowództwo (a nawet sam Stalin) długo nie miało rozeznania, co naprawdę dzieje się w mieście.

Inaczej było na terenach „wyzwolonych”, bowiem meldunki lokalnej agentury, opartej na jaczejkach PPR i zrzucanych przed nadejściem frontu specjalnych grupach wywiadowczych, których jednym z naczelnych zadań było rozpoznanie polityczne terenu, pozwalały na skuteczne i szybkie zdekonspirowanie i wyniszczenie struktur podziemnego państwa.

Kadry owych grup rekrutowały się spośród 150 polskich oficerów, którzy – jak Berling i kilku jego totumfackich – w ankiecie przeprowadzanej w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku wypowiedzieli się za przejściem na sowiecką służbę.

Byli jednak i inni – generałowie Władysław Anders, Michał Karaszewicz-Tokarzewski, Mieczysław Boruta-Spiechowicz – którzy odsiedzieli swoje na Łubiance. Czy naprawdę żaden z nich w obliczu pewnej – wydawałoby się – śmierci nie zdecydował się podpisać dokumentów o współpracy z NKWD?”

 

 SIATKA WŚRÓD POLONII

 

“Dekryptaż operacji „Venona” ujawnił niedawno sowiecką siatkę działającą w środowisku Polonii amerykańskiej, w tym Stefana Arskiego, Bronisława Geberta i Oskara Langego.

Dopiero w tym kontekście przestaje dziwić niezrozumiałe w innych okolicznościach znaczenie, jakie Langemu, traktowanemu jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do objęcia kluczowych stanowisk w Polsce, nadawał sam Stalin.

Sowieci, którzy uważali pomyślne rozstrzygnięcie kwestii polskiej za jeden z priorytetów swej polityki, asekurowali się dodatkowo, umieszczając informatorów i agentów w newralgicznych punktach wojennej machiny alianckiej, zwłaszcza brytyjskiej.

Tacy ludzie jak osławiony Kim Philby mogli w istotny sposób wpływać (i wpływali) na losy Polski, zarówno przekazując do Moskwy informacje o zamierzeniach Brytyjczyków w tej kwestii, jak też dezinformując ich i jednocześnie inspirując.

Sowieckie służby działały na jeszcze szerszym froncie także w PRL. Mimo niemal pełnej kontroli całego państwa, zwłaszcza do roku 1956, tworzono mniej czy bardziej zakonspirowane siatki pełniące funkcje nadzorcze, a zarazem dublujące agenturę jawną i półjawną. Pouczająca jest tu lektura rozmów Teresy Torańskiej, zwłaszcza wywiadu z Edwardem Ochabem, który nawet po latach różnicuje swych współtowarzyszy w politbiurze i KC na „naszych” i „ich”. Podobne uwagi można znaleźć w odniesieniu do późniejszego okresu w dziennikach Mieczysława Rakowskiego”.

 

 MATECZNIK TAJNYCH SŁUŻB

 

 “W 1989 r. wróciliśmy do punktu wyjścia. Znowu Rzeczpospolita, tylko tym razem trzecia, stała się matecznikiem i bazą wypadową rosyjskich tajnych służb.

Dziwna kariera Mieczysława Wachowskiego, sprawa Olina, dalsze powiązania jej bohatera Ałganowa, afery paliwowe z interesami Kremla w tle, polityczne meandry Włodzimierza Cimoszewicza – wszystko to skłania do wniosku, że kolejne, świetnie uplasowane i zakamuflowane pokolenia postsowieckiej agentury działają w Polsce i kto wie, czy nie odgrywają nadal w jej życiu pierwszoplanowej roli.

Tym pilniejsze jest podjęcie badań nad prehistorią i historią sowieckiej agentury w naszym kraju. Wpływ sowieckich tajnych służb na kształtowanie polskiej polityki był bowiem fundamentalny.

Liberalny w istocie stosunek do KPP, którą w pewnych formach wręcz tolerowano, mógł byś skutkiem dyrektyw Kaweckiego, od którego zależał sposób jej traktowania.

Tragiczny błąd ministra Becka – zlekceważenie możliwości sojuszu Stalina z Hitlerem – co trudno wytłumaczyć nawet jego najzagorzalszym orędownikom, był zapewne skutkiem intoksykacji prowadzonej systematycznie przez Kobylańskiego.

Zważywszy, że politykę wschodnią współkształtowali wówczas oprócz niego ambasador w Moskwie Wacław Grzybowski oraz wspomniani już Zabiełło i Arciszewski.

Sowieci znaleźli się w komfortowej sytuacji, kontrolując byś może nawet trzech z czterech członków tego zespołu

Notoryczna niemoc Sikorskiego, a zwłaszcza Mikołajczyka wobec ZSRS miała niewątpliwie źródło nie tylko w działalności Kima Phliby`ego i spółki, ale i ich polskich „towarzyszy broni” – „Gienricha”, „Sadownika” i innych.

Wiedząc wszystko, nawet o planach naczelnych władz RP, Moskwa potrafiła jednocześnie znakomicie grać przed Zachodem marionetkami w rodzaju Berlinga czy Langego, nadając im pozór „polskich patriotów”.

Pamiętajmy, choć to maksyma mocno już wytarta – historia magistra vitae est! Marszałek Józef  Piłsudski przestrzegał w 1927 roku, że ludzie, którzy zhańbili się szpiegostwem w stosunku do Polski i Polaków, ubierają się także w szaty Katonów, a przynajmniej Cyceronów walczących z Katylinami”.

W tym cytowanym  piłsudczykowskim kontekście prof. Pawła Piotra Wieczorkiewicza, do którego prac mam zaufanie, dziwi mnie najnowsze (14 marca 2017 r. ) negatywne spojrzenie na działalność Józefa Piłsudskiego w odzyskaniu niepodległości Polski, Rafała Ziemkiewicza  –  “Odzyskał Polskę – zniszczył polskość” – tekstu pomieszczonego na łamach “Najwyższego Czasu!” (red. naczelny Tomasz Sommer).

 

  ROSYJSCY AGENCI W POLSCE

 

Tak jak najciemniej jest pod latarnią, a najlepsze ryby łowi się w mętnej wodzie, tak najciekawiej można mówić o aferze szpiegowskiej wtedy, gdy się o niej nic nie wie. Właśnie obserwujemy taki spektakl medialny, w którym dwie główne role przypisano zatrzymanym przez ABW: oficerowi wojska polskiego (podobno pułkownikowi) i jakiemuś prawnikowi.

 Mieli ponoć pracować na rzecz rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Sensacyjność tego wydarzenia jest tym większa, że od lat zapewniano nas o dobrej współpracy struktur bezpieczeństwa Polski i Federacji Rosyjskiej.

Ta współpraca sięga przecież czasów PRL-u, ale kontynuowana była owocnie także w III RP. Minister Marek Siwiec, szef BBN za czasów prezydenta Kwaśniewskiego, podpisał umowę o współpracy z Iwanem Rybkinem, szefem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej w czasach, kiedy Polska nie była jeszcze w NATO.

Spotkania obecnego szefa BBN, gen. Stanisława Kozieja, z Nikołajem Patruszewem, byłym generałem KGB i przyjacielem Putina, także świadczyły o owocnej współpracy obu państw w zakresie narodowego bezpieczeństwa.

 Po 10 kwietnia 2010 r. Polska zachowała się niezwykle lojalnie i delikatnie wobec Rosji, nie występując do NATO i innych europejskich struktur z prośbą o pomoc w wyjaśnieniu tragedii smoleńskiej. Przykłady współpracy opartej na wzajemnym zaufaniu można by mnożyć, a tu raptem, po tylu latach, aresztowanie rosyjskich szpiegów Polsce. Poza zdziwieniem nic tu mądrego nie da się powiedzieć.

Ale dlaczego tylko dwóch? A co z resztą agentów? Jest ich pewnie w Polsce cała siatka. A co słychać u ponad setki byłych dyplomatów naszego MSZ, szkolonych na rosyjskich uczelniach? No i u tych w Wojsku Polskim po kursach GRU w Moskwie?

 W czasie gdy zatrzymywano szpiegów, prasę niezależną obiegła informacja o konsulu honorowym Rosji w Polsce, którego firma, dzięki zaufaniu, jakim Polska tradycyjnie obdarza Rosję i jej przedstawicieli, we wrześniu br. wygrała olbrzymi przetarg na obsługę systemów informatycznych KRUS-u.

 Wcześniej rosyjski konsul honorowy Federacji Rosyjskiej z siedzibą w Szczecinie, dr Andrzej Bendig-Wielowiejski, miał już przyjemność informatyzować za nasze, podatników pieniądze, ZUS, Centrum Systemów Informacyjnych Ochrony Zdrowia, Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, Rządowe Centrum Legislacji oraz Państwową Komisję Wyborczą.

PiS domaga się od premier Kopacz, aby na najbliższym posiedzeniu Sejmu przedstawiła dodatkowe informacje o osiągnięciach biznesowych honorowego konsula Rosji w Polsce. Co jeszcze informatyzował? Bo dzięki komu, to już wiemy – dzięki polskiemu państwu, otwartemu na wszechstronne kontakty z Federacją Rosyjską i jej przedstawicielami w Polsce.

Przekazanie prywatnej firmie możliwości pozyskiwania podstawowych danych dotyczących bezpieczeństwa Polski i jej obywateli, a także bezpieczeństwa zdrowotnego poszczególnych ludzi, szokuje i prowadzi do wniosku, że rzeczywiście rację miał minister Sienkiewicz, gdy mówił, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie.

Zakładając, że konsul honorowy Rosji w Polsce nie ma nic wspólnego z rosyjskim wywiadem – oczywiście poza ogólnym zaufaniem do konsula – możemy być pewni, że wszystko, co miało pozostać tajne, już tajne nie jest. Także informacje medyczne na temat naszych chorób, przebytych operacji i ogólnego stanu zdrowia.

Naczelny lekarz Federacji Rosyjskiej może się teraz pochylić nad kondycją zdrowotną Polaków i szukać najlepszych środków pomocnych naszemu szybkiemu wyleczeniu się z wszelakich chorób.

 Jeżeli zaś potwierdzą się informacje o tym, że firma konsula maczała palce przy informatyzacji obsługi systemu serwerów na potrzeby wyborów, to niewykluczone, że wyniki wyborów samorządowych, które odbyły się w listopadzie były już znane w Moskwie.

Podejrzenie tym bardziej uzasadnione, że znany jest powszechnie fakt dwukrotnego wyjazdu na szkolenia do Moskwy delegacji Państwowej Komisji Wyborczej. Kompletną nieodpowiedzialność pseudoelit rządzących III RP wspierają zaprzyjaźnione z władzą media.

Czytając niektóre gazety, można odnieść wrażenie, że Rosja nie wycofała się z Polski w 1993 r. Jest wciąż tu obecna i ma swoich oddanych „polskich Rosjan”, którzy gdyby tylko mogli, wznosiliby w Polsce pomniki na jej część. jak redaktor Paweł Wroński z żydowskiej „Gazety Wyborczej” dla Polaków, opowiadający się za postawieniem Rosjanom w Krakowie pomnika, który ma upamiętnić „zamordowanych” jeńców rosyjskich w „polskich obozach śmierci” w latach 1919-1920. Nie ma sensu bronić dobrego imienia Polski za wszelką cenę – przekonuje Polaków  i  Żydów(?) Paweł Wroński.

Jakże bliski jest polski neobolszewik choćby sprzątaczce na lotnisku w Moskwie, która na zwykłą uwagę polskiej stewardessy wypowiedzianą po angielsku, gdyż nie znała rosyjskiego, usłyszała, że wkrótce ona i inni Polacy nauczą się dobrze tego języka.

Dzisiaj MSZ zatrudnia na placówkach dyplomatycznych, np. w Łucku, agentów sowieckich, nie zlustrowanych TW i sutenerów, zatrudnionych z decyzji “Radka” Sikorskiego i kontynuatora   Szetyny (rzekomo Schetyny).

Oczywiście za wiedzą “The Washington Post” z  pełnomocnikiem amerykańskiego “lobby żydowskiego” –  red. Anne Applebaum i współpracującego z panią redaktor jej męża “dorżnąć watahę” Polaków  antysemitów.

 

                                             Aleksander Szumański “Kurier Codzienny” Chicago

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

Paweł Piotr Wieczorkiewicz “Między dwoma wojnami”

                                                                                                                   

Paweł Wieczorkiewicz, „Polscy agenci Kremla” “Wprost” 25. 12. 2005 r. nr 51/52 str. 38, 40, 42

 

https://www.salon24.pl/u/aleszum/628129,agenci-kremla-wczoraj-i-dzisiaj

The post AGENCI KREMLA WCZORAJ I DZISIAJ appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

MARTYROLOGIA, KOŚCIÓŁ RZYM – KAT., PATRIOTYZM, W PORTALU PRESSMANIA, “GAZECIE WYBORCZEJ”… BEZ KOMENTARZA

$
0
0

MARTYROLOGIA, KOŚCIÓŁ RZYM – KAT., PATRIOTYZM, W PORTALU PRESSMANIA, “GAZECIE WYBORCZEJ”…

BEZ KOMENTARZA

 http://pressmania.pl/2018/09/

PISAŁEM W SIERPNIU 2014 ROKU:

 O MORDZIE PROFESORÓW LWOWSKICH WYŻSZYCH UCZELNI 4 LIPCA 1941 ROKU

    (…)Mord 4 lipca 1941 r. przesłania ostatnie miesiące życia byłych polskich profesorów. A przecież nawet z tych wstydliwie przemilczanych fragmentów widać, że poszli na współpracę z okupantem sowieckim na skalę nieporównanie większą, niż Piasecki w 1945. Przynajmniej niektórzy. Początkowo aresztowany przez sowietów były premier II RP Kazimierz Bartel został uwolniony dosłownie natychmiast. “Jednak już następnego dnia Bartel powrócił w towarzystwie “komendanta NKWD” (gen. Iwan Sierow?). Zwrócono mu również skradzione przez rewidujących ordery i złoty zegarek. Przebieg krótkotrwałego pobytu w więzieniu, a także okoliczności zwolnienia nie są znane.” [w:] Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu: Tom 36, 1993; “Przegląd historyczny”, Tom 83, Wydania 1-3, PWN. 1992 str. 195

Czy tak szybko zostało zawarte porozumienie? (…)”. 

…Ten „mord polskich profesorów” we Lwowie tak naprawdę dotknął kolaborantów sowieckich. Nie bójmy się tego słowa. Ich czasem jawne, czasem tylko dorozumiane opowiedzenie się po stronie „kałmuckiego najeźdźcy”, i to czasem już w październiku 1939!, było największym osiągnięciem stalinowskiej propagandy na tamtych terenach. Rozstrzelano więc nie polskich, ale sowieckich. Bo oni wyrzekli się Ojczyzny, chociaż powinni być przykładem dla mniejszych. Nawet za cenę życia! Ponad wszelką wątpliwość ich publicznie deklarowana postawa łamała ducha w społeczeństwie służąc umacnianiu sowieckiej „władzy ludowej”.

Tymczasem wobec nich próbuje się stosować jakieś dziwne złagodzenie kryteriów – nie kolaboracja, ale „mimikra”, takie swoiste „udawanie” i popieranie „władzy” jedynie w prasie i na mityngach. Tak jakby można było być świnią publicznie, a w rzeczywistości porządnym człowiekiem. Jak nikt nie widzi…”

 Patrz (dopisek A.S,) CZAS APOKALIPSY

 http://niepoprawni.pl/blog/2218/czas-apokalipsy-0

 …Pisze bloger Aleszuma ( Aleksander Szumański – dopisek A.S)

 … Do jakich wniosków doszła historyczka Ewa Kurek:

 “(…) W pierwszych latach wojny Polacy w Warszawie żyli w ciągłym strachu przed łapankami i egzekucjami. A Żydzi w getcie się bawili. Mieli co świętować. W końcu żyli w “autonomicznej prowincji”, którą wynegocjowali od Niemców. Do takich wniosków doszła historyczka Ewa Kurek.

Ewa Kurek zawarła swe ustalenia w książce “Poza granicą solidarności. Stosunki polsko-żydowskie 1939-1945” wydanej w tym roku przez Wyższą Szkołę Umiejętności w Kielcach, gdzie autorka wykłada. Doszła do nich – pisze – analizując przede wszystkim żydowskie źródła: wspomnienia, kroniki i relacje. Najczęściej powołuje się na Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu – Żydowskiej Rady Starszych w getcie warszawskim – i kronikę Emanuela Ringelbluma – twórcy konspiracyjnego archiwum w getcie. Zwłaszcza dzienniki – uważa – “nie pozostawiają cienia wątpliwości”, że getta “w istocie rzeczy były zbudowanymi w latach 1939-1942 przez polskich Żydów za zgodą okupujących polskie ziemie Niemców autonomicznymi prowincjami żydowskimi”. Żydzi “po raz pierwszy od ponad dwóch tysięcy lat zbudowali zręby struktur żydowskiej państwowości”.

Co to znaczy zbudowali? Jako kto? Inżynierowie projektanci? Murarze, czy cieśle?

Robotnicy niewykwalifikowani? Pod czyim nadzorem i kto finansował budowle?

Według Kurek w pierwszych latach okupacji najbardziej zagrożeni byli Polacy, Żydzi zaś delektowali się “autonomiami i izolacją gett. Głodnych wprawdzie i chłodnych, ale z wolną sobotą, żydowskimi tramwajami, własną pocztą, policją, teatrami, restauracjami”; “na przełomie 1941/1942 roku czuli się za wzniesionymi przez siebie murami bezpiecznie i otwarcie mówili: “Nie chcemy zbratania z Polakami “- według pani Kurek, która urodziła się sześć lat po zakończeniu II Wojny Światowej. Skąd taka precyzyjna wiedza? Kurek pisze jeszcze, że Polacy nosili opaski z gwiazdą Dawida, A Żydzi? Nie nosili opasek? Tego Kurek nie wyjaśnia. A więc skąd taka wiedza historyczna? Czy przypadkowo nie od banderowców Żydów z Ukrainy?

    https://3obieg.pl/nastepne-klamstwa-ewy-kurek/

 (…)Już sam tytuł nie pozostawia wątpliwości – „Następne kłamstwa Ewy Kurek”. Niestety, treść w niczym nie uzasadnia tytułu. Co więcej, sięgając do twórczości własnej Aleksandra Szumańskiego można odnaleźć tożsame sformułowania, które AD MMXVIII są nazywane kłamstwem…

Czyżby zdaniem Szumańskiego dr Kurek jako urodzona 6 lat po wojnie nie mogła nic o niej wiedzieć w przeciwieństwie do niego samego, który w chwili wybuchu wojny miał już tych lat aż 8. Jest więc świadkiem historii pełną gębą(…)”.

 (…) Tak to się stało, że kiedy kwiat Narodu ginął od strzału w potylicę w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie inni nie mieli ani cienia wątpliwości, by popierać reżim o wiele gorszy od nazistowskiego.

A już za zdradę główną należy uznać to, że swoją postawą odbierali chęć walki Narodowi.

Również Aleksander Szumański jest dzieckiem jednego z sowieckich kolaborantów. Jego ojciec, jak gdyby nigdy nic, pracował na sowieckim uniwersytecie aż do zamordowania go przez Niemców w 1941 roku.

Co więcej, sam Szumański, jako niespełna 10-latek debiutował wierszem w sowieckiej rozgłośni Radio Lwów!

Dzisiaj możemy tylko zgadywać, czy ten „utwór” w całości był poświęcony miłości do komunizmu i ojca całej postępowej ludzkości Józefa Wissarionowicza Stalina, czy tylko co druga zwrotka.

Szczęśliwe dzieciństwo pieszczocha sowieckiego systemu nie było zakłócone wizją deportacji, która w tym samym czasie dotykała dziesiątki tysięcy rodaków.

I dlatego, skoro Szumański tropi z uporem maniaka spisek żydo – banderowski, w pierwszej kolejności powinien wytłumaczyć się z dziecięcej co prawda, ale możliwej dzięki wyniesionym z domu antywartościom, kolaboracji z najbardziej antyludzkim systemem, jaki kiedykolwiek istniał na Ziemi(…)”.

 I dalej:

 “(…) Panie Kornelu Morawiecki czas na emeryturę.

Po co zakładał Solidarność Walczącą ?(…)”.

http://pressmania.pl/2018/09/

 “GAZETA WYBORCZA”

ADAM MICHNIK

//www.youtube.com/watch?v=QlSsg7QkjrY

 

(…)Polacy są jak Kościół rzymsko katolicki uczący obłudy, zakłamania, hipokryzji, konformizmu(…)”.

 

PATRIOTYZM JEST JAK RASIZM

http://www.archiwum.wyborcza.pl/archiwum/tag/patriotyzm+jest+jak+rasizm

 “Gazeta Wyborcza” TOMASZ ŻURADZKI * 17-08-2007

 “(…) Patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego. Jest pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne walczyły o terytorium, żywność i kobiety W środę pod moimi oknami przedefilowały setki ludzi wyszkolonych do zabijania innych ludzi. Przejechały dziesiątki pojazdów skonstruowanych w ten sposób, by jak najskuteczniej niszczyć inne pojazdy i eliminować ich kierowców. Przeleciało kilka samolotów przeznaczonych do walki z innymi samolotami i zrzucania śmiercionośnych bomb. Impreza zgromadziła tłumy Patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego. Jest pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne walczyły o terytorium, żywność i kobiety W środę pod moimi oknami przedefilowały setki ludzi wyszkolonych do zabijania innych ludzi(…)”.

 Opracowanie  Aleksander Szumański, rocznik 1931 , świadek historii – dziennikarz niezależny, korespondent światowej prasy polonijnej, akredytowany (USA) w Polsce w latach 2005 – 2012, ścigany i skazany na śmierć przez okupantów niemieckich.

 Kombatant – Osoba Represjonowana – zaświadczenie o uprawnieniach Kombatantów i Osób Represjonowanych nr B 18668/KT3621.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The post MARTYROLOGIA, KOŚCIÓŁ RZYM – KAT., PATRIOTYZM, W PORTALU PRESSMANIA, “GAZECIE WYBORCZEJ”… BEZ KOMENTARZA appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY NA POLAKACH W LATACH 1939-1947 ZBRODNIE OUN – UPA

$
0
0

LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY NA POLAKACH W LATACH 1939-1947

ZBRODNIE OUN – UPA

 “Albo bude Ukraina, albo lacka krew po kolina”. Roman Szuchewycz (“TaraS Czuprynka”) – hołowny komandyr UPA

Klęska wojsk Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej w wojnie z Polską w 1919 r. była jedną z przyczyn narodzin ukraińskiego nacjonalizmu, który w wyniku różnorakich uwarunkowań i przemian przyjął ostatecznie formę ukraińskiego modelu faszyzmu (jedynie w detalach różniącego się od hitleryzmu), stanowiącego rodzaj biblii ukraińskiego, integralnego nacjonalizmu. Program Dmytro Doncowa, czołowego ideologa ukraińskiego, niewiele odbiega w treści od programu Adolfa Hitlera zawartego w Mein Kampf. Identyczne są w owych programach treści o krwi i rasie, o nadrzędnych wartościach nacjonalizmu ukraińskiego, o nadrzędnej w stosunku do innych narodów jego roli, funkcji i przeznaczeniu. Zarówno Hitler, jak i Doncow zalecają wojny i bezlitosne traktowanie pokonanych narodów1. Hitler głosił program utworzenia Tysiącletniej Rzeszy Niemieckie­go Imperium. Doncow, a w ślad za nim kierownictwo Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), głosił program utworze­nia Imperium Ukraińskiego, w skład którego miałyby zostać włączone, przy użyciu siły, ziemie polskie aż w pobliże Krakowa, słowackie, wschodnie obszary Węgier i Rumunii, a na wschodzie aż do granic Kazachstanu.

Polityczna biblia wojującego ukraińskiego integralnego nacjonalizmu Dmytro Doncowa, ogłoszona w 1926 r. pt. „Nacjonalizm”, stanowiła i stanowi do dziś jego nieujawniany dokument programowy. Wyznawcy tego programu działają do dziś – głównie na zachodnich terenach Ukrainy, w Kanadzie, USA, w Polsce. OUN od powstania w 1929 r. oraz inne skrajnie nacjonalistyczne or­ganizacje i formacje związane ideologicznie z jej programem postawiły sobie za cel zrealizowanie tego programu poprzez czystki etniczne, wysiedlenia, masowe morderstwa całych grup etnicznych zamieszkujących od wieków na obszarach przyszłego imperium.

O zakorzenieniu idei Doncowa wśród ukraińskich nacjonalistów może świadczyć fakt, że na początku 1943 r. kierownictwo OUN zalecało podległym sobie formacjom zbrojnym na Kresach Wschodnich RP stosowanie następujących metod czystek: wysiedlania przymusowego „obcych narodowościowo” (głównie Polaków i Żydów), zawłaszczania, grabieży majątku wysiedlanych, a w razie oporu z ich strony – palenia gospodarstw i całych wsi, mordowania wszystkich bez wyjątku Polaków: mężczyzn, kobiet i dzieci włącznie z niemowlętami. Pierwsze zbrodnicze działania OUN wymierzone w Polaków przeprowadzano znacznie wcześniej, od dnia napaści niemieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r., i trwały one aż do października. Uzbrojone grupy ukraińskich nacjonalistów, wyposażone w broń ręczną, maszynową i granaty, dokonywały napaści na niewielkie grupy miejscowej ludności polskiej, na pojedynczych żołnierzy i gru­py żołnierzy Wojska Polskiego, na policjantów. Zabierano im broń, mundury i najczęściej mordowano. W tej działalności uczestniczyli i nacjona­liści, i komuniści ukraińscy.

Jeszcze przed wkroczeniem armii sowieckiej na obszar Wołynia, w pierwszej połowie września 1939 r. Ukraińcy dopuszczali się zabójstw, rabunków i podpalali polskie gospodarstwa, bili i okaleczali swoich polskich sąsiadów. Po 1 września mordowano osadników wojskowych, uciekinierów cywilnych z tere­nów centralnej i zachodniej Polski, właścicieli majątków ziemskich. Po wkro­czeniu we wrześniu 1939 r. na polskie tereny południowo-wschodnie armii sowieckiej Ukraińcy dokonywali grabieży polskiego mienia, aresztowań, a następ­nie przekazywali aresztowanych Polaków w ręce NKWD.W okresie największych deportacji Polaków w głąb europejskiej i azjatyckiej części Związku So­wieckiego, w latach 1940–1941 Ukraińcy aktywnie uczestniczyli w aresztowaniach; to oni wskazywali, kogo należy aresztować i deportować.

Po napaści niemieckiej na sowieckiego sojusznika w dniu 22 czerwca 1941 r. ukraińscy nacjonaliści wraz z niezorganizowanym chłopstwem ukraińskim masowo mordowali Żydów w miejscach ich zamieszkania, na ulicach, w pobliskich lasach, na polach. Ukraińska policja konwojowała transporty ludności żydows­kiej do ośrodków zagłady w Bełżcu, Sobiborze, gdzie zabijano ich w komorach gazowych, do obozu janowskiego SS we Lwowie, gdzie rozstrzeliwano ich w tamtejszym jarze, na piaskowni. Szczytowy okres zagłady Żydów kresowych to rok 1942.Ukraińska policja i administracja cywilna aktywnie w tym uczestniczyły.

Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), skrajnie nacjonalistyczna formacja o programie jawnie faszystowskim, powołana została do życia w 1940 r. na Polesiu i Wołyniu – obszarach będących wówczas pod zaborem sowieckim. Jej twórcą był Taras Borowec ps. „Bulba”. Organizacja ta po napaści niemieckiej na sowiec­kiego sojusznika w czerwcu 1941 r. podjęła współpracę z Niemcami, uczestniczyła w mordowaniu Żydów, Polaków, wziętych do niewoli żołnierzy sowieckich.

Jeszcze przed rozpoczęciem masowych czystek, już w drugiej po­łowie 1942 r. UPA podjęła akcje terrorystyczne wobec Polaków, głównie wobec ludności wiejskiej. Napadano na polskie gospodarstwa, mordowano polskich nauczycieli, leśników, niezbyt liczną polską inteligencję. Bulbowcy aktywnie działali w powiatach kostopolskim i sarneńskim. W następnym roku, w dniu 9 lutego 1943 r., dokonali zbiorowego mordu na ok. 150 osobach, mieszkańcach kolonii Parośla i w gminie Antonówka w powiecie sarneńskim, wykazując wobec swoich ofiar rzadko spotykane okrucieństwo. Mordowano wszystkich: kobiety, niemowlęta, starców. W tym samym czasie fizyczną likwidację Polaków roz­poczęły dwa inne ugrupowania skrajnego ukraińskiego nacjonalizmu – Stefana Bandery i Andrija Melnyka.

W marcu 1943 r. grupa OUN Bandery powołała do życia własną formację wojskową, siłą podporządkowała sobie UPA Borowca-„Bulby” i przyjęła jej nazwę. UPA działała głównie, choć nie tylko, na dawnych kresach południowo-wschodnich RP, na wschodnich i południowo-wschodnich terenach Rzeszowszczyzny, we wschodnich powiatach Lubelszczyzny. Oddziały UPA zwalczały polską i sowiec­ką partyzantkę, głównie jednak realizowały totalną czystkę, eksterminację lud­ności polskiej – przede wszystkim na Wołyniu, a również w województwach lwows­kim, tarnopolskim i stanisławowskim. W skład grup garnizonowych i oddziałów polowych, a zwłaszcza Służ­by Bezpeky UPA weszły duże liczebnie grupy ukraińskiej policji pomocniczej działającej wcześniej w strukturach niemieckich, ci sami, którzy w poprzed­nim okresie uczestniczyli w pogromach i w zagładzie Żydów na całych Kresach Wschodnich RP. Poza nimi w skład oddziałów UPA weszła spora liczba członków ukraińskich pułków policyjnych SS Poczynając od marca–kwietnia 1943 r. UPA podjęła zakrojoną na olbrzymią skalę operację mordowania ludności polskiej, grabieży jej dobytku i palenia domów. Na Wołyniu doszczęt­nie palono całe polskie wsie, mordując wszystkich bez wyjątku mieszkańców, palono ludzi żywcem w domach i kościołach, mordowano polskich księży przy ołtarzach.

Na przełomie lat 1943/1944 rzezie ludności polskiej objęły cały Wołyń, województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie. Oddziały UPA oraz niezorganizowane chłopstwo ukraińskie mordowały Polaków na wschodnich terenach województw lubelskiego i rzeszowskiego. Już po wyzwoleniu spod niemieckiej okupacji terytorium Ukrainy i Polski, w roku 1944 r. oddziały UPA działały nadal, prowadząc dzieło zagłady. Na południowo-wschodnich ziemiach państwa polskiego wyrzynano polskie wsie, palono gospodarstwa, mordowano żołnierzy Wojska Polskiego i milicjantów, nauczycieli, sołtysów i urzędników gminnych.

Jeśli idzie o okrucieństwo w zadawaniu śmierci przez członków UPA i jej Służ­by Bezpeky, na obszarze Europy porównywalne są w okresie minionej wojny i aż do 1947 r. jedynie zbrodnie Chorwatów-faszystów pod wodzą Ante Pawelića dokonywane na Żydach i Serbach oraz zbrodnie ludobójstwa dokonywa­ne na Polakach, Żydach i jeńcach radzieckich przez faszystowskie for­macje litewskie: Lietuviu Aktyvistu Frontas (LAF), Sauguma (litewskie Gestapo), Ypatyngas Burys (odpowiednik niemieckich jednostek egzekucyjnych SD).

Gwoli sprawiedliwości i dla oddania należnego hołdu ukraińskim ofiarom OUN–UPA należy przypomnieć, że formacja ta zamordowała także, najczęściej w ok­rutny sposób, ok. 40 tys. Ukraińców – głównie za to, że odmawiali wstąpienia do UPA, zabicia współmałżonka polskiej narodowości, za ukrywanie Pola­ków lub Żydów, za uprzedzenie polskiego sąsiada o grożącym mu ze strony UPA niebezpie­czeństwie.

Historycy, badacze dziejów ludności polskiej na Kresach Wschodnich RP po 1 września 1939 r. i do końca 1945 r. zgodni są co do tego, że ekster­minacja ludności polskiej na Wołyniu w latach 1943–1944 przekroczyła w sensie okazywanego okrucieństwa wszystko to, czego dokonała UPA na pozostałych obszarach Kresów. Dowiedzione zostało, iż masowe morderstwa na Polakach na Wołyniu organizowali na polecenie swoich zwierzchnich władz i nadzorowali lokalni działacze-nacjonaliści oraz kierowani tu z innych województw południowo-wschodnich specjaliści w zakresie czystek etnicznych. Historycy zajmujący się dziejami ludności polskiej na Kresach Wschodnich RP w latach minionej wojny opracowali, na podstawie dokumentów, relacji, opracowań i wspomnień osób ocalonych z zagłady, bilans wymierzonych przez OUN–UPA zbrodniczych działań na wschodnich i południowo-wschodnich polskich ziemiach kresowych.

 Oto jak przedstawia się ów bilans:

Główna Komisja Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu ocenia liczbę zamordowanych Polaków na ok.100 tys. ofiar.

Stowarzyszenie Upamiętniania Ofiar Zbrodni Ukraińskiego Nacjonalizmu – na ok.200 tys. ofiar.

Światowy Związek Żołnierzy AK – do 130 tys. ofiar.

  Wybitny badacz dziejów zagłady ludności polskiej na Kresach Wschodnich dr Aleksander Korman szacuje liczbę zamordowanych przez OUN–UPA i jej przybudówki na minimum 183 tys. ludzi.

Do roku 2004 ustalono ok. 2000 miejscowości, w których UPA i jej oddziały garnizonowe oraz Służba Bezpeky mordowały polską ludność. Z tych wyliczeń wynika, że na samym tylko Wołyniu zamordowano znacznie ponad 30 tys. Polaków.

Według historyków, zajmujących się dziejami ludności polskiej na Kresach Wschodnich RP, w latach 1943–1944 ok. pół miliona Polaków zdołało uciec z Wołynia i trzech województw południowo-wschodnich, ratując życie i tracąc dobytek swój i wielu pokoleń. Stosowana przez ukraińskich nacjonalistów planowa eksterminacja całych grup narodowościowych, technika mordowania Polaków, Żydów, Czechów, jeńców radzieckich wyczerpują wszystkie ściśle określone prawem międzynarodowym znamiona czystek etnicznych, ludobójstwa. Zbrodnicza, ludobójcza działalność OUN–UPA trwała nieprzerwanie od połowy 1943 r. do wiosny 1947 r., do czasu przeprowadzenia przez Wojsko Polskie akcji „Wisła”.

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów była ruchem totalitarnym, o programie faszystowskim. Sama nazwa „Armia Powstańcza” stanowi chwyt propagandowy i jawne fałszerstwo, armie powstańcze opierają się bowiem na zaciągu ochotni­czym, a w skład UPA wchodziło ok. 80% ludzi zmuszonych szantażem, pod groźbą śmierci, do wstępowania w jej szeregi. Jedynie ok. 20% członków UPA stanowili ochotnicy, głównie, choć nie tylko, dezerterzy z ukraińskiej policji pomocniczej w służbie niemieckiej.

Od czasu osiągnięcia przez Ukrainę niepodległości w sierpniu 1991 r. środowiska byłych członków OUN–UPA działających na Ukrainie podjęły nies­krępowaną żadnymi zakazami działalność organizacyjną i polityczną, zwłasz­cza antypolską. Wiele wskazuje na to, że to zdominowana przez nacjonalistów Rada Miej­ska Lwowa blokuje od lat odrestaurowanie Cmentarza Orląt, niektórzy działacze ukraińskich organizacji nacjonalistycznych palą polskie flagi państwowe, bezkar­nie głoszą hasła rewanżu i roszczenia terytorialne pod adresem Polski, zgłaszają pretensje do polskich ziem na Rzeszowszczyźnie, na Lubelszczyźnie, aż po Kraków. Od prawie 15 lat trwa na Ukrainie totalna akcja depolonizacji w wielu dziedzinach życia.

Centrum ukraińskiego nacjonalizmu znajduje się od pierwszych powojennych lat w Kanadzie i USA. W tych krajach w okresie „zimnej wojny” znalazła schro­nienie i pomoc materialną ze strony ich rządów rzesza ukraińskich i litewskich nacjonalistów, uczestników zagłady ludności pols­kiej i żydowskiej – członków UPA, ukraińskiej policji pomocniczej, osławio­nych batalionów „Nachtigal” i „Roland”, a w Wielkiej Brytanii schronienie znalazło kilka tysięcy żołnierzy ochotniczej ukraińskiej 14 Dywizji SS Galizien. Wszyscy oni w latach 1944–1945 wycofali się z ziem Ukra­iny i Polski przed nadciągającą Czerwoną Armią, by uniknąć odpowiedzialności za udział w zbrodniach ludobójstwa.

Nikt przy zdrowych zmysłach nie odmawiał Ukraińcom prawa do po­siadania własnej tożsamości, państwowości, tradycji, kultury, własnych insty­tucji narodowych i państwowych. Nikt zresztą nie miałby prawa odmawiać narodowi pozbawionemu własnej państwowości prowadzenia działań i walki o swoją godność narodową, o własny państwowy byt. Rzecz w tym, że walkę o własne państwo podjęli i prowadzili ludzie, którzy zaplanowali i realizowali zbrodnicze działania przeciw innym narodom i grupom narodowościowym w najbardziej okrutnej formie – przez ludobójstwo.

Kolonia Katerynówka, powiat Łuck, województwo wołyńskie. Barbarzyńsko zamordowana trójak dzieci: dwaj synowie Piotra Mękala i jego żony z Gwiazdowskich, w środku dziewczynka Stanisława Stefaniak z rozprutym brzuszkiem. 6 maja 1943 r.

Ukraiński integralny nacjonalizm nie przeszedł jeszcze do historii. Sta­nowi on nadal wielkie zagrożenie dla narodów sąsiadujących z Republiką Ukrainy i dla samych Ukraińców. Wypalenie do korzeni ideologii OUN–UPA, pozbycie się jej przez samych Ukraińców stanowić będzie gwarancję pokoju w środkowo-wschodniej części Europy.

Historycy polscy zajmujący się stosunkami polsko-ukraińskimi w latach II Wojny Światowej bardzo dobrze wiedzą o zbrodniach skrajnie nacjonalistycznych, faszystowskich formacji ukra­ińskich czasu minionej wojny, znają przykłady zbrodni prze­wyższających okrucieństwem wszystko to, co dotąd poznała ludzkość. Wiedzą również o tym, że nie ma możliwości zbudowania normalnych stosunków, a tym bardziej przyjaźni, na kłamst­wie, przemilczaniu, na kłamliwych zaprzeczeniach ze strony ukraińskich fałszerzy historii. Inni nabrali wody w usta. Nie chcą się narażać możnym naszego świata, poniektórym posłom, senatorom, naczelnym redaktorom pism, które mogłyby błotem obrzucić śmiałka mającego odwagę powiedzieć prawdę o udziale ukraiń­skich szowinistów w zagładzie Polaków i Żydów pod sowieckim i hitlerowskim zaborem, poczynając od września 1939 roku aż do lata 1947 r.

Historycy epoki hitlerowskiej, badacze organizacji i systemu hitlerowskich obozów koncentracyjnych i ośrodków szybkiej zagłady, takich jak SS-Sonderkommando Treblinka, Bełżec, Sobibór zgodni są co do tego, że we wszystkich tych ośrodkach w skład załóg obozoweych wchodzili również Ukraińcy. W po­niektórych, między innymi w Treblince, stanowili oni zdecy­dowaną większość. To ich rękami Niemcy realizowali zagładę Żydów europejskich i Polaków.

W 1990 r. ówczesny Senat RP potępił przeprowadzoną w 1947 r. przez Wojsko Polskie akcję „Wisła” i wiele wskazuje na to, że owo potępienie polskiej akcji obronnej wynikało z całkowitego niezrozumienia istoty sprawy przez głosujących senatorów. Pewne jest, że nie odróżniali oni ewidentnych zbrodni stalinizmu od działań wojskowo-politycznych przeprowadzonych w roku 1947 w imię polskiej racji stanu, w obronie integralności polskiego obszaru państwowego i ratowania polskiej substancji biologicznej. W składzie Senatu nie było bowiem wówczas ani jednej osoby pochodzącej z Kresów Wschodnich RP i znającej realia zagłady z rąk ukraińskich. Senat odrodzonej Polski bez mrugnięcia okiem potępił publicznie akcję „Wisła”, potępił czyn żołnierza polskiego, który w Bieszczadach, na obszarze ziem południowo-wschodnich Rzeczypospolitej, w chłodzie, głodzie, nie szczędząc krwi bronił integralności obszaru państwowego Polski, bronił pol­skiej ludności tam zamieszkującej, polskich zagród, kościo­łów, szkół, urzędów.

Gdyby jednak przyjąć – z polskiego punktu widzenia, z polskiego stanowiska – że akcja „Wisła” stanowiła krzywdę, bezprawie wyrządzone ludności ukraińskiej, łemkowskiej, to jak rozumieć totalne milczenie Senatu w kwestii za­głady ok. 160–180 tysięcy Polaków, dokonanej rękami po­licji ukraińskiej, Ukraińskiej Armii Powstańczej i innych ugrupowań i formacji ukraińskiego nacjonalizmu?

Jak należy rozumieć milczenie naszego Senatu w spra­wie zagłady około 1,5 miliona obywateli, polskich Żydów z Kresów Południowo-Wschodnich RP, dokonanej wspólnie przez Niemców i Ukraińców? Milczenie w tej sprawie, brak potępienia spraw­ców ludobójstwa – ukraińskich nacjonalistów, przy równoczes­nym potępieniu organizatorów akcji „Wisła”, stanowić może bowiem świadectwo moralności dla morderców, glejt – formę przepustki do historii i akceptację obłędnej, zbrodniczej ideologii OUN–UPA.

Już dziś uchwała ówczesnego Senatu RP potępiająca akcję „Wisła” stanowi groźną broń w rękach ukraińskich nacjonalistów-odwetowców. Mamy tego setki przykładów. Uchwała Senatu ułatwia szkalowanie Polski i Polaków przez ukraińskich na­cjonalistów- szowinistów i przez naszych rodzimych ukrainerów.Ostrze tej uchwały wymierzone jest w Wojsko Polskie i w polską Służbę Bezpieczeństwa – nie komunistyczną, a polską w ogóle, jaka by ona nie była, w polskie urzędy państwowe, instytucje, w polski Kościół katolicki.

Ukraińscy historycy zawodowi i histo­rycy-amatorzy głoszą od wielu już lat wersję o „polskim obozie zagłady” w Jaworznie, przeznaczonym rzekomo wyłącznie dla Ukraińców wysiedlonych z południowo-wschodnich obszarów polskich, głów­nie z Bieszczadów. Wykorzystują przy tym totalną raczej nie­wiedzę naszego społeczeństwa, z małymi wyjątkami, o prawdziwym przeznaczeniu Jaworzna, byłej filii KL Auschwitz, masa­krują prawdę o akcji „Wisła”, szermują na prawo i lewo naz­wą obozu Jaworzno, które – według ich wersji – miało być miejscem specjalnie wybranym dla wysiedlonych Ukraińców i tylko dla nich, miejscem ich męczeństwa z rąk Polaków – na­cjonalistów i komunistów. W rzeczywistości Jaworzno stanowiło obóz karny przezna­czony przede wszystkim dla Polaków i Niemców, a Ukraińcy, którzy tu dotarli dopiero w dwa lata po jego uruchomieniu, byli najmniejszą pod względem narodowościowym grupą.

Absolutną większość więźniów Jaworzna stanowili Niemcy – ludność cywilna i osoby podejrzane o przynależność do formacji SS, gestapo, o współpracę z hitle­rowską policją oraz Polacy – żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, powracający do kraju żołnierze Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Obóz ten prze­znaczony był w pierwszym rzędzie dla Polaków, którzy narazili się NKWD i polskiej Służbie Bezpieczeństwa. Dokładne badania dziejów Jaworzna i zachowana do dziś dokumentacja zaświadczają, że w Jaworznie nie mordowano więź­niów, że reżim obozowy był ostry, a zachowanie się i postępowanie stalinowskiej administracji obozowej było haniebne wo­bec wszystkich bez wyjątku osadzonych tu osób – Pola­ków, Niemców i Ukraińców. W warunkach ówczesnego terroru, stosowanego przez sowiec­kie NKWD i polskie MBP, zarówno Polacy, jak i Ukraińcy w Ja­worznie, w innych ośrodkach odosobnienia i w więzieniach pod­dawani byli temu samemu reżimowi więziennemu, temu samemu terrorowi.

Jak dotąd nie zdarzyło się, ażeby ktokolwiek z polskich historyków, zajmujących się epoką stalinowską w naszym kraju, przedstawił obiektywnie sprawę owego Jaworzna, okrzyczanego w prasie, radiu i telewizji. Przykład Jaworzna jest klasycz­ny dla metod, jakimi posługują się ukraińscy nacjonaliści w preparowaniu fałszerstw historycznych, w antypolskiej dywersji. Jest to również sposób gromadzenia bardzo brudnego kapitału politycznego.

Tych, którzy ujawniają zbrodnie ludobójstwa ukraińskich nacjonalistów z OUN–UPA, policji ukraińskiej, żołdaków 14. uk­raińskiej ochotniczej dywizji SS-Galizien, wachmanów w ośrodkach zagła­dy, historycy ukraińscy wyzywają od podopiecznych, hołubionych przez komunę w PRL. Te epitety stanowią dziś instrument w najprzeróżniejszych grach i rozgrywkach, posługują się nimi również apologeci, obrońcy OUN–UPA, ukraińskiej ochotniczej 14 Dywizji SS-Galizien. Ani jeden z tych, którzy totalnie potępiają władze pol­skie za akcję „Wisła”, przytaczają przykłady krzywd i cier­pień ludności ukraińskiej, ani jeden z tych, którzy bardzo ostro krytykują polskie sądy wojskowe za wyroki śmierci i długoletniego więzienia, nie wspomina o udziale OUN–UPA w zagładzie narodów żydowskiego i polskiego. Nie mówią ani słowa o tym, że akcja „Wisła” nie była skutkiem fanaberii jakiegoś ważnego decydenta-komunisty, a stanowiła tragicz­ny dla ukraińskiej ludności finał całego wieloletniego okre­su zbrodni dokonywanych, bardzo często wespół z hitlerowcami, na polskiej ludności Kresów Wschodnich RP, wyrzynania pol­skich wsi, osad, kolonii przez policję ukraińską, UPA i na­cjonalistów innych ugrupowań ukraińskich.

Zredagowane w dniu 6 kwietnia 1997 roku przez organizatorów Kongresu Ukraińców w Polsce „Posłanie do Narodu Polskie­go” stanowi konsekwencję Uchwały Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z 3 sierpnia 1990 roku i postawy pol­skiego prezydenta Anno Domini 1997. Autorzy „Posłania” piszą: „…oczekując sprawiedliwości za doznane zło… pamię­tając o Uchwale Senatu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 3 sierpnia 1990 roku w sprawie potępienia dokonanej przez ko­munistyczne władze akcji „Wisła” …zwracamy się do Narodu Polskiego z posłaniem pojednania i przebaczenia…”

I ani jednego słowa o zagładzie ok. 180 tysięcy Polaków kresowych rękami ukraińskich nacjonalistów i zwykłej, bezideowej dziczy przez owych nacjonalistów sterowanej. I dalej owo „Posłanie”: „(…) W imię niemoralnej zasady odpowiedzialności zbio­rowej, zostaliśmy wygnani z ojczystych ziem…”

I ani słowa oceny moralnej udziału Ukraińców wespół z hitlerowcami w okresie poprzedzającym o całe lata akcję „Wis­ła”, w czystkach etnicznych na Kresach Wschodnich RP i okrutnych rzeziach ludności polskiej na obecnych ziemiach wschodnich i południowo-wschodnich Rzeczypospolitej.

Cytat z „Posłania do Narodu Polskiego”: „(…) W otwartych konfliktach i nigdy nie wypowiedzia­nych wojnach ginęły tysiące osób, a pamięć o niewinnych ofia­rach jest ciągle żywa…”

I ani słowa o tym, kim były owe ofiary, kto je mordował, w jaki sposób je mordowano. Z przytoczonego tekstu ktoś niezorientowany mógłbywnioskować, że ofiarami nie byli Pola­cy, a na przykład… niewinni członkowie UPA, funkcjonariu­sze policji ukraińskiej, ukraińscy SS-mani z dywizji Galizien.

Cytat z „Posłania”: „…Czcimy pamięć poległych, a rodzinom tych, którzy doznali niesprawiedliwości, wyrażamy głębokie współczucie…”

Słowo „poległych”, użyte w „Posłaniu”, spełnić ma funkcję zasłony, zakłamać najstraszliwszy w dziejach narodu pol­skiego okres. Słowo to bowiem zrozumieć można tak, że idzie tu o ludzi, Polaków, którzy odziani w mundury wojskowe zginęli z bronią w ręku, w walce z UPA, z faszystowską poli­cją ukraińską, z żołnierzami 14 Dy­wizji Grenadierów SS-Galizienn. A przecież owi wymordowani Polacy, ludność wiejska i małych osad, polscy księża kato­liccy i zakonnicy byli bezbronni, nie polegli w walce, byli mordowani we dnie i po nocach, w swoich domach, na polach i w kościołach.

W operacji mordowania prawdy o okrucieństwie Ukraińców, niespotykanym w cywilizowanym świecie, pomagają dziś i poma­gać będą ludobójcom, ich apologetom i obrońcom, środki maso­wego przekazu, prasa, radio oraz Telewizja Polska.

Żyjące dotąd pokolenie naocznych świadków ludobójstwa uk­raińskiego na ludności żydowskiej i polskiej na całym, bez wyjątku, obszarze Kresów Południowo-Wschodnich RP ma najświętszy obowiązek zaświadczenia, w formie spisanej relacji, wspomnień, pamiętnika o wydarzeniach lat 1942–1947. W przypadku milczenia strony polskiej za lat kilkanaście funkcjonować będzie jedynie wersja autorstwa ukraiń­skich szowinistów, współsprawców zagłady narodów polskiego i żydowskiego.

W całkowitym zafałszowaniu tej historii pomogą Ukraińcom Polacy – tacy, jak ci senatorowie pierwszej kadencji Polski niepodległej, którzy najczęściej z powodu kompletnej nieznajomości rzeczy, ale nie tylko dlatego, składali podpisy pod oświadczeniem potępiającym akcję „Wisła” w 1947 roku.

 Źródła:

 “Super  detektyw – kulisy spiskowych wydarzeń” nr 1/2019

 “Dziennik zlożony” http://dziennik.artystyczny-margines.pl/ludobojstwo-dokonane-przez-ukrainskich-bandytow-na-polakach-w-latach-1939-1947/

 https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=%E2%80%9D+http%3A%2F%2Fdziennik.artystyczny-margines.pl%2Fludobojstwo-dokonane-przez-ukrainskich-bandytow-na-polakach-w-latach-1939-1947%2F

 

 

 

The post LUDOBÓJSTWO DOKONANE PRZEZ UKRAIŃSKICH ZBRODNIARZY NA POLAKACH W LATACH 1939-1947 ZBRODNIE OUN – UPA appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..


CÓRKA WYKLĘTYCH EWA MINKIEWICZ

$
0
0

CÓRKA WYKLĘTYCH EWA MINKIEWICZ

Urodziła się 7 listopada 1948 r. w katowni UB przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Przez pół roku stalinowscy kaci przetrzymywali Ewę Minkiewicz w celi razem z matką – Wandą. Przez kolejne osiem lat w ogóle nie widziała matki, która odsiadywała wieloletni wyrok więzienia za to, że była sanitariuszką w oddziale – pisze w swoim najnowszym felietonie Tadeusz Płużański.

Ojciec – por. Lucjan Minkiewicz „Wiktor” (rocznik 1918, studia inżynierii lądowej na Politechnice Warszawskiej przerwała mu wojna, żołnierz września 1939 r.), od 1943 r. służył w 6. Brygadzie Armii Krajowej na Wileńszczyźnie, a po odtworzeniu oddziału przez mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę” na Podlasiu i Białostocczyźnie w 1945 r., został dowódcą oddziału.

Ojca Ewa nigdy nie zobaczyła. Aresztowany 1 lipca 1947 r., po ciężkim śledztwie skazany na karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie pod przewodnictwem słynnego kata AK-owców Mieczysława Widaja, został zamordowany 8 lutego 1951 r. o godz. 19.55 na Rakowieckiej. Kilka minut wcześniej takim samym strzałem w tył głowy (przez pijanego kata Mokotowa Aleksandra Dreja) uśmiercony został kpt. Henryk Borowski, kilka minut później pozostali dowódcy wileńskiej konspiracji: ppłk Antoni Olechnowicz i mjr. Zygmunt Szendzielarz.

Ewa była wychowywana przez ciotkę. Jej dwuletni brat Andrzej trafił do domu dziecka, został adoptowany i nie wrócił do rodziny. Mamę wypuścili w 1956 r. Zniszczona komunistycznym więzieniem wymagała stałej opieki córki. Tak było do śmierci Wandy Minkiewicz w 2001 r.

Ewie udało się skończyć studia polonistyczne, ale do końca lat osiemdziesiątych była pozbawiona możliwości godnej pracy. Wszędzie traktowano ją jako „córkę bandytów”. W 1980 r. związała się z Międzyzakładowym Komitetem Założycielskim „Solidarności”. Pomagała kombatantom, dbała o pamięć represjonowanych i mordowanych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego, szczególne wśród młodzieży, organizowała rajdy „Łupaszki”.

9 listopada 2007 r. prezydent RP Lech Kaczyński „za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej” odznaczył pośmiertnie por. Lucjana Minkiewicza Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Przyznanie orderu odbyło się w dniu szczególnym: 11 listopada podczas uroczystości Narodowego Święta Niepodległości.

Szczątki „Wiktora” zostały wydobyte z bezimiennego dołu śmierci na „Łączce” Powązek Wojskowych przez naukowców z IPN. W Pałacu Prezydenckim dokument identyfikacyjny odebrała córka Ewa. Tak było dwa lata temu.

Ewa Minkiewicz zmarła po ciężkiej chorobie 24 kwietnia 2019 r. w Gdańsku. Cześć Jej pamięci i pamięci Jej rodziców.

 

Tadeusz Płużański

 

 

The post CÓRKA WYKLĘTYCH EWA MINKIEWICZ appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

STANISŁÓWKA 1944 – 2019

$
0
0

STANISŁÓWKA 1944 – 2019

 

Wasyl Sydor, ps. „Szełest” dowódca UPA na terenie Małopolski Wschodniej rozkazuje: „Nieustannie uderzać w Polaków aż do wyniszczenia ich do ostatniego z tych ziem. W niektórych przypadkach wezwać Polaków do terminowego opuszczenia ziem ukraińskich.” Pierwsze ulotki UPA w powiecie żółkiewskim, pojawiają się 4 kwietnia 1944 roku. Są m.in. rozrzucane i przybijane na drzwiach domów polskich mieszkańców Mostów Wielkich… Zaczyna się ostateczna rozprawa z „cużeńcami” (obcymi). Znikają i giną przedstawiciele miejscowych elit: księża, leśnicy, nauczyciele i studenci. Płoną polskie wioski i przysiółki. Kto żyw ucieka do Stanisłówki. Mieszkańcy tej czysto polskiej, przez Ukraińców nazywanej „mazurską” wsią przyjmują wszystkich uciekinierów: sąsiadów z okolicznych spalonych wsi, pogorzelców z Wołynia a nawet żydowskich uciekinierów z getta. Piękne świadectwo jednego z nich znajdujemy w książce „Children of the Holocaust Speak…” (“Dzieci Holokaustu mówią…).

Tym świadectwem jest relacja jaką złożył Naftali Karg (po wojnie Karol Galiński): „…W jednym z domów poprosiliśmy coś do jedzenia i żeby nam wskazano drogę do Stanisłówki… Stara kobieta rozpłakała się nad nami mówiąc: „Co oni z wami robią, jak się Boga nie boją”. Ukryliśmy się w Stanisłówce…Po niedługim czasie napadła na wioskę (mieszkali tam tylko Polacy) banda ukraińska… W napadzie bandytów spod znaku “Trizuba” – Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) zginęło kilkanaście osób, a połowa wioski spłonęła… Nazajutrz wioski nie poznałem, sterczały tylko kominy i lekko dymiły zgliszcza. Oto straciłem wioskę, w której miałem oparcie. W tych tragicznych dniach mieszkańcy Stanisłówki sięgają po broń. „Nie miałem butów, ale miałem szablę po ojcu, z którą chodziłem w nocy na wartę” – tak relacjonował ówczesną sytuację jeden z partyzantów. Ochotnikami (ze wszech stron otoczonej przez ukraińskie siedliska) ostatniej ostoi polskości, dowodzi weteran 26. Lwowskiego Pułku Piechoty – kpr. Wieczorek. Wraz z napływem kolejnych uchodźców oraz zapędami banderowców sytuacja osamotnionej Samoobrony staje się z dnia na dzień dramatyczna, brakuje wszystkiego: broni, amunicji, ubrań, opatrunków i jedzenia. W takich okolicznościach miejscowy ksiądz – Aleksander Kozieł, wyrusza do Lwowa. Po wielu perypetiach dociera do Semper Fidelis „Zawsze Wiernego” miasta i nawiązuje kontakty z dowództwem Armii Krajowej, która po długich dywagacjach wysyła do Stanisłówki swego najlepszego człowieka – por. Onufrego Kuźniara, ps. „Popiel” (odznaczony Orderem Wojennym Virtuti Militari i aż czterokrotnie Krzyżem Walecznych) wraz z garstką żołnierzy lwowskiego Kedywu AK. W drodze do Stanisłówki „Popiel” podejmuje ryzykowną decyzję:„Musimy zlikwidować najgorszych niemieckich i ukraińskich rzeźników w powiecie i zdobyć broń oraz wyposażenie wojskowe dla naszych ludzi w Stanisłówce – rozbijamy KRIPO w Żółkwi!”

Garstka najodważniejszych partyzantów ze Stanisłówki jest już na miejscu i obstawia całą akcję, zaś dziesięciu straceńców ze Lwowa wjeżdża do Żółkwi… skradzionym Niemcom samochodem. Zastępca „Popiela” – sierżant „Żbik” wybija szybę posterunku za pomocą jedynego będącego na stanie Rkm-u i stawia strażników pod ścianą! Komendant „Popiel” wyważa drzwi i wchodzi na teren posterunku z grupą likwidacyjną. Wszyscy Kripowcy giną na miejscu. Zdobycz na tamte czasy ogromna:

4 Pmy, 6 KB i 4 pistolety, skrzynia amunicji, akta Kripo, maszyna do pisania i nowe sorty mundurowe. Natychmiast po akcji cały zespół wyrusza do Stanisłówki. Oddział prowadzi przewodnik przez odludzia, bagna i lasy, tak aby uniknąć kontaktu z niemiecką obławą i wszechobecnymi patrolami UPA. Po wielogodzinnym, forsownym marszu obdarci, ubłoceni i wyczerpani żołnierze osiągają cel. Ten moment w następujący sposób opisał Komendant „Popiel”: „Dowlekliśmy się do Stanisłówki, z wyglądu jak kolonia dziadów kalwaryjskich. Zapewne stanisłowieckich ludzi mogła ogarnąć wątpliwość, co to z nas będą za obrońcy dla ich wsi, skoro sami potrzebujemy pomocy?” Porucznik Kuźniar przystępuje jednak do energicznych działań: zamienia wieś w twierdzę nie do zdobycia. Wszędzie pojawiają się rowy strzeleckie i okopy, teren wsi zostaje otoczony umocnieniami i zasiekami z drutów kolczastych. Poszczególne posterunki i wartownie wokół wsi otrzymują połączenie telefoniczne. Murowany folwark i pałac Barona Eustachego Horocha zostaje przekształcony na bazę noclegową dla partyzantów a obory i stajnie na pomieszczenia schronowe dla ludności cywilnej. W oknach pojawiają się stanowiska ogniowe i gniazda broni maszynowej. Na wypadek dłuższego oblężenia przygotowano duże zapasy żywności i wody. Stanisłówka przypomina obóz warowny w Zbarażu opisany w trylogii Henryka Sienkiewicza.Takim sposobem Stanisłówka staje się przysłowiową „solą w oku” ukraińskich faszystów, którzy kilkakrotnie ponawiają próby jej zdobycia – każdy atak zostaje jednak odparty. Mało tego, obrońcy wysyłają dobrze uzbrojone patrole na bojowe wypady, likwidując przy tym poszczególnych ukraińskich ultranacjonalistycznych liderów, niemieckich okupantów i kolaborantów z Dywizji SS Galizien. Wydawało by się jednak, że oblężona ze wszech stron Stanisłówka i garstka jej obrońców nie ma szans na dłuższe przetrwanie, ale … 6 kwietnia

1944 r. nadchodzi odsiecz ze Lwowa. Niespełna 30 żołnierzy Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW) – elewów lwowskiej podchorążówki wyrusza do boju! Dowodzi nimi porucznik Jacek Lisowski, ps. „Orda”. Zbiórka ochotników odbywa się na Cmentarzu Janowskim we Lwowie. Tam oddział odbiera broń i rusza do Stanisłówki – likwidując po drodze niemieckie placówki i banderowskie patrole.

Na kilka dni przed bitwą docierają do Stanisłówki. Przynoszą zapasy tak bardzo potrzebnej broni i amunicji a ich szaleńcza wręcz postawa podczas obrony Stanisłówki służy przykładem dla towarzyszy broni z Armii Krajowej. Większość z nich ginie w późniejszych bojach, lub zostaje zamordowana w sowieckich oraz komunistycznych kazamatach już po wojnie. Tymczasem dowództwo lwowskiej Armii Krajowej zarządza koncentrację wszystkich Oddziałów Leśnych w Lasach Janowskich. Porucznik „Popiel”ma doprowadzić swoich ludzi na 16 kwietnia 1944 roku w rejon koncentracji. Co robić, jak pozostawić Stanisłówkę bez obrony?

Ale rozkaz rozkazem – musi zostać wykonany. We wsi zostaje mała grupa partyzantów a reszta udaje się na zbiórkę do nieodległego lasu. Za nimi podąża kilka miejscowych dziewcząt z prośbą o przyjęcie do Armii Krajowej i… koszem jaj i wędlin. Chcąc nie chcąc dowódca zarządza krótki postój w celu spożycia ostatniej wieczerzy na tej tak gościnnej – polskiej ziemi. Zbliżał się wieczór 14 kwietnia 1944 roku. Partyzanci po tej obfitej kolacji zbierają się do wymarszu na koncentrację, ale z telefonu polowego dzwoni czujka: „alarm, alarm: od strony Butyn zbliża się duża grupa ludzi w niemieckich mundurach, wielu w parkach jakie noszą członkowie Dywizji SS Galizien, widzę również gromadę cywili z koszami i workami na plechach!” Komendant „Popiel” natychmiast wysyła zwiad: patrolem dowodzi sierż. „Żbik” na swojej wiernej kobyłce „Baśce”. Po chwili odzywają się krótkie serie z „pepesz” i dudnienie „pił” – niemieckich karabinów maszynowych MG 42. Z patrolu wraca jeden partyzant i melduje: „Konie ubite, „Żbik” ciężko ranny, zwiad rozbity – to banderowcy! Tak się zaczęła bitwa o Stanisłówkę. Pierwszy impet natarcia powstrzymuje kadet Adam Popiel ps. „Orkan”, który pomimo postrzału w głowę utrzymuje stanowisko z grupką kolegów. Banderowcy wdzierają się jednak do pierwszych zagród mordując przy tym wszystkich napotkanych mieszkańców. We wsi wybucha

panika, zewsząd słychać wrzaski banderowców, płacz kobiet, skowyt małych dzieci, ryk płonącego bydła i wściekłe ujadanie psów… oto nastał dzień sądny – oto koniec. Ale to nie koniec, to dopiero początek: Komendant „Popiel” w mig rozdziela oddział na dwie grupy szturmowe i zarządza atak na tyły atakujących. Wzięci w ogień z trzech stron banderowcy wpadają w amok. Giną pod celnymi strzałami partyzantów, przebijani bagnetami w walce wręcz i w końcu po obrzuceniu granatami dają pola. „Heroje” rozbiegają się na wszystkie strony pozostawiając ogromną ilość rannych i poległych na polu bitwy.

 Podstępny atak trzech wołyńskich sotni UPA, SS-manów z Dywizji„Hałyczyna” oraz członków lokalnych band na jedną z ostatnich polskich redut w woj. Lwowskim

został odparty – napastnicy ponieśli sromotną klęskę! W złości z oddala ostrzeliwują wieś amunicją zapalającą, przez co połowa wsi staje w płomieniach, ale ludność cywilna jest uratowana. Polegli jako pierwsi w boju ochotnicy z Wołynia: Izydor Cioch i Edward Dyl, zostają pochowani z wszelkimi honorami pod krzyżem na rozstaju dróg a pomordowani mieszkańcy pod progami swych domów. Oni spoczywają tam do dzisiaj…

Tymczasem do wsi wjeżdża zaalarmowana przez posłańców kolumna Wehrmachtu. Z pierwszego pojazdu wyskakuje wysoki i przystojny oficer i widząc ogrom zniszczeń przemawia ku ogólnemu zdziwieniu po polsku: „Ludzie, czemu się nie broniliście? Jo bym bił tych bandziorów!” Jeden z miejscowych batiarów odpowiada: „A jak mieliśmy się bić jak my broni nie mamy, przecież posiadanie broni jest nielegalne?” W tej chwili na twarzy Ślązaka (jak się później okazało) pojawia się szeroki uśmiech: „Chcioł bym mieć tyla pieniędzy, co wy broni i amunicji”. Po chwili por. Kuźniar dobija targu z niemieckim oficerem: dajemy wam świniaka i konkretną łapówkę a wy jedziecie na szpicy ewakuacji wszystkich ludzi do Żółkwi. Moi ludzie będą w taborach i jak bandery nas spróbują zatrzymać to my walimy, a wy nic nie widzicie… Takim sposobem nad ranem 15 kwietnia rozpoczęła się ewakuacja mieszkańców Stanisłówki do grodu założonego przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego. Kolumna składająca się z kilkuset wozów, ponad tysiąca cywili i ogromnego stada bydła, rozciągająca się na kilka kilometrów została ponownie zaatakowana przez oddziały UPA i dezerterów z Dywizji SS Galizien w sąsiedniej wiosce – w Bojańcu. Zbrodniarze zaprawieni w mordach na starcach, kobietach i dzieciach nie spodziewali się, że w kolumnie cywili znajdują się uzbrojeni po zęby partyzanci lwowskiego okręgu AK. Banderowcy dostali solidne „baty” i zostali zmuszeni do przepuszczenia kolumny, której tyły osłaniał nieustraszony „Brzask” (Władysław Bryk) z kilkoma kolegami. Uzbrojony w broń krótką i granaty ręczne prowadził ukochaną klacz i źrebię, które opóźniało marsz całej kolumny, przez co pozostał daleko w tyle. Na rogatkach Bojańca dopadł go nieznany z imienia i nazwiska Ukrainiec mówiąc: „Szybciej, szybciej! Nie wlecz się Pan z tymi konikami, dołączaj Pan do swoich, bo za zakrętem już na Pana ostrzą noże!” Ten porządny człowiek uratował „Brzaskowi” życie. Przed dotarciem do Żółkwi oddział partyzancki odłączył od kolumny uciekinierów i udał się do Kościejowa – ostatniej polskiej reduty w woj. lwowskim, tocząc po drodze zacięte walki z kilkoma sotniami UPA. Mieszkańcy Żółkwi przyjęli pogorzelców ze Stanisłówki do swych domów, a po wkroczeniu Armii Czerwonej spotkał Ich wszystkich ten sam tragiczny los. Sowieccy okupanci wygnali wszystkich na tzw. “ziemie odzyskane”. Największą grupę do Warszowic pod Żorami w woj. śląskim, drugą mniejszą do Nysy i pomniejszych miejscowości powiatu nyskiego, kolejną zaś grupę na Pomorze. W ten sposób komuniści rozbili i rozrzucili po całym kraju jedną z „groźniejszych” w ich oczach grup kresowiaków. Pomimo tego wielu byłych żołnierzy 19. p.p. AK podjęło dalszą walkę zbrojną z komunistycznym okupantem, zasilając szeregi oddziałów partyzanckich – dziś nazywanych Żołnierzami Wyklętymi!

Po ewakuacji do Żółkwi hordy zdziczałych z nienawiści szowinistów przystąpiły do ostatecznej rozprawy ze Stanisłówką… wieś została zrabowana i doszczętnie spalona, olbrzymi murowany dwór wraz z zabudowaniami rozebrany do fundamentów, studnie zasypane a sady wycięte. Stanisłówka przetrwała jednak w sercach potomnych i pamięci garstki Polaków, którzy trwają na Kresach do dzsiaj!

Po tym bastionie polskości pozostały zgliszcza i porastający te zgliszcza las, a w lesie krzyż. Pod tym krzyżem na partyzanckiej mogile potomkowie pomordowanych i poległych spotykają się już od 20 lat. Tak też było w tym szczególnym roku – w równą 75. Rocznicę Bitwy o Stanisłówkę. Pielgrzymi z Polski przybyli do Stanisłówki pod biało-czerwonymi flagami i sztandarami. Uroczystą modlitwę poprowadził ks. proboszcz Igor Korzydło z parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Antoniego w Mostach Wielkich.

Strażnik Narodowej Pamięci- wybitny działacz polskiej społeczności w powiecie żółkiewskim: Pan Marian Kladny i jego szanowna małżonka, przywitali pielgrzymów z Polski tradycyjnym kresowym karawajem (chlebem i solą) a konsul Rzeczypospolitej Polskiej we Lwowie – Pan Włodzimierz Sulgostowski odczytał przesłanie dla potomnych, kończąc znamiennymi słowami: „Wierzymy, że pamięć o heroicznej obronie Stanisłówki przetrwa na wieki”.

 

                                                “Kresowy Serwis Informacyjny” 1 maja 2019 r.

 

 

The post STANISŁÓWKA 1944 – 2019 appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

ZBRODNIA W CZARNYM LESIE

$
0
0

MORD W CZARNYM LESIE

 

Czarny Las to duży kompleks leśny położony o kilka kilometrów na zachód od Stanisławowa, (czyli obecnego Iwano-Frankiwska na Ukrainie), który w okresie okupacji niemieckiej był miejscem masowych egzekucji mieszkańców tego miasta.

Jaki los może zgotować ludziom azjatycka dzicz z europejskimi „nadludźmi”?

W nocy z 14 na 15 sierpnia 1941 roku w Czarnym Lesie w pobliżu Stanisławowa Gestapo na rozkaz SS-Hauptsturmführera Hansa Krügera dokonało egzekucji ok. 250 przedstawicieli inteligencji polskiej ze Stanisławowa.

Po agresji sowieckiej na Polskę, zaraz po zajęciu Stanisławowa, rozpoczęły się  represje wobec ludności polskiej . Nie tylko okupanci  sowieccy prześladowali Polaków, ale również miejscowi Ukraińcy. Przez 3 dni, tzw. komitety rewolucyjne aresztowały polskich działaczy, którzy byli kierowani do więzień. Tam więźniowie byli bici, głodzeni i w końcu mordowani. Naprędce zorganizowana milicja ukraińska rozbrajała i mordowała funkcjonariuszy policji państwowej  i polskich  żołnierzy. NKWD po zorganizowaniu swojej komórki w Stanisławowie przeprowadziła aresztowania polskich oficerów, działaczy partii politycznych, sędziów, prokuratorów, lekarzy, naukowców. Duża część z nich zginęła w Katyniu. W latach 1940-1941 część polskich mieszkańców ziemi stanisławowskiej została wywieziona na Syberię.

Po zakończonych działaniach zbrojnych w kampanii wrześniowej, różne formacje niemieckie przystąpiły do realizacji tzw. „Akcji Inteligencja” (niem. Intelligenzaktion), trwającej z przerwami do 1943 roku, wymierzoną w polską elitę intelektualną.

 

Akcja ta przebiegała z różnym nasileniem w poszczególnych rejonach okupowanej Polski.

 

Najwięcej zbrodni popełniono na

 

Pomorzu (Intelligenzaktion na Pomorzu, ok. 30 tys. ofiar śmiertelnych),

 

Wielkopolsce (Intelligenzaktion Posen, ok. 2 tys. ofiar),

 

Mazowszu (Intelligenzaktion Masovien, ok. 6,7 tys. ofiar),

 

Śląsku (Intelligenzaktion Schlesien, ok. 2 tys. ofiar),

 

Łodzi (Intelligenzaktion Litzmannstadt, ok. 1,5 tys. ofiar),

 

a także w tzw. akcjach specjalnych, z których największe to Akcja AB(Ausserordentliche Befriedungsaktion, ok. 3,5 tys. ofiar),

 

Sonderaktion Krakau i Zweite Sonderaktion Krakau (ok. 187 ofiar, uczonych i pracowników naukowych z Uniwersytetu Jagiellońskiego) oraz wymordowanie na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie 45 profesorów lwowskich wyższych uczelni.

 Zbrodnia ta zwana „Akcją Nachtigall” została dokonana 4 lipca 1941 roku przez ukraińsko – niemiecki  batalion Nachtigall. Zginęli wówczas bestialsko pomordowani strzałami w tył głowy m.in. Tadeusz Boy – Żeleński, prof. Kazimierz Bartel (3-krotny premier II RP), prof. Adam Sołowij, światowej sławy ginekolog- położnik, najstarszy zamordowany, wówczas  82 – letni profesor Uniwersytetu Jana Kazimierza.

Mój ojciec doc. med. Maurycy Marian Szumański zamordowany przez Niemców we Lwowie 4 listopada 1941 roku był asystentem prof. Adama Sołowija w jego katedrze na Uniwersytecie Jana Kazimierza.

 

Batalion „Nachtigall” (niem. Słowiki) – niemiecki batalion złożony z Ukraińców, działający w roku 1941, w czasie II wojny światowej. Oficjalna nazwa niemiecka: Sondergruppe Nachtigall. Przez propagandę ukraińską wraz z batalionem „Roland” określany był mianem „Drużyn Ukraińskich Nacjonalistów”.

Po ataku Niemiec na ZSRR w 1941 roku, NKWD wymordowało polskich i ukraińskich więźniów, w więzieniu przy ul. Bilińskiego w Stanisławowie. Ciała ofiar tej masakry zostały prawdopodobnie przewiezione i ukryte w pobliżu miasta. Ponownie powstała ukraińska milicja, która tym razem rozpoczęła rozprawę z Ukraińcami, współpracującymi z okupantami sowieckimi.

Po zorganizowaniu się władzy niemieckiej, przystąpiła ona do niszczenia populacji żydowskiej. 4 sierpnia 1941 roku Gestapo wezwało do swojej siedziby inteligentów żydowskich. Stawiło się ich ok. tysiąca, wszyscy zostali przewiezieni do lasu koło Uhrynowa i zamordowani.

W następnych miesiącach Gestapo z pomocą policji ukraińskiej dokonywało w kilku etapach masowych egzekucji Żydów. Część z nich została wywieziona do niemieckich obozów koncentracyjnych. Z 30 tys. Żydów, którzy mieszkali w Stanisławowie ocalało kilkuset, uratowanych przez polskich sąsiadów, bądź  ukrywając się w lasach.

Szefem Gestapo w Stanisławowie został hauptsturmführer Hans Krüger, który wziął wcześniej udział w mordzie profesorów lwowskich. Na jego polecenie 8 i 9 sierpnia 1941 roku policja ukraińska dokonała aresztowań polskiej inteligencji, głównie nauczycieli. Również tak jak w przypadku mordu na profesorach lwowskich oraz mordu na inteligencji krzemienieckiej imienną listę aresztowanych przygotowali ukraińscy nacjonaliści. Jako autorów listy wymienia się profesorów gimnazjum ukraińskiego w Stanisławowie: dr Iwana Rybczyna i nauczyciela o nazwisku Danysz.

Nauczycieli aresztowano podstępem po zwołaniu ich na naradę w związku ze zbliżaniem się roku szkolnego. Pozostałe osoby były zabierane z domów przez policję ukraińską. Polakom tłumaczono, że są wzywani na krótkie przesłuchanie. Spokojne i uprzejme zachowanie policjantów sprawiło, że aresztowani nie nabierali podejrzeń wobec zamiarów Niemców i poddawali się biegowi wypadków. Zdaniem Tadeusza Olszańskiego (Tadeusz Olszański, pseud. i kryptonimy Simenfalvy, T.O., tad. (ur. 28 sierpnia 1929 w Stanisławowie, polski dziennikarz, publicysta, tłumacz) ukraińska policja została starannie przygotowana przez Niemców do tej akcji. Ogółem w dniach 8-9 sierpnia 1941 roku aresztowano blisko 300 Polaków.

Aresztowanych przetrzymywano w więzieniu Gestapo i wykorzystywano przy pracach budowlanych w okolicach ogrodów Bracha. Początkowo można było z nimi nawiązać kontakt. Po kilku dniach strażnicy ukraińscy zaczęli strzelać do osób próbujących zbliżać się do pracujących więźniów.

W nocy z 14 na 15 sierpnia 1941 roku większość aresztowanych Polaków, około 250 osób, przewieziono ciężarówkami do Czarnego Lasu w okolicy wsi Pawełcze, rozstrzelano, ich zwłoki zakopano na miejscu. Z kaźni ocalał Polak, leśniczy z Sołotwiny, który korzystając z deszczu i nieuwagi konwojentów, zsunął się z ciężarówki i uciekł. Tuż przed egzekucją Niemcy zebrali grupę chłopów z Pawełcza i nakazali jej wykopanie dołów w Czarnym Lesie.

Los ofiar ukrywano przed ich rodzinami, które w dalszym ciągu czyniły starania o zwolnienie uwięzionych. We wrześniu 1941 roku rodziny zaniepokojone brakiem informacji wysłały delegację do siedziby Gestapo, Hans Krüger zapewnił jednak że nauczyciele żyją i są w trakcie śledztwa.

Pozwolił na przysyłanie paczek żywnościowych i odzieży na zbliżającą się zimę. Żywność ta była dawana psom, a odzież rozdzielali między siebie dozorcy więzienni.

Dokonanie zbrodni wyjawił zimą 1942 roku niemiecki prokurator Rotter w rozmowie z Karoliną Lanckorońską, przybyłą do Stanisławowa jako przedstawicielka Rady Głównej Opiekuńczej ( RGO ).

Również Krüger będąc pewnym, że Lanckorońska nie wyjdzie z więzienia, podczas jej przesłuchania, chwalił się swoim udziałem w mordzie na profesorach lwowskich, sugerując że to samo stało się z nauczycielami ze Stanisławowa.

 

Świadek technik pocztowy, Polak, J.M., zatrudniony w siedzibie Gestapo przy instalowaniu centrali telefonicznej i sygnalizacji zeznał:

„Miałem możność poruszania się po całym budynku Gestapo i wglądu na dziedziniec więzienny w ciągu kilku dni mojej pracy. Widziałem jak doprowadzani przez ukraińską policję Polacy byli doprowadzani do pokoju, gdzie urzędowali dwaj gestapowcy, bracia Mauerowie. Stamtąd po przesłuchaniu, aresztowanych odsyłano do więzienia. Akcja trwała około 3 dni. Po kilku dniach zobaczyłem, jak policja ukraińska usuwała z dziedzińca więziennego pracujących tam jakichś więźniów.

Po usunięciu ich z dziedzińca zaczęto wyprowadzać z więzienia do stojącego tam ciężarowego samochodu na wpół odzianych mężczyzn. Byli tylko w spodniach i koszulach, boso. Wielu z nich poznałem. Byli to nauczyciele i lekarze – Polacy, mieszkańcy Stanisławowa. Dwaj ukraińscy policjanci i dwaj gestapowcy ponaglali ich biciem drewnianymi pałkami (nogami od stołów i krzeseł) do zajmowania miejsc w samochodzie. Szczególnie mocno pobity został jeden nauczyciel, który nie miał siły wspiąć się na wysokie podium samochodu. Uratowała go od dalszych uderzeń udzielona mu przez kolegów pomoc. Po załadowaniu wozu liczbą ok. 30-40 ludzi nakryto ich brezentem. Wówczas wyszedł z budynku jeden z braci Maurerów, Willi, z automatem i kazał eskorcie usadowić się przy więźniach. Sam wsiadł do szoferki i samochód opuścił więzienie udając się w nieznanym  kierunku.

Ofiary mordu

Władysław Łuczyński – polski malarz i nauczyciel rysunku w szkole w Stanisławowie w okresie II Rzeczypospolitej,

Rudolfa Rajnocha i Józefa Lewickiego zamordowano za wywieszenie w dniu 11 listopada 1941 roku na grobach legionistów na cmentarzu stanisławowskim biało-czerwonej flagi.

Rozstrzelano wówczas około 50 osób (w tym 30 uczniów) i wielu pobito. Ponadto około 250 osób rozstrzelano wówczas w Czarnym Lesie pod Pawełczem.       31 grudnia 1941 roku na dziedzińcu więzienia w Stanisławowie rozstrzelano 25 osób (głównie kobiety).

W niemieckim więzieniu w Stanisławowie 17 czerwca 1942 roku zmarł na tyfus po rocznych okrutnych torturach polski ksiądz rzymskokatolicki i działacz konspiracyjny w czasie II wojny światowej Józef Smaczniak; prawdopodobnym miejscem pochówku księdza stał się Czarny Las.  

26 lipca 1942 roku pod zarzutem ukrywania Żydów w Stanisławowie został zamordowany przez Niemców polski ksiądz Jan Peregryn Haczela (wraz z br. Stefanem Kosiorkiem i o. Remigiuszem Wójcikiem).

Jesienią 1942 roku na boisku „Sokoła” Niemcy rozstrzelali 14 chłopców z jednej klasy i mężczyznę (dentystę) – wszystkich z Kałusza.

W 1942 roku Niemcy rozstrzelali 15 osób za próbę przejścia rumuńskiej granicy.

2 lutego 1943 roku na ulicy Ormiańskiej we Lwowie Niemcy rozstrzelali l0 Polaków ze Stanisławowa m.in.: Zdzisława Teodora Ziobrowskiego, Alfreda Stadlera, Kazimierza Kamińskiego i Eugeniusza Sięgala.

W 1943 roku po łapance rozstrzelano nie ustaloną liczbę osób, głównie młodzieży ze Stanisławowa.

W marcu 1944 roku rozstrzelano kilka osób w Pasażu przy ul. Kazimierzowskiej.

Rozstrzelano pięcioosobową grupę młodzieży ZWZ-AK m.in.: Stanisława Chrymowicza.

Znany jest przypadek zamordowania przez Niemców w Stanisławowie, w nieokreślonym czasie, grupy osób z Halicza, w tym nauczyciela gimnazjalnego, jego rodziców oraz rodziny.

Ogólnie liczbę zamordowanych Polaków w Stanisławowie szacuje się na ok. 860 osób.

Odpowiedzialni za zbrodnie

SS-Hauptsturmführer Hans Krüger – skazany w 1967 roku na dożywocie za mordy na Żydach. Podpisywał wraz z Oskarem Brandtem wyroki śmierci. Wyszedł na wolność w 1986 roku.

Zastępca, a później następca Krügera, SS-Untersturmführer Oskar Bandt, gestapowiec Remarb Müller, volksdeutsch Zygmunt Adamski, po wojnie ujęty w Nowym Sączu i skazany 28 listopada 1945 roku. na karę śmierci.

Bezpośredni udział w rozstrzeliwaniu wzięli bracia Johann i Willi Mauerowie, volksdeutsche, przed wojną żołnierze WP, podczas wojny służyli w Gestapo, obaj uczestniczyli w egzekucji profesorów lwowskich. Wykazywali się szczególnym okrucieństwem podczas aresztowań i przesłuchań. Osobiście dokonywali egzekucji więźniów, wzięli udział w rozstrzeliwaniu nauczycieli w Czarnym Lesie. Po wojnie skazani przez sąd niemiecki na karę więzienia.

Zbiorowe groby pomordowanych w Czarnym Lesie odkryto w 1988 roku dzięki staraniom rodzin ofiar. Było to 8 dołów o wymiarach 10 na 12 metrów. W 1991 roku Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ufundowała na miejscu egzekucji tablicę i pomnik.

W sierpniu 2011 roku w Czarnym Lesie odsłonięto krzyż upamiętniający pomordowanych Polaków. Na uroczystości byli obecni: gubernator obwodu iwano – frankiwskiego  Michajło  Wyszywaniuk i sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert oraz rodziny ofiar.

Dokumenty, źródła, cytaty

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

Karolina Lanckorońska „Wspomnienia wojenne”,

http://pl.wikipedia.org/wiki/Karolina_Lanckoro%C5%84ska

http://pl.wikipedia.org/wiki/Mord_w_Czarnym_Lesie

http://www.bibula.com/?p=41919

http://niepoprawni.pl/blog/2171/nie-tylko-we-lwowie-bez-trumien-i-krzyzy-z-ludobojstwem-w-tle

http://www.rodaknet.com/rp_szumanski_87.htm

http://pl.wikipedia.org/wiki/Batalion_%22Nachtigall%22

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

The post ZBRODNIA W CZARNYM LESIE appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

JAK ŻYDZI MORDOWALI POLAKÓW BEZPŁATNA LEKCJA HISTORII, DEDYKOWANA ANTYPOLONITOM NATANIAHU, KATZOWI I NIEDOUCZONEJ DZIENNIKARCE MITCHELL

$
0
0

JAK ŻYDZI MORDOWALI POLAKÓW  BEZPŁATNA LEKCJA HISTORII, DEDYKOWANA ANTYPOLONITOM

NATANIAHU, KATZOWI I NIEDOUCZONEJ DZIENNIKARCE MITCHELL

 

Aldona Zaorska “Warszawska Gazeta” nr 08 ; 22 – 28 lutego 2019 r.

 

  – Dzisiaj powiedzenie – Żydzi mordowali Polaków, chociaż zgodne z faktami i będące parafrazą słów premiera Izraela, natychmiast wywołuje zarzut “antysemityzmu”. I w finale w naszym kraju, w mieście, gdzie każda płyta chodnika jest zbroczona krwią ofiar niemieckich zbrodni, jesteśmy opluwani. Taka to żydowska “wdzięczność” za ryzykowanie życiem dla ich braci. świat słyszy kłamstwa i im wierzy .Najsmutniejsze jest to, że polskie władze, gdy opluwany jest polski naród, przekonują, że to tylko pada deszcz.

 

UWAGI WŁASNE – ALEKSANDER SZUMAŃSKI:

 

Patrz  tekst Aleksandra Szumańskiego “Żydowscy mordercy Polaków mordowali i uciekli do Izraela. Mordercy gen. Fieldorfa “Nila”, mordercy rotmistrza Witolda Pileckiego” http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/zydowscy-mordercy-polakow-mordowali-i-uciekli-do-izraela-mordercy-gen-fieldorfa-nila-i                

 

W latach 2012 – 2014 pracowałem jako publicysta o tematyce społeczno politycznej, historycznej i kulturalnej w “Warszawskiej Gazecie”(“WG”), skąd pochodzi poniższy tekst autorstwa mojej koleżanki redakcyjnej w “WG” Pani Aldony Zaorskiej. W tych latach byłem również dziennikarzem amerykańskim akredytowanym (USA) w Polsce.

Wówczas zostałem poważnie zaatakowany o antysemityzm przez dr Jerzego Targalskiego vel Józef Darski, publicysty “Gazety Polskiej”. Z owego zarzutu bronili mnie nawet moi żydowscy koledzy i koleżanki, którzy podobnie jak ja byli świadkami historii, uciekinierami z gett, kombatantami i osobami represjonowanymi z okresu II Wojny Światowej, uciekinierzy z gett we Lwowie, Krakowie i Przemyślu, m.in. prof. med.  Maria Orwid, dr med. Leszek Allerhand, Stella Müller – Madej, Ryszard Horowitz, Bronisława Horowitz –  Karakulska .

Leszek Allerhand (niestety zmarł 03 kwietnia 2018 roku) wystosował nawet list

protestacyjny broniący mojej osoby przed atakami syjonistów.

Autorka tekstu Pani  Aldona Zaorska jest redaktor naczelną miesięcznika “Zakazana Historia” ukazującego się od miesiąca września 2013 roku.

Miałem zaszczyt w numerze nr 1 owego miesięcznika zamieścić tekst własny “Malowany ptak z czarnym ptasiorem w tle”, który otwierał miesięcznik “Zakazana Historia” .Miesięcznik “Zakazana Historia” ukazuje się nadal – polecam serdecznie.

 

A oto tekst – “Warszawska Gazeta” nr 8 ; 22 – 28 lutego 2019 r.

 

 – Żydzi po wojnie mordowali Polaków. Nie, nie naród żydowski mordował Polaków, robili to Żydzi ulokowani w strukturach bezpieki, Informacji Wojskowej, komunistycznych władz. Było ich tam całe mrowie i śmiało można ryzykować twierdzenie, że bez nich Stalinowi trudno by było zbudować  komunistyczny twór, którym była PRL.

Skala zasług Żydów w powojennej Polsce dla Stalina była ogromna. co potwierdzają raporty płynące z Polski do Moskwy. Już jesienią 1945 roku sowiecki doradca przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego płk Nikołaj Sieliwanowski pisał w specjalnym raporcie do Ławrientija Berii – wszechwładnego szefa NKWD:

– “W Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego pracuje 18,7 procent Żydów. 50 procent stanowisk kierowniczych zajmują Żydzi. W I Departamencie tego ministerstwa pracuje 27 procent Żydów. Zajmują oni wszystkie stanowiska kierownicze. W Wydziale Personalnym – 23 procent Żydów na stanowiskach kierowniczych – 7 osób.

W Wydziale d/s Funkcjonariuszy (inspekcja specjalna ) 33 procent Żydów ,                                                                                 -wszyscy zajmują odpowiedzialne stanowiska. W Wydziale Sanitarnym  MBP 49,1 procent Żydów, w Wydziale Finansowym 29,9 procent Żydów”.

Nie znaczy to, że reszta była Polakami. Od tej reszty należy odjąć Ukraińców, czy Białorusinów także sprowadzonych do Polski przez sowieckie wojsko z karabinami na sznurkach. Nic dziwnego, że w 1949 roku w podobnym raporcie do swoich zwierzchników ambasador ZSRS w Polsce Wiktor Lebiediew napisał:

“(…) w MBP poczynając od wiceministrów, poprzez dyrektorów departamentów, nie ma ani jednego Polaka, wszyscy są Żydami”.

Do swego przełożonego, złowrogiego i umazanego krwią po łokcie, byłego prokuratora Andrieja Wyszyńskiego pisał już po nazwiskach:

“Kierownicze jądro partii stanowią Bierut, Berman, Minc. Jako czwarty do tej grupy należy Zambrowski. Wśród nich tylko Bierut jest narodowości polskiej(…). W polskiej partii toczy się ukryta, zaciekła walka o władzę, w której Bierut jest na razie “izolowany” od pozostałych towarzyszy przez grupę działaczy wyraźnie cierpiących na żydowski nacjonalizm”.

Trudno o wyraźniejszą wskazówkę, po pierwsze co do tego, kto w Polsce rządzi, po drugie na rasowy element tych rządów. Warto odnotować, ze metoda rządzenia z tylnego siedzenia była charakterystyczna dla Stalina i znakomicie działała. Przed światem mógł udawać, że w Polsce rządzą Polacy, w rzeczywistości rządził ktoś zupełnie inny. Nie bez powodu za jednego z najbardziej wpływowych ludzi w Polsce i zarazem darzonych największą pogardą przez społeczeństwo był Żyd Jakub Bermam – ubek, który swoją  wszechmoc zawdzięczał łaskom Stalina.

Prawy polski Żyd Władysław Szpilman nazwał Bermana zbrodniarzem, z którym żaden przyzwoity człowiek by nie rozmawiał i świnią. On z Bermanem rozmawiał tylko, aby prosić o ratunek dla niemieckiego oficera, od którego doznał pomocy, kiedy ukrywał się w gruzach Warszawy. Wstydził się go tak bardzo, że przez lata nie przyznał się do tego spotkania nawet najbliższej rodzinie.

 

BEZPIEKA OPARTA O ŻYDOWSKIE KADRY

 

Wśród innych Żydów zajmujących kierownicze stanowiska w strukturach bezpieki

znaleźli się m.in. Roman Romkowski (właściwie Natan-Grinszpan-Kisiel) – wiceminister

MBP, Mieczysław Mietkowski (właściwie Mojżesz Bobrowicki) – wiceminister MBP, Leon Andrzejewski (właściwie Ajzen Lajb Wolf) – kierownik kadr, dyrektor Gabinetu MBP, Józef Różański (właściwie Józef Goldberg) – kierownik sekcji śledczej resortu, Edward Kalecki (właściwie Szymon Eliasz Tenenbaum) – dyrektor Wydziału Finansowego resortu, Kamil Warman – resort ochrony zdrowia, Leon Gangel (właściwie Lew Gangel) – dyrektor Departamentu  Służby Zdrowia MBP, Ludwik  Przysuski ( właściwie Salomon Przysuski) – dyrektor Departamentu Służby Zdrowia MBP, Michał Rosner – resort cenzury, Hanna Wierbłowska ( z domu Fagot) – resort cenzury, Michał Taboryski (właściwie Mojżesz Taboryski) – dyrektor  Departamentu Techniki Operacyjnej perlustracji korespondencji oraz ewidencji, Zygmunt Braude – kierownik Biura Prawnego MBP, Witold Gotman – resort prawny, Feliks Goldstein ( właściwie Fiszel Goldstein). Jadwiga Piasecka`( z domu Dąb) córka Chaima i Bajli, przerobionych odpowiednio na Henryka i Balbinę – Centralne Archiwum MBP, Zygmunt Okręt (właściwie  Nechemiasz Okręt ) – dyrektor Centralnego Archiwum MBP, Roman Garbowski (właśc. Rachamlel Garber) – Biuro Wojskowe, Józef Czaplicki (w łaśc.. Izydor Kurc) – dyrektor III Departamentu MBP, Julian Konar (właśc. Julian Jakub Kohn) – Departament I MBP, Leon Rubinstein (właśc. Lejba Rubinstein) – Departament II, Aleksander Wolski (właśc. Salomon Dyszko – dyrektor Iv Departamentu MBP, Józef Kratko – dyrektor IV i VII Departamentu MBP oraz dyrektor szkolenia MBP, Bernard Konieczny (właśc. Bernstein) – naczelnik Wydziału III Departamentu IV MBP, Julia Brystygier – dyrektor  Departamentu V MBP – pułkownik NKWD, Dagobert Jerzy Łańcut – Departament VI, Wacław Komar (właśc. Mendel Kossoj) – dyrektor Departamentu VII MBP, Józef Światło(właśc. Izaak Fleischfarb) – Departament X MBP, Henryk Piasecki (właśc. Izrael Chaim Pesses) – Departament X MBP.

Praktycznie w każdym miejskim lub powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego  jedno z kierowniczych stanowisk zajmował funkcjonariusz pochodzenia żydowskiego. Mówimy tylko o kierowniczych stanowiskach w jednym resorcie. A przecież dalej byli Żydzi – ubecy, którzy nie wydawali rozkazów, ale je wykonywali. Ci którzy wyrywali paznokcie , sadzali na nodze od stołka, kopali, wybijali zęby, tłukli pejczem, zamykali  w karcerach, gwałcili, pluli, bili  Robili to z upodobaniem Różański, Czaplicki czy pułkownik NKWD Julia Brystygierowa zwana “Krwawą Luną”ale i cale zastępy innych żydowskich ubeków.

 

MORD NA GENERALE “NILU” – DZIEŁO ŻYDOWSKICH STALINISTÓW

 

Cała masa stalinowskich  prokuratorów i sędziów była Żydami. Dość wspomnieć małżeństwo żydowskich ubeków – Alicję i Stanisława Graffów. On skutecznie domagał sie kary śmierci dla kpt. Stanisława Sojczyńskiego “Warszyca”. Zasłynął np. tym, że w czasie jednego z procesów  oskarżonego w nim człowieka z powodu ukończenia studiów na Uniwersytecie Warszawskim nazwał “antysemitą” i zapowiedział, że za to .                                                      “dostanie kulę w łeb”. Jego żona Alicja ( z domu Fuks) była wicedyrektorką  III Generalnej Prokuratury.  To właśnie Alicja Graff podpisała się  w 1953 r. pod listem do naczelnika więzienia na Rakowieckiej w sprawie wykonania wyroku śmierci na gen. Fieldorfie “Nilu”, któremu jej towarzysze odmówili nawet żołnierskiej śmierci od kuli i powiesili go jak zwykłego bandytę. W pierwszej instancji na śmierć skazała go zresztą Żydówka Maria Gurowska, a właściwie Maria Danielak vel Zand albo  Sand, bo kilka razy zmieniała nazwisko. Oskarżała w tym procesie inna Żydówka – Helena Wolińska – Brus, a tak naprawdę Fajga  Mindla Danielak – jedna z bardziej agresywnych stalinowskich prokuratorów i bardziej gorliwych w nienawiści do Polaków. Prywatnie była żoną niezwykle hołubionego przez lewactwo prof. Włodzimierza Brusa, którego prawdziwe nazwisko to Beniamin Zylberg(er). On z kolei karierę zaczynał jako politruk w Armii Berlinga, a oboje uważali się za “ofiary polskiego antysemityzmu”, żyjąc na ciepłych emeryturkach w Wielkiej Brytanii.

Wyrok Górowskiej vel Zand zatwierdził Sąd Najwyższy jedynie na podstawie dokumentów ze sprawy, w której akt oskarżenia sporządzony przez Wolińską był całkowicie sfingowany. Powtarzała go przed tym sądem Żydówka w todze prokuratora Paulina Kern. Wyrok zatwierdził skład sędziowski, któremu przewodniczył Żyd Emil Herz, syn Salomona. Emil  Merz za swoje sądowe zbrodnie nigdy nie poniósł żadnej kary. Tak samo jak orzekający razem z nim w sprawie gen Fieldorfa “Nila” inny Żyd – Gustaw Auscaler (ten z kolei umarł sobie spokojnie w 1955 r. w Izraelu). Trzeci m orzekającym był w tej sprawie Igor Andrejew. Można więc śmiało powiedzieć, że jednego z największych polskich bohaterów oskarżały Żydówki, a na śmierć skazali Żydzi uzupełnieni o jednego Rosjanina. Jednego z najdzielniejszych ludzi walczących przeciwko Niemcom w II Wojnie Światowej, polskiego bohatera narodowego rotmistrza Witolda Pileckiego, człowieka, który dobrowolnie dal się zamknąć w Auschwitz i sporządził raport o tym, co się tam dzieje, przesłuchiwał po wojnie ubek Jacek vel Józef Różański (prawdziwe nazwisko Goldberg). Przesłuchiwał tak, że rotmistrz po tym wszystkim, piekło w Auschwitz nazwał “igraszką”. Jednym z członków kolegium Najwyższego Sądu Wojskowego, który zatwierdził wyrok śmierci na Pileckim był sędzia Leo Hochberg syn Saula Szoela. Jeśli jesteśmy przy sędziach, to warto wspomnieć choćby o Stefanie Michniku – przyrodnim bracie Adama. Obaj bracia są z pochodzenia Żydami, Stefan zasłużył się wyrokami śmierci wydawanymi na polskich patriotów, po czym jako “ofiara polskiego antysemityzmu” udał się do Szwecji, gdzie mieszka spokojnie do dzisiaj.

 

ŻYDOWSKI OPRAWCA POLSKICH DZIECI

 

Po wojnie Żydzi nie tylko przesłuchiwali  i skazywali polskich bohaterów na śmierć. “Zajmowali się” także tymi, którzy uszli przed szubienicą i trafiali do więzień i obozów. Tu szczególną kanalią okazał się Żyd Salomon Morel. Jeszcze w czasie trwania II Wojny Światowej, jako członek zwyklej bandy założonej przez brata

” zarobił” na wyrok śmierci od AK i AL (sic!). Komuniści dopadli go pierwsi i darowali mu życie. Odwdzięczył się po wojnie, gdy jako ubek został komendantem obozu Zgoda w Świętochłowicach. Teoretycznie trafiali tam tylko volksdeutsche, w praktyce Ślązacy, którzy narazili się nowej władzy. Śledztwo IPN wykazało, że w obozie Zgoda  zostało zabitych od 2 do 3 tysięcy ludzi. Nawet półtora tysiąca z nich to mogą być bezpośrednio ofiary Morela. Najmłodszy więzień obozu miał 1,5 roku.

Z dziećmi Morel miał do czynienia także później jako komendant obozu w Jaworznie.

Pomaszerował tam niemal prosto z Świętochłowic, a w 1951 r. ubecy zaczęli tam zwozić “młodocianych bandytów”, czyli dzieci w wieku od 12  lat, należące do różnych patriotycznych organizacji (np. Słoneczko) dla komunistycznej władzy absolutnie niegroźnych. Okolicznym mieszkańcom ubecy powiedzieli, że są to byli  członkowie Hitlerjugend. Dzieciom zaś kazali mówić wyłącznie po niemiecku. Jeżeli któreś dziecko nie chciało lub nie znało tego języka, było bite. Morel osobiście “witał” polskie dzieci, wyzywając je od bandytów i każąc spojrzeć w niebo “po raz ostatni”. Osobiście przesłuchiwał dzieci, wymuszając biciem, by na pytanie, kim są, odpowiadały “bandytami”. Dzieci były tam głodzone, sadzane w czasie przesłuchań na nodze od stołka, a za “nieposłuszeństwo” zamykane w karcerze napełnionym po pas wodą. W efekcie dzieci musiały w nim stać dzień albo dwa, bo wody było zbyt dużo by mogły choćby usiąść. Przy tym wszystkim polecenia w rodzaju pisania po tysiąc razy “nienawidzę Piłsudskiego” naprawdę były niczym.

Morel miał na koncie nie tylko dręczenie dzieci i dorosłych w obozach, które nadzorował. Po 1956 roku został przełożonym Ośrodków Pracy dla Więźniów, zdążył się też zapisać w pamięci więźniów z Opola i Raciborza. Po odejściu ze służby żył sobie spokojnie nie niepokojony przez nikogo, aż do 1992 r. kiedy jeden jedyny raz przesłuchała go Główna Komisja  Badania Zbrodni  Przeciwko Narodowi Polskiemu. Następnego dnia po przesłuchaniu Morel wyjechał do Szwecji , gdzie usiłował przedstawić się jako “ofiara polskiego antysemityzmu” O dziwo! Nie zadziałało, a Morelem zainteresowała się szwedzka i niemiecka prasa, która przypomniał o jego “dokonaniach”. Morel uciekł więc do Izraela. Tam już wszystko poszło jak z płatka. Do tego stopnia, że gdy w 2005 r. IPN wystąpił o ekstradycję Morela dyrektor Departamentu Spraw Międzynarodowych w Ministerstwie Sprawiedliwości Izraela  niejaki Gai Levertow odpisał, że zarzuty stawiane Morelowi są nieprawdziwe, przedawniły się, nawet jeżeli są prawdziwe to Morela …trzeba zrozumieć  bo “polski faszysta zabił mu brata”. (w rzeczywistości na bracie Morela został wykonany wyrok śmierci przez podziemie za bandytyzm, a wykonała go komunistyczna partyzantka bo i od niej na “czapę” sobie zapracował). Jeśli już, to wydaje się nam, że Morel i jego rodzina byli ewidentnie ofiarami ludobójstwa popełnionego przez hitlerowców i Polaków z nimi współpracujących – napisał wówczas pan Levertow i tak ze zbrodniarza zrobił…ofiarę.

Być może tak samo potraktowałby “Krwawego Kazia”, czyli Kazimierza Szymonowicza, a właściwie Kopela Klejmana komendanta więzienia UB przy ul. Namysłowskiej na warszawskiej Pradze. Więźniowie byli tam zwyczajnie torturowani, godzinami stali nago na mrozie na niekończących się apelach, albo byli zamykani w “trumnie” – betonowym kanale o wymiarach  60 x 40  x 180 cm. Grozę budził też karcer – cela bez okna umieszczona pod pomieszczeniem, gdzie przechowywane były zwłoki i połączona z nim otworem o średnicy 30 cm, “zapewniającym dopływ powietrza. “. Kopel Klejman z upodobaniem wykonywał wyroki śmierci przez powieszenie osobiście lub posługując się niepełnosprawnym umysłowo chłopakiem, który nawet nie wiedział co robi. Z jakiegoś powodu środowiska żydowskie nim się nie chwalą.

JAK Z BANDYTÓW ROBI SIĘ BOHATERÓW

POLICZEK WYMIERZONY POLSKIEMU SPOŁECZEŃSTWU

 

Nawiasem mówiąc, dość charakterystyczne  dla części środowisk żydowskich

( zwłaszcza tej z Izraela) jest robienie ze zbrodniarzy i bandytów bohaterów. Trochę o dziwne, bo przecież, jakby się postarali, Żydzi znaleźliby wśród swoich  w czasie

II Wojny Światowej ludzi dzielnych i odważnych, którymi mogliby się szczycić przed całym  światem. Z jakiegoś powodu wolą jednak gloryfikować bandytów, całkowicie zakłamując ich historię. Najlepszym przykładem jest Frank Blajchman  wyniesiony pod niebiosa, jako przykład “odporności polskiego narodu”. Ani on Polak, ani bohater. Blajchman w czasie wojny założył bandę rabunkową złożoną z Żydów napadającą na polskich chłopów i “wąchającą się” z komunistyczną partyzantką. Sam Blajchman  za jedno ze swoich największych “dokonań” uważał zabicie dwóch żołnierzy Armii Krajowej. Po wojnie został zwykłym ubeckim pachołkiem piastując w 1945 r. stanowisko p.o. kierownika Wydziału Więzień i Obozów kieleckiego  WUBP. Na początku lat pięćdziesiątych wyjechał do USA i zbił majątek jako deweloper. Nigdy nie ukrywał antypolskich poglądów I takie ludzkie zero, sekretarz stanu USA Pompeo postawił Polsce za wzór. To policzek wymierzony polskiemu społeczeństwu  Podobnie jak robienie bohatera z Izraela “Lwa” Ajzenmana – innego żydowskiego bandyty. Po przedwojennych przestępstwach  wojenną “karierę” zaczynał od rabowania swoich w getcie, potem rabował Polaków, a jego największym “wyczynem” był bandycki napad na Drzewicę, w czasie którego jego oddział zamordował siedmiu Polaków.

 

MORD W DRZEWICY, CZYLI JAK ŻYDOWSCY KOMUNIŚCI LIKWIDOWALI “FASZYSTOWSKIE BANDY”(dopisek Aleksander Szumański)

https://venediortodoks.wordpress.com/2018/02/22/mord-w-drzewicy-czyli-jak-zydowscy-komunisci-likwidowali-faszystowskie-bandy/

 

W nocy z 22 na 23 stycznia 1943 r., składający się w większości z Żydów oddział Gwardii Ludowej dowodzony przez Izraela Ajzenmana ps. „Lew” dokonał mordu na mieszkańcach Drzewicy – działaczach i żołnierzach Podziemia Narodowego. Zaskoczonych podczas snu zamordowano z zimną krwią.

22 stycznia 1943 r. w godzinach wieczornych do małego miasteczka Drzewica pod Opocznem wkroczył oddział Gwardii Ludowej z celem „oczyszczenia terenu z faszystowskich band”. Na jego czele stał Izrael Ajzenman ps. „Lew” – pospolity przestępca i działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia.

Z przygotowaną wcześniej listą nazwisk „faszystów” napastnicy wtargnęli do fabryki zastawy stołowej Gerlach. Tam zmusili jej właściciela Antoniego Kobylańskiego, działacza Stronnictwa Narodowego i żołnierza NOW-AK, do otwarcia kasy, po czym zamordowali go.

Z rąk bandytów śmierć ponieśli również aptekarz i przedwojenny działacz Akcji Katolickiej Stanisław Makomaski oraz żołnierze NSZ: Józef Staszewski, Edward, bracia Stanisław i Józef Suskiewiczowie oraz Józef Pierściński. Część ofiar zabito strzałami w tył głowy, pozostałych zamordowano, rozbijając im głowy kolbami.

Kilkanaście innych osób, które znalazły się na liście do likwidacji, zdołało uciec lub ukryć się. Po splądrowaniu sejfu i ograbieniu zwłok z rzeczy osobistych grupa wycofała się z miasteczka.

Po nagłośnieniu zbrodni w niepodległościowej prasie podziemnej zmieniono dowództwo oddziału, jak i jego nazwę, nadając mu imię Ludwika Waryńskiego. W lipcu 1943 r. oddział został całkowicie rozbity przez partyzantkę NSZ. Sam Ajzenman uszedł jednak z życiem.

W późniejszym okresie dowodził jeszcze kilkoma grupami GL/AL, odpowiedzialnymi za co najmniej kilkadziesiąt zabójstw na żołnierzach Podziemia Niepodległościowego i mieszkańcach Kielecczyzny. Jesienią 1944 r. podjął współpracę z sowiecką grupą desantową NKWD.

Po wojnie robił karierę w UB, gdzie dosłużył się stopnia porucznika. Za działalność przestępczą, w której wykorzystywał swoje stanowisko, został dyscyplinarnie zwolniony ze służby i skazany na więzienie.

Przedterminowo zwolniony, zmienił nazwisko na Julian Kaniewski. Pracował w różnych miejscach, głównie w ochronie. Zmarł w 1965 r.

 

c.d. tekstu “Warszawskiej Gazety”

 

Potem, aż do końca wojny uprawiał bandytyzm na własną rękę (m.in. zamordował żołnierza AK), a po wojnie został ubekiem.

Na krótko, bo już po kilku miesiącach wyleciał nawet z UB z podejrzeniem gwałtu na nieletniej. Trafił nawet do więzienia, gdzie został kapusiem i donosił swojemu pobratymcowi – Jackowi Różańskiemu. Po wyjściu z więzienia zmienił nazwisko na polsko – brzmiące i pracował m.in. w polskim radiu. A jak pisali o nim Żydzi? Stefan Krakowski późniejszy dyrektor Yad Vashem, jeszcze jako historyk Żydowskiego Instytutu Historycznego w 1968 r. wysmażył w “Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego” tekst w którym opisał jak to oddział dowodzony przez Ajzenmana (…) dokonał ataku na posterunek policji niemieckiej w Drzewicy. Partyzanci zabili siedmiu hitlerowców, w tym komendanta posterunku. Aż dziwne, że nie powstał jeszcze hollywoodzki film gloryfikujący tego bandytę. Przykładem, że w filmie i z bandyty można zrobić bohatera jest historia braci Bielskich Tewjego i Anatola. Tewje Bielski uciekając przed gettem razem z braćmi Asaelem i Zusem  otworzył w Puszczy Nalibockiej “oddział partyzancki”, a przynajmniej tak przedstawił go hollywoodzki hit

“Opór”. W rzeczywistości była to kolejna banda rabunkowa, przygarniająca tylko tych Żydów, którzy mogli się Bielskim opłacić – w złocie lub… w naturze (przygarniał łaskawie i innych, ale traktował jak śmieci). Żydzi, którzy tam się przechowywali i mieli odwagę mówienia prawdy, mówili po wojnie wręcz o haremie, jaki Tewje Bielski stworzył sobie z młodych, ładnych Żydówek, własnymi ciałami płacących za szansę na przeżycie. Zresztą był znany z dokonywania gwałtów na dziewczynach w wioskach, gdzie pojawiał się w celach rabunkowych. Często pijany Tewje Bielski był niebywale okrutny wobec swoich, szukających schronienia współbraci, w jego obozowisku jednym z najważniejszych obiektów  był karcer, gdzie trafiało się łatwo, ale skąd wychodziło się bardzo trudno. Zresztą po pijaku Tewje Bielski potrafił zabić i swojego.  Swoją bandę utrzymywał z rabowania polskich i białoruskich wiosek, przy czym nie był skłonny dzielić się żywnością z tymi  Żydami, którzy nie mając nic, szukali u niego schronienia. Wódka i zakąski były dla niego i jego “dworu”. Dla reszty – ochłapy.

W maju 1943 r. banda Tewje Bielskiego razem z sowiecką partyzantką dokonał napadu na polska wioskę Naliboki, bestialsko mordując  128 jej mieszkańców – mężczyzn, kobiety i dzieci. Żydzi z tej bandy szczycili się potem tym napadem, kłamiąc, że była to potyczka z hitlerowcami.

 

Patrz  Aleksander Szumański “Pogrom Polaków w Nalibokach Koniuchach”

http://niepoprawni.pl/blog/2218/pogrom-polakow-w-nalibokach-i-koniuchach                                                                        

 

Tego wszystkiego nie zobaczymy jednak w amerykańskim  filmie “Opór” (reż. Edward Zwick), gdzie Tewje Bielski został wykreowany na bohatera bez skazy. Naiwni Amerykanie w tę “prawdę ekranu”, mającą z prawdą czasu tyle wspólnego, co film kręcony w “Misiu”, uwierzą. A głosów prawdy nikt nie będzie chciał słuchać.

 

SALOMON MOREL – KAT GUŁAGU PRL (dopisek Aleksander Szumański)

ZBRODNIE BEZ KARY

 

“Jest mi bardzo przykro, że na starość muszę być przesłuchiwany – pisał Salomon Morel 7 listopada  1992 . w liście do polskiej prokuratury – Pani Boreczek mówi, że powinienem wyrazić skruchę, ale nie wiem dlaczego”.

Może dlatego, że jako komendant komunistycznych obozów koncentracyjnych w Świętochłowicach i w Jaworznie w sadystyczny sposób pastwił się nad niewinnymi ludźmi. Z akt prokuratury wynika, że Salomon Morel katował więźniów kastetem, bił drewnianymi taboretami, gumową pałką, kijem, żelaznym prętem i kolbą pistoletu. Do tego dochodziły nieludzkie upokorzenia, poniżanie godności osobistej. Salomon Morel kazał więźniom bić się nawzajem po twarzach, wczołgiwać pod prycze i zbierać językiem z podłogi miał węglowy. Szczuł na nich psy, przystawiał im pistolet do głowy i straszył egzekucją, kazał godzinami stać na baczność.

Sam z dumą mówił, że stworzył warunki “gorsze niż w Auschwitz”. W obozach, którymi zarządzał ludzie umierali z głodu i wycieńczenia spowodowanego katorżniczą pracą, obfite żniwo zbierały sztucznie wywoływane epidemie. Salomon Morel – który był wyjątkowym zwyrodnialcem nawet na komunistyczne standardy – do końca życia nie miał sobie jednak nic do zarzucenia. Twierdził, że tępił “faszystów” W rzeczywistości w jego łapska trafiali zwykli Polacy, Niemcy, Ślązacy oraz Ukraińcy. Między innymi żołnierze Polskiego Podziemia Niepodległościowego. Salomon  Morel nigdy nie poniósł kary za swoje zbrodnie. Gdy polska prokuratura wszczęła  przeciwko niemu śledztwo, uciekł do Izraela. Tam zmarł w 2007 r. Był jednym z dziesiątek tysięcy komunistycznych morderców, którzy spokojnie dożyli swoich dni. Brak rozliczenia tego ludobójczego systemu jest największą hańbą naszej epoki.

 

c.d. tekstu “Warszawskiej Gazety”

 

UKRYTA PRAWDA

 

Powyższe historie (doprawdy bardzo nieliczne  w morzu zbrodni żydowskich ubeków), to także dowód tego, jak Żydzi budują swoją politykę historyczną. Robią to przez całe dziesięciolecia, podkreślając własne krzywdy i ukrywając  lub zakłamując swój własny udział w zbrodniach II Wojny Światowej. Tę metodę działania dość trafnie ujął noblista Eli Wiesel, który przez wiele lat głosił, że powadzenie badań nad Zagładą Żydów oznacza unicestwienie historii, wiedzie ku ciemności, a tajemnica prawdy ( o Zagładzie) polega na milczeniu. Innymi słowy najbardziej wpływowe środowiska żydowskie uważają, że wszechstronne badanie Zagłady Żydów nie powinno mieć miejsca. Oni już wyznaczyli kierunek badań i koniec. Każdy inny ich zdaniem nie ma prawa zaistnieć, ot, choćby kwestia kolaboracji  Żydów z Sowietami na ziemiach polskich okupowanych przez ZSRS. Zachowało się dziesiątki relacji o tym, jak Żydzi przyprowadzali do domów Polaków  służby NKWD doprowadzając do aresztowań i wywózek, po czym zajmowali domy wywiezionych, ale o tym nie tylko świat nie wie lecz nawet w Polsce nie wolno mówić. Chyba, że komuś zależy na łatce “antysemity”. O Brzostowicy Małej, czy Nalibokach i Koniuchach, gdzie Żydzi mordowali Polaków nie ma mowy nawet w polskich szkołach. Jeszcze gorzej jest jeżeli chodzi o kwestię kolaboracji Żydów z Niemcami, czy też używając ich terminologii – z nazistami. Po wojnie łatwo zwolnili się z winy, a dzięki podejściu a’ la Wiesel także z badań ujawniających prawdę o ich poczynaniach. Dziś powiedzenie – Żydzi mordowali Polaków, chociaż zgodne z faktami i będące parafrazą słów  premiera Izraela, natychmiast wywołuje zarzut “antysemityzmu”. I w finale w naszym kraju, w mieście, gdzie każda płyta chodnika zbroczona jest krwią ofiar niemieckich zbrodni, jesteśmy opluwani. Taka to żydowska “wdzięczność” za ryzykowanie życia dla ich braci. Świat słyszy kłamstwa i im wierzy. Najsmutniejsze jest to, że polskie władze, gdy opluwany jest polski naród, przekonują, że to tylko pada deszcz.

 

 

Dla osób, które uważają, że komunista nie jest Żydem, wyjaśnienie od samej Lucyny Tychowej, córki Jakuba Bermana. W wywiadzie rzece pt. “Tak ,jestem córką Jakuba Bermana”(wyd. Uniwersitas 2017) wobec zacytowanego jej stwierdzenia, że Żyd – komunista przestaje być Żydem, Bermanówna odpowiedziała: Zupełnie się z tym nie zgadzam. Chyba założymy, że okres do ruchu rewolucyjnego prowadził automatycznie do wyparcia się narodowości. Ale skoro tak założymy – to nie może to dotyczyć tylko Żyda. Polak komunista nie jest Polakiem? Chyba tylko w pojęciu endeka. A Francuz? Bądźmy logiczni.

                             Aldona Zaorska “Warszawska Gazeta” nr 08 ; 22 – 28 lutego 2019 r.

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

Aldona Zaorska “Warszawska Gazeta” nr 08 ; 22 – 28 lutego 2019 r.

 

Aleksander Szumański “Warszawska Gazeta” nr 08; 22 – 28 luty 2013 r. nr 11; 13-21 marzec 2013 r. nr 09; 1-7 marzec 2013 r. nr 07 15 – 21 luty 2013 r. nr 06 08 – 14 luty 2013 r. nr 05 01 0 07 luty 2013 r.  nr 03 18 – 24 styczeń 2013 r. nr 02 11 – 17 styczeń 2013 r. nr 46 14 – 20 grudzień 2014 r.

 

Aleksander Szumański  “Warszawska Gazeta” 22 marzec 2013 r. “JAKUB BERMAN TAJNE PRZEMÓWIENE” http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/jakub-berman-tajne-przemowienie

 

Aleksander Szumański  “CZY NADAL OBOWIĄZUJĄ ZALECENIA BERMANA?”( TYTUŁ „WARSZAWSKIEJ GAZETY„ 22 MARCA 2013 r.).

 

Aleksander Szumański PRZEDSIĘBIORSTWO HOLOKAUST  Z “OPERACJĄ – ZNISZCZYĆ “WARSZAWSKĄ GAZETĘ”  W TLE http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/przedsiebiorstwo-holokaust

 

Aleksander Szumański “Żydzi mordowali Żydów” http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/zydzi-mordowali-zydow

 

Aleksander Szumański “Krwawy żydowski kat Salomon Morel” http://niepoprawni.pl/blog/2218/krwawy-zydowski-kat-salomon-morel  16 marca 2014 r.

 

Aleksander Szumański “Żydowscy mordercy Polaków” http://niepoprawni.pl/blog/aleszumm/zydowscy-mordercy-polakow-mordowali-i-uciekli-do-izraela-mordercy-gen-fieldorfa-nila-i                

 

MORD W DRZEWICY

https://venediortodoks.wordpress.com/2018/02/22/mord-w-drzewicy-czyli-jak-zydowscy-komunisci-likwidowali-faszystowskie-bandy/

 

 

 

 

The post JAK ŻYDZI MORDOWALI POLAKÓW BEZPŁATNA LEKCJA HISTORII, DEDYKOWANA ANTYPOLONITOM NATANIAHU, KATZOWI I NIEDOUCZONEJ DZIENNIKARCE MITCHELL appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

AMERYKAŃSCY ŻYDZI PRZECIWKO POLSCE

$
0
0

AMERYKAŃSCY ŻYDZI PRZECIWKO POLSCE

 Według “Forward”, żydowskiego pisma w USA, wysuwane roszczenia mają dziś jednoczyć Żydów i Niemców. Dotychczasowe powodzenie żydowskiego ruchu roszczeniowego skłania ludzi biorących w nim udział do dalszych działań wymierzonych w Polskę.

Artykuł Nathaniela Poppera w żydowskim piśmie “Forward” z 6 sierpnia 2004 r. nawołuje Żydów i Niemców, by wspólnymi siłami zaspokajali swoje roszczenia przeciw Polsce. Tekst nosi znamienny tytuł: “Bitwa roszczeniowa rozszerza się na polski front”.

Autor pisze, że “wspólna walka Żydów i etnicznych Niemców stwarza nową sytuację w historii roszczeń tych, którzy przeżyli Holocaust… Nowe światło pada na opór Polski w zaspakajaniu [niby słusznych] majątkowych roszczeń”. W tym artykule znalazł się uderzający zwrot o tych, “którzy przeżyli Holocaust” jako kategorii obejmującej wspólnie Żydów i Niemców. Do niedawna, według Żydów, wyłącznie Żydzi mieli prawo być uznani jako “Holocaust survivors”, czyli ci, którzy przeżyli Holokaust. Teraz w tej samej kategorii Popper umieszcza i Żydów i Niemców – dzięki temu, że łączy ich w ruchu roszczeniowym przeciw Polsce. Popper cytuje Żyda, doradcę prezydenta Clintona, Stuarta Eizenstata: “Jest rzeczą wysoce niemoralną, że rząd USA nie poparł żydowskich roszczeń wtedy, kiedy Polska przystępowała do NATO i do Unii Europejskiej”.

Podobny antypolski artykuł opublikował Jabeen Bhatti w “The Wall Street Journal” z 11 sierpnia 2004 r., z podróży do Legnicy, pod tytułem “Echa wojny”.

“Wypędzeni z Polski w 1945 roku Niemcy chcą odzyskać majątki; po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej zgłoszono tuziny roszczeń do ziemi; wielu Polaków jest przerażonych”.

Autor pisze, że polscy żołnierze “wypędzili” Niemców z ich domów, i nie wspomina faktu, że rząd niemiecki nie tylko rozpoczął wojnę, ale również podpisał bezwarunkową kapitulację, przyjmując również decyzje zwycięskich aliantów z 2 sierpnia 1945 r. powzięte na konferencji w Poczdamie. Ustalono wówczas prawnie usunięcie Niemców z terenów położonych na zachód od granicy na Odrze i Nysie oraz z Prus Wschodnich i włączenie do Polski Zachodniego Pomorza i Dolnego Śląska.

Na terenach tych dziś mieszka ponad 10 milionów Polaków. W 1940 roku na ziemiach tych mieszkało 8 milionów 850 tysięcy obywateli niemieckich. Około 5 milionów Niemców uciekło przed zbliżającym się frontem sowieckim, a 3,5 miliona zostało ewakuowanych z Polski na podstawie decyzji aliantów. Natomiast 20 lutego 1946 roku został podpisany protokół brytyjsko-polski o zakazie powrotu Niemców na wschód od granicy na Odrze i Nysie. Tak więc wszelkie roszczenia obywateli niemieckich ma obowiązek zaspokajać rząd niemiecki.

Wprawdzie kanclerz Schroeder powiedział w Warszawie podczas obchodów 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, że żądania Niemców zwrotu mienia z Polski to “stawianie historii na głowie”, ale jest to niestety osobista opinia kanclerza, a nie wiążący układ.

Faktem jest, że komunistyczny rząd Niemiec Wschodnich (NRD) nie płacił odszkodowań Niemcom przesiedlonym z Polski i Czech, jak to czynił rząd Niemiec Zachodnich (RFN), ale teraz za odszkodowania te jest odpowiedzialny rząd zjednoczonych Niemiec, a nie rząd Polski – kraju, który najbardziej ucierpiał w czasie wojny, a następnie został zdradzony przez aliantów i oddany w niewolę sowiecką. Krzywdy, straty i cierpienia Polaków muszą być uznane, w ich świetle żydowski i niemiecki ruch roszczeniowy jest nielegalny. Rację ma poseł Antoni Macierewicz, cytowany w artykule Bhattiego, że ludzie mieszkający poza granicami Polski nie mają prawa do specjalnych przywilejów, których nie posiadają Polacy mieszkający we własnym kraju. Bhatti pisze, że mogą być potrzebne nowe traktaty i prawa, żeby powstrzymać powódź roszczeń i zapobiec fatalnemu pogorszeniu się stosunków Niemiec z ich wschodnimi sąsiadami.

Obecne żądania roszczeniowe – tak niemieckie, jak żydowskie – są tylko szczytem góry lodowej. Jest znamienne, że kierownicy żydowskiego ruchu roszczeniowego zawarli między sobą zgodę, żeby nie kłócić się o już zdobyte fundusze, ale powiększać żydowskie roszczenia. Teraz z typową dla siebie hucpą dziennikarze żydowscy nawołują do połączenia sił żydowskiego ruchu roszczeniowego z roszczeniami niemieckimi.

Bhatti cytuje bardziej ugodową wypowiedź niemieckiego adwokata w Berlinie Stefana von Raumera, że “lepiej nie szukać prawnych wybiegów i zawrzeć układ polityczny” wykluczający roszczenia (zarówno Niemców, jak i Żydów) wobec Polski. Europejski Trybunał Praw Człowieka nie ma podstawy prawnej do zasądzania roszczeń na szkodę Polaków, jak gdyby Naród Polski był mniej pokrzywdzony niż Niemcy i Żydzi, zwłaszcza żyjący poza granicami Polski. Trzeba pamiętać, że w XX wieku na terenach zamieszkałych przez Polaków toczyły się niszczące bitwy I Wojny Światowej, inwazji bolszewickiej w latach 1919-1920 oraz II Wojny Światowej, wraz z ludobójstwem popełnianym na Narodzie Polskim przez Niemców. Od roku 1914 do 1945 zginęło więcej Polaków niż Żydów. Natomiast w skali światowej tragedia Żydów zamordowanych przez rząd niemiecki jest tylko małą częścią tragedii masowych mordów XX wieku, “wieku śmierci”, podczas którego zostało zabitych ponad 200 milionów ludzi. Żydzi stanowili 2,5 procent tych ofiar.

Żydowski ruch roszczeniowy chce, żeby chciwość zjednoczyła Żydów i Niemców przeciwko Polakom. Miejmy nadzieję, że rząd Niemiec więcej sobie będzie cenił dobre stosunki z Polską niż ustępstwa wobec żydowskiego ruchu roszczeniowego, który chce stworzyć wspólny antypolski front żydowsko-niemiecki w celu wysuwania niekończących się i do głębi niesprawiedliwych roszczeń Żydów i Niemców przeciwko Polsce.

 

                                                      Aleksander Szumański “Kurier Codzienny” Chicago

 

                                                      Tłumaczenie Józef Komarewicz

 

 

Dokumenty, źródła, cytaty:

 

 Nathaniel Popper „The Jewish Daily Forward”; 6.08. 2004 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

The post AMERYKAŃSCY ŻYDZI PRZECIWKO POLSCE appeared first on 3obieg.pl - Serwis informacyjny dziennikarstwa obywatelskiego..

Viewing all 975 articles
Browse latest View live